czwartek, 20 lutego 2014

Capítulo doce - ,,Te seguire por que mi mundo quiero darte" (,,Te esperare")

Rozdział dedykuję Marcie,
wiedz jak ważna dla mnie jesteś ;*

,,Czy to znowu sen? Czy za kilka chwil się obudzę, a wszystko to pryśnie? Zupełnie jak mydlana bańka? Obróci się w nicość i ponownie pozostanie tylko nadzieja? To wszystko wydaje się być tak nierealne, tak ulotne... Tylko to uczucie. Uczucie, którego płomień coraz silniej żarzy się w moim sercu. Płomień, który wybucha coraz gwałtowniej za każdym razem kiedy o nim myślę. Tak, jedynie to ciepło i poczucie bezpieczeństwa sprawiają, że wiem, że to prawda, że nie dzieje się to tylko w mojej głowie. On naprawdę jest, nasze drogi ponownie się skrzyżowały. Zupełnie niespodziewanie. Po raz kolejny pojawił się wtedy, gdy go najbardziej potrzebowałam. Moje życie stawało się coraz bardziej szare, traciło resztki kolorów. Był jak promyk słońca, w pochmurny dzień, sprawiający, że na nowo uwierzyłam. Uwierzyłam w nowe, lepsze jutro. Promyk? Nie, zdecydowanie nie... On jest moim własnym, osobistym słońcem. Z nim każdy dzień jest piękniejszy, nabiera barw. Jego zapach, jego dotyk, jego spojrzenie... Uśmiech... Uśmiech, za sprawą którego moja twarz się rozpromienia. Barwa jego głosu, w chwili, gdy wymawia moje imię. Jest jak najpiękniejsza muzyka świata. Delikatna niczym szept anioła, a zarazem silna i bardzo ciepła. Sprawia, że odnajduję w sobie siłę, odwagę i pasję. Tylko przy nim czuję się wolna i bezpieczna... Tylko przy nim mogę być naprawdę sobą... Prawdziwą Violettą..." - spojrzała w lustro. Tak, to prawda, teraz nie była już tą samą osobą, co po powrocie do Buenos Aires. Była dojrzalsza i bogatsza o pełen bagaż doświadczeń. To właśnie tu, w tym mieście poznała wielu fantastycznych ludzi, zasmakowała uczuć, których wcześniej nie znała. Poczuła smak przyjaźni i prawdziwej miłości. Nie była już zagubiona. Nie, było wręcz przeciwnie. A stało się tak za sprawą jednej osoby, która z początku wydawała się zupełnie zwyczajna. Wydawało się nie odegra, żadnej ważniejszej roli w jej życiu. A teraz? Teraz nadawała jej życiu sens. To właśnie w jego oczach i jego uśmiechu odnajdowała to wszystko, czego wcześniej jej brakowało. Miłość, bezpieczeństwo, troskę... Violu, przestań o nim myśleć. Jutro jest wielki dzień... - pouczyła sama siebie.


