niedziela, 20 kwietnia 2014

Capítulo catorce - ,,Eres mi canción" (,,Verte de lejos")

Rozdział dedykuję Adze,
która sprawia, że każdy mój dzień nabiera barw ;*


,,Drwi z blizn, kto nigdy nie zaznał ran..."

,,Ból - trzy litery, jedno, z pozoru zupełnie niewinne, słowo. Zarówno wszyscy jak i każdy z osobna, ranimy ludzi. Najczęściej tych, których najbardziej kochamy, którzy są dla nas najważniejsi... Zatem dlaczego to robimy? Jeśli ich kochamy, dlaczego więc stajemy się powodem ich cierpienia? Jeśli kogoś naprawdę kochasz, jego szczęście powinno być dla ciebie ważniejsze nawet od własnego... Jednak, czy na pewno tak jest? Czy w świecie, który od nas tego wymaga, potrafimy przestać być egoistami? Czy potrafimy zobaczyć coś więcej niż czubek swojego nosa? Otaczające nas społeczeństwo sprawia, że instynkt samozachowawczy każdego z nas wyraźnie się wzmacnia. W rzeczywistości boimy się... Czego? Boimy się zostać zranieni, bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy wrażliwi, uciekamy przed cierpieniem. Nie pozwalamy nikomu zbliżyć się do siebie...
Ale jeśli już komuś uda się odnaleźć klucz i w jakiś sposób wejść do naszego królestwa... No właśnie, co wtedy? Wtedy po prostu łatwiej jest mu nas zranić. Może zburzyć wszystkie mury, zniszczyć wszystko, co my tak skrupulatnie budowaliśmy, to na co tak długo pracowaliśmy... A wtedy nie pozostaje już nic, cały nasz idealny świat legł w gruzach. Ruina - to słowo idealnie opisuje nasz stan, po tym jak osoba, która była dla nas ważna, dokonuje egzekucji, zadaje ostateczny cios. Wbija ostrze miesza prosto w nasze serce. A ono krwawi. Ciepła, czerwona stróżka powoli wypływa na zewnątrz. Obraz przed oczami zaczyna się zamazywać. To łzy. Jedna po drugiej spływają po naszych policzkach." - usłyszała dźwięk dzwonka. To dziwne. - pomyślała. Nie spodziewała się przecież gości. Powolnym krokiem pokonała schody prowadzące na dół. Uchyliła drzwi, a promienie popołudniowego słońca wdarły się do środka, delikatnie muskając jej twarz. Zamarła, a czas jakby zatrzymał się w miejscu. Stał wprost przed nią, w lekko potarganych włosach i czarnym, obcisłym podkoszulku, który idealnie eksponował jego umięśniony tors. Poczuła jak miękną jej nogi. Jednym, prawie niezauważalnym, ruchem oparła się o futrynę. Popatrzyła na niego badawczo, próbując zachować obojętny wyraz twarzy. Lecz były to tylko pozory. No właśnie, pozory. A one tak bardzo myliły. Bała się odezwać. Nie ufała swojemu głosowi, w każdej chwili mógł się załamać. To było jedynie kwestią czasu. A przecież nie mógł wiedzieć jak bardzo cierpiała. Całe jej ciało krzyczało, krzyczała każda jego komórka. Jej ból był tak silny, że odczuwała go niemal fizycznie. W głowie natomiast kłębiły się tysiące pytań. Pytań, na które tylko on był w stanie odpowiedzieć. Przestąpiła z nogi na nogę. Do tej pory myślała, ze może mu ufać, że on pomoże jej zapomnieć, stanie się jej odskocznią. Myślała, że ją kocha... Tak bardzo się o nią starał, a ona starała się go pokochać. I wreszcie tego dokonała. Obdarowała go uczuciem. I chociaż nie było to uczucie nawet w połowie tak silne jak te, którym darzyła Leona, pokochała go. Na swój sposób go pokochała, zaufała mu. Otworzyła przed swój świat. A on? On ją zranił. Zagryzła mocniej wargi.
- Violetta, ja... - przejechał dłonią po zewnętrznej stronie jej ręki, ale ona natychmiast ją odsunęła, poczym skrzyżowała je na piersi.
- Nie dotykaj mnie. - wysyczała przez mocno zaciśnięte zęby. Była bliska płaczu, jednak postanowiła być silna. Nie mogła się teraz rozkleić, nie na jego oczach.
- Chciałem porozmawiać. - na jego twarzy dostrzegła cos w rodzaju obawy. - Przejdziemy się? - poczuł jak zimny pot oblewa jego ciało. Nie chciał jej stracić. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nawet nie wiedział kiedy dziewczyna stała się dla niego tak ważna. Było w niej coś, co sprawiało, że chciał być lepszym człowiekiem. Potrafiła zobaczyć w nim to, czego nie widzieli inni. Przy niej czuł się inaczej.
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym rozmawiać... - jeszcze nigdy nie widział jej tak zdecydowanej. W jej dużych, czekoladowych oczach malowała się wyraźna determinacja i pewność siebie. Miał wrażenie, że nie jest to już ta sama krucha szatynka, którą do tej pory znał. Wyglądała tak samo jak ona, ale w niczym nie przypominała już zagubionej dziewczynki.
- Proszę... - to była ostatnia deska ratunku. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jego statek powoli schodzi na dno. Jeszcze raz na nią spojrzał. Lustrowała jego sylwetkę bardzo dokładnie, zatrzymując się na twarzy. Czuł jak jej wzrok przeszywa go na wskroś. Miał wrażenie, że jest w stanie przeczytać każdą jego myśl. Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza, mącona jedynie przez głośne tykanie zegara, dochodzące z salonu.  
- Zgoda... - na jego twarzy zagościł uśmiech, a świat znowu odzyskał barwy. Miał tylko jedną szansę, nie mógł jej zmarnować. Miał zbyt wiele do stracenia...

