wtorek, 26 listopada 2013

Capítulo décimo - ,,Yo lo sé, mi mejor amigo eres tú" (,,Junto a ti")

Rozdział dedykuję mojej Adze,
za to, że po prostu jest ;*

,,Ostatnio wciąż śni mi się ten sam sen. Każdej nocy. Stoję nad przepaścią, wokół mnie nie ma nic, tylko bezkresna, otwarta przestrzeń. Ani śladu żywej duszy. Jedyne, co czuję to pustka. Nagle pojawia się we mnie, nieodparta wręcz, chęć, aby spojrzeć w rozpościerającą się przede mną, czeluść. Jednak czuję wewnętrzny opór, coś, co sprawia, że mimo chęci, nie mogę. To coś mnie blokuje. Wtedy jeszcze raz się rozglądam, nasłuchuję. I nagle słyszę. Słyszę dwa ciche głosy, które z każdą chwilą, stają się coraz głośniejsze. Zamykam oczy i przysłuchuję się im uważniej. I wtedy słyszę. Orientuję się, że obydwa znam bardzo dobrze. Jeden z nich jest lekko zachrypnięty, a jego ton jest niemalże błagalny. Przestrzega mnie, prosi, abym nie patrzyła w dół. Jakaś cząstka mnie, wie, że tak właśnie powinnam zrobić. Obrócić się na pięcie i odejść. Pozostawić za sobą wysokie, strome urwisko, nie myśleć o nim, pójść na przód. Ale wtedy w moich uszach rozbrzmiewa drugi głos. Dużo wyraźniejszy i lepiej słyszalny, zresztą tak bliski mojemu sercu. W tym momencie znów czuję to ciepło. Ciepło, które tak uwielbiam. Ogarnia ono całe moje ciało, każdą jego komórkę. Każdy neuron wysyła wyraźne sygnały do mojego mózgu. Z każdą kolejną sekundą, odczuwam coraz silniejsze przyciąganie. Wreszcie nie wytrzymuję, podchodzę i patrzę. A wtedy wszystko staje się jasne, zaczynam wszystko rozumieć. Przepaść to nie jest zwykła rozpadlina. Symbolizuje moje serce. Zakamarki mojej duszy,  których odkrycia tak bardzo się boję. Dlaczego budzi to we mnie taki lęk? Dlatego, że wiem jakie będą tego konsekwencje. Boję się, że jeśli raz pozwolę sobie na chwilę zapomnienia, stracę kontrolę, choćby na moment, mogę kompletnie zatracić się w tym wszystkim. A przecież nie mogę sobie na to pozwolić, nie mogę dopuścić do sytuacji, która przyniesie cierpienia tak wielu osobom. Przecież poznałam już tego przedsmak, kilka dni temu. Teraz nie mogę przestać myśleć o jego dotyku, zapachu, jego ciepłych, słodkich wargach, delikatnie pieszczących moje. Wciąż czuję jego silny, a przy tym tak niezwykle czuły, uścisk jego ramion. To niespodziewane jak wiele radości, poczucia bezpieczeństwa może dać człowiekowi, bliskość drugiej osoby, jak wiele może dla niego ona znaczyć. Dlaczego więc wszystko musi być tak trudne? Dlaczego nie można po prostu zapomnieć? Dlaczego tak trudno jest zaznać szczęścia?" - westchnęła ciężko i odłożyła pamiętnik na szafkę, po czym wsunęła się głębiej pod kołdrę. Była bardzo zmęczona. Dzisiejszy dzień nie należał wcale do łatwych. Cały czas musiała się kontrolować i unikać jego wzroku. I do tego jeszcze te okropne wyrzuty sumienia, które nie opuszczały jej, nawet na chwilę. Bo przecież to co zrobili wcale nie było w porządku. Było wręcz przeciwnie. Popełnili ogromny błąd. Błąd, który mógł zranić tak ważne dla nich osoby, który niósł za sobą tak poważne następstwa. A przecież wcale nie mieli takiego zamiaru. Nie chcieli przysporzyć tym nikomu cierpienia. To przecież był tylko moment, chwila zapomnienia. - próbowała usprawiedliwiać się przed samą sobą. Problem w tym, że to wcale nic nie dawało. Bo nawet jeśli nie chciała się do tego przyznać, ten pocałunek sprawił, ze poczuła się znowu szczęśliwa, po raz pierwszy od tak długiego czasu, czuła się wolna. Mogła, chociaż na chwilę, zdjąć maskę i po prostu być sobą. I mimo tego, że próbowała temu zaprzeczać, jej serce wiedziało, że tylko jedna osoba może dać jej szczęście.


Już od dłuższego czasu, jeździł nerwowo palcami, po ekranie swojego telefonu. Kiedy tylko chciał nacisnąć opcję ,,wyślij", nagle zupełnie niespodziewanie, rezygnował. Ale czego tak właściwie się bał? Co mogło wywoływać w nim te sprzeczne uczucia? Co sprawiało, że w ogóle się nad tym zastanawiał? Przecież Maximiliano Ponte nigdy nie należał do osób nieśmiałych, zagadanie do dziewczyny nie było dla niego żadnym problemem. Co więc takiego wyjątkowego było w tej drobnej, na pierwszy rzut oka zwyczajnej, brunetce? Dlaczego wysłanie jednej, krótkiej wiadomości sprawiało mu tyle trudności? Przecież wystarczyło jedno głupie ,,Hej, co u Ciebie?". Jednak w rzeczywistości to wcale nie było takie proste, jakby się mogło wydawać. Przecież początki ich znajomości wcale nie należały do łatwych. Kiedy się poznali, Natalia była tylko zwykłym ,,poplecznikiem" Ludmiły, brała udział w jej spiskach, intrygach, dawała się wykorzystywać, przyjmowała na siebie całą winę blondynki. Niektórzy mogliby wręcz powiedzieć, że wcale nie była lepsza od panny Ferro. Przecież przez ten cały czas robiła to z własnej, nieprzymuszonej woli. Każdy z nas ma własne sumienie, a jego życie, zdawać by się mogło, jest w jego rękach. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nie każe postępować wbrew sobie. Jednak, czy aby na pewno? Chyba nie do końca. Ludzie bywają okrutni, nie zważają na potrzeby i uczucia innych, nie liczą się z nimi. Otoczenie wywiera na nas ciągłą presję, a my po prostu się w tym gubimy. Tak najzwyczajniej na świecie zapominamy co jest ważne. Dążąc do celu, czasami nawet po trupach, zatracamy się w otaczającej nas rzeczywistości. Pragniemy stać się ,,kimś", zaistnieć, wyrobić sobie określoną pozycję. Bo nie oszukujmy się, każdy z nas potrzebuje akceptacji, szuka jej, niejednokrotnie za wszelką cenę. I tak właśnie było w przypadku Hiszpanki. Ona chciała tylko i wyłącznie, zyskać przyjaciółkę, kogoś, kto w pełni by ją zrozumiał, wspierał, był przy niej. Tylko niestety dokonała niewłaściwego wyboru.
Maxi jednak od początku widział w niej kogoś więcej. Wiedział, że pod tą, z pozoru twardą, powłoką, kryje się piękne wnętrze, czekające na odkrycie niczym nowe, niepoznane dotychczas lądy, niezmierzone wody bezkresnych oceanów. Tak długo czekał, żeby móc wejść do jej świata, móc zobaczyć to, co skrywa się za murami, które tak wytrwale wokół siebie budowała. I kiedy dzieliło go od tego tak niewiele, ona zamknęła wrota swojego królestwa, zamknęła jego bramy. A z każdą kolejna minutą oddalała się coraz bardziej, stawała się bardziej nieosiągalna. Na dodatek jeszcze ostatnio kręcił się wokół niej ten cały Pasquarelli. Chłopak bardzo lubił Włocha, jednak wolałby, żeby trzymał się z dala od Naty...jego Naty. ,No nic, wygląda na to, że będę musiał o nią zawalczyć... - to stwierdzenie wydało mu się w tym momencie tak oczywiste, że nie musiał go nawet wypowiadać na głos. Aczkolwiek ten fakt nie bardzo mu się podobał, gdyż dobrze znał Federico i wiedział, że nie należy on do osób, które poddawały się bez walki.

