Marcie,
której uśmiech sprawia, że na niebie znowu pojawia się słońce ;*
,,Jeśli kogoś naprawdę kochasz, daj mu wolność... Teraz wiem, że tak
właśnie muszę postąpić. Każde z nas musi zacząć od nowa, zakończyć pewien
rozdział w swoim życiu. Nawet jeśli wspólnie spędzone chwile były najlepszym,
co mnie kiedykolwiek spotkało, teraz... pozostają jedynie wspomnieniami, najpiękniejszymi wspomnieniami. Przeszłością,
a ona nie może stawać na przeszkodzie teraźniejszości. I chociaż na zawsze
zachowam ją w sercu, teraz muszę iść naprzód, zrobić ten kolejny krok. Nie
należy zapominać o tym co było, jednak żyć tym co jest tu i teraz. I chociaż
moje serce mówi, że nigdy już nikogo nie pokocham tak bardzo jak kocham jego,
wciąż próbuję. Z każdym dniem budzę się z nową nadzieją na to, że kiedyś uda mi
się obdarzyć Diego chociaż w połowie tak mocnym uczuciem, jak darzę Leona. Może
sama próbuję oszukać swoje uczucia, jednak myślę, że to jedyna możliwość, aby
znów zaznać szczęścia. Zacząć od nowa... A tego właśnie pragnę. Czy aby na pewno? Żyć tak jak dawniej,
umieć cieszyć się tym, co daje mi los. On
mnie tego nauczył. Nie chcę już dłużej trwać w nieustannej tęsknocie,
oszukiwać się, że kiedyś jeszcze będziemy razem. Teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie mam zamiaru tego
stracić, zbyt ciężko na to pracowałam. Zbyt ciężko pracowaliśmy na to oboje. Od
teraz wszystko będzie inne, prostsze, mniej skomplikowane. Od teraz licz się
tylko on, Leon Diego..." - chociaż
próbowała walczyć, jej serce wiedziało lepiej. Od zawsze był tylko on, Leon. Szkoda tylko, że tak późno zdała sobie
z tego sprawę. Teraz było już po wszystkim.
Zamknęła pamiętnik, po czym
przejechała opuszkami palców po jego okładce. Zamknęła oczy i ciężko
westchnęła, trochę głośniej niż zamierzała. Oparła się wygodniej o drewniane
deski. Delikatny podmuch wprawił w ruch brązowe kosmyki jej włosów, tańczyły w rytm melodii. Promienie
słońca, które dopiero zaczynało swoją codzienną wędrówkę po niebie, lekko
ogrzewały jej twarz. Błogi spokój opanował jej ciało, po raz kolejny przeniosła
się do innego świata. Tak bardzo pragnęła
w nim pozostać. Nie chciała wracać. Już nigdy. Nagle stało się coś
dziwnego. Poczuła na swojej twarzy dotyk czyichś rąk, zasłaniających jej oczy,
co jednak wcale nie odcięło dopływu światła. Było wręcz przeciwnie. Więcej,
jeszcze więcej światła. I ciepła. Doskonale znała ten spokojny, miarowy oddech,
który w tym momencie czuła na swoim lewym policzku.
- Leon... - wyszeptała, a cała
otaczająca ich rzeczywistość jakby zatrzymała się w miejscu. Zawsze tak było,
zawsze kiedy był blisko niej. Był jedyną osobą, której udało się wejść do jej
świata. I w nim pozostać. Już na zawsze.
- Skąd wiedziałaś? - zadrżała na
dźwięk jego głosu.
Usiadł koło niej, a przyjemne
ciepło ogarnęło jej drobną sylwetkę. Obróciła głowę w jego stronę. Spojrzała w
jego piękne zielone oczy, które za każdym razem wydawały jej się jeszcze
bardziej wyjątkowe. Zależnie od tego jak padało światło, przybierały różne
odcienie zieleni. Teraz akurat przyodziane w kolor szmaragdu, lustrowały jej
idealnie symetryczną twarz, każdy jej, nawet najdrobniejszy, szczegół. Mogła w
nich tonąć, bezustannie. Nie bała się, nie kiedy on był blisko. Wiedziała, że
za każdym razem, on ją uratuje. Nigdy nie
pozwoli jej odejść. Jego spojrzenie, tak przenikliwe, to w nim odnajdowała
nadzieję. Kiedyś, kiedy była tak bardzo zagubiona, to właśnie ono wskazało jej
właściwą drogę, pokazało, którędy powinna pójść. Za każdym razem, gdy doznawała
nowych, niepoznanych dotąd, doświadczeń, ono jej towarzyszyło. Zawsze było
blisko. Było jej drogowskazem.
- Przeczucie. - uśmiechnęła się
lekko, a na jej policzkach zagościł delikatny rumieniec. Przecież nie mogła
przyznać mu się to tego, że wyczuwa jego obecność każdą komórką swojego ciała.
I chociaż nie chciała przyznać się do tego, nawet przed samą sobą, pragnęła
jego bliskości, jak niczego innego na świecie. Kochała go. Tę myśl odgniła od siebie zanim na dobre jeszcze
zakiełkowała w jej głowie. Jednak, nawet jeśli udało jej się oszukać samą
siebie, nigdy zdoła oszukać własnego serca. Ono wiedziało, że tylko on jest w
stanie zagwarantować jej szczęście. Nikt
poza nim.
- Punkt dla ciebie. - zażartował,
posyłając jej promienny uśmiech, jeden z tych, które odganiały wszystkie ciemne
chmury. Ale teraz przecież wcale nie zanosiło się na burzę. Prawda? Dzisiejszego dnia niebo było
wyjątkowo piękne i bezchmurne, jego błękit przypominał toń niezmierzonego,
bezkresnego oceanu. Słońce świeciło pełnym blaskiem, a delikatny wiatr niósł
cichy śpiew ptaków, który cichł dopiero gdzieś w zielonych koronach drzew. -
Coś się stało? - zauważył niepewność, która przez ułamek sekundy zagościła na
jej twarzy, nawet to nie umknęło jego uwadze. Tak dobrze mnie zna, pomyślała.
- Nie nic... - sekunda, ułamek
sekundy. Ugryzła się w język, tak mało
brakowało. To było przecież bezsensowne, chory wytwór wyobraźni, która po
prostu płatała jej figle. - Właściwie muszę się już zbierać.
- Dobrze, jeśli nie chcesz, nie
mów. Ale pozwól się chociaż odprowadzić. - jednym sprawnym ruchem podniósł się
z ławki i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Nigdy na nią nie naciskał, zawsze
dawał jej swobodę i przestrzeń, których tak długo szukała. A przy tym
gwarantował jej bezpieczeństwo.
- Ale... - zaczęła, jednak, po
chwili zdała sobie sprawę, że odmowa jest w tym przypadku zupełnie bezcelowa. Był
tak dobrze wychowany, ale przecież między innymi za to go uwielbiała. Za te
jego cholerne zasady moralne, jak on
zwykł był je nazywać. - Zgoda. - przewróciła jedynie, prawie niezauważalnie,
swoimi dużymi, brązowymi oczami. Podała mu dłoń, po czym uczyniła to samo, co
chłopak kilkadziesiąt sekund temu.
- Widziałem to. - niezwłocznie
wychwycił jej gest.
- Miałeś to widzieć. - chwyciła
go pod ramię. On natomiast jedynie na nią spojrzał i pokręcił z niedowierzaniem
głową. Nic nie powiedział, tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął. Chciała
zapytać, nie spytała. W ostatnim momencie usłyszała w swojej głowie głosik,
który mówił, że nie ma potrzeby zakłócać tak wyjątkowej chwili. Nie musiała
więc pytać, wystarczała jej sama jego obecność.
