Rozdział dedykuję mojej Adze,
za to, że po prostu jest ;*
za to, że po prostu jest ;*
,,Ostatnio wciąż śni mi się ten
sam sen. Każdej nocy. Stoję nad przepaścią, wokół mnie nie ma nic, tylko
bezkresna, otwarta przestrzeń. Ani śladu żywej duszy. Jedyne, co czuję to
pustka. Nagle pojawia się we mnie, nieodparta wręcz, chęć, aby spojrzeć w rozpościerającą
się przede mną, czeluść. Jednak czuję wewnętrzny opór, coś, co sprawia, że mimo
chęci, nie mogę. To coś mnie blokuje. Wtedy jeszcze raz się rozglądam,
nasłuchuję. I nagle słyszę. Słyszę dwa ciche głosy, które z każdą chwilą, stają
się coraz głośniejsze. Zamykam oczy i przysłuchuję się im uważniej. I wtedy
słyszę. Orientuję się, że obydwa znam bardzo dobrze. Jeden z nich jest lekko
zachrypnięty, a jego ton jest niemalże błagalny. Przestrzega mnie, prosi, abym
nie patrzyła w dół. Jakaś cząstka mnie, wie, że tak właśnie powinnam zrobić.
Obrócić się na pięcie i odejść. Pozostawić za sobą wysokie, strome urwisko, nie
myśleć o nim, pójść na przód. Ale wtedy w moich uszach rozbrzmiewa drugi głos.
Dużo wyraźniejszy i lepiej słyszalny, zresztą tak bliski mojemu sercu. W tym
momencie znów czuję to ciepło. Ciepło, które tak uwielbiam. Ogarnia ono całe
moje ciało, każdą jego komórkę. Każdy neuron wysyła wyraźne sygnały do mojego
mózgu. Z każdą kolejną sekundą, odczuwam coraz silniejsze przyciąganie.
Wreszcie nie wytrzymuję, podchodzę i patrzę. A wtedy wszystko staje się jasne,
zaczynam wszystko rozumieć. Przepaść to nie jest zwykła rozpadlina. Symbolizuje
moje serce. Zakamarki mojej duszy,
których odkrycia tak bardzo się boję. Dlaczego budzi to we mnie taki lęk?
Dlatego, że wiem jakie będą tego konsekwencje. Boję się, że jeśli raz pozwolę
sobie na chwilę zapomnienia, stracę kontrolę, choćby na moment, mogę kompletnie
zatracić się w tym wszystkim. A przecież nie mogę sobie na to pozwolić, nie
mogę dopuścić do sytuacji, która przyniesie cierpienia tak wielu osobom. Przecież
poznałam już tego przedsmak, kilka dni temu. Teraz nie mogę przestać myśleć o
jego dotyku, zapachu, jego ciepłych, słodkich wargach, delikatnie pieszczących
moje. Wciąż czuję jego silny, a przy tym tak niezwykle czuły, uścisk jego
ramion. To niespodziewane jak wiele radości, poczucia bezpieczeństwa może dać
człowiekowi, bliskość drugiej osoby, jak wiele może dla niego ona znaczyć. Dlaczego
więc wszystko musi być tak trudne? Dlaczego nie można po prostu zapomnieć?
Dlaczego tak trudno jest zaznać szczęścia?" - westchnęła ciężko i odłożyła
pamiętnik na szafkę, po czym wsunęła się głębiej pod kołdrę. Była bardzo
zmęczona. Dzisiejszy dzień nie należał wcale do łatwych. Cały czas musiała się
kontrolować i unikać jego wzroku. I do tego jeszcze te okropne wyrzuty
sumienia, które nie opuszczały jej, nawet na chwilę. Bo przecież to co zrobili
wcale nie było w porządku. Było wręcz przeciwnie. Popełnili ogromny błąd. Błąd,
który mógł zranić tak ważne dla nich osoby, który niósł za sobą tak poważne
następstwa. A przecież wcale nie mieli takiego zamiaru. Nie chcieli przysporzyć
tym nikomu cierpienia. To przecież był
tylko moment, chwila zapomnienia. - próbowała usprawiedliwiać się przed
samą sobą. Problem w tym, że to wcale nic nie dawało. Bo nawet jeśli nie
chciała się do tego przyznać, ten pocałunek sprawił, ze poczuła się znowu
szczęśliwa, po raz pierwszy od tak długiego czasu, czuła się wolna. Mogła,
chociaż na chwilę, zdjąć maskę i po prostu być sobą. I mimo tego, że próbowała
temu zaprzeczać, jej serce wiedziało, że tylko jedna osoba może dać jej
szczęście.