,,Był ciepły wiosenny dzień. Słońce posyłało ku ziemi swoje delikatne promienie, a z oddali  można było usłyszeć cichy śpiew ptaków, będący niczym piękna muzyka stworzona przez naturę. Wydawałoby się, że nic nie może zniszczyć błogiego spokoju. Jednak ten kto by tak stwierdził, bardzo by się pomylił. Młoda dziewczyna o niebieskich oczach pospiesznie zmierzała ku jednej z parkowych ławek. Była to wysoka, smukła osóbka o długich blond falach delikatnie opadających na ramiona. Śliczna biała sukienka, którą miała dzisiaj na sobie, idealnie współgrała z jej delikatną, rzadko spotykaną urodą. Ale coś było nie tak. Jej oczy były zaszklone od łez, które już po chwili zaczęły spływać po jej lekko zaróżowionych policzkach. Na twarzy natomiast malował się wyraźny smutek połączony z żalem i bólem. Rzuciła torbę na ławkę, po czym sama na nią opadła. Podkuliła kolana pod brodę, oplatając je rękoma. Uwielbiała tu przebywać, bo tylko tutaj mogła w pełni poczuć jego obecność. Kiedyś tak często razem przychodzili do tego parku, wspólnie przechadzali się jego alejkami, rozmawiali o rzeczach, z pozoru zupełnie zwyczajnych, które w rzeczywistości były dla nich tak istotne. Bo przecież z każdej wspólnej rozmowy, zarówno ona jak i on, czerpali tak wiele radości, każda z nich była wyjątkowa, dawała im tak wiele szczęścia. Tak, prawda, często się ze sobą sprzeczali, zazwyczaj jednak były to jakieś błahostki, aczkolwiek wynikało to tylko z podobieństwa ich charakterów. Matka często wtedy się z nich śmiała, mówiąc, że są tacy sami, zupełnie jak dwie krople wody. W tamtych momentach dziewczyna się obruszała, a mężczyzna wybuchał gromkim śmiechem. Tak bardzo kochał córkę, a ona tak dobrze o tym wiedziała. O zawsze była ,,córeczką tatusia", zawsze z nim.
A teraz już go przy niej nie było. Odszedł. Odszedł na zawsze, bezpowrotnie. Już nigdy miała go nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu, nie poczuć jego uścisku, w którym mogła schować się przed całym złem tego świata. Tak bardzo jej tego brakowało, ich wspólnych spacerów, tego jak wspólnie kładli się na trawie i patrzyli w niebo, czasami patrząc w chmury, a innymi razy obserwując gwiazdy. Dlaczego więc los musiał być tak bezwzględny i zabrać jej osobę, która tak wiele dla niej znaczyła, osobę, która najlepiej ją rozumiała, którą tak bardzo kochała? I to właśnie teraz, gdy tak bardzo go potrzebowała, zaraz po tym jak straciła Marię. Nagle poczuła czyjeś dłonie na swoich ramionach.
- Pablo... - nie musiała nawet się odwracać. Tak dobrze znała jego dotyk, jego zapach. Był przy niej odkąd tylko pamiętała.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - zajął miejsce koło przyjaciółki.
- Tak bardzo mi go brakuje, tak strasznie za nim tęsknię... - łzy wciąż nie przestawały spływać po jej policzkach. Ostatnio tak często zdarzało jej się płakać. Jednak to wcale nie były zwykłe łzy, wyrażające ból. Nie, uczuciem które w tym przypadku przeważało była bezsilność, bezsilność ogarniająca jej całe ciało. Angie tak bardzo jej nienawidziła. Nie wytrzymała. Wtuliła się w Pablo. Po śmierci ojca był jedyną osobą, w której ramionach potrafiła odnaleźć ukojenie.
- Spokojnie. Już jestem i zawsze będę. - i taka właśnie była prawda. Zawsze był, tak najzwyczajniej na świecie był, był dla niej. Zawsze służył ramieniem, dobrą radą, ciepłym słowem, wsparciem. Nigdy o nic nie pytał, niczego od niej nie oczekiwał, pomimo tego, że on chciałby czegoś więcej niż przyjaźni, nie naciskał. Dał jej wolną rękę. Zawsze powtarzał, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, należy dać mu wolność. Tak też postępował. - Obiecuję, że z czasem będzie lepiej. Nigdy nie będzie już tak jak było, ale zaufaj mi. Czas leczy rany, a z każdym kolejnym dniem, przychodzi nadzieja na nowe, lepsze jutro. - podniósł jej podbródek, po czym obdarował ją szerokim uśmiechem. Ufała mu, bezgranicznie mu ufała, jak nikomu innemu." - Nagle wszystko zniknęło, zamieniło się w nicość. Angeles otworzyła oczy i gwałtownie zerwała się do pozycji siedzącej. Jedynym światłem, oświetlającym spowite w ciemności, pomieszczenie był blask księżyca. Spojrzała na zegarek, który w tym momencie, wskazywał godzinę drugą czterdzieści siedem. Kobieta położyła ponownie położyła głowę na poduszce, po czym zamknęła oczy. Tak bardzo chciała, żeby to wszystko było tylko snem, snem, z którego mogła się obudzić, a wszystko wróciłoby do poprzedniego stanu rzeczy. Jednak tak wcale nie było. Wszystko działo się naprawdę. Nie mogła znieść położenia, w którym teraz się znajdowała. I to tylko z własnej winy. Dlaczego doceniamy ludzi, dopiero po tym, gdy ich stracimy? - to pytanie, ostatnimi czasy, wciąż siedziało w jej głowie, nie dając przy tym spokoju.

Brunetka siedziała na murku już dobre piętnaście minut. Miała zamknięte oczy. Dźwięk muzyki płynący przez słuchawki wprost do jej uszu, sprawiał, że delikatnie potupywała nogą. Głowa natomiast skierowana była w dół, lekko nią potrząsała, wprawiając tym samym, swoje ciemne, niesforne loki w kołysanie. Niektórym ten widok mógłby wydać się nieco zabawny, ale nie jemu. Od zawsze uwielbiał na nią patrzeć, obserwować jak śpiewa, jak tańczy, jak pogrąża się w muzyce. Bo tylko wtedy pokazywała całą siebie. Stawała się prawdziwą Natalią, nie musiała przybierać żadnej maski, mogła po prostu być sobą, tak bez żadnych ograniczeń. Właśnie w takich momentach mógł się do niej zbliżyć, wejść do jej królestwa i zobaczyć jego piękno.
- Cześć Naty. - przywitał się. Dziewczyna wyjęła z uszu słuchawki.
- Hej. Co tam u ciebie? - była trochę zdezorientowana zachowaniem przyjaciela, ostatnio prawie wcale nie rozmawiali. Co prawda, mogło to być spowodowane tym, że większość czasu spędza u boku pewnego przystojnego Włocha. W tej chwili przed oczami dziewczyny znów pojawił się obraz jego pięknych, brązowych oczu, które ostatnio zdarzało się tak często oglądać...
- W sumie to nic ciekawego. Pracujemy z Camilą nad piosenką na występ. A u ciebie? Jakieś zmiany? - zajął miejsce koło niej. Zmiany? Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak duże. - pomyślała zgodnie z prawdą. Tak właśnie było. Jej życie wykonało obrót o sto osiemdziesiąt stopni, po tym jak przestała zadawać się z Ludmiłą. Od tamtej pory zaczęła na nowo odkrywać siebie. Teraz już nie była tą samą głupiutką Naty, która dawała sobą manipulować,  pomiatać. Nie, teraz była kimś zupełnie innym, silniejszym, mniej podatnym na wpływy, postrzegającym świat zupełnie inaczej. W tym momencie rzeczywistość nie była już taka szara, jak do tej pory, Ba! Było wręcz przeciwnie. Teraz dostrzegała całą gamę kolorów, które nadawały jej światu tyle niezliczonych, pięknych barw. Ile potrafi zmienić się za sprawą jednej osoby. - to stwierdzenie wywołało na jej twarzy uśmiech. Zawsze tak było, kiedy tylko o nim pomyślała. Nie mogła na to nic poradzić, zresztą nawet nie chciała.
- Ja też pracuję na piosenką. Nawet nie wiesz jak się stresuję, nigdy nie spoczywała na mnie taka odpowiedzialność. Chcę, żeby wyszło jak najlepiej.
- Nie przejmuj się tym. Na pewno wszystko będzie idealnie. Zobaczysz. Poza tym należała Ci się ta solówka. - podrapał się lekko po karku. - Jeśli chcesz mogę ci z tym pomóc. Oczywiście, jeśli będziesz miała jakieś problemy. No wiesz, poćwiczyć, albo coś. - zaczął się plątać.
- Cześć! - brunet przywitał się i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. - Musisz mi wybaczyć, ale chyba będę zmuszony zabrać ci naszą drogą koleżankę.
- Cześć! Rozumiem. - uścisnął wyciągniętą dłoń kolegi, siląc się przy tym na wymuszony uśmiech. Dziewczyna natomiast niewiele myśląc jednym sprawnym ruchem podniosła się i  zarzuciła na ramię czarno białą torebkę, która dotychczas stała na ziemi.
- Dziękuję za propozycję, ale chyba poradzę sobie sama. Jestem już dużą dziewczynką. - obdarowała go kolejny uśmiechem, po czym zwróciła się w stronę Federico. - Gotowa! - zasalutowała, co wprawiło obydwu chłopców w śmiech. - Do zobaczenia! - rzuciła.
- Do zobaczenia Naty... - ale tego nie mogła już usłyszeć, znikła za rogiem budynku Studio. To się popisałeś stary. - zganił sam siebie. Teraz już wiedział, że aby odzyskać dziewczynę, będzie musiał stoczyć nie lada pojedynek. A tak się składa, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone...