Przez większość drogi żadne z nich nie odważyło się odezwać. Szli tak obok siebie, w zupełnym milczeniu, co chwilę na siebie zerkając. Kiedy jedno patrzyło, drugie uciekało wzrokiem. Każde z nich próbowało chciało się odezwać, ale żadne nie potrafiło w sobie zebrać. Bo jak niby zacząć rozmowę, kiedy w głowie plączą się tysiące myśli? Jedna obija się o drugą, wirując w dziwnym, niezrozumiałym tańcu, pragnąc wydostać się na zewnątrz. Oboje wiedzieli, ze kiedyś muszą przerwać stan, w którym do tej pory trwali, ale żadne nie mogło się na to zdobyć. Dlaczego? Przecież wystarczyło kilka słów, zwyczajnych słów... Ale, czy na pewno? Nie, wcale tak nie było. Ich dobór wcale nie był tak prosty, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ba, był cholernie trudny. A przecież to miała być zwykła rozmowa, jedna z wielu. Z pozoru niczym nie różniąca się od innych, jednak w gruncie rzeczy tak inna. Dlaczego więc żadne z nich nie potrafiło jej zacząć? Odpowiedź jest prosta. Żadne nie było bez winy, każde miało coś na sumieniu.
On od początku grał nie fair. Przecież zaczęło się od spisku, zwyczajnej umowy między nim, a Ludmiłą. Szatynka miała być dla niego zwyczajną marionetką, którą miał się zabawić, a później zostawić. Zupełnie samą. Miała cierpieć. Miała cierpieć tylko po to, aby on mógł uzyskać informacje na temat swojego ojca. Była  jedynie pionkiem, jednym z elementów jego planu, który miał zbliżyć go do osiągnięcia celu. Co więc się zmieniło? Przecież nigdy żadnej dziewczyny nie traktował poważnie, wszystkie były jedynie sposobem rozrywki, ucieczką przed problemami. Do tego ucieczką jedynie chwilową. Wychodził z założenia, że tego kwiatu jest pół światu... Ale ona. Ona była inna, wyjątkowa. I chociaż do tej pory bał się tego stwierdzenia, wreszcie musiał przyznać to przed samym sobą. Kochał ją. Nie wiedział na ile silne jest to uczucie, ale wiedział przynajmniej, że jest ono prawdziwe. I to mu wystarczało.  A Violetta. Przecież ona również go okłamała. Mówiła, że go kocha - nie kochała. Mówiła, że zapomniała o Leonie - nie zapomniała. Mówiła, że w jej sercu jest tylko on - był tam również Leon. Przede wszystkim Leon. Tak naprawdę to jego zawsze kochała. A Diego? On miał jej pomóc zapomnieć, miał być lekarstwem na jej zranione serce. I chociaż bardzo się starał, nie był w stanie tego zrobić. Prawdziwa miłość nigdy nie umiera, nawet jeśli zakochani od siebie odchodzą. - i tak było w przypadku jej i szatyna. Chociaż nie wie jak by się nie starała, nie potrafiła wymazać go z pamięci. On zawsze był. Mimo, że było jej tak trudno, wciąż próbowała. Każdego dnia, bezustannie. Była zdeterminowana, nie poddawała się. I właśnie ta determinacja, doprowadziła ją do miejsca, w którym teraz się znajdowała. Był moment, sama nawet nie wiedziała kiedy, w którym również bruneta zaczęła darzyć uczuciem. Uczuciem, które z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze. Zaufała mu. A teraz? Teraz jej serce po raz kolejny zostało złamane. Po raz kolejny rozpadło się na milion drobnych kawałeczków, których sama nie była w stanie pozbierać.