Czy zastanawialiście się nad tym,
dlaczego słońce każdego dnia wschodzi i zachodzi? Dlaczego każdego wieczora
chowa się za horyzontem tylko po to, aby rankiem znów rozpocząć swoją
bezustanną wędrówkę po niebie? Jaki to w ogóle ma sens? Czy nie lepiej, żeby pozostało
na nim przez cały czas? Ale ono ustępuje. Jego miejsce zajmuje księżyc. Po
dniu, zawsze nastaje noc. Współgrają, żyją w nienaruszalnej harmonii. Dzień i
noc, yin i yang, słońce i deszcz, światło i mrok, szczęście i cierpienie. Cierpienie?
Czym ono właściwie jest? Czy to tylko uczucie spowodowane jakimś niefortunnym
zdarzeniem bądź ich ciągiem? A może to coś więcej? Cierpienie jest przyczyną
szczęścia, a szczęście skutkiem cierpienia, to
głupie. A może nie? Człowiek nie potrafi być naprawdę szczęśliwym, jeśli
nie nigdy nie zaznał smaku cierpienia i bólu. Dopiero wtedy uczy się czerpać
przyjemność z małych rzeczy, cieszyć tym co ma. Aby wzbić się wysoko w
przestworza, trzeba najpierw sięgnąć dna, żeby móc się podnieść, trzeba
najpierw upaść. Raduje się moje serce
[...], że może cierpieć Cierpieniem, z którego rodzi się Miłość...*
Podciąga kolana pod brodę i upija
kolejny łyk gorącej herbaty. Mocniej ściska dłonią kubek. Granatowy, pokryty
beżowymi kwiatami - prezent, który przywiózł jej on, po ostatnim pobycie w
Barcelonie. Swój wzrok skupia na ciemnej cieczy, która znajduje się w środku
naczynia. Przypomina jej kolor jego oczu. Brązowe, tak niezwykle głębokie, może utonąć. Mija chwila, później
kolejna. Jednak ona nie odwraca wzroku. Nieprzyjemne gorąco nagrzanej porcelany
parzy jej delikatne, jasne dłonie. Nie
czuje bólu? Robi to specjalnie, sama wybiera ten jego rodzaj. Ten, którego
może łatwo pozbyć, który może opanować. Pozawala
jej chociaż na chwilę zapomnieć. Napój powoli zaczyna stygnąć, wracają wspomnienia. Próbuje skupić się
na resztkach odpływającego ciepła, nadchodzi
zima. Niewłaściwy rodzaj bólu jest coraz bliżej zawładnięcia jej ciałem. Stopniowo,
małymi kroczkami ogarnia każdą jego komórkę. Jest niczym zabójca, który krok po
kroku przejmuje kontrolę nad swoją ofiarą, rozkoszując się jej porażką. Wygrywa?
Ciężko podnosi się z fotela,
zrzucając ciemnofioletowy koc. Kawałek materiału ląduje na podłodze. Powolnym
krokiem zmierza w stronę drzwi, przekręca klucz. Naciska klamkę, tak dla
pewności. Są zamknięte, jak jej dusza. Biegnie
w stronę łóżka, rzuca się na nie, całym swoim ciężarem. Kiedy opada, satynowa
pościel lekko się unosi. Głęboko się w niej zakopuje. Głębiej, coraz głębiej... Naciska przycisk, ciemny ekran jej laptopa staje się jasny. Nazwa użytkownika,
hasło, wypełnia te pola w mgnieniu oka, zupełnie automatycznie. Szybciej, pogania. Mówi do kawałka
plastiku. Źle ze mną, śmieje się sama
do siebie. Jednak brzmi to jak drwina, dużo bardziej kąśliwie niż mogłaby się
tego spodziewać. Kolejna szpilka wbita zostaje w i tak już poranione serce.
Jedna w tę, czy w tę, też różnica. Rani
sama siebie, coraz bardziej. Nerwowo stuka palcami o drewnianą krawędź łóżka, to i tak niczego nie zmieni. Trwa
logowanie. Sekundy dłużą się niemiłosiernie. J e s t. Niecierpliwe przegląda
skrzynkę odbiorczą, szukając tej jednej, jedynej wiadomości. Przegląda
wszystkie maile z dzisiejszą datą. Nie znajduje, serce pęka. Wpada w panikę, czuje jak dłonie pocą jej się ze
strachu. Czego się boi? Nicości, nie
chce odejść w zapomnienie. Odświeża stronę, chwyta się ostatniej deski ratunku.
Ładowanie serwera. Dwa nowe powiadomienia, oferta wakacyjna dla uczniów szkół
średnich i wiadomość. Otwiera wiadomość, klikając bez opamiętania link z
napisem "WYŚWIETL". Jej
oczom ukazuje się to, na co tak długo czekała.
DO: Francesca Cauviglia
OD: Marco Tavelli
DATA: 19.05.2014 r.
Kochana Francesco,
dzisiaj, dokładnie dzisiaj mijają
dwa tygodnie odkąd wyjechałaś. Dwa tygodnie bez widoku Twojej uśmiechniętej
twarzy, to zupełnie tak jakby przez całe dwa tygodnie nie widzieć słońca. I
chociaż wiem, że to niemożliwe, czasami mam wrażenie, że słyszę Twój głos,
słyszę go wszędzie. Kiedy nie ma Cię przy mnie, zaczynam wariować. Jesteś mi
potrzebna, aby mój organizm mógł prawidłowo funkcjonować, zupełnie jak
powietrze... Wiesz, któregoś dnia zobaczyłem na ulicy dziewczynę. Drobna
brunetka, Twojego wzrostu. Podbiegłem do niej, a ona odwróciła się w moją
stronę. I wtedy, po raz kolejny, wszystko zniknęło. Została tylko pustka,
której nie jest w stanie wypełnić nikt, nikt poza Tobą. Kiedyś myślałem, że to
niemożliwe. Nawet nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek znajdę kogoś, kto stanie
się dla mnie tak ważny, kogoś bez kogo moje życie nigdy nie będzie już takie
samo. A wtedy pojawiłaś się Ty. Gdy po raz pierwszy Cię zobaczyłem, zobaczyłem
jak śpiewasz, coś we mnie zamarło, a czas jakby się zatrzymał. Już wtedy
wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby Cię poznać.
Czy nie uważasz, że nie było
przypadkiem, że znaleźliśmy się w tym barze karaoke tego samego dnia, o tej
samej porze? Czy nie sądzisz, że to był znak? Bo przecież na świecie istnieją
tysiące, a może i setki tysięcy takich barów, a los sprawił, że my znaleźliśmy
się w tym samym. To zabawne, jak okrutny może on być. Ten sam los, który
najpierw wiąże ludzi, tylko po to, aby zaraz ich rozdzielić. Ironia. Pieprzona
ironia. Dlaczego? Codziennie zadaję
sobie to pytanie. I chociaż tak cholernie się staram, nie potrafię znaleźć
odpowiedzi.
To czternasty list, który wysyłam
do Ciebie w przeciągu od momentu Twojego wyjazdu. Może pomyślisz, że coś jest
ze mną nie tak, ale ja inaczej nie umiem. Nie potrafię z Tobą nie rozmawiać,
nie potrafię zapomnieć. I chociaż może nigdy nie dostanę odpowiedzi, może nigdy
nawet nie przeczytasz żadnego z nich, wystarczy mi sama nadzieja. Jednak musisz
wiedzieć, że poruszę całe niebo i ziemię, żeby Cię odszukać. Nie pozwolę Ci
odejść, Fran. N i g d y . . .
Twój na zawsze,
Marco.
Czuje jak gorące łzy spływają po
jej policzkach. Patrzy w ekran, cicho szlochając. I chociaż pragnie być blisko,
z każdym momentem się od niego oddala. Chce odpisać, dać mu jakikolwiek znak,
nie może. To zniszczy nas oboje,
myśli. Wie, że musi być silna, dla niego.