Ból przeszywał jej drobną sylwetkę na wskroś. Jej ciało stawało się bezwładne za każdym razem, kiedy powracała do niego myślami. Ciemne włosy, brązowe oczy i ta niesamowita aura, którą wokół siebie roztaczał. Był dla niej wszystkim. Ukojeniem, nadzieją, a przede wszystkim miłością. Miłością, na którą tak długo czekała, której tak bardzo potrzebowała. I wtedy pojawił się on, wywracając jej życie do góry nogami. Zupełnie niespodziewanie... Nieoczekiwanie. Czyniąc ją najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Wszystko było idealne... Może właśnie w tym tkwił problem? Może to było zbyt piękne, żeby mogło trwać wiecznie? Ale dlaczego właśnie teraz? Dlaczego właśnie oni? Dlaczego nie może być po prostu, najzwyczajniej na świecie szczęśliwa? - te pytania kłębiły się w jej głowie, wciąż nie dając jej spokoju. Nie chciała wracać. Nie chciała lecieć do Włoch. Jedyne czego pragnęła to zostać tu z nim, z nimi wszystkimi. Przecież właśnie tutaj było jej miejsce, nie tam w Rzymie, we Włoszech, ani nawet w całej Europie, Azji, czy Afryce. Tutaj. W Argentynie. W ciepłym, słonecznym Buenos Aires, w którym nawet najbardziej nieciekawy dzień stawał się piękny i wyjątkowy. Słońce, którego promienie wydawały się cieplejsze i bardziej delikatne. Powietrze, które było bardziej czyste niż gdziekolwiek indziej. Odetchnęła głęboko, aby po raz ostatni poczuć jego zapach. Zapach, który tak wiele dla niej znaczył. Nigdzie nie czuła się tak kochana i doceniana jak tutaj. Te ostatnie lata były dla niej czasem wyjątkowym, pełnym nowych doświadczeń, poznawania cudownych ludzi, którzy na stałe zagościli w jej sercu. A teraz musiała to wszystko zostawić. Iść do przodu, nie spoglądając przy tym wstecz. Nie mogła się zawahać, nawet na sekundę. Wiedziała, że jedna chwila słabości mogła sprawić, że nie wytrzyma i się rozpłacze. Wystarczył impuls, spojrzenie. Chociaż tak mało, w rzeczywistości tak wiele. ,,Pasażerowie lotu 29 proszeni na pokład." - głos dobiegający z głośników sprawił, że serce podeszło jej do gardła.
- W porządku Fran? Jesteś gotowa? - Luca pogładził siostrę po ramieniu w celu dodania jej otuchy.
- Tak... - odparła krótko, co było zupełnie niezgodne z jej uczuciami. Każda komórka jej ciała pragnęła zostać, pobiec do Marco i wtulić się w jego silne ramiona. Jednak nie mogła tego zrobić. Nigdy nie będę gotowa. - pomyślała, a na jej policzku błysnęła pojedyncza łza. Zaraz po chwili zniknęli z bratem za drzwiami.

"
Buenos Aires, dn. 05.05.2014 r

Kochany Marco!

Kiedy będziesz czytał ten list, ja prawdopodobnie będę już we Włoszech. Przepraszam, że żegnam się w taki sposób, ale inaczej nie mogłam, nie potrafiłam. Zbyt dużo by mnie to kosztowało, zresztą nas oboje. Myślę więc, że tak będzie lepiej. Nie chcę byś cierpiał, za bardzo Cię kocham. Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz i nie będziesz się na mnie gniewał.
Musisz jednak wiedzieć jak bardzo jesteś dla mnie ważny. Kiedy pojawiłeś się w moim życiu, wniosłeś w nie całą gamę najróżniejszych barw. Wniosłeś w nie szczęście, spokój i miłość. Byłeś moją ostoją, moim niebem. Dzięki Tobie poczułam, że ja też mogę odnaleźć miłość, poznałam jej smak. Sprawiłeś, że na nowo uwierzyłam. Wcześniej byłam zagubiona, niepewna. Wciąż szukałam swojego miejsca, a dzięki Tobie odnalazłam je. Co więcej odnalazłam prawdziwą siebie. Zyskałam pewność, dystans, wiarę. Dziękuję Ci za to, dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś, za to, że po prostu byłeś. Byłeś dla mnie, zawsze, kiedy Cię potrzebowałam. Mogłam liczyć na Ciebie o każdej porze dnia i nocy. Gdy było mi źle, mogłam do Ciebie zadzwonić, a Twój głos sprawiał, że na nowo się uśmiechałam. Każdy dzień z Tobą był wyjątkowy i niepowtarzalny. Z każdego czerpałam tyle przyjemności. To było takie cudowne. Nie mogę znaleźć słów, którymi mogłabym opisać to jak ważny dla mnie jesteś. Pisząc ten list płaczę... Płaczę dlatego, że dopiero do mnie dotarło, że to koniec. Nie mogę kazać Ci czekać. Zresztą nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek dane nam będzie się zobaczyć. Byłoby to więc nieuczciwe z mojej strony. Oczekiwać czegoś, nie mając nawet pewności, że będzie ku temu choćby najmniejsza szansa. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność. I to właśnie teraz robię Marco. Daję Ci wolność.
Wiem, że nie mogę Cię prosić, żebyś o mnie zapomniał, ale przynajmniej spróbuj. Tak będzie lepiej dla Ciebie i dla mnie... Dla nas oboje. I chociaż nigdy nie będzie już nas, pamiętaj o tym jak bardzo Cię kochałam. Wcale nie chciałam wyjeżdżać. Musiałam. Lecz gdybym mogła zostałabym z Tobą. Na zawsze. Jednak życie to nie bajka i nic nie jest tak jakbyśmy tego chcieli. Żegnaj Marco...