Życie jest niezwykle przewrotnym kochankiem. Raz wynosi cię na sam szczyt, sprawiając przy tym, że masz wrażenie, iż możesz wznieść się wysoko, wzlecieć ku niebieskiemu sklepieniu znajdującemu się nad tobą, aby zaraz obrócić wszystkie twoje marzenia i nadzieje w drobny pył, nie pozostawiając przy tym żadnych, nawet najmniejszych złudzeń. Doprowadza do tego, że powoli, gubisz jego sens, zatracasz się w szarej, nieciekawej rzeczywistości, pozostając sam. Zupełnie sam. Wtedy czujesz, że nic nigdy, nie będzie już takie samo. Znikają wszystkie barwy, wszystkie melodie i pozostaje tylko pustka, wielka niekończąca się pustka. Nie ma nic innego. Tylko ona. A czymże jest świat jeśli pozbawimy go jego piękna? Tego wszystkiego co nadaje mu jego charakter, wszystkiego co sprawia, że chcesz żyć. No właśnie, nie pozostaje nic. A ty znajdujesz się w samym jego epicentrum, z dala od wszystkich, pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu z nimi. I wtedy zaczynasz się w sobie zamykać, tworzysz wokół siebie pewnego rodzaju barierę. Barierę, która ma cię ochronić, przed całym złem tego świata. Bo ty nie chcesz już dłużej cierpieć. Ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Chowając się za murami, coraz bardziej się oddalasz, sprawiasz, że jest ci coraz trudniej. Trudniej powrócić, stajesz się dla innych prawie tak samo nieosiągalny, jak oni dla ciebie. I wtedy zdarza się coś, czego w ogóle byś się nie spodziewał. Komuś udaje zburzyć się mur. Mur, który tak skrupulatnie wokół siebie budowałeś. Na początku masz pewne obawy, boisz się zaufać drugiej osobie. Ale wszystkie twoje obawy nagle się rozwiewają, gdy poznajesz ją bliżej, otwierasz przed nią bramy swojego królestwa i zanim się obejrzysz, w twoim świecie, za sprawą jednej, z pozoru zwyczajnej, osoby, znów pojawiają się te wszystkie piękne barwy, znowu możesz usłyszeć melodię. I zanim zdążysz się zorientować, okazuje się, że ów melodia pochodzi właśnie z twojego serca.
- O czym tak myślisz? - Federico spojrzał na dziewczynę. Jej policzki natomiast, na widok jego pięknych brązowych oczu, znów spłonęły rumieńcem.
- Lepiej powiedz mi, dokąd mnie prowadzisz? - chciała jakoś ukryć to, że cały ten czas myślała właśnie o nim i o tym jak znaczącą rolę odegrał w jej życiu. Bo przecież to on jako pierwszy wyciągnął do niej rękę, sprawiając przy tym, że jej życie powoli nabierało kolorów. Kiedyś na pewno mu to powiem. Ale jeszcze nie teraz. - pomyślała.
- Ale wtedy już nie będzie to niespodzianką i straci swój sens. - posłał jej jeden ze swoich onieśmielających uśmiechów, które dziewczyna tak bardzo lubiła. To właśnie to najbardziej w nim ceniła. Jego podejście. Bo Federico był taką osobą, dla której szklanka była zawsze do połowy pełna. Nigdy na odwrót.
- Niech ci będzie. - zawtórowała mu. - Myślisz, że mi się uda? - wypaliła nagle, tak niespodziewanie, że chłopak był zupełnie zdezorientowany.
- Ale co? - przystanął.
- Występ...
- Jestem tego pewien. - w tym momencie, oboje spojrzeli w niebo. Krople deszczu, zaczęły spadać wprost na nich. - Zupełnie jak tego, że za chmurami, zawsze kryje się słońce. - chwycił ją za rękę.

Chcę żebyś wiedziała że możesz to zrobić
Teraz lub nigdy aby żyć intensywnie
Wydobądź z siebie gwiazdę w tym momencie
Dziś osiągniemy to!
Dziś zaśpiewamy to!

Z ust chłopaka zaczęły wypływać kolejne słowa piosenki, zresztą tak dobrze jej znanej. Zawsze wiedział jak do niej dotrzeć, jak sprawić, żeby się uśmiechnęła i choć na chwilę uwierzyła w to, że może osiągnąć wszystko, czego będzie chciała. Jak mu się to udawało? On po prostu, najzwyczajniej na świecie w nią wierzył, widział w niej więcej iż ona sama widziała w sobie. Będąc z nią dawał jej nadzieję. Był więc jej wiarą i nadzieją. Do pełni szczęścia, brakowało jeszcze tylko jednego. Ale również to było, bliżej niż by się tego mogła spodziewać...

Krzycz na cały głos że masz wielki talent!
Śpiewaj i zabłyśnij!
Otwórz swoje serce na wszechświat !
Obudź się by marzyć!
Dziś nic cię nie zatrzyma!

Dołączyła do niego. Ich głosy idealnie współgrały, dopełniały się w każdym, nawet najmniejszym, calu. Wszystko jest jednym* - z każdą chwilą coraz bardziej zdawała sobie z tego sprawę. Kolejne wersy utworu, zaśpiewali już razem, wirując przy tym w jego rytm. Zupełnie nie zwracając przy tym uwagi na to, że deszcz stawał się coraz bardziej siarczysty.

Patrzyła na krople deszczu, rozbijające się o szybę okna. Uwielbiała to robić, kochała takie momenty. Wtedy wszystko zwalniało tempa. Bo nie oszukujmy się, my wciąż pędzimy przed siebie, wciąż do czegoś dążymy. Często zapominając o tym, co tak naprawdę jest ważne, co ma największą wartość. Przyjaźń, miłość, braterstwo, bezinteresowna pomoc - coraz rzadziej się o nich słyszy, coraz rzadziej możemy się z nimi spotkać. Ludzie są okrutni i bezwzględni, nie liczą się z innymi, patrzą tylko na własne potrzeby. A największą rolę w ich życiu, odgrywają rzeczy doczesne. Dobra materialne, które w rzeczywistości nie mają żadnego większego znaczenia. Tak naprawdę są niestałe, ulotne, kiedyś przeminą. A wtedy pozostaniesz tylko ty. Obejrzysz się wokół siebie, to co zobaczysz natomiast, będzie zależało tylko od tego, jakim byłeś człowiekiem i jaki byłeś w stosunku do innych.
Maxi wparował do klasy niczym burza, sprawiając, ze kartki, leżące na biurku, wzniosły się na chwile do góry, aby zaraz po tym opaść na ziemię. Chłopak był cały zdyszany i zmoknięty.
- Maximiliano Ponte, czekam na ciebie już dobre pół godziny! Czy ty wiesz co to punktualność?! - dziewczyna gwałtownie się podniosła i podeszła do przyjaciela. Jednak spokój, który wcześniej malował się na jej twarzy, zastąpiony był wyraźną złością z domieszką irytacji.
- Wybacz Cami. Clara ma temperaturę, mamy nie było w domu, więc musiałem z nią zostać. Dzwoniłem do ciebie, ale miałaś wyłączony telefon. - dziewczyna spojrzała na wyświetlacz urządzenia.
- Wyładował się. - nagle wszystkie jej emocje raptownie opadły i ustąpiły miejsca trosce.- Ale to chyba nic poważnego? - traktowała tą pięcioletnią dziewczynkę prawie jak siostrę. Znała ją od urodzenia, często przebywała w domu państw Ponte, więc były bardzo zżyte.
- Tak, to zwykłe przeziębienie. Wiesz jak to jest w przedszkolu, jedni zarażają się od drugich. - podrapał się po karku. - Nie przejmuj się, za kilka dni wszystko wróci do normy. Poza tym teraz przynajmniej, co chwila nie męczy mnie, żebym bawił się z nią lalkami. - chłopak postanowił rozluźnić nieco atmosferę.
- Nawet tak nie żartuj. - sprzedała mu porządnego kuksańca w ramię. - Już trochę późno, nie ma sensu robić dzisiaj próby.
- W sumie racja. I tak nie wiem, czy umiałbym skupić się na czymkolwiek. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Dzisiejszego dnia jego myśli wciąż kręciły się wokół jednej osoby. Brunetki o brązowych oczach i niesfornych lokach. Podszedł do biurka stojącego w pomieszczeniu i delikatnie się o nie oparł.
- Miśku, co jest? Co się dzieje? - był jej najlepszym przyjacielem, nie mogła patrzeć jak cierpi. Bo w przyjaźni już tak jest. Przyjaciele dzielą ze sobą wszystko. Jeśli jedno jest szczęśliwe, drugie też, natomiast kiedy jedno z nich cierpi, drugie również. Tak właśnie było w ich przypadku.
- Chodzi o Natalię, chyba znów coś do niej czuję. - nie zamierzał kryć przed nią prawdy, zbyt dobrze go znała, od razu wiedziałaby, że coś ukrywa. Nie miałoby to więc najmniejszego sensu. Poza tym, nie miał powodów, żeby ją oszukiwać. Znał Cami praktycznie od zawsze, mógł na nią liczyć w każdej trudnej sytuacji. Tak, często dochodziło między nimi do sprzeczek, ale tak to już jest, bez tego się przecież nie obejdzie. Aczkolwiek były to raczej przyjacielskie przepychanki, o których po chwili, każde z nich zapominało. - Nie wiem, czy ona odwzajemnia moje uczucia. Poza tym jeszcze Federico, ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu. Sam nie wiem Camila...
- Nie przejmuj się tym tak, musisz zmienić swoje nastawienie. Jeśli z góry założysz, że przegrasz, nie możesz liczyć na zwycięstwo. A Ty przecież jesteś Maximiliano Ponte i jeśli ci na czymś zależy, zdobędziesz to. Uwierz w siebie, tak jak ja w ciebie wierzę. - kończąc ostatnie zdanie obdarowała go promiennym uśmiechem, w celu dodania mu otuchy. Nawet nie wiedziała jak bardzo, było mu to, w tym momencie potrzebne. Chłopak przytulił przyjaciółkę.
- Wykreślić ze świata przyjaźń... To jakby zagasić słońce na niebie, gdyż niczym lepszym ani piękniejszym nie obdarzyli nas bogowie**. - wyszeptał jej do ucha.
- Nawet nie próbuj mi wmawiać, że sam to wymyśliłeś. - rozbawiona dziewczyna odsunęła się od Maxi'ego, co nie zmienia jednak faktu, że miło było jej usłyszeć ile dla niego znaczy. Po przecież każdy człowiek marzy o tym, aby czuć się potrzebny.
- Nie, nie ja. Wyczytałem to ostatnio w jakiejś gazecie. - oboje wybuchneli gromkim śmiechem.