Podnosi się. Próbuje uspokoić swoje roztrzęsione ciało, wyrównać przyspieszony
oddech. Wyciera łzy rękawem swojego szarego sweterka. Po kilkunastu minutach,
łkanie ucicha. Po raz kolejny nastaje głucha cisza, mącona jedynie tykaniem
starego zegara. Stawia pierwszy krok, łapie równowagę. Podchodzi do lusterka,
przegląda się. Przeciera twarz rękoma, już nie widać, że płakała. Dasz radę, mówi sama do siebie. Słowa
ociekają kłamstwem, kolejna porażka. Bierze
do ręki kubek, staje obok drzwi, przekręcając klucz. Trzy wdechy, na jej twarzy
pojawia się promienny uśmiech, obrzydliwie
sztuczny. Przybiera maskę. Naciska klamkę, rozgląda się ponownie po pokoju.
Ani śladu, myśli. Nikt przecież nie
może się dowiedzieć, że znajduje się w kompletnej rozsypce, nie może tego
okazać. Już jest na zewnątrz, zamyka drzwi.
Średniego wzrostu brunet stał
oparty o jedną ze ścian, ubrany w czarne jeansy i szary, opięty podkoszulek. Lekko
potupywał nogą w rytm piosenki, która właśnie rozbrzmiewała w jego myślach. Wzrok
miał spuszczony w dół, na jego ustach natomiast malował się dziwny,
nieokreślony uśmiech, tak cholernie
seksowny. Bezwiednie przestąpiła z nogi na nogę, delikatnie napierając na
zielona framugę drzwi. Przyglądała się mu z pewnego rodzaju fascynacją.
Przechyliła lekko głowę w lewą stronę, aby lepiej widzieć jego twarz. Było w
nim coś innego. I chociaż znała go już tyle lat, praktycznie odkąd tylko
pamiętała, czuła, że istnieje jeszcze wiele rzeczy, które wciąż stanowią dla
niej zagadkę. A ona przecież kochała zagadki. Nie lubiła kiedy coś było zbyt proste,
wtedy stawało się, delikatnie rzecz ujmując, nudne. Najzwyczajniej na świecie,
nudziło ją. A przecież w jej życiu nie mogło być miejsca na nudę. On zaś... Jego dusza stanowiła
skomplikowany labirynt, pełen ślepych uliczek, nieodkrytych dotąd, przez
nikogo, korytarzy. Silny, zdecydowany, tak
bardzo pociągający. To dziwne, pomyślała. Nigdy wcześniej nie zdarzało jej
się myśleć o nim w ten sposób. Zawsze zdawała sobie sprawę, z tego, że jej
przyjaciel jest piekielnie przystojny. Widziała również spojrzenia, którymi
obdarowywały go przedstawicielki tak zwanej płci pięknej, ale nigdy jej to nie
przeszkadzało, nie przykładała do tego zbytniej uwagi. A teraz? Było inaczej. To
dziwne uczucie, pomyślała. Coraz częściej odczuwała potrzebę bycia blisko
niego. Blisko, bliżej, coraz bliżej...
- Coś nie tak? - jego głos wyrwał
ją z zamyślenia. Ciekawe jak długo to
trwało? Potrząsnęła lekko głową, po czym spojrzała na niego. Teraz już nie
patrzył w ziemię, jego wzrok skierowany był prosto na nią. Swoim spojrzeniem,
na wskroś, lustrował jej drobną sylwetkę. Przyglądał jej się wnikliwie, aż nazbyt. Zupełni jakby czegoś szukał. Tylko czego? Czego, czego, czego? - echo
powoli rozchodziło się w jej myślach.
- Ja tylko... - na jej ustach
pojawił się jeden z uśmiechów, tak dobrze mu zresztą znany. Przybrała maskę, pomyślał. Od zawsze
cenił w niej jej zdecydowanie, determinację i pewność siebie, to właśnie one
sprawiały, że byli do siebie tak bardzo podobni. Bratnie dusze? Możliwe, że jeśli wierzyłby w te wszystkie bzdety na
temat przeznaczenia, astrologii, astronomii, czy jak to tam się zwie, byłby
skłonny tak właśnie pomyśleć. Ale przecież nie wierzył, prawda? Nie w tym życiu, tak
właśnie myślał do momentu tamtej rozmowy. Ale od tej pory... Wtedy właśnie po
raz pierwszy zobaczył jak płakała. Wydała mu się w tamtym momencie taka krucha
i delikatna. Zupełnie jak porcelanowa laleczka, które w dzieciństwie kolekcjonowała
jego młodsza kuzynka. Tylko z tą drobna różnicą, że ona była prawdziwa. Łatwiej było ją zranić. - ...zastanawiam się nad tym, co robi teraz
nasza kochana Violetta? Nie sądzisz, że to dziwne, że tak długo się nie
pojawia? Zważywszy na to, że przesłuchania do roli zraz się zaczną. Co było na
tyle ważne, aby ją zatrzymać? Co? A może powinnam raczej zapytać, kto?
- Ufam jej. - nie takiego obrotu
spraw się spodziewała. Miała nadzieję, że uderzając w jego czuły punkt, uda się
jej go zbić z tropu, jednak nie tam razem. Czyżby jej sztuczka przestała
działać? Ale przecież do tej pory sprawdzała się nienagannie, bez zarzutów. Sztuczny
uśmiech, który uprzednio przybrała, w mgnieniu oka zniknął z jej twarzy, tym
samym ustępując miejsca wyraźnemu zdezorientowaniu. Powiedz coś, podpowiadał cichy głosik w jej głowie. Tylko co? Zaczęła nerwowo bawić się
dłońmi, szukając wzrokiem jakiegokolwiek punktu odniesienia. Przegrała, ona,
Ludmiła Ferro przegrała. Diego był teraz górą, miał nad nią przewagę. A ona? Po
raz kolejny stała się małą, bezradną dziewczynką, która się zagubiła. No dalej, mówże wreszcie... Próbowała
wytężyć szare komórki lecz nie na za wiele się to zdało.
- Diego... - po raz pierwszy w życiu ucieszyła się słysząc
ten głos. Choć szczerze nie znosiła jego posiadaczki, w tym momencie była
zadowolona z jej widoku.
- To ja już wam nie przeszkadzam,
gołąbeczki. Bawcie się dobrze. - obróciła na pięcie i najzwyczajniej na świecie,
odeszła. Zupełnie jak gdyby nigdy nic. Cała
Ludmiła, pomyślał brunet przejeżdżając lewym kciukiem po policzku szatynki.
- Trochę ci się zeszło. - podszedł bliżej dziewczyny. Jego ciepły oddech
delikatnie musnął jej ucho. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Wybacz, problemy z tatą. -
skłamała, nie miała przecież innego wyjścia. Nie chciała po raz kolejny stawiać
go w mało komfortowej sytuacji. Przecież nie mogła ponownie go zranić, nie po
tym wszystkim.
- A temu co? - nagle coś
odwróciło uwagę Hiszpana. Powędrowała za jego wzrokiem i tak jak on, zatrzymała
się na Leonie, który właśnie przemierzał
szkolny korytarz. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że szedł o
kulach. Wzruszyła tylko ramionami w geście niewiedzy, udawanej. Bo tak naprawdę dobrze znała przyczynę stanu szatyna. Aż nazbyt dobrze.
Opadła bezwładnie na stary, nieco
zniszczony fotel, wykonany z jasnej skóry. Przechyliła delikatnie głowę, po czym
zlustrowała badawczo pokój. Nie za duży salon połączony z aneksem kuchennym.