Twoja na wieki, Francesca.

P.S. Koniec jednego jest początkiem drugiego..."


Biała kartka papieru pokryta zgrabnym pismem wysunęła się z ręki bruneta. W powietrzu odczuwalna wciąż była woń jej perfum. Ten śliczny, kwiatowy zapach, który zawsze wokół siebie roztaczała. Zapach, który sprawiał, że zapominał o wszystkim. Wtedy liczyła się tylko ona. Jej oczy, uśmiech, włosy... Nic innego. Nic poza nią nie miało dla niego znaczenia. Była tylko ona. A teraz? Teraz miał jej już nigdy nie zobaczyć, nie usłyszeć jej śmiechu, smaku jej delikatnych ust. Żegnaj Marco... - jej słowa dopiero teraz do niego docierały, powoli przeszywając bólem jego serce. Serce, które z każdą chwilą krwawiło coraz mocniej. A więc, czy to naprawdę już koniec? - tak bardzo tego nie chciał. Czuł jak wzrasta w nim uczucie frustracji, bólu i tej cholernej bezsilności, która zdecydowanie była najgorsza. Nienawidził tego, nienawidził momentów, w których nie miał najmniejszego wpływu na to co działo się wokół niego. Do jasnej cholery! - zaklął pod nosem. Coś najważniejszego w jego życiu się kończyło, a on nie mógł niczego zrobić. To był definitywny koniec. Koniec. Poza tym nie było już niczego innego. Cały jego świat w jednym momencie legł w gruzach, zawalił się. Wszystko na co tak długo razem pracowali, wszystko, co tak skrupulatnie budowali, nagle zamieniło się w nicość. W tym momencie nie było już nic, zupełnie nic. Tylko pustka. Luka, którą pozostawiła głęboko w środku niego. Luka, której nikt prócz niej nie był w stanie wypełnić. Stracił ją, a więc stracił wszystko. Ona była całym jego światem.
Uderzył ręką w blat biurka. Kartki, które dotychczas leżały na jego powierzchni uniosły się, tylko po to, aby zaraz znowu upaść. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, mącona jedynie przez dosyć głośne tykanie starego, drewnianego zegara, który jego rodzice dostali w prezencie ślubnym. Spojrzał w stronę okna. Słońce właśnie wschodziło. Jednak nie dla niego. W jego życiu zapanowała ciemność.