Już od dłuższego czasu, jeździł
nerwowo palcami, po ekranie swojego telefonu. Kiedy tylko chciał nacisnąć opcję
,,wyślij", nagle zupełnie
niespodziewanie, rezygnował. Ale czego tak właściwie się bał? Co mogło
wywoływać w nim te sprzeczne uczucia? Co sprawiało, że w ogóle się nad tym
zastanawiał? Przecież Maximiliano Ponte nigdy nie należał do osób nieśmiałych,
zagadanie do dziewczyny nie było dla niego żadnym problemem. Co więc takiego
wyjątkowego było w tej drobnej, na pierwszy rzut oka zwyczajnej, brunetce? Dlaczego
wysłanie jednej, krótkiej wiadomości sprawiało mu tyle trudności? Przecież
wystarczyło jedno głupie ,,Hej, co u
Ciebie?". Jednak w rzeczywistości to wcale nie było takie proste,
jakby się mogło wydawać. Przecież początki ich znajomości wcale nie należały do
łatwych. Kiedy się poznali, Natalia była tylko zwykłym ,,poplecznikiem"
Ludmiły, brała udział w jej spiskach, intrygach, dawała się wykorzystywać,
przyjmowała na siebie całą winę blondynki. Niektórzy mogliby wręcz powiedzieć,
że wcale nie była lepsza od panny Ferro. Przecież przez ten cały czas robiła to
z własnej, nieprzymuszonej woli. Każdy z nas ma własne sumienie, a jego życie,
zdawać by się mogło, jest w jego rękach. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nie
każe postępować wbrew sobie. Jednak, czy aby na pewno? Chyba nie do końca. Ludzie
bywają okrutni, nie zważają na potrzeby i uczucia innych, nie liczą się z nimi.
Otoczenie wywiera na nas ciągłą presję, a my po prostu się w tym gubimy. Tak
najzwyczajniej na świecie zapominamy co jest ważne. Dążąc do celu, czasami
nawet po trupach, zatracamy się w otaczającej nas rzeczywistości. Pragniemy
stać się ,,kimś", zaistnieć, wyrobić sobie określoną pozycję. Bo nie
oszukujmy się, każdy z nas potrzebuje akceptacji, szuka jej, niejednokrotnie za
wszelką cenę. I tak właśnie było w przypadku Hiszpanki. Ona chciała tylko i
wyłącznie, zyskać przyjaciółkę, kogoś, kto w pełni by ją zrozumiał, wspierał, był
przy niej. Tylko niestety dokonała niewłaściwego wyboru.
Maxi jednak od początku widział w
niej kogoś więcej. Wiedział, że pod tą, z pozoru twardą, powłoką, kryje się
piękne wnętrze, czekające na odkrycie niczym nowe, niepoznane dotychczas lądy,
niezmierzone wody bezkresnych oceanów. Tak długo czekał, żeby móc wejść do jej
świata, móc zobaczyć to, co skrywa się za murami, które tak wytrwale wokół
siebie budowała. I kiedy dzieliło go od tego tak niewiele, ona zamknęła wrota
swojego królestwa, zamknęła jego bramy. A z każdą kolejna minutą oddalała się
coraz bardziej, stawała się bardziej nieosiągalna. Na dodatek jeszcze ostatnio
kręcił się wokół niej ten cały Pasquarelli. Chłopak bardzo lubił Włocha, jednak
wolałby, żeby trzymał się z dala od Naty...jego Naty. ,No nic, wygląda na to, że będę musiał o nią zawalczyć... - to
stwierdzenie wydało mu się w tym momencie tak oczywiste, że nie musiał go nawet
wypowiadać na głos. Aczkolwiek ten fakt nie bardzo mu się podobał, gdyż dobrze
znał Federico i wiedział, że nie należy on do osób, które poddawały się bez
walki.