- Violu, przepraszam...
- Proszę cię, nie przeciągaj tego. Chciałabym jak najszybciej wrócić do domu. - była w stosunku do niego obojętna, zupełnie jak gdyby cofnęli się do początku ich znajomości. Poczuł w sercu ukłucie. Jakby ktoś wbił w nie szpilkę.
- Wysłuchaj mnie, po raz ostatni. Jeśli, po tym co usłyszysz wciąż nie będziesz chciała mieć ze mną do czynienia, odejdę. Proszę... - nic nie odpowiedziała. Po chwili zastanowienia kiwnęła jedynie głową. Nie czekał dłużej, nie zamierzał już więcej marnować czasu - ...Violu, nie zamierzałem cię okłamać. Wcale nie miałem wczoraj spotykać się z Ludmiłą, tak po prostu wyszło. Natknąłem się na nią, nic więcej. A, że szliśmy w tę samą stronę, postanowiliśmy wrócić razem. - wyraz twarzy szatynki nieco złagodniał. - Moja mama złapała w pracy jakiegoś okropnego wirusa i już od trzech dni leży w łóżku. Nie rusza się dalej niż do łazienki. To dlatego nie mogłem się z tobą zobaczyć. Musiałem z nią zostać, a że właśnie skończyły jej się tabletki, poprosiła mnie, żebym poszedł do apteki. Nie uważasz, że powinienem był to zrobić?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Zrozumiałabym... - zrobiła się blada, a cała jej zawziętość nagle wyparowała, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Spojrzała na niego, trochę jakby z wyrzutem.
- Nie chciałem cię martwić, to nic poważnego. - popatrzył na nią z nadzieją. Ona jedynie lekko spuściła wzrok. Znowu zapanowała cisza. Sekundy po raz kolejny dłużyły się w nieskończoność, a on czuł, że z każdą kolejną, Violetta coraz bardziej się od niego oddala.
- Następnym razem nie ukrywaj przede mną takich rzeczy, dobrze? - obdarowała go szczerym uśmiechem. Badawczo się jej przyjrzał, po czym również on się rozpromienił. I znowu usłyszał melodię. Melodię, która rozbrzmiewała w jego sercu. Podszedł do dziewczyny i mocno do siebie przytulił, na co ona wybuchnęła gromkim śmiechem. - Tylko obiecaj mi jedno, już nigdy mnie nie okłamiesz... Jeśli jesteśmy razem to na sto procent. Nie da się robić niczego na pół gwizdka. Chcę wiedziesz o tobie wszystko, dosłownie wszystko. - położyła wyraźny nacisk na ostatnie słowo. Przejechała kciukiem po jego policzku, a on delikatnie ujął jej dłoń. Poczuł przyjemne mrowienie, które powoli rozeszło się po jego ciele.
- Dobrze. - przez chwilę w jego wzroku dostrzec można było nutkę zawahania bądź obawy, jednak, cokolwiek to było, szybko zniknęło. A na jego twarzy zagościł figlarny uśmiech. - Muszę cię jednak uprzedzić, że trochę tego jego jest. - objął ją jedną ręką w talii.
- Zapowiada się obiecująco. - postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę. Przecież każdy na nią zasługuje. - pomyślała. Czuła coś do niego, to nie ulegało najmniejszym wątpliwościom. I chociaż może to uczucie było niezwykle nikłe w porównaniu z tym co czuła do szatyna, postanowiła spróbować. Kto wie co może z tego wyniknąć. Nikt nie zna własnego przeznaczenia. A z losem tak już jest, że lubi nas zaskakiwać i to wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy. Niezmierzone są jego koleje.