Życie często nas zaskakuje, sprawia, że ludzie, którzy zdawać by się mogło, nie odegrają w nim żadnej większej roli, stają się, zupełnie nieoczekiwanie, kimś bardzo ważnym. Kimś, bez kogo nic, niebyło by już takie samo. To właśnie dzięki nim, nawet najdrobniejsze rzeczy, stają się istotne, uczymy się dostrzegać piękno, w tych, z pozoru, zwyczajnych. Patrzymy na wszystko z innej perspektywy. Takie osoby stają się naszym punktem odniesienia. Wszystko zmienia się, gdy tylko mamy je obok siebie. Szara, nieciekawa rzeczywistość, nabiera barw. Widzimy całą ich gamę, dostrzegamy kolory, z których istnienia, do tej pory, nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy. Każda chwila spędzona w ich towarzystwie staje się dla nas tak ważna, daje nam tyle radości. Każdy z nas, kto w swoim życiu znajdzie kogoś takiego, tak naprawdę odnajdzie samego siebie. Bo nie oszukujmy się, nasze życie nie miałoby sensu, jeśli nie mielibyśmy go z kim dzielić. Człowiek jest przecież istotą społeczną, a więc stworzoną do tego, aby żyć pośród innych.
Jedną ręką trzymał jej dłoń, drugą natomiast zasłaniał jej oczy. Szli tak już przez dłuższy czas. Nie przeszkadzał im nawet deszcz. Żadne z nich praktycznie go nie odczuwało. I chociaż, ani on, ani ona, nie odważyło się do tego przyznać, nie czuło nic poza ciepłem, wynikającym z bliskości tego drugiego. Bo należy zauważyć, że przez ostatnie kilka minut praktycznie stykali się ciałami.
- Kiedy będziemy na miejscu? - dziewczyna nie mogła doczekać się niespodzianki, którą przygotował dla niej brunet.
- Właściwie jesteśmy. - usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, a już po chwili jej oczom ukazało się pięknie urządzone mieszkanie. - I jak ci się podoba? Wiem, że jeszcze nie jest gotowe, ale mama bardzo się starała. Co prawda, jeszcze nie wróciła z Włoch, ale doszliśmy oboje do wniosku, ze mogę się już wyprowadzić od Violetty, nie chcę nadużywać ich gościnności...
- Jest cudownie. Twoja mama ma świetny gust. - odparła. Chociaż dom nie był wcale duży, robił ogromne wrażenie. Ciemne, brązowe dodatki idealnie współgrały z jasnymi ścianami. Duże okna powiększały optycznie przestrzeń.
- Niedługo będziesz miała okazję ją poznać. Za kilka dni ma zacząć pracę w Buenos Aires. - chłopak zaprowadził dziewczynę do salonu. - Czego się napijesz?
- Bez różnicy, może być woda.
- Chyba żartujesz. Jesteśmy cali zmoknięci. Musisz wypić coś ciepłego. Nie możesz się znowu przeziębić. Może być czekolada? - dziewczyna nie odpowiedziała, tylko kiwnęła potwierdzająco głową, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Nikt ze znajomych jeszcze nigdy się tak o nią nie troszczył. Zrobiło jej się cieplej na sercu, nie ukrywając, wzruszył ją fakt, że może być dla kogoś tak ważna. Po kilkunastu minutach Federico wręczył jej kubek pełen gorącego, ciemnego napoju.
- Dziękuję. - upiła łyk. Włoch usiadł koło niej.
- Mama bardzo chce cię poznać. Mówi, że dziewczyna, której udało się, w takim stopniu, oswoić jej syna, musi być wyjątkowa. - mimowolnie się uśmiechnął.
- Oswoić? - zaśmiała się cicho. Nie do końca zrozumiała, wtedy o co mu chodzi.
- Oswajać znaczy tworzyć więzy***. - spojrzał jej w oczy. W tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się. Natalia zdała sobie sprawę z tego, ile w jej życiu, zmieniło się od chwili, w której pojawił się w nim Federico. To właśnie, dzięki niemu odkrywała samą siebie. Prawdziwą Naty. Z każdym dniem odkrywała coś nowego. Jego obecność dodawała jej siły, sprawiała, że stawała się bardziej zdecydowana i pewniejsza siebie. A w jej przypadku, nie było to wcale łatwe.

.....................................................................................................

Przed Wami, długo wyczekiwana, dziesiąteczka ;) Mam jednak nadzieję, ze była tego warta. Powiem szczerze, że trochę nad nią pracowałam. Pod względem długości przebija nieco ósemkę, co mnie bardzo cieszy. Jestem również szczęśliwa z powodu, że udało mi się dobrnąć do dziesiątego rozdziału. Wiem, że dla niektórych jest to tylko dziesięć rozdziałów, dla mnie jednak jest ich dziesięć. Kiedy zakładałam tego bloga byłam pełna obaw. Bałam się, że jeśli coś będzie nie tak, zrezygnuję, ale tak się nie stało. Jest to moim małym zwycięstwem ;) Aczkolwiek ja wcale się z Wami, w tym momencie, nie żegnam, nie, chociaż mogło to trochę tak zabrzmieć. Spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;)

Wasza Diana <3

P.S.1. Viola, nie spodziewałaś się tego, co? A tu taka niespodziewanka ;) Kocham Cię <3
P.S.2. Dziękuję również Mai, która wie dobrze za co ;*

* Paulo Coelho
** Marcus Tullius Cicero
*** Antoine de Saint-Exupéry

czwartek, 14 listopada 2013

,,Nie mogę Ci wiele dać"



Kilka słów od autorki: Myślę, że znów mi nie wyszło, a bardzo próbowałam. Było dla mnie wielką przyjemnością pisanie krótkiej opowiastki dla Diany. Tym bardziej, że Naty i Federico to (właściwie) nasza para. I chyba umiemy sobie czytać w myślach, bo cały czas robimy to samo. Wiecie, bliźniaczki, a ja siostrze nie umiem odmówić. Cieszę się, że następna miesięcznica bloga jest uczczona jedną z moich opowieści. Jestem szczerze zdziwiona tym, że Diana wybrała mnie, bo jest więcej dziewczyn, które zasługują na to wyróżnienie. Muszę podkreślić, że cierpliwie czekała aż napiszę tego parta. I nareszcie go skończyłam, bo napadła mnie wena. Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak napisać, że życzę dalszych sukcesów Dianie w pisaniu. I Wam, miłego komentowania.
Buziaki! Xenia <3

~,~

Mała brunetka o brązowych oczach wpatrywała się pustym wzrokiem w biały sufit swojego malutkiego pokoju. Spędziła tutaj najpiękniejsze chwile, ale w tę noc wszystko wydawało się dziwnie niespokojne. Czuła, jakby ktoś cały czas na nią patrzył. Na marne liczyła białe niczym śnieg owce. To było zbędne. W końcu postanowiła zawołać mamę.
    - Co się stało, Nikki? – zapytała łagodnie jej rodzicielka.
    Mając pięć lat każdy jest dobry, nie ma ludzi złych. Czasem ta mała dziewczynka się zawodziła. Wtedy próbowała wytłumaczyć sobie, co zrobiła źle. Nieważne było, że jest młoda. Nigdy nie brała winy na siebie, a to był błąd.
    Jednak Nikki znała osobę, która zawsze była sprawiedliwa i pomocna.  Jej mama, Natalia, była również piękną kobietą. Tata zawsze mówił, że jest bardzo do niej podobna. Wtedy twarz policzki dziewczynki pokrywały się różem, a oczy zaczynały lśnić. Czuła, że bycie córką takiej osoby to powód do dumy.
    - Nie mogę zasnąć, mamusiu – chlipnęła.
    Natalia uśmiechnęła się w ciemności do dziewczynki, a blask księżyca rozświetlił jej twarz. Kobieta usiadła na zimnej podłodze i zapytała małej:
     - Chcesz, żeby opowiedziała ci bajkę?
    Nikki zastanowiła się przez chwilkę i odpowiedziała:
    - Tak – przytaknęła. – Tylko taką, której jeszcze mi nie opowiadałaś. I jakąś długą, bo szybko nie zasnę.
    Natalia uśmiechnęła się na słowa córki. Ta dziewczynka była dla niej jedynym promyczkiem słońca. To ona rozświetlała jej każdy dzień. Dobrze wie, że gdyby zachorowała mała śpieszyłaby jej z pomocą. Potrzebowała tej dobroci z jej strony. Sama taka była w jej wieku. Garnęła się do pomocy każdemu. A teraz wychowała tak samo swoją córkę. Chciała, by była delikatna i dziewczęca. Udało się.
    - Dobrze – przytaknęła kobieta. – Opowiadałam ci o księżniczce, która pomyliła dzień z nocą?
    Dziewczynka pokiwała głową. Natalia zamyśliła się i zapytała:
    - A o miłości dwóch wróżów w ich pięknej krainie?
    Nikki zaciekawiona ułożyła się wygodnie i powiedziała, że jeszcze nie poznała tej historii. Kobieta pogłaskała ją po policzku i zaczęła swoją opowieść.

    Za górami, za lasami i za siedmioma rzekami była sobie kraina piękna, urodzajna we wszystkie owoce, zawsze świeciło tam słońce i każdy się kochał. Świat ten należał do wróżów, którzy rządzili tam sprawiedliwie. Był król, jak i królowa. Ich miłość dała początek ich dziecku, pięknej dziewczynce o krótkich, czarnych włosach, które formowały się w śliczne loczki. Jej brązowe oczy były najpiękniejszymi w całym królestwie.

    - Mamo! – wykrzyknęła Nikki. – Jestem bardzo podobna do tej wróżki.
    Natalia uśmiechnęła się i odpowiedziała:
    - Przecież mówiłam, że była najpiękniejsza.
    Dziewczynka wygodniej ułożyła głowę na poduszce i lekko zarumieniła się pod wpływem tego ukrytego komplementu.
   
    Minęło osiemnaście lat i pewnego lipcowego dnia nadszedł dzień, w którym córka króla miała wybrać sobie swojego męża. Kandydatów było wielu, ale dziewczyna nie była zainteresowana żadnym z nich. Postanowiła, że poczeka i wybierze się w podróż po całym królestwie. Było ono wielkie, więc wiedziała, że zajmie jej to kilka tygodni. Matka była bardzo zżyta z córką i wiadome było, że obawiała się jej wyjazdu. Wróżka utwierdzała się jednak w przekonaniu, że jest już dorosła i nikt nie powinien jej rozkazywać. Nikt nawet nie śmiał tego poczynić. Dziewczyna słynęła z wybuchowego charakteru odziedziczonemu po ojcu, ale też z delikatności, którą wpoiła sobie, gdy była jeszcze mała.
    Dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. W końcu nadszedł czas i dziewczyna wybrała się w drogę. Każdy wiedział, że lato w tej krainie było piękniejsze z każdym rokiem. Od urodzin dziewczyny ta pora roku stawała się ulubioną każdego mieszkańca. Drugiego dnia podróży wróżka była już zmęczona. Postanowiła, że zatrzymają się u jednej z rodzin. Jak się okazało, mieli pięknego syna. On również był wróżkiem i każdy z ręką na sercu mógł poręczyć, że jest najwspanialszym kandydatem na męża dla księżniczki.
   