,,Był ciepły wiosenny dzień. Słońce posyłało ku ziemi swoje delikatne
promienie, a z oddali można było
usłyszeć cichy śpiew ptaków, będący niczym piękna muzyka stworzona przez
naturę. Wydawałoby się, że nic nie może zniszczyć błogiego spokoju. Jednak ten
kto by tak stwierdził, bardzo by się pomylił. Młoda dziewczyna o niebieskich
oczach pospiesznie zmierzała ku jednej z parkowych ławek. Była to wysoka,
smukła osóbka o długich blond falach delikatnie opadających na ramiona. Śliczna
biała sukienka, którą miała dzisiaj na sobie, idealnie współgrała z jej
delikatną, rzadko spotykaną urodą. Ale coś było nie tak. Jej oczy były
zaszklone od łez, które już po chwili zaczęły spływać po jej lekko zaróżowionych
policzkach. Na twarzy natomiast malował się wyraźny smutek połączony z żalem i
bólem. Rzuciła torbę na ławkę, po czym sama na nią opadła. Podkuliła kolana pod
brodę, oplatając je rękoma. Uwielbiała tu przebywać, bo tylko tutaj mogła w
pełni poczuć jego obecność. Kiedyś tak często razem przychodzili do tego parku,
wspólnie przechadzali się jego alejkami, rozmawiali o rzeczach, z pozoru
zupełnie zwyczajnych, które w rzeczywistości były dla nich tak istotne. Bo
przecież z każdej wspólnej rozmowy, zarówno ona jak i on, czerpali tak wiele
radości, każda z nich była wyjątkowa, dawała im tak wiele szczęścia. Tak,
prawda, często się ze sobą sprzeczali, zazwyczaj jednak były to jakieś
błahostki, aczkolwiek wynikało to tylko z podobieństwa ich charakterów. Matka
często wtedy się z nich śmiała, mówiąc, że są tacy sami, zupełnie jak dwie
krople wody. W tamtych momentach dziewczyna się obruszała, a mężczyzna wybuchał
gromkim śmiechem. Tak bardzo kochał córkę, a ona tak dobrze o tym wiedziała. O
zawsze była ,,córeczką tatusia", zawsze z nim.
A teraz już go przy niej nie było. Odszedł. Odszedł na zawsze,
bezpowrotnie. Już nigdy miała go nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu, nie
poczuć jego uścisku, w którym mogła schować się przed całym złem tego świata.
Tak bardzo jej tego brakowało, ich wspólnych spacerów, tego jak wspólnie kładli
się na trawie i patrzyli w niebo, czasami patrząc w chmury, a innymi razy
obserwując gwiazdy. Dlaczego więc los musiał być tak bezwzględny i zabrać jej
osobę, która tak wiele dla niej znaczyła, osobę, która najlepiej ją rozumiała,
którą tak bardzo kochała? I to właśnie teraz, gdy tak bardzo go potrzebowała,
zaraz po tym jak straciła Marię. Nagle poczuła czyjeś dłonie na swoich
ramionach.
- Pablo... - nie musiała nawet się odwracać. Tak dobrze znała jego dotyk,
jego zapach. Był przy niej odkąd tylko pamiętała.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - zajął miejsce koło przyjaciółki.
- Tak bardzo mi go brakuje, tak strasznie za nim tęsknię... - łzy wciąż
nie przestawały spływać po jej policzkach. Ostatnio tak często zdarzało jej się
płakać. Jednak to wcale nie były zwykłe łzy, wyrażające ból. Nie, uczuciem
które w tym przypadku przeważało była bezsilność, bezsilność ogarniająca jej
całe ciało. Angie tak bardzo jej nienawidziła. Nie wytrzymała. Wtuliła się w
Pablo. Po śmierci ojca był jedyną osobą, w której ramionach potrafiła odnaleźć
ukojenie.
- Spokojnie. Już jestem i zawsze będę. - i taka właśnie była prawda.
Zawsze był, tak najzwyczajniej na świecie był, był dla niej. Zawsze służył
ramieniem, dobrą radą, ciepłym słowem, wsparciem. Nigdy o nic nie pytał,
niczego od niej nie oczekiwał, pomimo tego, że on chciałby czegoś więcej niż
przyjaźni, nie naciskał. Dał jej wolną rękę. Zawsze powtarzał, że jeśli się
kogoś naprawdę kocha, należy dać mu wolność. Tak też postępował. - Obiecuję, że
z czasem będzie lepiej. Nigdy nie będzie już tak jak było, ale zaufaj mi. Czas
leczy rany, a z każdym kolejnym dniem, przychodzi nadzieja na nowe, lepsze
jutro. - podniósł jej podbródek, po czym obdarował ją szerokim uśmiechem. Ufała
mu, bezgranicznie mu ufała, jak nikomu innemu." - Nagle wszystko zniknęło,
zamieniło się w nicość. Angeles otworzyła oczy i gwałtownie zerwała się do
pozycji siedzącej. Jedynym światłem, oświetlającym spowite w ciemności,
pomieszczenie był blask księżyca. Spojrzała na zegarek, który w tym momencie,
wskazywał godzinę drugą czterdzieści siedem. Kobieta położyła ponownie położyła
głowę na poduszce, po czym zamknęła oczy. Tak bardzo chciała, żeby to wszystko
było tylko snem, snem, z którego mogła się obudzić, a wszystko wróciłoby do poprzedniego
stanu rzeczy. Jednak tak wcale nie było. Wszystko działo się naprawdę. Nie
mogła znieść położenia, w którym teraz się znajdowała. I to tylko z własnej
winy. Dlaczego doceniamy ludzi, dopiero
po tym, gdy ich stracimy? - to pytanie, ostatnimi czasy, wciąż siedziało w
jej głowie, nie dając przy tym spokoju.