Piękna, silna i niezależna. Tak, taka właśnie była. Jednak to tylko niektóre z licznych zalet jakimi mogła się szczycić. Ona po prostu była stworzona by błyszczeć. Nic dziwnego, w końcu była gwiazdą. A gwiazdy świecą najjaśniej. Nic nie może równać się z ich plaskiem. Inne ciała tylko krążą wokół nich, odbijając przy tym ich światło. I tak właśnie było w przypadku panny Ferro. Znajdowała się w samym centrum wszechświata, roztaczając wokół siebie aurę. Aurę sławy i popularności, której większość mogła jej tylko zazdrościć. Zresztą nie było czemu się dziwić. Duże, brązowe oczy o hipnotyzującym spojrzeniu, pod wpływem którego mężczyźni tracili panowanie nad swoimi dolnymi kończynami. Cudowne, blond fale delikatnie połyskujące w promieniach słońca. Zniewalający uśmiech, którym mogła onieśmielić każdego faceta. I oczywiście piękne, długie nogi. Wszystko to jej niezaprzeczalne atrybuty. Nie podlegało to najmniejszej dyskusji. Jednak czegoś w jej życiu brakowało. Tym czymś była właśnie miłość. Gorące uczucie żarzące się w sercu każdego z nas, wybuchające coraz to silniejszym płomieniem. To przyjemne ciepło ogarniające naszą duszę, przyjemnie rozchodzące się po naszym ciele. Uczucie sprawiające, że na nowo chce się żyć. Pod jego wpływem człowiek budzi się i zasypia z uśmiechem na twarzy. Pobudza ono każdą komórkę naszego ciała. Nasze myśli krążą wokół niego. Nie możemy wtedy skupić się na niczym innym. Zaprząta naszą głowę. Jest tylko ono i osoba, na widok której czujemy w brzuchu stado motyli. I nic poza tym.
Jednak ona znała je tylko z filmów i opowieści tzw. koleżanek. Dlaczego nigdy sama nie doświadczyła czegoś takiego? Dlaczego na własnej skórze nie poczuła jak to jest kochać i być kochanym, być dla kogoś najważniejszym? Tak, w jej życiu pojawił się Leon, Tomas... Tylko, że w żadnym przypadku nie była to miłość. Zwykłe zauroczenie, ale nie miłość. Czy naprawdę była tak zimna? Czy jej serce do resztek pozbawione było ciepła, zrobione z lodu? Czy naprawdę nie była zdolna do żadnych głębszych uczuć? Skazana na samotność? Czy przez te wszystkie lata, budując wokół siebie gruby mur, nie zostawiła żadnej otwartej bramy? Bramy do własnego serca. Nie, wcale tak nie było. Każdy z nas pozostawia drzwi, drogę ewentualnej ucieczki. Zbyt bardzo boimy się samotności. Bo przecież wszyscy, każdy z osobna potrzebuje miłości, bliskości, wsparcia. Nikt nie chce pozostać sam. Nawet ona.
- Nad czym się tak zastanawiasz księżniczko? Zaraz wychodzimy na scenę. - ustał tuż za nią. Czuła na skórze jego ciepły oddech, który delikatnie łaskotał jej szyję. Widziała w lustrze jego odbicie. Lekko rozczochrane, ciemne włosy, łobuzerski uśmiech i to przenikliwe spojrzenie, którym tak często ją obdarzał. Ubrany był w przetarte jeansy, czarny dopasowany podkoszulek i rozpiętą czerwoną koszule w kratę. Odwróciła się w jego stronę.
- Diego... - wyszeptała, a po jej policzkach słynęło kilka pojedynczych łez. Nie mogła tak dłużej. Nie mogła już tłumić w sobie tych wszystkich myśli. Pytań było zbyt wiele i żadnej odpowiedzi.
- Co się dzieje? - na jego twarzy, miejsce uśmiechu, zastąpiła troska. Podniósł jej podbródek, sprawiając, że musiała spojrzeć mu w oczy. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
- Czy ja jestem... - zawahała się przez moment - ...jak Królowa Śniegu? Bez uczuć? Bez serca? Zimna i niezdolna do miłości? - jej głos coraz bardziej drżał.
- Pod pewnymi względami ją przypominasz. Jesteś tak samo piękna, silna i niezależna jak ona, ale... - zrobił krótką przerwę - ...masz w sobie więcej ognia niż wszystkie inne dziewczyny, które znam. W końcu to właśnie dlatego tak dobrze się dogadujemy. Nigdy nie zapominaj jak wyjątkowa jesteś. - jedną dłonią ujął jej rękę, drugą natomiast otarł, wciąż płynące po jej policzkach, łzy, pod wpływem czego jej twarz momentalnie się rozpromieniła.
- Dziękuję. - oparła głowę o jego klatkę piersiową. Był taki ciepły. Poczuła się szczęśliwa. Po raz pierwszy od tak długiego czasu poczuła się naprawdę szczęśliwa. Dlatego, że wreszcie mogła zdjąć maskę. Przy nim mogła być sobą. Prawdziwą Ludmiłą. Nie musiała nikogo udawać, nie bała się, że ją zrani. Ufała mu. W pewnych sytuacjach nawet bardziej niż samej sobie. Był przy niej od zawsze, znał ja lepiej niż ona sama. Wiedział o niej wszystko, a mimo to wciąż przy niej był. Był jej najlepszym przyjacielem. I chociaż ona jeszcze o tym nie wiedziała, klucz został odnaleziony.