    - Myślę, że będą kłopoty – wyszeptała cichutko Nikki.
    - Przed tobą nic się nie ukryje – uśmiechnęła się szeroko Natalia.
   
    Dziewczyna nie zważała na swaty poddanych swojego ojca. Wieczorem ubrała na siebie koszulę nocną i usadowiła się na parapecie okna. Zaczęła śpiewać. Muzyka była dla niej jedyną ucieczką od problemów. Wędrowała wtedy między różnymi dźwiękami. Wcale się nie nudziła, wszystko było dla niej nowością.
   
 Nawet nie wiedziała, że ktoś przysłuchuje jej się z różanego ogrodu. Jej głos roznosił się dalej, a jeden wróżek słyszał śpiew. Przystanął na chwilę i wsłuchał się w piękne brzmienie delikatnego, dziewczęcego głosiku. Postanowił wznieść się do wysoko umieszczonego okna i zobaczyć, kogo śpiew go tak bardzo zauroczył. Okazało się, że była to księżniczka we własnej osobie. Gdy go zobaczyła momentalnie przestała śpiewać i zmarszczyła brwi.
    - Długo mnie słuchałeś? – zapytała.
   Wróżek chwile się zawahał po czym uświadamiając sobie z kim rozmawia, padł na kolana. Księżniczka zachichotała i zaczęła podnosić go z ziemi. Nie udało się, ze śmiechem upadła na kolana i spojrzała w oczy wróżka, które sprytnie ukrywał pod kruczoczarną czupryną.
    - Spójrz na mnie – powiedziała delikatnie. – Nie bój się.
   On dalej upierał się przy swoim i chylił głowę. Gdzieś tam wysoko ktoś mówił o nich. Myślał. Wszystko było przeznaczeniem.
   - Nie mogę, pani – wyszeptał. – Powinienem już iść.
  Odwrócił się tak, że księżniczka nie zauważyła jego twarzy. Doganiając go przy wyjściu, zapytała:
  - Powiedz, jak masz na imię, proszę – wyszeptała.
  Wróżek pokręcił głową i wyszedł. Dziewczyna otrząsnęła się po chwili i otworzyła drzwi, ale spóźniła się. Chłopak zniknął z jej oczu.

   - I co dalej, mamuś? Dlaczego on nie pokazał swojej twarzy? Przecież księżniczka go o to prosiła – pytała zaciekawiona Nikki.
    Natalia zaśmiała się i pokręciła głową w rozbawieniu:
    - Ale on się bał. Wszystko wyjaśni się, gdy opowiem ci całą historię.
    - Opowiadasz to z takimi szczegółami, że wydaję mi się, że byłaś gdzieś tam obok i wszystko widziałaś – Nikki ziewnęła i zamknęła oczy na kilkanaście sekund.
    Może to i lepiej. Mała nie zauważyłaby tego bólu w oczach matki.

    Później księżniczka próbowała żyć i uspokoić to pragnienie poznania twarzy chłopaka. Śpiewała coraz mniej i służba zaczynała się martwić. Wtedy wysłali list do jej matki. Rodzicielka poważnie się zaniepokoiła i postanowiła przyjechać do swojej córki i dowiedzieć się o tym, co czuje. Dziewczyna nie chciała nic mówić. Zamknęła się w swoim pokoju i wróżki z tej krainy nie widzieli już tego złotego pyłu, który zostawał w powietrzu, gdy przechodziła. Nikt nie cieszył się, gdy księżniczka smutniała z każdym dniem.
    - Co się dzieje, kochanie? – zapytała królowa po raz kolejny. – Nie mówisz nic. Zrozum, martwimy się i chcemy dla ciebie jak najlepiej.
    Wróżka spojrzała w jej twarz i zachrypłym głosem powiedziała:
    - Poznałam kogoś. I ten człowiek myśli, że nie jest mnie wart. A ja chyba…  - zawahała się i pokręciła głową. – Nieważne. Chcę go poznać i zobaczyć jego twarz. Czy robię źle?
   Kobieta zaśmiała się i odpowiedziała:
  - Oczywiście, że nie robisz źle, ale pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła – jej mina nagle spoważniała. – Gdzie go spotkałaś?
    - Tutaj – księżniczka wskazała okno. – Wleciał przez okno, a potem wyszedł drzwiami. Słyszał mnie, gdy śpiewałam.
    - To nie dziwne, że przybył – uśmiechnęła się. – Ale mam rozwiązanie.
   Księżniczka przybliżyła się do matki i po chwili usłyszała jej ciche słowa. Uśmiechnęła się i przytuliłam do niej bardzo mocno. 

    - Oj, mamo – jęknęła Nikki. – Dlaczego tworzysz to napięcie?

    - Nie przerywaj mi, a będziesz mogła wszystkiego dowiedzieć się w szybkim czasie – zaśmiała się matka i powróciła do opowieści.



    Księżniczka tak jak wcześniej przebrała się w ten sam strój, co tamtego wieczoru. Usiadła na parapecie i opatuliła ramionami, ponieważ nocne powietrze stawało się zimne. Spojrzała w rozgwieżdżone niebo i zaczęła śpiewać tak jak wtedy:



No soy ave para volar,
Y en un cuadro no se pintar
No soy poeta escultor.
Tan solo soy lo que soy.



    Przerwała i wsłuchała się w nocną ciszę. Ani jednego dźwięku. Niezrezygnowana zaczęła śpiewać drugi raz.



Las estrellas no se leer,
Y la luna no bajare.
No soy el cielo, ni el sol...
Tan solo soy.



   Cichy szmer. Księżniczka zamknęła oczy i kontynuowała swoją piosenkę.



Pero hay cosas que si sé,
Ven aquí y te mostraré.
En tus ojos puedo ver....
Lo puedes lograr, prueba imaginar.



Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą chłopaka, który ukazał jej się tamtej pamiętnej nocy. Widziała, jak na nią patrzy. Wreszcie ujrzała jego piękną twarz, te delikatne rysy i uśmiech. Wydawał się stworzony tylko dla niej.

    Zaśpiewali razem.



Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee ee
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz.



    Skończyli i przytulili się do siebie. W końcu księżniczka usłyszała ten sam aksamitny głos, który spowodował, że się zakochała:

    - Wiem, że nie wybaczysz mi tego, że wtedy odszedłem, ale…

    - Ale teraz zostaniesz. Wiem, że cię kocham i potrzebuję. Proszę – jej oczy zaszkliły się.

    Spojrzała na niego. Wahał się. Jakby znając jego myśli, nagle wpadła w furię:

    - Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Dlaczego próbujesz mnie od ciebie oddalić? Widzieliśmy się tylko kilka razy, a ja bardzo cię kocham! To musi coś znaczyć! A ty nie chcesz nawet wyjawić mi swojego imienia. I nie mów, że nie jesteś godzien, bo sama dobrze potrafię to ocenić!

     Brązowe oczy wróżka zaszły mgłą. Patrzył na nią, nie świadom jej słów. Ona odwróciła się i spojrzała na biel ściany.

    Dla chłopaka był top znak. Wiedział, że musi odejść. Znała już jego decyzję. Widział strumień łez, który lał się na podłogę. Nie chciał sprawić jej przykrości, ale musiał. Byli z dwóch różnych światów, to oczywiste.

    Spojrzał na białe płótno malarskie i napisał na nie słowa, które miały wyrazić to wszystko, co chciał jej przekazać.

    W końcu wyleciał przez okno, wysoko. Walczył sam ze sobą, by nie powrócić tam i nie ucałować jej malinowych ust.

    Księżniczka w tym czasie odwróciła się i spojrzała z bólem na białe płótno, na którym pisały jego ostatnie słowa:



Nie mogę Ci wiele dać.



    - Koniec – wyszeptała ze łzami w oczach Natalia.

    Spojrzała w brązowe oczy małej. Widziała łzy, które płynęły po jej różanych policzkach. Poczuła w środku dumę, że jej dziecko potrafi współczuć niektórym osobom.

    - Pójdę już, kruszynko – kobieta ucałowała ją w czoło i oddaliła się do drzwi.

   - Mamo, a jak nazywał się ten wróżek?

   Chwila ciszy. Natalia zastygła w miejscu. Nigdy nie umiała powiedzieć czegoś wprost, więc może dlatego nie mogła wydusić z siebie słowa?

    Ale na wszystko przychodzi swój czas. I to był kres. Tylko, że jak wypowiedzieć to imię po tylu latach?

    - Tego nie wie nawet wróżka.

    Nie powinna tego mówić. To nie była prawda, ale dziewczynka już zasypiała i usłyszała jej prostą odpowiedź. Już nie musiała znać szczegółów. To lepiej.

    - Federico – wyszeptała cicho Natalia, by pozbyć się tego bólu w sercu.

    Nikki zamknęła oczy.

   A ból w sercu pozostał.



