czwartek, 7 stycznia 2016

Być szczęśliwym, znaczy...

,,Buenos Aires, dn. 19.06.2017r.

     Kochany Tato!

     Zapytałeś mnie kiedyś, czy wiem, czym jest szczęście? Miałam wtedy sześć, a może siedem lat, różową sukienkę i włosy przewiązane wstążką. Zabrałeś mnie do parku. Po drodze zatrzymaliśmy się przy małej budce, w której sprzedawano jabłka w karmelu, nasze ulubione. Pamiętasz jak za nimi przepadałeś? Usiedliśmy na naszej ławce, a Ty zadałeś mi to, z pozoru zupełnie proste, pytanie. Skończyłeś już swoje jabłko, a ja byłam gdzieś w połowie. Zawsze kończyłeś je szybciej ode mnie, co swoją drogą, nieco mnie złościło. Gdybym wtedy wiedziała... Zresztą nieistotne. Teraz wydaje mi się to takie błahe...
     Ale wracając do tematu, nie wiedziałam, co Ci wtedy odpowiedzieć. A kiedy się nad tym zastanawiałam, reszta mojego jabłka, wylądowała na ziemi. Przez chwilę je obserwowałam, ze zdziwieniem, zaskoczona. Kiedy dotarło do mnie, że już go nie odzyskam, wybuchnęłam gromkim płaczem. Łzy spływały mi po policzkach, a Ty otarłeś kciukiem jedną z nich, po czym mnie przytuliłeś. Tak po prostu, przytuliłeś, zamknąłeś delikatnie w swoich silnych ramionach, jakbym była jedną z tych kruchych, porcelanowych figurek Marii. Głaskałeś mnie po włosach, wiedziałeś jak bardzo to uwielbiałam. Dopiero wtedy złość i smutek zaczęły ustępować, a mój oddech powoli wracał do normy. Bo tak naprawdę tylko tam czułam się naprawdę bezpieczna, wiedziałam, że tylko Ty potrafisz ochronić mnie przed całym złem tego świata. Twój uścisk dawał mi pewność i gwarancję, że wszystko będzie dobrze. A ja? No cóż, nie musiałam się już nad niczym zastanawiać, wierzyłam Ci. Zawsze nazywałeś mnie swoim aniołkiem, a mnie wydawało się to takie oczywiste, bo... Sam wiesz najlepiej, nie muszę Ci tego tłumaczyć. Kiedy już przestałam płakać, odsunąłeś mnie lekko od siebie, ale tylko na długość ramion, żeby móc spojrzeć mi w oczy i powiedziałeś, żebym się nie martwiła i, że kiedy będziemy wracać, kupisz mi jeszcze jedno. Ale ja wtedy już wcale tego nie chciałam, nie chciałam już nigdy musieć na nie patrzeć. I szło mi to całkiem dobrze... Przez jakiś tydzień, dopóki znowu nie zabrałeś mnie na spacer. A przecież tak się zarzekałam, że już nigdy nawet na nie nie spojrzę... 
     Chcę Ci powiedzieć, że dopiero teraz, po ponad dwudziestu latach, jestem w stanie dokładnie odpowiedzieć na Twoje pytanie. Co prawda poznanie odpowiedzi trochę mi zajęło, ale teraz mam pewność. A przecież była ona tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Jedno słowo, sześć liter, z pozoru tak zwyczajne, w rzeczywistości jednak najważniejsze. Szczęście to m i ł o ś ć...

     Być szczęśliwym, znaczy być kochanym.
     Być szczęśliwym, znaczy mieć miejsce, do którego zawsze można wrócić.
     Być szczęśliwym, znaczy potrafić odnaleźć radość w najdrobniejszych rzeczach.
     Być szczęśliwym, znaczy potrafić oddzielić prawdę od kłamstwa.
     Być szczęśliwym, znaczy przezwyciężyć własne lęki.
     Być szczęśliwym, znaczy śmiać się i płakać.
     Być szczęśliwym, znaczy tańczyć w deszczu.
     Być szczęśliwym, znaczy śpiewać.
     Być szczęśliwym, znaczy zaufać własnym uczuciom.
     Być szczęśliwym, znaczy pójść za głosem serca.
     Być szczęśliwym, znaczy iść do przodu pomimo przeciwności losu.
     Być szczęśliwym, znaczy odnaleźć własną melodię.
     Być szczęśliwym, znaczy odnaleźć właściwą drogę.
     Być szczęśliwym, znaczy odnaleźć tą jedyną, wyjątkową osobę.
     Być szczęśliwym, znaczy odnaleźć siebie.
     Być szczęśliwym, znaczy marzyć.
     Być szczęśliwym, znaczy wierzyć.
     Być szczęśliwym, znaczy mieć nadzieję.
     Być szczęśliwym znaczy kochać.