Urządzony bardzo przytulnie, w nieco przestarzałym stylu. Ściany pokryte farbą,
w kolorze magnolii, która miejscami zaczynała odchodzić. Nic zresztą dziwnego,
ostatni raz malowane było dobre cztery lata temu. Ładne, rzeźbione meble
wykonane z sosnowego drewna, które również wymagały renowacji lub nawet
wymiany. Spojrzała na przedpotopowy telewizor, który podarowali jej rodzice,
zaraz po tym jak się tu wprowadziła. Tyle
wspomnień, przemknęło jej przez myśl. Powoli podniosła się z fotela lecz
już przed zakończeniem tej czynności, zorientowała się, że ten pomysł nie
należał do najlepszych. Poczuła niemiłosierny ból, którego ognisko znajdowało
się gdzieś w górnej części jej kręgosłupa. Lekko rozmasowała kark i ramiona. Ulga, niestety tylko chwilowa. Spróbowała
rozluźnić mięśnie, niestety na nic się to nie zdało. Była zbyt spięta.
Ostatnio bardzo dużo pracowała.
Zostawała w Studiu po godzinach, Antonio poprosił ją o pomoc przy tak zwanej
papierkowej robocie. A jemu przecież nie mogła odmówić. Często też zabierała
dokumenty do domu. Jednak nie wynikało to tylko z obowiązku. Przez minione
kilka tygodni, praca stała się dla niej jedyną odskocznią od problemów,
pomagała jej zapomnieć i pozwalała, chociaż przez chwilę, zająć czymś myśli. Tak,
była jeszcze Violetta. Spędzały ostatnio więcej czasu razem, ale przecież nie
mogła wymagać od siostrzenicy, aby ta poświęcała jej każdą wolną chwilę. Poza
tym dziewczyna była już prawie dorosła, miała własne życie. Leć do przyjaciół, to ciekawsze niż
przebywanie ze starą ciotką, często śmiała się do szatynki, po czym
składała na jej czole całusa. A Violetta, chociaż niechętnie, wykonywała jej
polecenie, uprzednio jednak zaprzeczając stwierdzeniu, jakoby Angie miała
zaliczać się do starych osób. Ona, w odpowiedzi, kiwała jedynie głową, tym
samym dając znak, że wszystko w porządku. Ironia.
Bo przecież w rzeczywistości, nic tak naprawdę nie było w porządku. Zresztą
już od dłuższego czasu. Coraz częściej zastanawiała się nad swoją przyszłością,
a to co widziała wcale jej nie zadawalało. Nie zadawalało? Ba! Było wręcz
przeciwnie. Widziała jedynie pustkę, a właściwie nie widziała zupełnie nic.
Miała w głowie mętlik, nie wiedziała dokąd zmierza jej życie, ciągnie się bez celu. Czasem siadała w
fotelu, podwijała pod siebie nogi, nakrywała się jasnym, beżowym kocem i
przepadała gdzieś w otchłani. Bo takie właśnie odnosiła wrażenie, jakby grunt
pod jej stopami osuwał się, a ona wciąż spadała w dół, zmierzając ku samemu dnu
wielkiej przepaści. Coraz niżej i niżej. Wiedziała,
że się oddala. A przecież tak bardzo nie chciała go stracić, był jej ostoją,
portem, do którego wracała, zawsze gdy coś było nie tak. No właśnie, w tym
tkwił jej największy problem. On zawsze był przy niej, w każdym momencie jej
życia. Nie tylko wtedy, gdy świeciło słońca, ale i wtedy, gdy zbierały się
ciemne chmury, nawet w najgorsze ulewy. Był zawsze, wiosną, jesienią, latem i
zimą... Mogła na niego liczyć o każdej porze dnia i nocy, w każdej, nawet
najtrudniejszej sytuacji. Był wtedy, gdy zginęła Maria, gdy odszedł jej
ojciec... To on ją wtedy wpierał, pocieszał. Mogła rozmawiać z nim godzinami,
on zawsze jej wysłuchał, nigdy nie osądzał. A ona? Kiedyś nie potrafiła tego
docenić. Nie umiała dostrzec skarbu, który zawsze znajdował się tak blisko, był
na wyciągnięcie ręki. Z ludźmi niestety już tak jest, doceniają coś, dopiero,
gdy to tracą.
Powolnym krokiem podeszła do kuchennych
szafek. Otworzyła jedną z nich i wyjęła plastikową ampułkę, w której znajdowały
się niewielkie, białe tabletki w owalnym kształcie. Proszki przeciwbólowe,
które lekarz przepisał jej kiedyś na ból głowy. Połknęła dwie pastylki,
popijając je wodą. Według zaleceń.
Nastawiła ekspres do kawy, a na jej twarzy, po raz pierwszy dzisiejszego
wieczoru, zagościł nikły uśmiech. Prezent
od Pablo, pomyślała. Dostała go od niego jako podarek do nowego mieszkania.
Miał więc już dobre kilka lat, a wciąż tak dobrze się sprawował. Doskonale pamiętała słowa, które wtedy od
niego usłyszała. Abyś już zawsze tryskała
energią. Bo dzięki temu, gdziekolwiek jesteś, pojawia się słońce. Sama nie
wiedziała dlaczego, ale to wspomnienie zawsze wywoływało w niej niezwykle pozytywne
uczucia. Usłyszała wyraźne pyknięcie, które miało oznaczać, że kawa jest już
gotowa. Ciemnobrązowa ciecz wypełniła filiżankę prawie do pełna.
Otworzyła okno znajdujące się w
salonie. Następnie, opierając się o jego ramę, upiła pierwszy łyk kawy. Poczuła
jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym jej ciele. Po całym dniu ciężkiej
pracy, zasłużyła na chwilę relaksu. Ostatnio tak rzadko znajdowała na nie czas.
Spojrzała w niebo, które swoją drogą, było dzisiaj niezwykle piękne. Zupełnie
bezchmurne, rozgwieżdżone. Gdy była mała, w takie wieczory, wraz z ojcem,
zawsze chodzili do ogrodu, kładli się na trawie i obserwowali gwiazdy. Mogli
robić to całymi godzinami, po prostu leżeć i patrzeć w gwiazdy. Tata często jej
o nich opowiadał, a ona uwielbiała słuchać jego historii. One od zawsze ją
fascynowały. Miliardy maleńkich, migoczących światełek, które w rzeczywistości
były ogromnymi skupiskami materii. Tajemnicze, tak bardzo nieprzeniknione. Bo
przecież tak naprawdę nikt nigdy nie zbadał gwiazd. Wciąż pozostawało jeszcze
tyle tych, które wciąż czekają na to, żeby ktoś je kiedyś odkrył. Kolejne
wspomnienie, zupełnie niespodziewanie, pojawiło się w jej głowie.
Chciałabym dostać taką gwiazdkę z nieba, powiedziała dziewczynka o
pięknych niebieskich oczach i cudownych, złocistych falach, swobodnie
opadających na ramiona.
Jak będziemy duzi, podaruję ci jedną z nich, obiecuję, chłopczyk szeroko się do niej
uśmiechnął, puszczając przy tym oczko.
W tym momencie aż się skrzywiła,
pod wpływem okropnego bólu, który poczuła w skroniach. A zaraz po tym wszystko
wokół zaczęło wirować. Rzecz jasna, tylko w jej głowie. Bezwładnie osunęła się
na podłogę, kończyny odmówiły jej posłuszeństwa. Ostatkiem sił sięgnęła do
tylnej kieszeni jeansowych spodni i wyciągnęła z nich telefon komórkowy.
Wykręciła numer.
Jeden sygnał, jej powieki zaczynają opadać.
Drugi sygnał, zamykają się.
Trzeci sygnał, odlatuje.
Halo, rozbrzmiewa głos po drugiej stronie.
Brak odpowiedzi.
Angie? Pyta.
Ponownie brak odpowiedzi.
Angie?!...
.........................................................................................................