~,~

Kilka słów od Diany: Na początku, chciałabym podziękować cudownej i niezwykle utalentowanej  Xeni, która zgodziła się uświetnić trzymiesięcznicę mojego bloga swoim wspaniałym Partem. Xeniu - uwielbiam Cię <3.
Kochani to już trzy miesiące odkąd jesteście ze mną. Aż nie mogę uwierzyć. Wciąż czuję jakby minęło zaledwie kilka tygodni. Chciałam podziękować Wam za te wszystkie wspaniałe komentarze. Nawet nie wiecie ile one dla mnie znaczą. Kiedy wiedzę te długaśne litanie zostawiane przez Was pod rozdziałami mojego opowiadania, robi mi się tak przyjemnie na serduszku. Nie sposób tego opisać ;* Dziękuję również za wszystkie wejścia i obserwacje. Tak bardzo się cieszę, że chociaż w jakimś stopniu moje opowiadania podobają się Wam i, że do Was trafiają. Bo to właśnie, według mnie, jest sens prowadzenia bloga. Trafić do czytelnika, poruszyć go. Mogłabym tak pisać bez końca jak wiele to dla mnie znaczy, ale nie będę Was zanudzać, moją paplaniną. Pamiętajcie - jesteście najlepsi.
Szczególne podziękowania kieruje też do mojej Violki ;) Tak Aga, wiedz, że bez Ciebie nie dałabym rady. Dziękuję Ci za te wszystkie rozmowy, za tyle ciepłych słów, za to, że zawsze potrafisz mnie rozśmieszyć i, że wciąż ze mną wytrzymujesz ;) Dziękuję, że jesteś ;* - Twój Leoś <3

Wasza Diana <3

sobota, 9 listopada 2013

Capítulo noveno - ,,Tan solo soy" (,,Podemos")


Rozdział dedykuję cudownej Maddy Parks,
której komentarze czytam z zapartym tchem ;*

  ,,Mamo, dlaczego? Dlaczego zawsze musi tak być? Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Dlaczego nie mogę po prostu być szczęśliwa? Tak najzwyczajniej w świecie. Dlaczego muszę tak bardzo cierpieć? Czy ty też cierpiałaś? Dlaczego akurat ja? Tak bardzo za nim tęskniłam, pragnęłam jego bliskości, dotyku. Tak długo na nie czekałam. A teraz, teraz gdy ich doświadczyłam, wcale nie jest łatwiej. Wręcz przeciwnie. Jest gorzej. Kiedy czułam jego wargi złączone z moimi, miałam wrażenie jakbym smakowała nieba. Jego ręce błądzące po moich plecach sprawiały, że przyjemne ciarki rozchodziły się po całym moim ciele. Sposób w jaki mnie obejmował, jego ciepło, ten błogi stan, w którym wtedy się znajdowałam jest nie do opisania. To zupełnie jakbym latała, unosiła się wysoko nad ziemią. Przez ten jeden moment nie liczyło się nic innego. Byliśmy tylko my. Ja i on. Połączeni w pocałunku. Wszystko inne rozpłynęło się, tak jakby zostało spowite mgłą. Czas na chwilę się zatrzymał, stanął w miejscu. Żadne z nas nie liczyło się z konsekwencjami, zupełnie jakby nic, ani nikt inny zupełnie nie istniało. Jednak wcale tak nie było i nie jest. Bo zaraz po tym wróciliśmy do otaczającej nas rzeczywistości. Pełnej przeciwności losu, problemów, cierpienia. Czy po tym jak doświadczyłam jego bliskości jest mi łatwiej? Nie. Z każdą sekundą moje ciało, mój umysł, coraz bardziej, pragnie jego dotyku, jego ciepła. Na każdą myśl o nim zaczynam drżeć, czuję niedosyt, niezaspokojoną rządzę. Zdarzają się nawet momenty, w których mam ochotę, nie zważając na nic, pójść do niego i rzucić się w jego ramiona. Dać ponieść się chwili, oddać wszystko, aby tylko poczuć to co wtedy. Jednak wtedy przed moimi oczami pojawia się obraz Diego. Jego oczy natomiast przepełnione są smutkiem i żalem, skierowanymi do mnie. To jedyne co mnie powstrzymuje, sprawia, że nie tracę kontroli. Nie chcę go skrzywdzić, nie chcę sprawić mu przykrości. Nie chcę narażać go na cierpienie. Nie mogę na to pozwolić. Muszę być silna. Nie mogę go zranić. Ostatnio wszystko układało się tak dobrze. Świetnie się dogadywaliśmy, pocieszał mnie. Zbliżyliśmy się do siebie. Ale wtedy jak zwykle musiał nastąpić niespodziewany obrót sytuacji, który jeszcze bardziej wszystko skomplikował..." - Jakby do tej pory nie było dość skomplikowane. - "...Ale tak nie można. Obydwoje mamy zbyt dużo do stracenia. Poza tym wcale nie mam pewności, że dla niego to znaczyło to samo, co dla mnie. Może to była tylko decyzja podjęta pod wpływem chwili, nic nieznacząca. Moment zapomnienia. Przecież jest teraz z Larą. Mają świetny kontakt, świetnie się razem bawią, doskonale czują się w swoim towarzystwie. Nie mogę stawać na drodze jego szczęściu..." - zamknęła pamiętnik. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, aby już za chwilę, rozbić się o różowo - fioletową okładkę, z pozoru nic nieznaczącego, zeszytu, który tak w rzeczywistości, co zdawało by się być paradoksem, znaczył tak wiele. Można było powiedzieć, że był ,,przyjacielem" dziewczyny, powiernikiem jej sekretów. Na jego kartkach zapisane były wszystkie jej obawy, przemyślenia...

Chcę żebyś wiedział że możesz to zrobić. Teraz lub nigdy aby żyć intensywnie... - dźwięk budzika przerwał dziewczynie cudowną podróż po krainie Morfeusza. Odkąd zmieniła jego melodię, każdy dzień zaczynała z uśmiechem na twarzy. Czuła się wolna, zupełnie jak ptak, który dopiero co wydostał się z klatki. Z każdą chwilą poznawała coś nowego. Wiedziała, że teraz wszystko jest w jej rękach, mogła robić co chciała. Nikt nie wywierał na nią presji, nikt nie mówił co ma robić, nie mówił jej co ma założyć, jak ma się ubrać. Teraz to ona o tym decydowała. Od kiedy przestała przyjaźnić się z Ludmiłą wszystko było prostsze, bez tych wszystkich intryg i ciągłych kombinacji, jej życie było mniej skomplikowane, płynęło wolniej, tak, że zauważała wiele rzeczy, które kiedyś tak często pomijała, na które dotychczas nie zwracała uwagi. I jeszcze pojawił się on. On, który na nowo pokazywał jej świat, te wszystkie niezwykle istotne wartości, o których na jakiś czas zapomniała. Każdego dnia, kiedy był przy niej, odkrywała barwy, całą ich gamę, z których istnienia, dotychczas, nawet nie zdawała sobie sprawy. Po prosu był przy niej, tak najzwyczajniej na świecie. O nic nie pytając, nie rozpamiętując przeszłości. Był przyjacielem. Kimś, kogo w tym momencie tak bardzo potrzebowała. Bo przecież teraz próbowała rozpocząć swoje życie od początku, zbudować wszystko od podstaw. Już nigdy nie miała zamiaru być tą samą Naty, którą była przez ostatnie kilka lat. Bo wtedy wcale nie była sobą. Była kimś zupełnie innym. Ale już dłużej tak nie mogła. Nie chciała brać udziału w tych wszystkich intrygach knutych przez Ludmiłę. Nie chciała już więcej ranić ludzi. To nie było w jej stylu. A przecież jak długo można postępować wbrew sobie i swojemu sumieniu?
Spojrzała na zegarek znajdujący się w jadalni. Wskazywał godzinę za dwadzieścia ósmą. Jednym sprawnym ruchem wstała od stołu i udała się do przedpokoju, dziękując uprzednio za posiłek. Naleśniki z czekoladą niewątpliwie stanowiły jedną z jej ulubionych potraw. Wciągnęła na nogi parę nowych białych trampek i przerzuciła torbę przez ramię. No pięknie, teraz to na pewno się spóźnię. - zaklęła w myślach zamykając za sobą drzwi. Niestety, za nim obejrzała się za siebie zdążyła się z czymś zderzyć. Upadła na ziemię. Jednak kiedy otworzyła oczy ujrzała, tak często ostatnio widywane przez siebie, piękne, brązowe oczy i ciemne włosy. Grymas, który pojawił się na jej twarzy kilkanaście sekund temu, momentalnie zamienił się w szeroki uśmiech.
- Wszystko w porządku? - chłopak przykucnął przy brunetce, po czym pomógł jej się podnieść.
- Tak, dziękuję. A tak w ogóle, to co ty tu robisz? - chociaż była wyraźnie zdezorientowana zaistniałą sytuacją, jego obecność wcale jej nie przeszkadzała. Mogła godzinami przebywać w jego towarzystwie, nie tracąc przy tym tematów do rozmów.
- Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo. Twój dom znajduje się dość daleko od Studio, więc...
- Studio! Musimy się pospieszyć, jeśli chcemy zdążyć! - w tym momencie dotarło do niej, która już godzina. Pociągnęła Federico za rękę i szybkim krokiem zaczęła zmierzać w kierunku szkoły. On natomiast wcale nie protestował. Było wręcz przeciwnie. Lubił kiedy go dotykała, czuł wtedy przyjemne ciepło, które delikatnie i powolutku rozchodziło się po całym jego ciele. A w dodatku ich dłonie idealnie do siebie pasowały. Zupełnie jak gdyby zostały dla siebie stworzone.