Brunetka siedziała na murku już
dobre piętnaście minut. Miała zamknięte oczy. Dźwięk muzyki płynący przez
słuchawki wprost do jej uszu, sprawiał, że delikatnie potupywała nogą. Głowa
natomiast skierowana była w dół, lekko nią potrząsała, wprawiając tym samym,
swoje ciemne, niesforne loki w kołysanie. Niektórym ten widok mógłby wydać się
nieco zabawny, ale nie jemu. Od zawsze uwielbiał na nią patrzeć, obserwować jak
śpiewa, jak tańczy, jak pogrąża się w muzyce. Bo tylko wtedy pokazywała całą
siebie. Stawała się prawdziwą Natalią, nie musiała przybierać żadnej maski,
mogła po prostu być sobą, tak bez żadnych ograniczeń. Właśnie w takich
momentach mógł się do niej zbliżyć, wejść do jej królestwa i zobaczyć jego
piękno.
- Cześć Naty. - przywitał się.
Dziewczyna wyjęła z uszu słuchawki.
- Hej. Co tam u ciebie? - była
trochę zdezorientowana zachowaniem przyjaciela, ostatnio prawie wcale nie
rozmawiali. Co prawda, mogło to być spowodowane tym, że większość czasu spędza
u boku pewnego przystojnego Włocha. W tej chwili przed oczami dziewczyny znów
pojawił się obraz jego pięknych, brązowych oczu, które ostatnio zdarzało się
tak często oglądać...
- W sumie to nic ciekawego. Pracujemy
z Camilą nad piosenką na występ. A u ciebie? Jakieś zmiany? - zajął miejsce
koło niej. Zmiany? Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak duże. -
pomyślała zgodnie z prawdą. Tak właśnie było. Jej życie wykonało obrót o sto
osiemdziesiąt stopni, po tym jak przestała zadawać się z Ludmiłą. Od tamtej
pory zaczęła na nowo odkrywać siebie. Teraz już nie była tą samą głupiutką
Naty, która dawała sobą manipulować, pomiatać.
Nie, teraz była kimś zupełnie innym, silniejszym, mniej podatnym na wpływy,
postrzegającym świat zupełnie inaczej. W tym momencie rzeczywistość nie była
już taka szara, jak do tej pory, Ba! Było wręcz przeciwnie. Teraz dostrzegała
całą gamę kolorów, które nadawały jej światu tyle niezliczonych, pięknych barw.
Ile potrafi zmienić się za sprawą jednej
osoby. - to stwierdzenie wywołało na jej twarzy uśmiech. Zawsze tak było,
kiedy tylko o nim pomyślała. Nie mogła na to nic poradzić, zresztą nawet nie
chciała.
- Ja też pracuję na piosenką. Nawet
nie wiesz jak się stresuję, nigdy nie spoczywała na mnie taka odpowiedzialność.
Chcę, żeby wyszło jak najlepiej.
- Nie przejmuj się tym. Na pewno
wszystko będzie idealnie. Zobaczysz. Poza tym należała Ci się ta solówka. -
podrapał się lekko po karku. - Jeśli chcesz mogę ci z tym pomóc. Oczywiście,
jeśli będziesz miała jakieś problemy. No wiesz, poćwiczyć, albo coś. - zaczął
się plątać.
- Cześć! - brunet przywitał się i
wyciągnął rękę w stronę chłopaka. - Musisz mi wybaczyć, ale chyba będę zmuszony
zabrać ci naszą drogą koleżankę.
- Cześć! Rozumiem. - uścisnął
wyciągniętą dłoń kolegi, siląc się przy tym na wymuszony uśmiech. Dziewczyna
natomiast niewiele myśląc jednym sprawnym ruchem podniosła się i zarzuciła na ramię czarno białą torebkę, która
dotychczas stała na ziemi.