Witajcie, moje kochane Słoneczka ^^ Na początku pragnę przeprosić Was za moją długą nieobecność. Hańba mi, hańba i jeszcze raz hańba. Wiem, że powinnam gęsto się tłumaczyć, ale to nie ma najmniejszego sensu, niczego nie zmieni... Chcę jedynie, żebyście wiedzieli, że naprawdę jest mi strasznie wstyd. Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Po prostu, przepraszam... :(
Co do samego rozdziału. Mam co do niego mieszane uczucia, ale jakoś nie bardzo mi się podoba. Może nie jest totalną klapą, ale daleko mu do bycia, chociażby, przyzwoitym. Coś tu nie gra, nie za bardzo trzyma się kupy, no ale... Nie chciałam, żebyście czekali jeszcze dłużej ;) Teraz postaram się wpadać częściej. Istnieje możliwość, że kolejny pojawi się nawet już w przyszłym tygodniu :D Niczego nie obiecuję, ale postaram się poprawić, przyrzekam.
Wasza Diana ;*
P.S.1. Skunksie, to taki prezent urodzinowy xD Spóźniony i beznadziejny, ale w stu procentach szczery ;) Kocham Cię, nigdy o tym nie zapominaj. I choćby nie wiem co, zawsze możesz na mnie liczyć. Tak bardzo kocham i dziękuję <3
P.S.2. Jak widzicie, po raz kolejny, zmieniłam szablon. Jednak tamten jakoś nie pasował mi do historii. Tak więc powracamy do różów, znowu ;)
P.S.2. Jak widzicie, po raz kolejny, zmieniłam szablon. Jednak tamten jakoś nie pasował mi do historii. Tak więc powracamy do różów, znowu ;)
* Jan Kasprowicz ,,Hymn św. Franciszka z Asyżu"
AAAAAAAAAAAAAAAAA <3
OdpowiedzUsuńZajmuję <3
Będę pierwsza, Śmierdziuszku :D
Violcia, zajmuje miejsce <3
OdpowiedzUsuńKocham Cię <3
Kochanie, przybyłam. Pewnie, jak zwykle zanudzę Cię, swoim jakże marnym i bezsensownym komentarzem, ale musiałam przybyć. Nie mogłam przejść, koło Twojego rozdziału obojętnie i go nie skomentować. Musiałam to zrobić. Zresztą, ja kocham komentować każdy Twój rozdział. Nie tylko z lekkością czyta mi się to, co tworzysz, ale także komentuje.
UsuńCzekałam na kolejne cudo i się doczekałam. I znowu było warto. Ty wiesz, że ja Cię kocham najbardziej na świecie, ale nie lubię, kiedy narzekasz na coś, co jest naprawdę bardzo dobre. Kochanie, więcej wiary w siebie, bo inaczej Violetta się na Ciebie obrazi i będziemy mieli kryzysy <3
Ale może, mądra ja wreszcie przejdę do skomentowania rozdziału :)
Zacznę, od pary, która jest mi najbliższa. Że tak powiem, zacznę od nas <3 Uwielbiam, u Ciebie, wpisy Violetty w pamiętniku. Są takie szczere i prawdziwe, pokazują jej tęsknotę. Nie są takie puste, jak momentami, te które ma w swoim serialowym pamiętniku - kiedy to pisze, jak bardzo Leon jest przystojny (aczkolwiek, dziewczyna ma rację xd), ale do rzeczy. To się wydaje proste, pozwolić komuś odejść, jeśli się go kocha. Dać wolność? To nie w ich przypadku. Za bardzo się kochają. Za bardzo im na sobie zależy. Świadczy o tym, każdy gest, każde słowo. To, w jaki sposób na siebie patrzą, jak siebie wyczuwają. Nawet Viola, sama przed sobą, przyznaje się, że NIGDY nie pokocha, kogoś z taką siłą, jak teraz kocha Leona. I tak samo, jest w jego przypadku. Uczucie tej dwójki jest zbyt silne i nic nikt nie ma z nim szans. Chodź by, nie wiadomo, jak byli oddaleni od siebie - nie przestaną się kochać. A może zamiast dać wolności, powinna o niego zawalczyć? Przecież o miłość się walczy, zwłaszcza wtedy, kiedy jest tak silna, jak ich. Szkoda, aby nadal cierpieli. Jeśli już mają cierpieć, to niech cierpią razem - wtedy będą silniejsi, a nie osobno, bo wtedy ból jest jeszcze większy.
Wyczuwa go nawet, jeśli ma zamknięte oczy. Zawsze go rozpozna. Jest dla niej wszystkim. I naprawdę, serce człowiekowi pęka, kiedy czyta się, że żyją oddzielnie, że nie są razem, tylko z całkowicie innymi osobami. Ale miłość to ból, a w przypadku ich miłość, ból został do niej wpisany trwale.
Ale jak się mówi, prawdziwa miłość, przetrwa wszystko. W ich przypadku tez tak będzie.
Teraz pora na moją kolejną ukochaną parę - Diemiła! Oj, zaczyna coś się dziać, coś powoli jest na rzeczy. Lu, zaczyna patrzeć na Diego w inny sposób. Odkrywa jaki jest przystojny?:D Eee, ona już to dawno widziała, ale teraz w jej obserwacji jest zupełnie coś innego - tak mi się wydaję. Diego, nagle stał się dla niej zagadką, którą chce rozwiązać i bardzo dobrze. Niech się do siebie zbliżają coraz bardziej. Niech spędzają ze sobą, coraz więcej czasu. Niech odnajdują w sobie cechy, o których nie mają pojęcia. Jestem jak najbardziej za! Nasz Hiszpan, też coraz więcej myśli o Lu. Dostrzega w niej cechy, których inni nie zauważają, albo myślą, że taka osoba, jak Lu nie posiada czegoś takiego. Delikatna, jak laleczka z porcelany? Nawet Lu taka może być. Nawet ona może płakać i mieć chwile słabości, bo każdy z nas ma uczucia. I Diego właśnie to dostrzega w Lu. On ją zna najlepiej. Tylko niech już nie zakłada Lu maski.
Diego, będzie ją uwielbiał, nawet wtedy, kiedy będzie jak ta laleczka z Porcelany.
Oj, co ten Leoś narobił, że teraz o kulach musi chodzić? ( Ja to doskonale wiem, ale przecież nie napiszę tego tutaj. Czasami trzeba udawać głupią, ale ja tam głupia jestem, więc udawać nie muszę) Violka, po raz kolejny, okłamała Diego, aby chronić Leona. To znowu pokazuje, kto jest dla niej tym najważniejszym. Okłamuje obecnego chłopaka, aby chronić byłego chłopaka. I chyba wszystko jasne, nie? Jasne, jak słońce! O tak!
Angie, zmiany w życiu są potrzebne, nawet te malutkie - nawet w mieszkaniu. Życie Angie też się zmienia. Też zaczyna zauważać inne rzeczy. I nie ukrywajmy, przyjdzie taki czas, kiedy z Violettą będą spędzały coraz mniej czasu (nastąpi, to w momencie, kiedy Viola wróci do swojego księcia z bajki). I niech nam tyle Angie nie pracuje, bo widać do czego to prowadzi.
Bardzo podobały mi się jej wspomnienia, szczególnie te związane z Pablo - Ty już dobrze wiesz czemu. Angie, naprawdę bardzo z zachowania przypomina mi Violettę - też myślami wraca do tego jedynego, najważniejszego. Pablo, był przy Angie, zawsze wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowała. Tylko, że ona chyba czasami nie dopuszcza tego do siebie. O ile, Violetta jest pewna swoich uczuć, tylko nic z tym nie robi, tak Angie, chyba tak naprawdę nie dopuściła do siebie myśli, że kocha Pablo (albo, ja jestem taka głupia i nie umiem czytać ze zrozumieniem xd)
UsuńI ta końcówka. Ej, czemu nas tak straszysz i kończysz rozdział w takim momencie, co? Tak się nie robi!