Każdy z nas potrafi marzyć. W przypadku niektórych są to rzeczy zwyczajne, których osiągnięcie wydaje się być całkiem możliwe. Jednak są także ci, których pragnienia zdają się być niemożliwe do spełnienia. Nierealne, można by wręcz rzec utopijne. Ale chwila, w tym miejscu należałoby zastanowić się czym tak naprawdę jest utopia. Samo słowo pochodzi z języka greckiego, outopos - miejsce, którego nie ma. Miejsce funkcjonujące na trzech podstawowych zasadach - sprawiedliwości, solidarności i równości. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą już ze starożytności. Przykładem tego może być Państwo, dzieło jednego z najwybitniejszych przedstawicieli antyku, Platona. Jednak sam termin pochodzi od utworu Tomasza Morusa. Ale przecież rzeczy idealne nie istnieją, niemożliwością jest zagwarantowanie wszystkim szczęścia. Nasz świat zdecydowanie odbiega od ideału. Przepełniony egoizmem, okrucieństwem i kłamstwem.
W samolubnym świecie, samolubni wygrywają. Niestety, taka właśnie jest prawda. Wszystkie ważne wartości takie jak braterstwo, uczciwość, czy honor postrzegane są jako słabości, przez co po prostu zanikają. Ludzie, żyjąc w ciągłym biegu, nie zauważają wielu rzeczy. Wciąż tylko prą do przodu, goniąc za pieniędzmi, za sławą. Chcą osiągnąć obrany przez siebie cel nie zważając przy tym na środki. Po trupach do celu - tak brzmi dewiza wielu z nas. Zapominamy o rzeczach, które tak naprawdę się liczą. Ranimy innych, ale z biegiem czasu przestajemy zauważać również ból. Ból malujący się na twarzach tych, których krzywdzimy. Ludzkie cierpienie staje się dla nas czymś zwyczajnym, codziennym. Ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Czy nie warto czasami przystanąć, chociaż na chwilę? I spojrzeć na ludzi, których zraniliśmy, albo tych, których dopiero mamy zamiar ranić. Tak to prawda. Każdy ani, ale czy nie powinniśmy próbować tego zwalczać, już w zarodku. Do czego to prowadzi? Wspólnota buduje, nienawiść rujnuje... Jednak to ta druga zaczyna powoli stawać się wszechobecna i królować w ówczesnym świecie. Czy możemy pozwolić sobie na to, aby do tego dopuścić?
Ale przecież jeśli potrafimy o czymś marzyć, jesteśmy w stanie to osiągnąć. Musimy jedynie mierzyć wysoko, bo nawet jeśli nie trafimy w księżyc, zatrzymamy się pośród gwiazd. A kto z nas nie chciałby się tam znaleźć, stać się jedną z nich? Już na zawsze pozostać wśród nich i świecić pełnym blaskiem...
Wzięła do ręki ciemnogranatowy długopis pokryty srebrnymi wzorkami, po czym podeszła bliżej białej pustej kartki, którą Pablo umieścił na tablicy ogłoszeń kilka minut temu. Całe jej ciało zadrżało. Czy była na to gotowa? Czy chciała brać na siebie tak ogromną odpowiedzialność? Czy to był odpowiedni moment? Czy teraz właśnie nadszedł jej czas? Tego przecież nie mogła wiedzieć, nie wiedział tego nikt. Bo właściwy moment tak w zasadzie nigdy nie nadchodzi, są tylko chwile... Chwile lepsze i gorsze... Ale przecież czasami jedna chwila, przypadkowe zdarzenie może zdecydować o wszystkim. Jeśli czegoś naprawdę pragniemy, nie możemy czekać na znak, musimy sami o to zawalczyć, wziąć sprawy w swoje ręce. Nikt nie poda nam tego na tacy. Życie nie jest bajką. Ale, czy, aby na pewno? Bo jej życie przez kilka ostatnich tygodni przypominało właśnie taką bajkę...
- Czyżbyś się zgubiła? - jej głos uszy brunetki niczym zimne ostrze sztyletu. Spojrzała na dziewczynę i lekko się cofnęła. Po raz kolejny ugięła się pod wpływem jej wzroku. Pewność siebie, która emanowała z jej oczu sprawiała, że Natalia czuła się onieśmielona. Znowu stawała się tą samą niepewną Naty, którą była do niedawna.