     I chociaż nie możesz jeszcze raz wziąć mnie w ramiona i nazwać swoim aniołkiem, wiem, że jesteś tu ze mną, w moim sercu. Czuję Twoją obecność. Czuję Twój dotyk w promieniach słońca, muskających moja twarz. Słyszę Twój głos w każdym słowie piosenki. Odnajduję Twój zapach w woni świeżo skoszonej trawy. 
     Wiesz, mama wciąż mi powtarza, że za każdym razem, kiedy patrzy w moje oczy, widzi Ciebie. Mówi, że są identyczne, czasem jasne jak niebo, zupełnie bezchmurne, innymi razy ciemne i nieprzeniknione, niczym bezkresny ocean. Kiedyś wydawało mi się to pozbawione sensu, nie dostrzegałam tego, ale teraz... Teraz rozumiem, o co jej chodzi. Oczy są przecież zwierciadłem duszy, a tak się składa, że Ty, Tato, zajmujesz sporą jej część. Póki co, muszę już powoli kończyć, ale niedługo znowu do Ciebie napiszę, obiecuję. Tak bardzo Cię kocham.


Twoja na zawsze,
Angeles.

P. S. A teraz pora rozpocząć pierwszy dzień reszty mojego życia."


     - Gotowa? - Głos Antonio przywrócił mnie do rzeczywistości.
     Musnęłam list wargami, po czym włożyłam go do koperty i jeszcze raz spojrzałam w lustro.
     - Jak nigdy dotąd. - Chwyciłam jego wyciągnięte ramię. 
     - Od samego początku wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Jestem z ciebie bardzo dumny... - Dłonią drugiej ręki, dotknął mojej dłoni i lekko ją ścisnął. - ... i jestem pewien, że on też. - Dodał po chwili, w tym samym momencie, w którym opuszczaliśmy pomieszczenie. A ja poczułam jak przyjemne ciepło ogarnia całe moje ciało. 


Jest coś co być może muszę ci powiedzieć
Coś co sprawi, że poczujesz się lepiej...

     Najpierw usłyszałam jej głos, delikatny i czysty, zupełnie jak jej matki. Lecz kiedy moje oczy przyzwyczaiły się już do słońca, ujrzałam również jej drobną sylwetkę i piękne oczy. Stała na przeciwko mnie i ciepło się do mnie uśmiechała. Ubrana w brzoskwiniową sukienkę, która kiedyś należała do Marii. Była do niej taka podobna. Szkoda, że nie możesz jej teraz zobaczyć, pomyślałam. Pamiętam jak bardzo zmieniła się przez te cztery lata. Kiedy ją poznałam, była nieśmiałą, niepewną siebie dziewczyną, która całe życie spędziła w zamknięciu, wciąż żyła na walizkach. Bezustannie zmieniając miejsce zamieszkania, nawet nie miała czasu z nikim się zaprzyjaźnić, na dodatek w jej życiu nie było miejsca na muzykę. Teraz natomiast miałam przed sobą dorosłą kobietę, która doskonale wie, czego chce, która jest pewna swoich uczuć, już się nie waha. Kobietę, która ma wspaniałych przyjaciół i wyjątkową osobę. A muzyka jest w niej, jest jej częścią. 
     Tak wiele się od siebie nauczyłyśmy przez ten czas, połączyła nas więź, której nic nigdy nie będzie w stanie złamać. Była dla mnie tak ważna, tak bardzo ją kochałam. Poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku, dokładnie jak wtedy. Dlatego też, kiedy lekki podmuch wiatru, zdmuchnął ją, byłam pewna, że przy mnie jesteś, Tato...

Poczuj naprawdę, to, co jest w twoim umyśle...

     Mój wzrok powędrował ku Camili, która plecami opierała się o ciemnoskórego chłopaka, który delikatnie ją obejmował. Od samego początku wiedziałam, że są dla siebie stworzeni. Pomimo wszystkich przekomarzań, sprzeczek i nieporozumień, ich drogi bezustannie się krzyżowały, a serca spotykały. Camila od zawsze była oryginalna i niezależna, dlatego też potrzebowała kogoś kto pozwoli jej być wolną i zamiast jej ograniczać, będzie ją wspierał. I taką osobą właśnie był Broduey.