Ale wydaje mi się, że Angie zadzwoniła do Pablo. I on od razu, przybędzie jej na ratunek. Będzie księciem na białym koniu, jak Leon dla Violetty ( co ja mam dzisiaj z tą Leonettą? xd)
I na koniec - Fran i Marco. Strasznie mi ich szkoda. Naprawdę. Kurcze, cierpią oboje, oddaleni od siebie o niewiadomo ile kilometrów i jedyne, co im zostaje to poczta elektroniczna. Cierpią, tęsknią i wydaje się, że nic nie mogą z tym zrobić, ale Marco nie podda się będzie walczył i to najważniejsze. Wierzy, że ją odnajdzie. Odnajdzie ją mimo wszystko. Oni sobie poradzą.
Kochanie, Leosiu mój Ty. Kończę mój kompromitujący mnie komentarz. Uf. Przepraszam Cię, że zmarnowałaś na moją marną osobę swój cenny czas, ale ja musiałam skomentować, nooo!
Wybaczysz Violce?
Szblon jest P-R-Z-E-Ś-L-I-C-Z-N-Y!, ale to już Ci pisałam.
Kocham Cię, Twoja V <3
Mój Krecik dodał rozdział, aww <3
OdpowiedzUsuńWrócę ;>
Natalko, Kreciku, Kwiatuszku ♥
UsuńCzekałam na ten rozdział, wypytywałam, i cóż, w końcu się doczekałam. Nawet nie wiesz jaka radość mnie teraz rozpiera. Niezmierna, nieskończona. Ale wiesz, ja bym mogła czekać nawet dłużej, z tym samym zapałem, bo wszystko, co wychodzi spod twoich zdolnych łapek, jest wyjątkowe, godne uznania. I podziwu. Miłości, no wszystkiego! Bo kocham to, i będę kochać. Aż po skończenie świata! Hihihihihi ♥ Bije mi, nie przejmuj się XD A teraz, przejdę do samej treści. Może być nieco krótko, bo dziś wyjeżdżam, więc co za tym idzie - śpieszę się, a nie chcę zostawić Cię bez komentarza. Bo znając życie, potem zapomnę -.- Albo będę miała za duże spóźnienie, a w przypadku tego rozdziału, to prawdziwy wstyd. I hańba! Tak więc, już nic nie mówiąc - co by się nie pogrążyć, przechodzę do rozdziału.
Piętnasty ♥ Taki okrąglutki, prawda? I oby było ich jeszcze dwa razy tyle. Ba! Tysiąc *O* Ja bym się nie obraziła. Nie chcę się żegnać z tą historią, nigdy. Nie chcę ;c Pożegnania są trudne, yh.
Zacznę od Violetty i Leona. Wiesz, że u Ciebie, jako u nielicznej, naprawdę lubię tę parę? I to bardzo. Może też chodzi o to, że bardzo bym chciała Diemiłę, i... sama rozumiesz, Dieletta krzyżuje moje plany, haha. Ale nie, to nie wszystko. Po prostu lubię sposób w jaki, o nich piszesz. W końcu są twoją ulubioną parą, prawda? To widać, wiesz? Bo wkładasz w ich historię tak wiele serca, miłości. I tę miłość widać, objawia się, między tą dwójką. Pasują do siebie. Violetta wciąż o nim myśli, wciąż tęskni, choć może powinni się poddać? Nie. O taką miłość warto walczyć. I wiem, że oni zawalczą. Mogę na to liczyć? Ah, ona rozpoznaje go nawet po oddechu, po dotyku, tym cieple. I gdzie tu mowa o pomyłce? Im przeznaczone jest być razem. Tak po prostu :)
Dalej, Marcesca. Tyle, że w rozłące. Tak daleko, a jednak wciąż blisko. Myślami są przy sobie. Ale to wciąż boli, wiesz? Zarówno ją, jak i jego. Bo kiedy się kogoś kocha, odległość przestaje mieć znaczenie, ale tym samym czasem... niszczy, doprowadza do zguby, bólu. Paradoks? A może ironia A życia? Cóż, w dzisiejszym świecie tak często ją spotykamy, nieprawdaż? :) I ten list, o mateczko! Przecież ja tu wyłam, jak dziecko ;c Marco bardzo ją kocha, napisał już tak wiele listów, a ona choć chce odpisać, jej serce wręcz wyrywa się ku temu, nie może. Bo tak będzie lepiej. Czy aby na pewno?
Dalej, Ludmiła, Diego i... Violetta. Czyli to, czego Edyta nie lubi ;c Znaczy, gdyby ta pierwsze dwójka sobie została sama, na chwilę - dłużej, to wiesz, hihi. Ale okej, co ja to miałam... a, tak! Diego zaczyna fascynować Ludmiłę, nasza blondynka zaczyna zauważać rzeczy, o których wcześniej nie miała pojęcia. Chce być blisko niego, rozwiązać tę zagadkę, zgłębić tajemnicę. I, o! Uważa go za przystojnego. Ja mam na to jedno słowo, wiesz jakie? ♥ No i właśnie sobie ryczę, ze szczęścia. Chłopak też o niej myśli, mrau ;> Wspomina jej determinację, pewność siebie, a także łzy. Widzi, że coś jest nie tak, że zachowuje się dziwnie w jego towarzystwie. A potem te słowo: "Ufam jej", i wszystko pęka, Ludmiła nie wie, co zrobić. Ja myślę, że to ją zabolało... A co? To, że Diego czuję coś do Violetty, że nie jest jedyną, że nie może zatrzymać go dla siebie. A chciałaby, co? Przynajmniej ja to tak widzę ;> No i zjawia się Violetta, gr. "Gołąbeczki", weź mnie zabij ;c
I na koniec, Angie! Jeeej, strasznie mi się ten fragment spodobał, naprawdę. Także małe wspomnienie Pablo, a co za tym idzie - Pablangie. Kocham tę parę, naprawdę ♥ A później, stało się coś złego. Angie zasłabła. Z przemęczenia? A może chodzi o coś innego... Zastanawia mnie tylko, do kogo zadzwoniła ;> Obstawiam Pablo, albo Violę, kto wie ;> Wypada czekać na kontynuację, więc poczekam. Wiernie i z zapałem! ♥
Okej, to tak na koniec: Jak zwykle genialny styl, piękne opisy. Takie... Natalkowe? ;D Hihi. I wiesz, kocham je wszystkie, od tych o uczuciach, po te o miejscach, tle, otoczeniu. Są tak świetne, idealne wręcz. Dzięki nim mogę na chwilę przenieść się w inny świat, w Twój świat. Świat tego pięknego opowiadania, Twojej historii. Dziękuje Ci za to. No, i za całą resztę. Za to, że jesteś, o tu - przy mnie ♥
UsuńSzablon bardzo ładny, nagłówek też :) Masz rację, jaśniejszy chyba bardziej pasuje do wydźwięku historii ;*
No nic, to chyba tyle. Marny ten komentarz, oj marny. Wybacz ;c Ale naprawdę się śpieszę, eh. Weny życzę, kwiatuszku! I czekam na tę, już wiem, że przepiękną, szesnastkę.
Aishiteru (uwielbiam ten język),
twój Szynszyl, Edyś i wszystko inne, czego sobie zapragniesz ♥
Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Już się bałam, że mogłaś o nas zapomnieć. Wybacz, że taka myśl w ogóle przeszła mi przez głowę, ale wiedz, że cieszę, że nadal z nami jesteś <3
OdpowiedzUsuńNiezmiernie ubóstwiam początki każdego rozdziału. Jest to gama uczuć, emocji, przeżyć, które pozwalają nam zbliżyć się do Violetty, do jej postaci.