- Nie...
- Przepraszam, mówiłaś coś? Bo chyba nie dosłyszałam. - szyderczy uśmiech zagościł na twarzy blondynki. Wiedziała, że udało jej się zyskać psychiczną przewagę nad ofiarą. Ofiarą? Tak, jeśli ktoś nie był po jej stronie, był przeciwko niej. A przeciwników należy eliminować kolejno, jednego po drugim. Bez żadnych skrupułów nie oglądając się za siebie. Najważniejszy jest cel, a nie sposób w jaki go osiągniemy. - Wiesz Naty... - zrobiła krótką pauzę - ...kiedyś myślałam, że jest dla ciebie jeszcze nadzieja, że możesz być jeszcze kimś. Będąc przy mnie, mogłaś być kimś. Ale ty... Ty wolałaś przyjaźnić się z nimi, z tymi pozerami...
- Oni wcale nie są pozerami...
- Tak, naprawdę tak myślisz? Wiem, że nawet ty jesteś w stanie dostrzec ich przeciętność. Zresztą nie bez powodu. Dobrze ją znasz. - uwielbiała to robić, odbierać innym resztki pewności siebie. Była jak zabójca, który bawi się swoją ofiarą, owija ją sobie wokół palca. Bezwzględna i nieugięta. - Powiedz mi, jak to jest być zerem?
- Ludmiła, ty chyba nie masz lepszych zajęć, co? Czy jesteś już tak zepsuta, że satysfakcję daje ci jedynie gnębienie innych? - chłopak objął Hiszpankę ramieniem w celu dodania jej otuchy. Jej ciało przeszył przyjemny dreszcz, a w jej oczach znowu pojawiła się nadzieja. To zabawne jak wiele może zmienić się dzięki jednej osobie. - pomyślała brunetka. Jej oddech wyrównał się.
- Proszę, proszę. Któż to postanowił zaszczycić nas swoją osobą? - po raz kolejny przybrała sztuczny uśmiech. Mimo, że zabolały ją słowa Włocha, nie dała po sobie niczego poznać. Nie mogła pozwolić sobie na żadne potknięcia, nawet te najdrobniejsze. Nie mogli przecież znać jej słabych punktów. Życie to nieustanna walka, wszystko może zostać wykorzystane przeciwko tobie.
- Nie mam ochoty na twoje gierki. Jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia...
- Jasne, rozumiem. Nie lubię być tam, gdzie mnie nie chcą. - przeszyła wzrokiem jego sylwetkę. - Ale powiem ci jedno, Federico. Marnujesz się. Gdybyś tylko chciał, mógłbyś wiele osiągnąć. Musiałbyś jedynie przestać tracić czas na osoby, które najzwyczajniej nie są tego warte... Zresztą nieważne. Wiesz, gdzie mnie szukać. Przemyśl moją propozycję. - odchodząc blondynka przejechała opuszkami palców po ramieniu chłopaka, na co ten się wzdrygnął. Dobrze wiedziała w jaki sposób działa na chłopców. Była mistrzynią w wykorzystywaniu swoich atutów i nie bała się tego robić. A w nim dostrzegła coś wyjątkowego. Widziała w jego oku błysk, którego dotychczas nie widziała u nikogo innego. A może tak jej się tylko zdawało?
- Fede... - głos Naty przywrócił go do rzeczywistości. Ile mógł stać w bezruchu? Dwadzieścia, trzydzieści sekund? Jednak to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Bo kiedy tylko go usłyszał, od razu odnalazł drogę. Odkąd wrócił do Buenos Aires wiedział wyraźnie dokąd zmierza. I na pewno nie zamierzał się poddawać, bo cel jego podróży był już tak blisko.
- Wszystko w porządku? - dziewczyna nic nie odpowiedziała, kiwnęła jedynie potwierdzająco głową posyłając mu jeden ze swoich uśmiechów, które tak bardzo uwielbiał. Każdym z nich potrafiła tchnąć w jego życie nowe pokłady nadziei. To ona mu ją dawała. Każdego dnia, kiedy przy nim była. Był wdzięczny losowi, że postawił na jego drodze tak wspaniała osobę. I chociaż innym mogła wydawać się zupełnie zwyczajna, dla niego była wyjątkowa.