- Dziękuję za propozycję, ale
chyba poradzę sobie sama. Jestem już dużą dziewczynką. - obdarowała go kolejny
uśmiechem, po czym zwróciła się w stronę Federico. - Gotowa! - zasalutowała, co
wprawiło obydwu chłopców w śmiech. - Do zobaczenia! - rzuciła.
- Do zobaczenia Naty... - ale
tego nie mogła już usłyszeć, znikła za rogiem budynku Studio. To się popisałeś stary. - zganił sam
siebie. Teraz już wiedział, że aby odzyskać dziewczynę, będzie musiał stoczyć
nie lada pojedynek. A tak się składa, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty
dozwolone...
Życie jest niezwykle przewrotnym
kochankiem. Raz wynosi cię na sam szczyt, sprawiając przy tym, że masz
wrażenie, iż możesz wznieść się wysoko, wzlecieć ku niebieskiemu sklepieniu
znajdującemu się nad tobą, aby zaraz obrócić wszystkie twoje marzenia i
nadzieje w drobny pył, nie pozostawiając przy tym żadnych, nawet najmniejszych
złudzeń. Doprowadza do tego, że powoli, gubisz jego sens, zatracasz się w
szarej, nieciekawej rzeczywistości, pozostając sam. Zupełnie sam. Wtedy
czujesz, że nic nigdy, nie będzie już takie samo. Znikają wszystkie barwy,
wszystkie melodie i pozostaje tylko pustka, wielka niekończąca się pustka. Nie
ma nic innego. Tylko ona. A czymże jest świat jeśli pozbawimy go jego piękna? Tego
wszystkiego co nadaje mu jego charakter, wszystkiego co sprawia, że chcesz żyć.
No właśnie, nie pozostaje nic. A ty znajdujesz się w samym jego epicentrum, z
dala od wszystkich, pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu z nimi. I wtedy
zaczynasz się w sobie zamykać, tworzysz wokół siebie pewnego rodzaju barierę.
Barierę, która ma cię ochronić, przed całym złem tego świata. Bo ty nie chcesz
już dłużej cierpieć. Ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Chowając się za
murami, coraz bardziej się oddalasz, sprawiasz, że jest ci coraz trudniej. Trudniej
powrócić, stajesz się dla innych prawie tak samo nieosiągalny, jak oni dla
ciebie. I wtedy zdarza się coś, czego w ogóle byś się nie spodziewał. Komuś
udaje zburzyć się mur. Mur, który tak skrupulatnie wokół siebie budowałeś. Na
początku masz pewne obawy, boisz się zaufać drugiej osobie. Ale wszystkie twoje
obawy nagle się rozwiewają, gdy poznajesz ją bliżej, otwierasz przed nią bramy
swojego królestwa i zanim się obejrzysz, w twoim świecie, za sprawą jednej, z
pozoru zwyczajnej, osoby, znów pojawiają się te wszystkie piękne barwy, znowu
możesz usłyszeć melodię. I zanim zdążysz się zorientować, okazuje się, że ów
melodia pochodzi właśnie z twojego serca.
- O czym tak myślisz? - Federico
spojrzał na dziewczynę. Jej policzki natomiast, na widok jego pięknych
brązowych oczu, znów spłonęły rumieńcem.
- Lepiej powiedz mi, dokąd mnie
prowadzisz? - chciała jakoś ukryć to, że cały ten czas myślała właśnie o nim i
o tym jak znaczącą rolę odegrał w jej życiu. Bo przecież to on jako pierwszy
wyciągnął do niej rękę, sprawiając przy tym, że jej życie powoli nabierało
kolorów. Kiedyś na pewno mu to powiem.
Ale jeszcze nie teraz. - pomyślała.
- Ale wtedy już nie będzie to
niespodzianką i straci swój sens. - posłał jej jeden ze swoich onieśmielających
uśmiechów, które dziewczyna tak bardzo lubiła. To właśnie to najbardziej w nim
ceniła. Jego podejście. Bo Federico był taką osobą, dla której szklanka była
zawsze do połowy pełna. Nigdy na odwrót.
- Niech ci będzie. - zawtórowała
mu. - Myślisz, że mi się uda? - wypaliła nagle, tak niespodziewanie, że chłopak
był zupełnie zdezorientowany.
- Ale co? - przystanął.
- Występ...
- Jestem tego pewien. - w tym
momencie, oboje spojrzeli w niebo. Krople deszczu, zaczęły spadać wprost na
nich. - Zupełnie jak tego, że za chmurami, zawsze kryje się słońce. - chwycił
ją za rękę.