Nigdy nie zapomnimy o osobie, którą kiedyś kochaliśmy, zastępując ją inną. Zawsze ona będzie obok nas, w zakamarkach naszego umysłu nawet po wielu latach. Zawsze będzie nasz podszczypywać, byśmy wiedzieli, że jest blisko nas. Trudno jest zapomnieć o miłość, a szczególnie o tak silnej, prawdziwej i szczerej jaką darzą się Violetta i Leon. Są swoimi dwiema połówkami, brakującymi elementami układanki, parą pasujących do siebie puzzli. Znają się na wylot, dostrzegą się w promieniu kilometrów, wyczują, gdy ktoś z nich ma problemy i natychmiast pobiegną sobie na ratunek. Pustka w serce Violetty nie zostanie wypełniona przez Diego. On nie daje jej takiego ciepła, takiego poczucia bezpieczeństwa. Próbując sobie to wmawiać Violetta robi źle. Doskonale wie, kogo tak naprawdę kocha, a próbować oddać swoje serce komuś innemu, nie ma sensu. Bo ono już ma, i to od dawna, swojego właściciela.
Gdy wyjeżdża osoba, którą kochamy, za którą oddalibyśmy życie, równie dobrze można powiedzieć, że umarliśmy. Przecież to ona jest naszym tlenem, a jak żyć bez powietrza, gdy nie ma się go w pobliżu? Gdy jest setki kilometrów stąd, tysiące minut drogi od nas? Brakuje powietrza, sił, a nadzieja już dawno odleciała, bo nie miała już czego u nas szukać. Jednak istnieje w nasz chęć, by odszukać tą osobę. I tak robi Marco - poszukuje Fran w słowach, które do niej pisze. Z kolei Fran poszukuje Marco we wspomnieniach, które nieustannie przywołuje. Oboje siebie poszukują, oboje cierpią, oboje nie mają już praktycznie po co żyć. Istnieje tylko jeden powód. Chcą być blisko siebie. A nie mogą. I właśnie to jest ta pieprzona ironia.
Często gdy dwójka przyjaciół się ze sobą przyjaźni musi nastać moment, by chociaż jedno z nich coś do siebie poczuło. Jest to dość zrozumiałe. Przez wspólne spędzanie czasu, przez wspólne chwile, pomysły, zainteresownia wiążą się ze sobą prawie nie rozczepialnie. I nagle zauważamy, że nie chcemy by ktoś inny przytulał naszego przyjaciela, by ktoś inny obdarzał go uśmiechem, by ktoś inny na niego patrzył w ten szczególny sposób. Ale wtedy najlepiej przywdziać maskę, którą Diego zauważył u Ludmiły. Zobaczył, że pod skorupą twardej i niezależnej dziewczyny istnieje też delikatna i wrażliwa osoba. Ale również łatwo odejść, gdy już nie wie się co robić. Łatwo jest, by to ktoś inny za nas coś zrobił.
I co się stało Leonowi? Dlaczego szedł o kulach? Czy jakiś moment mi uciekł i tego nie zauważyłam? I co Violetta na ten temat wie?
Często uciekając od problemów szukamy jakiegoś zajęcia, by zapomnieć, choć na chwile się odciąć. Człowiek zawsze od czegoś ucieka i przypadek Angie nie jest inny. By zmienić ścieżkę, która prowadzi do kłopotów zawędrowała w wir pracy. Nie chciała zdać sobie sprawy jak bardzo pewnej osoby potrzebuje, jak bardzo jest ona jej potrzebna. I doszło do tego, że już nie umiała sobie z niczym poradzić, znaleźć chwili, by uporządkować sobie wszystko tak jak było wcześniej. I doszło również do tego co się stało, ale nawet wtedy zdołała zadzwonić do przyjaciela.
Kochana, rozdział wcale nie zły i nic mu nie brakuje, jak tobie się zdaje. Jest perfekcyjny w każdym calu tak jak wszystkie poprzednie, a jest jeszcze bardziej doskonały przez to, że tak długo na niego czekaliśmy. To dodało mu jeszcze większej magi ♥
Kocham i całuję ;*
A szablon jest prześliczny <3
Jeju, nawet nie wiesz jak się cieszę że odkryłam twojego bloga. To było przez przypadek, ale bardzo się z tego cieszę. Rozdział przekazuję tak bardzo dużo uczuć, emocji, dzięki temu mogę poczuć się jak Violetta albo inny bohater. Bardzo trudno jest zapomnieć o tej jednej jedynej miłości, ona będzie trwać wiecznie, nawet gdybyśmy bardzo chcieli ją wymazać z naszej głowy i naszego serca. Tego po prostu się nie da zrobić, tak samo jest w przypadku Violetty i Leona. Oni są dla siebie tym idealnymi połówkami, to oni dopełniają się i sprawiają że są szczęśliwi. Pustkę w sercu po staracie ukochanej osoby nie jest w stanie nic wypełnić, nawet miłość innej osoby. W tym przypadku Diega. Violetta popełnia wielki błąd, próbując wmówić sobie że nic nie czuję do Leona, chociaż właśnie to on wypełnia pustkę w jej sercu, doskonale ją zna. Co się stało Leonowi ? Coś mi umknęło? Może nie doczytałam?
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł Ci idealny. Szablon cudowny, idealnie pasuję do opowiadania ♥
Czekam na kolejne arcydzieło <333
Gabi
Dzień dobry! ;D
OdpowiedzUsuńAle mnie tutaj dawno nie było... Właściwie wszędzie dawno nie byłam, ale pomińmy ten szczegół. W końcu biorę się za nadrabianie, tak pokonałam lenia i jestem, idzie mi to niezbyt sprawnie, ale liczą się chęci, czyż nie? W każdym razie zaczynam od Twojego bloga, a ponieważ dawno nic nie komentowałam i wyszłam z wprawy - mój komentarz pewnie będzie bardzo marny i pozbawiony wszelkiego sensu, choć właściwie - to nic nowego u mnie... Ale nieważne. Przejdźmy do rozdziału. Jejku, to już piętnasty! ♥ Ale ten czas szybko mija. A tak poza tym - bo później pewnie zapomnę - bardzo ładny szablon. Nie przepadam za różem, ale ten szablon wyszedł Ci świetnie. W końcu jest Twój, a wszystko, co Twoje jest genialne. Norma. Przywykliśmy do tego.
Tradycyjnie rozdział zaczyna wpis Violetty do pamiętnika. Kocham je. Ale to już chyba wiesz. Powtarzałam to wielokrotnie. Ale takla jest prawda. Wszyscy ją znamy. Violetta nie chce go stracić jako przyjaciela, chce zakończyć pewien rozdział w swoim życiu i w końcu ruszyć do przodu ze swoim życiem. Nie jest to głupia myśl, ale wszyscy wiemy, że tylko się oszukuje, bo przecież to Leóna naprawdę kocha i tylko z nim może być naprawdę szczęśliwa. No właśnie - serca nie oszuka, a to od zawsze wiedziała, że zawsze był tylko León. Urocza scena kończąca ten fragment.