Jak wyjaśnić,
że nie mogę przestać myśleć o tobie, o nas.
Jak uciec od piosenki, która mówi mi o tobie,
jeśli jesteś moją piosenką.

Nie potrafił uciec. Mimo wielu prób, po prostu nie był w stanie tego zrobić. Byłą częścią niego, melodią w rytm, której biło jego serce. A przecież nie można uciec od samego siebie. Kiedy była blisko niego wszystko nabierało sensu, a świat nabierał barw. Była artystką, potrafiła malować jego duszę wszystkimi kolorami tęczy. A kiedy śpiewała, wszystko inne znikało. Była wtedy tylko ona. Była całym jego światem. Widział ją wszędzie, we wschodzie i zachodzie słońca, w blasku księżyca i gwiazd, w całych ich konsternacjach, które układały się w kształt jej twarzy. Słyszał jej głos w śpiewie ptaków. Cichy, delikatny, melodyjny, a zarazem silny jak pierwszy powiew wiosennego wiatru. Niósł ze sobą radość i szczęście. Był odmianą po długiej zimie, która tak długo panowała w jego życiu. Wtedy myślał, że jego serce już na zawsze zostało skute lodem...

Mogę żyć jak w opowieści, jeśli jestem z Tobą,
ożywać na każdej stronie miłości.
Mimo, że próbowałem, nie mogę już dłużej,
patrzeć z daleka.

Ich wspólna droga była długa i w niczym nie przypominała prostej ścieżki. Kręta i pokryta wybojami. A oni? Oni razem pokonywali każdą napotkaną przeszkodę, co sprawiało jedynie, ze uczucie, które ich łączyło, stawało się coraz silniejsze. To wszystko co razem przeżyli składało się na piękną opowieść, każda chwila spędzona razem była nieodłącznym elementem ich historii. Swoją miłością zapisali grubą księgę, którą każde z nich schowało głęboko na dnie własnego serca, która już na zawsze miała pozostać częścią nich. A żadne z nich nie potrafiło jej zamknąć. Nie potrafiło? A może po prostu nie chciało? Nie chciało napisać ostatniego rozdziału tej książki. Obydwoje chcieli dalej podążać razem, u swego boku. Bo przecież to wcale nie musiał być koniec. Mogli stworzyć jej dalszy ciąg. Przecież stali dopiero u początku wspólnej podróży, którą każde z nich pragnęło kontynuować. A on nie mógł dłużej postępować wbrew samemu sobie, nie mógł stać z boku i patrzeć z daleka. Chciał być blisko niej. Pragnął otoczyć ją ramieniem i chronić przed całym złem tego świata. Przecież była taka krucha, w każdym momencie narażona na cierpienie.

Moje oczy nie mogą ukryć tego sekretu.
Obejmuje mnie niebo
i lecę jednym tchem ku Twojemu spotkaniu.

Nie można uciec przed miłością, świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Przekonywał się o tym na każdym kroku. Z każdym dniem, z każdą minutą coraz bardziej pragnął jej bliskości. Chciał po raz kolejny poczuć dotyk jej skóry, zapach jej perfum, zasmakować jej ciepłych, pełnych warg, dzięki którym o wszystkim zapominał. Ona była jego niebem, zawsze powracał do wspólnie spędzonych chwil. To one dawały mu wiarę. Wiarę w to, że kiedyś wszystko znowu się odnajdą, pośród wszystkich tych krętych dróg i tłoku myśli oraz przeciwieństw losu. Ich drogi znowu się skrzyżują, a wtedy wszystko się ułoży.