Dzisiejszy poranek był przepiękny. Wyjątkowo słoneczny. Delikatny poranny wietrzyk sprawnie poruszał jej długimi, rudymi włosami, sprawiając, że co jakiś czas pojedynczy kosmyk, błądził gdzieś na twarzy dziewczyny. Z oddali natomiast, można było usłyszeć cichy śpiew ptaków. Uwielbiała go słuchać. Czuła się wtedy wolna. Czasami nawet zdarzało jej się zastanawiać jak to było by być ptakiem, móc latać wysoko, nie bacząc na tym te wszystkie problemy i nie musząc podejmować trudnych decyzji. Po prostu żyć, bez żadnych ograniczeń, z góry nakładanych reguł. Odkąd tylko pamiętała, zawsze chciała podróżować, odkrywać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi, ich kulturę. Taka już była. Ciekawa świata, otwarta na innych. Jednak czasami ta cecha stawała się jej wadą. Bo przecież im bardziej pozwolimy się komuś do nas zbliżyć, tym większe ryzyko podejmujemy, narażając się przy tym na większe cierpienie. A ona, choć na pozór twarda i niezależna, w głębi duszy jednak bardzo wrażliwa, jak każda dziewczyna. Ona też potrzebowała drugiej osoby. Osoby, która byłaby dla niej wsparciem, potrafiła ją pocieszyć, ale także rozbawić do łez. Kogoś przy kim mogłaby być sobą, nie musiałaby udawać kogoś innego. Patrzyła na te wszystkie pary wokół siebie, a ona wciąż była sama. Od czasu, kiedy rozstała się z Broduey'em, nie była w żadnym poważnym związku. Dlaczego ja zawsze musze mieć takiego pecha. - zaklęła pod nosem. Chociaż trudno to przyznać, taka jednak była prawda. Camila wcale nie miała farta, jeśli chodzi o sprawy sercowe. Czasami nawet dochodziła do wniosku, że po prostu nie jest zbyt atrakcyjna. Szkoda tylko, że jeszcze wtedy nie zdawała sobie sprawy jak bardzo się myli. Chłopcy przecież wolą głupiutkie blondynki z długimi nogami, które to nie mają w tych swoich główkach za grosz rozumu. - ta myśl sama pojawiła się w jej głowie. Dziewczyna jednak nigdy nie chciała taka być. Nie zamieniłaby się z żadną z nich, nawet za milion dolarów. Bo według niej to wcale nie to jak wyglądamy jest najważniejsze, ale to co mamy w środku. Bo przecież uroda jest czymś ulotnym i nietrwałym, a charakter i serce pozostają z nami na zawsze.

Dzisiejszej nocy nie mógł spać. Przed oczami wciąż miał ten sam obraz, te łzy spływające po jej delikatnych, rumianych policzkach i jej słowa, które tak bardzo go zabolały. Kiedy je wypowiedziała, poczuł w sercu straszliwe ukłucie, zupełnie jakby na raz wbijano w nie miliony szpilek. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Nawet wtedy, gdy widział ją z Diego. Bo przecież ostatnią rzeczą jakiej chciał, było ją skrzywdzić. Jak mogłem być tak głupi? Dlaczego wtedy jej nie wysłuchałem? Powinien wtedy przy niej być, wspierać ją, być jej przyjacielem. A on najzwyczajniej na świecie zostawił ją, nie dotrzymał danej obietnicy. Odwrócił się od niej, w momencie, w którym tak bardzo go potrzebowała. Dawny Leon wcale by się tym nie przejął, kiedy był z Ludmiłą nie zwracał uwagi na uczucia innych. Wtedy liczył się tylko on i jego zachcianki. Ale kiedy już zaczął zatracać się zjawiła się ona i sprawiła, że powrócił ten chłopak sprzed kilku laty. Ten, który przez tak długi czas ukrywał się gdzieś pod tą twardą powłoką, stworzoną na potrzebę zaistniałej sytuacji, bo przecież będąc z blondynką musiał być taki. Otoczenie tego od niego wymagało. Ale z każdym dniem, gdy zbliżał się do szatynki, zaczynał na nowo dostrzegać piękno tego świata. Z upływem czasu stała się jego osobistą gwiazdą, która wskazywała mu drogę na bezkresnym oceanie jakim jest  życie. Tyle jej zawdzięczał. Właściwie można zaryzykować nawet stwierdzeniem, że zawdzięczał jej samego siebie. Na nowo odkryła prawdziwego Leona Verdasa. Dlatego teraz wiedział jedno, musi przy niej być. Bez względu na wszystko, nie może jej zostawić. Już nigdy nie chciał łamać, danego jej niegdyś słowa. Już zawsze pragnął być dla niej wsparciem, nawet jeśli oznaczałoby to, że musi pogodzić się z tym, iż będzie zmuszony widywać ją u boku innego chłopaka. Ale po prostu nie miał innego wyjścia. Wczorajszy pocałunek uzmysłowił mu jak bardzo tęsknił za jej bliskością, jak bardzo pragnął czuć jej dotyk, jej zapach, to jak bardzo każdy dzień spędzony z dala od niej, pozbawiony jest kolorów. Kiedy wczoraj trzymał ją w swoich ramionach, nie chciał już nigdy jej z nich wypuszczać. Czuł się zupełnie jak gdyby trzymał w nich sens swojego życia. Dlatego właśnie nie mógł pozwolić sobie na to by ją stracić. Bo czy nasze życie może być szczęśliwe, jeśli pozbawimy je jego sensu?
I wtedy ujrzał ją. Kroczyła korytarzem trzymając za rękę bruneta, niby się uśmiechała, ale on wiedział, ze wcale nie jest szczęśliwa. Widział to w jej oczach, jej pięknych czekoladowych oczach, które tak bardzo uwielbiał. Czasami odnosił wrażenie, że potrafi czytać z nich jak z otwartej szeroko księgi. Księgi, która odzwierciedla jej duszę, stanowiącą najpiękniejszą opowieść jaką dane mu było poznać w życiu. Jednak czy dane mi będzie jeszcze kiedyś wcielić się w główną postać męską w tej historii? - tej myśli pożałował jeszcze zanim do końca do niego dotarła. Nie mógł przecież zapominać o Larze. To z nią teraz był i nie chciał sprawić, żeby cierpiała. Nie zasługiwała na to. Była dla niego dobra, zawsze go wspierała, pomagała mu w trudnych sytuacjach, umiała go pocieszyć i rozweselić. Była prawdziwą przyjaciółką. Jednak, czy to wystarczy? Leon dobrze znał odpowiedź na to pytanie, a ona wcale nie była jaką on by chciał. Jednak coś przerwało jego rozmyślania. Poczuł na sobie czyjś wzrok. I wtedy ich spojrzenia skrzyżowały się. Jednak ona szybko je opuściła. Chociaż w głębi duszy wcale tego nie chciała. Każda komórka jej ciała pragnęła już zawsze czuć to niesamowite ciepło bijące z oczu chłopaka, zawsze gdy na nią patrzył. I chociaż żadne z nich nie chciało się do tego przyznać, oboje wiedzieli, że nikt oprócz nich nie jest w stanie dać drugiemu szczęścia.

Dumnie podążała jednym z korytarzy Studio. Stukot jej dwunastocentymetrowych obcasów rozbijał się o płytki, sprawiając, że jego echo słyszalne było, niemalże, w każdej części szkoły. Cudowne, długie blond loki delikatnie opadały na je ramiona, dając przy tym niesamowity efekt. Ale cóż, ona już po prostu taka była. Nieziemsko piękna i zabójczo olśniewająca, bez żadnych większych problemów mogła zawrócić w głowie prawie każdemu chłopakowi. Pod wpływem jej nieodpartego uroku, momentalnie miękli i gotowi byli rzucić jej do stóp cały świat. Jednak ona nie zwracała na nich uwagi. Najzwyczajniej na świecie, nudzili ją. Nie stanowili żadnego wyzwania, dlatego wydawali się zupełnie bezbarwni i nieciekawi. Ostatnio jednak, na horyzoncie pojawiła się zdobycz godna uwagi. Chłopak, który niezaprzeczalnie różnił się od reszty. Od kilku dni wciąż siedział w jej głowie. I chociaż mogłoby wydawać się to nie możliwe, prawda była taka, że Ludmiła Ferro zainteresowała się kimś innym niż jej własna osoba. Szkoda, że jeszcze wtedy nie wiedziała jak bardzo nieprzewidywalna i przewrotna jest miłość, a to czego pragniesz jest dużo bliżej, niż mogłoby się wydawać...
Przekroczyła próg sali muzycznej. Uwielbiała to miejsce. Tutaj wszystko było inne i wyjątkowe, a Lu zdecydowanie nie lubiła rutyny i zwyczajności, a wręcz od nich stroniła. Wiedziała, że tylko odmienność i indywidualizm pozwalają wyróżnić się z tłumu. Sprawiają, ze przestajesz być anonimowy. Stajesz się kimś. I właśnie muzyka była dla niej ku temu okazją. Od zawsze jej życie było z nią związane, stanowiła nieodzowną jego część. Tylko kiedy śpiewała mogła być w stu procentach sobą. Świeciła wtedy pełnym blaskiem. Zupełnie jak prawdziwa gwiazda. W końcu Destinada Brilliar było utworem, z którego była najbardziej dumna.
Skierowała się w stronę keyboardu. Leżały na nim nuty dobrze znanego jej utworu. Już po chwili spod sprawnych, smukłych palców dziewczyny zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki piosenki.

Usłyszeć i poczuć
Czuję jaki masz zamiar
Szalony, szalony, szalony...

Zawsze, gdy śpiewała, czuła jakby unosiła się w powietrzu. Zupełnie odrywała się od otaczającej ją rzeczywistości. Liczyła się wtedy tylko ona i muzyka. Tworzyły nierozerwalną jedność. To właśnie ona dawała jej pewność siebie i siłę w każdej trudnej sytuacji.

Zrozumieć i poczuć
Od złamanych serc
Jestem królem, jestem, królem, jestem królem...

Uszu dziewczyny dobiegł tak dobrze znany jej głos. Kiedy byli jeszcze małymi dziećmi, każdą wolną chwilę spędzali razem. Świetnie się dogadywali, rozumieli bez słów. Czasami odnosiła wrażenie, że zna ją lepiej niż ona sama.