I powiedz mi, czy jesteś tym, kim chcesz...

     Głowa Hiszpanki spoczywała na ramieniu Włocha, a jego lewa ręka podtrzymywała dziewczynę w talii. I tak własnie było odkąd Federico wrócił do Buenos Aires. Ich losy splotły się, a każdy znalazł to czego szukał. Chłopak pomógł Natalii odnaleźć siebie, odkryć jej wewnętrzny blask, który tak długo pozostawał przygaszony, podczas, gdy znajdowała się w cieniu Ludmiły. Był jej podporą, pierwszą osobą, która wyciągnęła, do niej rękę, która dostrzegła w jej zmianę, która jej zaufała. Przez co, ona również obdarzyła go zaufaniem, podarowała mu klucz do swojego serca. Pozwoliła mu wejść do swojego królestwa, odkrywając przed nim swój świat i swoje tajemnice. 
     Ona natomiast stała się jego osobistym portem, bezpieczną przystanią, do której zawsze może wrócić. Jedynym pewnym punktem w jego życiu. Dzięki niej Federico nauczył się, że żyć to wierzyć, marzyć, a przede wszystkim kochać. Zobaczył jak to jest, kiedy naprawdę się o kogoś troszczysz, a on odpłaca ci się tym samym...

Podejdź do mnie i weź mnie za rękę...

     Leon chwycił dłoń Violetty, a ona spojrzała mu prosto w oczy, promiennie się do niego uśmiechając. Byli jak piosenka. Oddzielnie słowa i muzyka są czymś zupełnie zwyczajnym. Natomiast kiedy je połączymy, zamieniają się w coś wyjątkowego, nabierają sensu. Tak samo właśnie jest z Leonem i Violettą. Z dala od siebie to tylko dwie zagubione dusze, wciąż szukające, wciąż podróżujące po ścieżce jaką jest życie. Chociaż nie raz zbaczali z trasy, zarówno jedno jak i drugie, spotkali się w pewnym jej punkcie. I jestem pewna, że od tej pory będą tę drogę przemierzać razem. Bo jakie jest inne wyjście, kiedy ich serca biją w rytm tej samej melodii?

      Tylko miłość, miłość, miłość...

     Kiedy go dostrzegam, uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, a serce zaczyna bić tak szybko jak gdyby miało zaraz wyskoczyć z mojej piersi. On również się do mnie uśmiecha. Sposób w jaki na mnie patrzy, sprawia, że czuję się wyjątkowa. Z każdym dniem kocham go coraz bardziej. Za każdym razem, kiedy jestem blisko niego, pragnę, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiem, że dokonałam słusznego wyboru. Wyboru, który tak naprawdę od zawsze był oczywisty. Problem polegał tylko na tym, abym to ja zdała sobie z tego sprawę. Bo tylko przy nim ziemia staje się niebem.
     Dlatego, kiedy jestem już obok niego, kiedy patrzymy sobie w oczy, a nasze prawe dłonie są splecione, mówię - Ja Angeles, biorę sobie ciebie, Pablo...

***

Witam Was ponownie, moje Słoneczka (o ile ktoś w ogóle tu jeszcze został) ;* To coś, co widzicie na górze, zaczęłam pisać zaraz niedługo po emisji ostatniego odcinka Violetty. W żaden sposób nie mogłam pogodzić się z zakończeniem (mam tu na myśli ślub Germangie). Wiem, że jest mnóstwo miłośników tej pary, których zdanie w stu procentach szanuję, jednakże ja za tym połączeniem nie przepadam. Dlatego też doszłam do wniosku, że nie mogę przejść obok tego obojętnie, bo moja historia nie byłaby wtedy kompletna. No i powstało coś oto takiego. Dlaczego opisałam tu tylko losy czterech par? Chyba po prostu chciałam zostawić sobie furtkę. Bo kto wie, czy kiedyś nie pojawi się tu jeszcze coś? ;) Ja chyba nie potrafię rozstać się z fioletową tematyką tak w zupełności, raz na zawsze. Także, niczemu nie zaprzeczam, nic też nie obiecuję ;) A Wy, jeśli jeszcze tu jesteście, dajcie znać, bo bardzo się za Wami stęskniłam.

Wasza, Natalka <3