Nadszedł czas, że już cię nie ma,
ktoś zajął moje miejsce.
Przypomnij sobie, że pewnego dnia się spotkaliśmy,
a ja cię straciłem.
Powiem też, że nieunikniony jest los,
nie zatrzymam cię.

A jej już nie było. Odeszła. Teraz należała do kogoś innego, już nie była jego. Ktoś inny zajął jego miejsce, ktoś inny zagościł w jej sercu, kogoś innego teraz kochała. A on musiał się z tym pogodzić. Stracił ją, przez zazdrość, której tak łatwo uległ. Tak łatwo dał sobą manipulować, tak łatwo się poddał. Ale nie miał wtedy siły dalej walczyć. Poddał się. Każdego kolejnego dnia pluł sobie z tego powodu w twarz, ale przecież teraz nie było już odwrotu. Jeśli ktoś pozwoliłby mu jeszcze raz dokonać tego wyboru, na pewno postąpiłby inaczej. W każdy możliwy sposób, byle móc być blisko niej. Teraz nie dbałby o własne szczęście. To tak naprawdę nie miało dla niego żadnego znaczenia, jeśli w zamian mógł oglądać uśmiech na jej twarzy, jeśli tylko ona byłaby szczęśliwa.

Mogłaś żyć jak w opowieści, ze mną.
Pocałowałem cię i obudziłem miłość..

- Uwielbiam słuchać jak śpiewasz, wiesz? - dźwięk jej głosu sprawił, że na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Nie musiał nawet patrzeć, nie pomylił by go z żadnym innym. Zbyt dobrze go znał. Zajęła miejsce tuż koło niego, lekko muskając dłonią jego lewego przedramienia. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym jego ciele.
- Długo tu stoisz? - spojrzał w jej duże brązowe oczy i po raz kolejny zatracił się w jej spojrzeniu. A świat znowu jakby stanął w miejscu, zupełnie nie bacząc na konsekwencje.
- Wystarczająco długo. - odsłoniła przed nim szereg swoich śnieżnobiałych zębów, a jej oczach znowu zagościły te same tańczące iskierki. Uniosła głowę do góry, wprawiając tym samym w ruch swoje brązowe fale, które lekko zatańczyły na wietrze. Kiedy był obok niej mimowolnie się uśmiechała. Przy nim mogła być sobą, nie musiała nikogo udawać. Mogła wreszcie zdjąć maskę, którą zmuszona była nosić na codzień.
- Lubisz tę piosenkę? - sam nie wiedział skąd wzięło się to pytanie. Pojawiło się samo, zupełnie niespodziewanie.
- Lubię, ale jest jedna, którą lubię bardziej...
- Jaka?
- Może kiedyś się dowiesz. - pokazała mu język, po czym jednym sprawnym ruchem podniosła się ze schodków, na których oboje dotychczas siedzieli. - Muszę już iść, w przeciwnym wypadku spóźnię się na kolację. - zrobiła krótką przerwę - Chcesz mnie odprowadzić? - Leon nic nie odpowiedział, kiwnął jedynie lekko głową. Szli w milczeniu przez dłuższą chwilę, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. W tym momencie nie potrzebowali już niczego innego, wystarczała im bliskość tej drugiej osoby.
- Postanowiłam dać Diego drugą szansę. - skierowała swój wzrok prosto w jego oczy. Dlaczego? Chyba po prostu szukała potwierdzenia słuszności swojej decyzji. Jednak i tym razem wyczytała w nich jedynie troskę i miłość. Nigdy jej nie potępiał.
- Proszę cię tylko o to, żebyś była ostrożna. - odwzajemnił jej uśmiech, chociaż nie było dla niego to łatwe. Nie ufał Hiszpanowi, miał co do niego złe przeczucia. Nie wierzył w jego czyste zamiary. Musiał przecież coś knuć. Pytanie tylko, co? - Pamiętasz to miejsce? To tutaj uczyłem cię jeździć na rowerze. - postanowił zmienić temat.
- Jak mogłabym zapomnieć? Dziewczyna w wieku szesnastu lat, która dopiero uczy się jeździć, to przecież jakiś kompletny paradoks. - parsknęła głośnym śmiechem. Tak wiele mu zawdzięczała, a tak mało dała w zamian. On zawsze przy niej był, zawsze kiedy go potrzebowała, gwarantował jej poczucie bezpieczeństwa. A ona? Ona ciągle go raniła, swoim niezdecydowanie, łatwowiernością. Nie zasługuję na niego i nigdy nie będę zasługiwać. - i chociaż był to tylko myśl, sprawiła, że dziewczyna wyraźnie posmutniała.
- Rozchmurz się, proszę... - podniósł do góry jej podbródek - Nic nie jest takie szare jakby się wydawało. Nasz los jest tylko i wyłącznie w naszych rękach i tylko od nas zależy, co z nim zrobimy. - przejechał palcem wskazującym po czubku jej lekko zadartego noska. Teraz wiedziała, że dla niego chce być lepszym człowiekiem i, że kiedyś, mimo, że sama nie wiedziała jeszcze jak, znowu go odnajdzie. A wtedy już nie pozwoli mu odejść. Wtedy to ona będzie o niego walczyła. Nie podda się. Już nigdy więcej nie popełni tego błędu. Musnęła lekko wargami policzek chłopaka, co wywołało na jego twarzy delikatny uśmiech.