Chcę żebyś
wiedziała że możesz to zrobić
Teraz lub nigdy aby żyć intensywnie
Wydobądź z siebie gwiazdę w tym momencie
Dziś osiągniemy to!
Dziś zaśpiewamy to!
Teraz lub nigdy aby żyć intensywnie
Wydobądź z siebie gwiazdę w tym momencie
Dziś osiągniemy to!
Dziś zaśpiewamy to!
Z ust chłopaka zaczęły wypływać
kolejne słowa piosenki, zresztą tak dobrze jej znanej. Zawsze wiedział jak do
niej dotrzeć, jak sprawić, żeby się uśmiechnęła i choć na chwilę uwierzyła w
to, że może osiągnąć wszystko, czego będzie chciała. Jak mu się to udawało? On
po prostu, najzwyczajniej na świecie w nią wierzył, widział w niej więcej iż
ona sama widziała w sobie. Będąc z nią dawał jej nadzieję. Był więc jej wiarą i
nadzieją. Do pełni szczęścia, brakowało jeszcze tylko jednego. Ale również to
było, bliżej niż by się tego mogła spodziewać...
Krzycz na cały
głos że masz wielki talent!
Śpiewaj i zabłyśnij!
Otwórz swoje serce na wszechświat !
Obudź się by marzyć!
Dziś nic cię nie zatrzyma!
Śpiewaj i zabłyśnij!
Otwórz swoje serce na wszechświat !
Obudź się by marzyć!
Dziś nic cię nie zatrzyma!
Dołączyła do niego. Ich głosy
idealnie współgrały, dopełniały się w każdym, nawet najmniejszym, calu. Wszystko jest jednym* - z każdą chwilą
coraz bardziej zdawała sobie z tego sprawę. Kolejne wersy utworu, zaśpiewali już
razem, wirując przy tym w jego rytm. Zupełnie nie zwracając przy tym uwagi na
to, że deszcz stawał się coraz bardziej siarczysty.
Patrzyła na krople deszczu,
rozbijające się o szybę okna. Uwielbiała to robić, kochała takie momenty. Wtedy
wszystko zwalniało tempa. Bo nie oszukujmy się, my wciąż pędzimy przed siebie,
wciąż do czegoś dążymy. Często zapominając o tym, co tak naprawdę jest ważne, co
ma największą wartość. Przyjaźń, miłość, braterstwo, bezinteresowna pomoc -
coraz rzadziej się o nich słyszy, coraz rzadziej możemy się z nimi spotkać. Ludzie
są okrutni i bezwzględni, nie liczą się z innymi, patrzą tylko na własne
potrzeby. A największą rolę w ich życiu, odgrywają rzeczy doczesne. Dobra
materialne, które w rzeczywistości nie mają żadnego większego znaczenia. Tak
naprawdę są niestałe, ulotne, kiedyś przeminą. A wtedy pozostaniesz tylko ty. Obejrzysz
się wokół siebie, to co zobaczysz natomiast, będzie zależało tylko od tego,
jakim byłeś człowiekiem i jaki byłeś w stosunku do innych.
Maxi wparował do klasy niczym
burza, sprawiając, ze kartki, leżące na biurku, wzniosły się na chwile do góry,
aby zaraz po tym opaść na ziemię. Chłopak był cały zdyszany i zmoknięty.
- Maximiliano Ponte, czekam na
ciebie już dobre pół godziny! Czy ty wiesz co to punktualność?! - dziewczyna
gwałtownie się podniosła i podeszła do przyjaciela. Jednak spokój, który
wcześniej malował się na jej twarzy, zastąpiony był wyraźną złością z domieszką
irytacji.
- Wybacz Cami. Clara ma
temperaturę, mamy nie było w domu, więc musiałem z nią zostać. Dzwoniłem do
ciebie, ale miałaś wyłączony telefon. - dziewczyna spojrzała na wyświetlacz
urządzenia.
- Wyładował się. - nagle
wszystkie jej emocje raptownie opadły i ustąpiły miejsca trosce.- Ale to chyba
nic poważnego? - traktowała tą pięcioletnią dziewczynkę prawie jak siostrę.
Znała ją od urodzenia, często przebywała w domu państw Ponte, więc były bardzo
zżyte.
- Tak, to zwykłe przeziębienie.