Słuchaj mojej piosenki
Rób to, co dyktuje ci serce
Wczuj się w rytm mojego tańca
To jest specjalne
Mój styl zwycięży

Te wersy zaśpiewali już razem. Dawno tego nie robili, przez co zapomnieli jak świetnie ich głosy ze sobą współgrają. A teraz było tak samo. Przez tyle lat nic się nie zmieniło, wciąż sprawiało im to wielką frajdę.
- Musimy chyba pomyśleć o jakimś duecie, co ty na to? - blondynka wyszła zza instrumentu i podeszła bliżej przyjaciela, zalotnie się do niego przy tym uśmiechając.
- Myślę, że to doskonały pomysł. W końcu najlepsi powinni trzymać się razem. - chłopak nie pozostawał jej dłużny. Posłał jej jeden ze swoich onieśmielających uśmiechów. Uwielbiali się ze sobą przekomarzać. W swoim towarzystwie mogli być po prostu sobą. Taka przyjaźń nie zdarza się często.
- Nie wysilaj się Słonko, twoje zagrywki wcale na mnie nie działają.
- Skoro tak twierdzisz. - Diego zajął miejsce na jednym z siedzeń znajdujących się w sali, po czym zamnął oczy i odchylił głowę do tyłu.
- Co się dzieje? Czyżby twój urok osobisty nagle przestał działać na naszą drogą Violę? - w jej wypowiedź ni stąd ni zowąd wkradła się, dostrzegalna jedynie przez nią, nuta rozczarowania. Jednak zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła. Dziewczyna sama nie była do końca pewna, czym była ona spowodowana. Czy istniała możliwość, że choćby na chwilę, zaczęła współczuć szatynce? Wiedziała przecież, że ich plan, nie może przynieść pannie Castillo nic prócz cierpienia. Ale przecież właśnie takie było jego założenie, mieli pozbawić ją wszystkiego, na czym jej zależało. Dlatego ten powód opadał. Więc, co mogło...
- Nie, tu nie chodzi o mój urok. Wydaje mi się, że to znowu sprawka Verdas'a. On chyba nie umie nie wpychać nosa w nie swoje sprawy. - chłopak pochylił się do przodu i ponownie skierował wzrok na przyjaciółkę. Ludmiła wtedy po raz pierwszy zauważyła w jego spojrzeniu coś dziwnego. Zawsze kiedy mówił o dziewczynach jego oczy były obojętne, czasami tylko pojawiały się w nich iskierki ekscytacji, przypoinające jedynie te, charakterystyczne dla drapieżników, kiedy ujrzą nową zdobycz. Jednak teraz było to coś zupełnie innego, coś jakby uczucie. Ale czy Diego jest zdolny do uczuć? - spytała sama siebie. Odpowiedź była oczywista. Każdy jest do nich zdolny, on również. A nawet ja. Nie chciała patrzeć jak cierpi, był jedyną osobą,  poza rodzicami, która jeszcze od niej nie odeszła.

Siedziała na jednej z ławek znajdujących się przed budynkiem Studio i z dość nietypowym, dla tego zajęcia przejęciem, wpatrywała się w czubki swoich butów. Jednak wcale nie chodziło tu o jej nowe, białe obuwie. Dziewczyna dogłębnie nad czymś myślała, coś analizowała. Co więc zaprzątało głowę dziewczyny? Jubileusz szkoły, a mianowicie jej solowy występ, który zbliżał się wielkim krokami. A ona z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się go obawiała. Pierwszy raz dostała okazję, aby móc się wykazać, pokazać na co ją stać, wyjść z cienia. Tylko, czy była na to gotowa? Czy nadszedł już ten moment, moment, w którym będzie w stanie świecić pełnym blaskiem? Wszystko musiało być idealnie, musiało być dopięte na ostatni guzik. Nie mogła pozwolić sobie na żadne, nawet najdrobniejsze, niedociągnięcie. Nie mogła zawieść. Widziała, że wszyscy na nią liczą, dlatego właśnie presja była tak ogromna. Czy jestem gotowa, aby brać na siebie taką odpowiedzialność? - znowu jej pewność siebie, a właściwie jej brak, dawały znać o sobie w najmniej odpowiednim momencie. Czasami, były nawet chwile, w których chciała zrezygnować, oddać solówkę komuś innemu. Ale wtedy pojawiał się on i sprawiał, że zaczynała w siebie wierzyć. Kiedy był blisko niej, znikały wszystkie ograniczenia, wszystkie bariery. Jego obecność dawała jej siłę, tak ogromną, iż miała wrażenie, że kiedy tylko jest blisko niej, ona może zrobić wszystko. To zupełnie tak jakbym latała. - niektórym mogłoby wydać się niepojęte, jak jedna osoba, z pozoru zwyczajna, potrafi zmienić twoje życie. Sprawić, że ta szara, nieciekawa rzeczywistość, w jednym momencie, staje się kolorowa, pełna barw. I tak własnie było w jej przypadku. Chłopak, którego do tej pory traktowała jedynie jak znajomego, w tak krótkim czasie, stał się jej najlepszym przyjacielem. Kimś na kogo mogła liczyć w każdym momencie, kimś, kto był przy niej, wpierał ją. Czasami nawet zastanawiała się nad tym dlaczego jej pomaga, dlaczego poświęca jej tyle czasu i uwagi. Chcociaż usilnie próbowała znaleźć odpowiedź na te pytania, nie umiała. Przecież niczymm się nie wyróżniała, nie była nikim wyjątkowym. Szkoda, ze wtedy jeszcze nie wiedziała jak bardzo się myli.
- Zgadnij kto to. - ona jednak nie dała się nabrać, od razu poznała właściciela dłoni, które uniemożliwiły jej widoczność. Kiedy jego palec delikatnie przejechał po jej policzku, poczuła przyjemny dreszczyk, który w jednej chwili ogarnał całe jej ciało.
- No nie wiem, nie wiem. Gregorio? - postanowiła zażartować, chciała dalej móc czuć jego dotyk na swojej skórze. Dotyk, który dawał jej tyle przyjemności.
- Strzelaj dalej.
- Lena?
- Znowu błąd. Do trzech razy sztuka. Więc uważaj, bo to twoja ostatnia. Jeśli znowu nie zgadniesz, czeka cię kara. - na twarzy chłopaka zagościł łobuzerski uśmieszek.
- W takim razie daj mi pomyśleć...
- Niestety twój czas się skończył. - brunet jednym sprawnym ruchem przeskoczył ławkę i znalazł się na przeciwko dziewczyny, po czym zrobił coś czego zupełnie by się nie spodziewała. Jego ręce powędrowały ku jej talii, a już po chwili można było usłyszeć jej perlisty śmiech.
- Nie...Federico...błagam cię...przestań...przestań...przecież wiesz, że mam...straszne łaskotki...dosyć...błagam... - jednak jej prośby nic nie dały. Chłopak nie należał do osób, które łatwo by się poddawały.
- To za tego Gregorio. - po kilku minutach, kiedy stwierdził, że dziewczyna już dość się wycierpiała, zaprzestał ,,swoich tortur".
- To nie było sprawiedliwe, wiesz? Nie dałeś mi ostatniej szansy. Jesteś nieznośny.- powiedziała z udawanym wyrzutem dziewczyna, gdy tylko udało jej się uspokoić oddech. Uwielbiała się z nim droczyć.
- W takim razie mam dla ciebie złą wiadomość. - nagle wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił, stał się niezwykle poważny.
- Jak to? Co się stało? - jego słowa wyraźnie zaniepokoiły dziewczynę. Podniosła się z ławki.
- Teraz już tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, od dzisiaj jestem pełnoprawnym uczniem Studio. - wyszczerzył do niej swoje śliczne, śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu. Jednak ona wymierzyła mu porządnego kuksańca w bark. - Ałć! A to za co? Aż tak bardzo mnie nie lubisz?
- Za to, że mnie wystraszyłeś. Nie powinieneś był tego robić. - brunetka obróciła się na pięcie i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Natalio, no nie gniewaj się. Przepraszam. Czy wybaczysz mi kiedyś moje haniebne zachowanie? - okrążył dziewczynę i stanął na przeciw niej. W tym momencie coś w niej pękło, nie wytrzymała, rzuciła mu się na szyję. Tak bardzo cieszyła się, że od teraz będą spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. Bo przecież każda sekunda spędzona w jego towarzystwie, dawała jej tak wiele radości.

.......................................................................................................


Przedstawiam Wam dziewiąteczkę ;) Wybaczcie mi, że musieliście na nią tak długo czekać. Mam jednak skrytą nadzieję iż chociaż w jakimś mikroskopijnym stopniu jest ona tego warta. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieję. Wena zupełnie mnie opuściła i wychodzi mi takie coś. Tragedia. Mam wrażenie, że to się do niczego nie nadaje. Ale musiałam dodać rozdział, obiecałam go Wam, moi kochani, a ja zawsze dotrzymuję słowa ;* Co jeszcze mogę powiedzieć? Wybaczcie, że rozdział ma taki sam tytuł jak Part, ale po prostu idealnie mi do niego pasował. 

Wasza Diana ;***

P.S. 1. Moja droga Maddy, przepraszam, ze dedykuję Ci coś tak słabego, ale musisz wiedzieć, że starałam się, żeby wyszło jak najlepiej.
P.S. 2. Dostałam kilka nominacji do LBA, za które jestem ogromnie wdzięczna, ale chyba odpowiem na nie w następnym poście. Co Wy na to kochani?

sobota, 2 listopada 2013

Nicholas Sparks

         ,,Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę.      A w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe."



Niestety w tym tygodniu nie pojawi się rozdział, za co bardzo Was przepraszam. Powód? Ogromna masa nauki, brak weny, brak czasu. Mam jednak nadzieję, że mnie nie opuścicie i wciąż ze mną będziecie. Na kolejną część opowiadania zapraszam w nadchodzącym tygodniu. Najbardziej prawdopodobnym terminem jest piątek bądź sobota, aczkolwiek możliwe, że post pojawi się wcześniej ;)

Wasza Diana ;***

P.S. Viola - to przez Ciebie ;***