.........................................................................................................

Czternasteczka... Tylko jedno słowo, P R Z E P R A S Z A M :( Tak źle to chyba jeszcze nie było, naprawdę. To zdecydowanie najgorszy rozdział jaki do tej pory napisałam :( Pozostawię to bez komentarza. Tak chyba będzie najlepiej, bo tego czegoś u góry nawet nie można nazwać rozdziałem... Wybaczcie :(
Aga, Vilociu, Ciebie przepraszam w szczególności... Dzisiaj mija dokładnie pół roku jak się znamy, 182 dni naszego małżeństwa... A ja? Ja na naszą półrocznicę dedykuję Ci coś tak okropnego... Jest mi za siebie tak cholernie wstyd... Przepraszam, po stokroć przepraszam, nigdy nie chciałam Cię zawieść... Dobra, zostawmy ten temat w spokoju, bo to nie ma sensu, po prostu zawaliłam na całej linii. Kochanie dzisiaj jest nasz wielki dzień, ja pamiętam, bardzo dobrze pamiętam. Podziwiam Cię, wiesz? Nie wiem jak mogłaś ze mną tyle wytrzymać... Przecież to grozi ciężką depresją, na serio ;) Ale przede wszystkim, dziękuję Ci. Dziękuję za to, że byłaś od samego początku, za to, że jesteś i za to, że zawsze będziesz. Bo będziesz, prawda? Nigdy nie spodziewałam się, ze dzięki blogspotowi poznam tak wspaniałą osobę jak Ty. Dzięki Tobie każdy mój dzień nabiera barw. Zawsze mnie wspierasz, jesteś przy mnie zawsze, kiedy Cię potrzebuję. Dzień, czy noc - to bez różnicy. Wiem, że w każdej chwili mogę na Ciebie liczyć. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo Cię kocham, jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Chcę również, żebyś zawsze pamiętała jak wspaniałą jesteś osobą. Proszę, nigdy o tym nie zapominaj. Zresztą, ja nie pozwolę Ci zapomnieć. Wiedz również, że cokolwiek by się nie działo, ja zawsze będę przy Tobie. Tak jak Leon przy Violce. A wiesz dlaczego? Bo tak cholernie Cię kocham i nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez Ciebie. Ty wiesz, że mogłabym tak o mojej miłości pisać w nieskończoność, ale to, co jest między nami, niech zostanie między nami. Dzięki temu jest bardziej wyjątkowe <3
Marcioszku, kochanie, nie myśl, że o Tobie zapomniałam, bo wcale tak nie jest. Kocham Cię bardzo, bardzo mocno. Zawsze o tym pamiętaj. Jesteś moją Paruffką z pulpetem w środku <3
Wam wszystkim, moi kochani, chciałabym życzyć wszystkiego najlepszego z okazji świąt. Spełnienia Waszych najskrytszych marzeń, dużo zdrowia, szczęścia, miłości. Świąt spędzonych w rodzinnym gronie, smacznego jajka i wesołego Alleluja ;) Żeby te święta były magiczne ;*

Kocham Was, Wasza Diana <3