Wiesz jak to jest w przedszkolu, jedni zarażają się od drugich. - podrapał się
po karku. - Nie przejmuj się, za kilka dni wszystko wróci do normy. Poza tym
teraz przynajmniej, co chwila nie męczy mnie, żebym bawił się z nią lalkami. -
chłopak postanowił rozluźnić nieco atmosferę.
- Nawet tak nie żartuj. -
sprzedała mu porządnego kuksańca w ramię. - Już trochę późno, nie ma sensu
robić dzisiaj próby.
- W sumie racja. I tak nie wiem,
czy umiałbym skupić się na czymkolwiek. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
Dzisiejszego dnia jego myśli wciąż kręciły się wokół jednej osoby. Brunetki o
brązowych oczach i niesfornych lokach. Podszedł do biurka stojącego w
pomieszczeniu i delikatnie się o nie oparł.
- Miśku, co jest? Co się dzieje?
- był jej najlepszym przyjacielem, nie mogła patrzeć jak cierpi. Bo w przyjaźni
już tak jest. Przyjaciele dzielą ze sobą wszystko. Jeśli jedno jest szczęśliwe,
drugie też, natomiast kiedy jedno z nich cierpi, drugie również. Tak właśnie
było w ich przypadku.
- Chodzi o Natalię, chyba znów
coś do niej czuję. - nie zamierzał kryć przed nią prawdy, zbyt dobrze go znała,
od razu wiedziałaby, że coś ukrywa. Nie miałoby to więc najmniejszego sensu.
Poza tym, nie miał powodów, żeby ją oszukiwać. Znał Cami praktycznie od zawsze,
mógł na nią liczyć w każdej trudnej sytuacji. Tak, często dochodziło między
nimi do sprzeczek, ale tak to już jest, bez tego się przecież nie obejdzie. Aczkolwiek
były to raczej przyjacielskie przepychanki, o których po chwili, każde z nich
zapominało. - Nie wiem, czy ona odwzajemnia moje uczucia. Poza tym jeszcze
Federico, ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu. Sam nie wiem Camila...
- Nie przejmuj się tym tak,
musisz zmienić swoje nastawienie. Jeśli z góry założysz, że przegrasz, nie
możesz liczyć na zwycięstwo. A Ty przecież jesteś Maximiliano Ponte i jeśli ci
na czymś zależy, zdobędziesz to. Uwierz w siebie, tak jak ja w ciebie wierzę. -
kończąc ostatnie zdanie obdarowała go promiennym uśmiechem, w celu dodania mu
otuchy. Nawet nie wiedziała jak bardzo, było mu to, w tym momencie potrzebne. Chłopak
przytulił przyjaciółkę.
- Wykreślić ze świata przyjaźń... To jakby
zagasić słońce na niebie, gdyż niczym lepszym ani piękniejszym nie obdarzyli
nas bogowie**. - wyszeptał jej do ucha.
- Nawet nie próbuj mi wmawiać, że sam to
wymyśliłeś. - rozbawiona dziewczyna odsunęła się od Maxi'ego, co nie zmienia
jednak faktu, że miło było jej usłyszeć ile dla niego znaczy. Po przecież każdy
człowiek marzy o tym, aby czuć się potrzebny.
- Nie, nie ja. Wyczytałem to ostatnio w jakiejś
gazecie. - oboje wybuchneli gromkim śmiechem.
Życie często nas zaskakuje, sprawia,
że ludzie, którzy zdawać by się mogło, nie odegrają w nim żadnej większej roli,
stają się, zupełnie nieoczekiwanie, kimś bardzo ważnym. Kimś, bez kogo nic,
niebyło by już takie samo. To właśnie dzięki nim, nawet najdrobniejsze rzeczy,
stają się istotne, uczymy się dostrzegać piękno, w tych, z pozoru, zwyczajnych.
Patrzymy na wszystko z innej perspektywy. Takie osoby stają się naszym punktem
odniesienia. Wszystko zmienia się, gdy tylko mamy je obok siebie. Szara,
nieciekawa rzeczywistość, nabiera barw. Widzimy całą ich gamę, dostrzegamy
kolory, z których istnienia, do tej pory, nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy. Każda
chwila spędzona w ich towarzystwie staje się dla nas tak ważna, daje nam tyle
radości. Każdy z nas, kto w swoim życiu znajdzie kogoś takiego, tak naprawdę
odnajdzie samego siebie. Bo nie oszukujmy się, nasze życie nie miałoby sensu,
jeśli nie mielibyśmy go z kim dzielić. Człowiek jest przecież istotą społeczną,
a więc stworzoną do tego, aby żyć pośród innych.