Dalej jest Francesca. Minęło dokładnie 2 tygodnie odkąd wyjechała. Z Marco utrzymują tylko pisemny kontakt, choć tak naprawdę to tylko on pisze do niej. Widać, że chłopak cierpi, że oboje cierpią. Ten fragment, zresztą jak cały rozdział był po prostu bezbłędny. Szczególnie spodobał mi się ten fragment o tym bólu. Wiesz, że wybiera ten rodzaj bólu, nad którym może zapanować - świetne :) Nie wiem czego, jakoś tak to mi najbardziej z całej jej perspektywy przypadło do gustu. Wiem, dziwna jestem xd
Następnie mamy początki (?) Diemiły. Aww ♥ Diego zaczyna dostrzegać w Ludmile cechy, których wcześniej nie widział, których chyba jeszcze nikomu nie udało się w niej dostrzec. Ona też powoli, powoli zaczyna inaczej go postrzegać. Między nimi rodzi się jakieś uczucie - ja to wiem! xd Jestem ciekawa, co będzie dalej. Widać, że coś w niej drgnęło, kiedy Diego oświadczył jej, że ufa Violetcie.To ją zbiło z tropu, nie wiedziała co mówić, co robić. Zrobiło się nieco niezręcznie. I wtedy wchodzi Violetta, a Ludmiła odchodzi starając się zachować ten swój wizerunek. No i końcówka: León o chodzi po korytarzu o kulach - dlaczego? No i jak się okazuje Violetta wie co jest tego powodem.
No i na koniec Angie. Ona mi przypomina Violettę. Ona i Pablo są w takiej samej sytuacji jak Violetta z Leónem. Pablo zawsze przy niej był, wspierał ją. Ona tego nie dostrzegała, ona tego nie doceniała. Zaczęła zbyt późno. A może jeszcze nie wszystko stracone?♥ Angie ucieka od problemów, ciągle pracuje. Jak widać nie jest z nią najlepiej, co widać po końcówce. To z przemęczenia? Zdążyła zadzwonić do Pablo, mam nadzieję, że jej jakoś pomoże.
Co jeszcze? Ten rozdział jest cały przepełniony czymś, w czym jesteś absolutną mistrzynią. Twoje opisy są genialne. Wszystkie te epitety i inne środki stylistyczne. ♥ Wszystko jest idealne, dopracowane, nic nie jest kwestią przypadku. Za każdym razem, gdy tu wchodzę jestem pod wrażeniem Twojego talentu, który zdaje się nie mieć granic. Czego dowodem jest kolejny fenomenalny, piętnasty już, rozdział.
Czekam już na kolejne cuda wychodzące spod Twoich palców. Życzę weny i czasu na ich pisanie, bo ich nigdy za dużo.
Ściskam mocno, Tyśka
Wrócę, kiedy uda mi się nadrobić kilka rozdziałów. Uff, wreszcie znalazłam na to czas.
OdpowiedzUsuńZajmuję <3
Ja tu jeszcze wrócę, obiecuję. <3
OdpowiedzUsuńDobra, kochanie, jestem!
UsuńNatalko,
Ilekroć powracam do tego bloga, wciąż nie mogę nadziwić się Twoim talentem. To, co robisz jest magiczne. Czarujesz słowami, piszesz z taką lekkością, że gdy czytam, nie chcę końca. Ale on kiedyś w końcu nadchodzi.
To, co przeczytałam dziś... Kolejne arcydzieło.
A tak poza tym, prześliczny szablon, bardzo mi się podoba. <3
Dobra, przejdę do omawiania rozdziału, bo zaraz się jeszcze rozpiszę o jakichś głupotach i zapomnę kompletnie, co miałam pisać w komentarzu. xD
Znowu to zaznaczę - kocham, gdy zaczynasz od wpisu Violetty do pamiętnika. To jest coś, co nadaje sensu tej historii. Bohaterka opisuje swoje przeżycia, wylewa emocje na papier, opowiada o tym, jak cholernie tęskni za przeszłością. A jest nią León. Ten sam, który zawsze był przy niej, teraz też jest, jednak nie tak blisko. Brakuje jej tego, chciałaby cofnąć czas, wszystko naprawić, ale... nie da się. To skończone. Ma teraz Diego, który... Niestety nie jest Leónem. Choćby nie wiadomo jak chciała, w jej sercu zawsze będzie miejsce tylko dla tego drugiego. Okłamuje samą siebie, że to Diego kocha, że to on zapełnił pustkę po stracie byłego chłopaka. I mimo, że wciąż są przyjaciółmi wiele rzeczy między nimi się pokomplikowało. Zna ją doskonale, nawet lepiej, niż myśli. Są jak dwie gwiazdy, które wspólnymi siłami potrafią rozbłysnąć bardzo jasnym światłem. Razem mogą więcej. Tylko czy rzeczywiście chcą?
Francesca i Marco, Marco i Francesca, jakkolwiek by o nich nie powiedzieć zawsze będą stanowili jedność. Mimo tego, że są osobno i nie mogą raczyć się codziennie swoim widokiem, nie czują swoich dotyków, zapachów, są oddaleni o setki kilometrów. Naprawdę ciężkie jest życie par na odległość. List Marco naprawdę mnie wzruszył. Opisał w nim, jak tęskni za ukochaną, jak cierpi, gdy jej nie widzi i nie wie, co ma bez niej począć. Kocha ją tak, jak nikt inny by nie potrafił jej pokochać. Oboje tęsknią, każdego z nich tak samo boli długa, choć na razie tylko dwutygodniowa rozłąka. Dla tej dwójki to wieczność. Francesca nie potrafi sobie z tym poradzić, jest w kompletnej rozsypce, jej ciałem właśnie zawładnęło najgorsze uczucie. I przybiera maski, by nikt nie zauważył, że cierpi gorzej niż kiedykolwiek.
No i wreszcie wątek Diemiły! Jezu, kocham tę parę, nie wiem, jak to się stało, to przez Edytkę. xD Awww, rozpływam się. Naprawdę, Ludmiła teraz dopiero zauważyła, jaki Diego jest przystojny? Gdzie ona się podziewała przez tyle czasu? Chyba ślepa była. :( Chłopak uwielbiał w niej determinację i to, że zawsze wiedziała, czego chce, a jej zdanie było niepodważalne. Tym razem wszystkie te cechy gdzieś wyparowały. Bo przy nim była? Tak na nią działał. Czekała, aż pojawi się Violetta i będzie mogła wybrnąć z niezręcznej sytuacji, a kiedy wreszcie jej się udało, odetchnęła z ulgą. Znienawidzona znajoma uratowała jej życie. Tylko co się dzieje z Leonkiem? ;(
Pablo i Angie są jak Leon i Violetta (dobra, może nie, ale tak jakoś zachciało mi się napisać, kaprysy Karoliny xd). Kobieta jest ważną częścią życia swojej siostrzenicy, ale czasami musi dać jej odsapnąć. Bo chociaż obie bardzo mocno się kochają, nie mogą cały czas przebywać razem. W życiu Angie wiele się zmieniło. I być może to właśnie te zmiany spowodowały, że mętlik w głowie przysporzył kilku problemów. Nie mając siły po prostu zemdlała. Czyżby Pablo ją uratował?
Po raz pierwszy nie zmieścił mi się cały komentarz, widzisz, co Twoje opowiadanie ze mną robi?
UsuńDobra, to chyba tyle tego, co chciałam napisać. Nie wiem, jak to robię, ale jest to jeden z nielicznych blogów (i chyba jedyny), gdzie zostawiam takie trochę dłuższe komentarze; na którym ich pisanie, chociaż schodzi mi dłużej, niż kwadrans nie jest dla mnie czasem straconym. Wręcz przeciwnie - kocham pisać tutaj komentarze, bo wiem, że na pewno cieszysz się z każdej opinii o swoich niesamowitych dziełach. :) I nic się nie stało, że rozdział dodany niedawno, bo na takie cuda warto czekać, nawet długimi miesiącami, by później rozkoszować się nieziemską treścią. Kochasz to, co robisz, a ja kocham to, co piszesz. Uwielbiam.
I nic nie musisz poprawiać, Ty z każdym rozdziałem rozwijasz swoje skrzydła jeszcze bardziej i wznosisz się coraz wyżej.
I to już piętnastka... Ach, za szybko przeczytałam. Tymczasem czekam na kolejne cudo. <3 Weny życzę, miśku!
Kocham,
Karol. :*