Jedną ręką trzymał jej dłoń,
drugą natomiast zasłaniał jej oczy. Szli tak już przez dłuższy czas. Nie
przeszkadzał im nawet deszcz. Żadne z nich praktycznie go nie odczuwało. I
chociaż, ani on, ani ona, nie odważyło się do tego przyznać, nie czuło nic poza
ciepłem, wynikającym z bliskości tego drugiego. Bo należy zauważyć, że przez
ostatnie kilka minut praktycznie stykali się ciałami.
- Kiedy będziemy na miejscu? -
dziewczyna nie mogła doczekać się niespodzianki, którą przygotował dla niej
brunet.
- Właściwie jesteśmy. - usłyszała
dźwięk zamykanych drzwi, a już po chwili jej oczom ukazało się pięknie
urządzone mieszkanie. - I jak ci się podoba? Wiem, że jeszcze nie jest gotowe,
ale mama bardzo się starała. Co prawda, jeszcze nie wróciła z Włoch, ale
doszliśmy oboje do wniosku, ze mogę się już wyprowadzić od Violetty, nie chcę
nadużywać ich gościnności...
- Jest cudownie. Twoja mama ma
świetny gust. - odparła. Chociaż dom nie był wcale duży, robił ogromne
wrażenie. Ciemne, brązowe dodatki idealnie współgrały z jasnymi ścianami. Duże
okna powiększały optycznie przestrzeń.
- Niedługo będziesz miała okazję
ją poznać. Za kilka dni ma zacząć pracę w Buenos Aires. - chłopak zaprowadził
dziewczynę do salonu. - Czego się napijesz?
- Bez różnicy, może być woda.
- Chyba żartujesz. Jesteśmy cali
zmoknięci. Musisz wypić coś ciepłego. Nie możesz się znowu przeziębić. Może być
czekolada? - dziewczyna nie odpowiedziała, tylko kiwnęła potwierdzająco głową,
a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Nikt ze znajomych jeszcze nigdy się
tak o nią nie troszczył. Zrobiło jej się cieplej na sercu, nie ukrywając,
wzruszył ją fakt, że może być dla kogoś tak ważna. Po kilkunastu minutach
Federico wręczył jej kubek pełen gorącego, ciemnego napoju.
- Dziękuję. - upiła łyk. Włoch
usiadł koło niej.
- Mama bardzo chce cię poznać. Mówi,
że dziewczyna, której udało się, w takim stopniu, oswoić jej syna, musi być
wyjątkowa. - mimowolnie się uśmiechnął.
- Oswoić? - zaśmiała się cicho.
Nie do końca zrozumiała, wtedy o co mu chodzi.
- Oswajać znaczy tworzyć więzy***. -
spojrzał jej w oczy. W tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się. Natalia
zdała sobie sprawę z tego, ile w jej życiu, zmieniło się od chwili, w której
pojawił się w nim Federico. To właśnie, dzięki niemu odkrywała samą siebie.
Prawdziwą Naty. Z każdym dniem odkrywała coś nowego. Jego obecność dodawała jej
siły, sprawiała, że stawała się bardziej zdecydowana i pewniejsza siebie. A w
jej przypadku, nie było to wcale łatwe.
.....................................................................................................
Przed Wami, długo wyczekiwana, dziesiąteczka ;) Mam jednak nadzieję, ze była tego warta. Powiem szczerze, że trochę nad nią pracowałam. Pod względem długości przebija nieco ósemkę, co mnie bardzo cieszy. Jestem również szczęśliwa z powodu, że udało mi się dobrnąć do dziesiątego rozdziału. Wiem, że dla niektórych jest to tylko dziesięć rozdziałów, dla mnie jednak jest ich aż dziesięć. Kiedy zakładałam tego bloga byłam pełna obaw. Bałam się, że jeśli coś będzie nie tak, zrezygnuję, ale tak się nie stało. Jest to moim małym zwycięstwem ;) Aczkolwiek ja wcale się z Wami, w tym momencie, nie żegnam, nie, chociaż mogło to trochę tak zabrzmieć. Spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;)
Wasza Diana <3
P.S.1. Viola, nie spodziewałaś się tego, co? A tu taka niespodziewanka ;) Kocham Cię <3
P.S.2. Dziękuję również Mai, która wie dobrze za co ;*
* Paulo Coelho
** Marcus Tullius Cicero
*** Antoine de Saint-Exupéry
* Paulo Coelho
** Marcus Tullius Cicero
*** Antoine de Saint-Exupéry