Pod wpływem otoczenia nasza pewność siebie ulega osłabieniu. Jest wiele czynników, które o tym decydują. Wystarczy jeden nieprzemyślany krok, jedno niewłaściwe posunięcie, jedna nieodpowiednia decyzja. Jeden błąd. Błąd, na który wszyscy czekają. Małe potknięcie, które może stać się przyczyną bezustannej traumy. W ówczesnym świecie ludzie potrafią być niezwykle okrutni i bezwzględni. Bez oporu są w stanie wypominać nam nasze niepowodzenia, aby tylko zniszczyć nasze poczucie własnej wartości. Wartości i zasady moralne uznawane są za słabości. Wszystko do czego kiedyś dążono, nad czym pracowano zanika. Wielu z nas nie liczy się z drugim człowiekiem, nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, nie zdaje sobie sprawy jak bardzo krzywdzące mogą być słowa, a nawet krzywe spojrzenia. Bo tak naprawdę każdy z nas jest delikatny, każdego łatwo jest zranić.

Minuta - jej oddech przyspiesza.
Pół minuty - ręce robią się coraz zimniejsze.
Dziesięć sekund - bierze głęboki wdech.
Sekunda - jest już na scenie.

Rozgląda się nerwowo. Nigdzie go nie widzi. Oślepia ją światło reflektorów. Próbuje odnaleźć go pośród tłumu. Znowu nic. Jej ciało ogarnia strach. Boi się. Czuje jak serce podchodzi jej do gardła. Znowu jest sama. Po raz kolejny została sama, zupełnie sama. To uczucie staje się coraz silniejsze. Tak bardzo go nienawidzi. Tak długo go doświadczała. Przeraża ją nawet sama myśl. Nie chce już być taka jak wcześniej. Nie chce być tą samą Naty, którą była do tej pory. Przestraszoną, niepewną, kryjąca się w cieniu. Nie może wydusić z siebie ani słowa. Wtedy czuje coś dziwnego. Zamyka oczy. Wierzę w ciebie... - słyszy jego głos. Dochodzi z jej serca. Jest taki ciepły i melodyjny. Uspokaja ją. Podnosi powieki. Teraz go widzi. Widzi go wyraźnie. Stoi w pierwszym rzędzie. Jego wzrok skierowany  jest wprost na nią. Posyła w jej stronę jeden ze swoich uroczych uśmiechów. Cała jej trema znika, rozpływa się gdzieś pod wpływem spojrzenia jego pięknych, brązowych oczu. Skupia się właśnie na nim. To zupełnie tak jakby nikt ani nic innego nie istniało. Są tylko oni. Ona i on. Tak jak podczas tych wszystkich prób. Poświęcił jej tyle czasu, mimo, że znali się stosunkowo krótko. Nie interesowało go to, co kiedyś robiła, to, że nie zawsze była w porządku. Zupełnie jakby zapomniał o przeszłości. Pod jego wpływem tle w jej życiu się zmieniło. To on jako pierwszy wyciągnął rękę w jej stronę. Był przy niej wtedy kiedy najbardziej go potrzebowała, wtedy, gdy została całkiem sama. Sprawił, że jej szary, nudny świat nabrał barw, stał się piękny. W jej życiu znów pojawiła się melodia. Cudowna, delikatna muzyka płynąca właśnie jej serca. Dzięki niemu odnalazła siebie, odkryła siłę, która od zawsze w niej była. A on okazał się tym, któremu udało się wydobyć jej piękno. Otworzyła przed nim wrota swojego królestwa i pozwoliła zostać częścią niego. Nie może go teraz zawieźć. Nie po tym wszystkim. Jest mu to winna. A przede wszystkim jest to winna samej sobie.

Jeśli nie ma nic do powiedzenia,
Ani nic do zaśpiewania,
Nie trzeba tłumaczyć,
Jeśli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...

Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz,
Sprawia, że czuję, że jestem razem z tobą.

Słowa płyną z moich ust niczym rzeka. Rzeka melodii. Już się nie boję. Czuję jego obecność. Zupełnie jakby stał przy mnie i trzymał mnie za rękę. Mój głos jest zarazem pewny i delikatny. Jest w nim tyle siły, tyle pasji. Czy to naprawdę ja? - pytam sama siebie. Ponownie zerkam w jego oczy. I tam znajduję wszystkie odpowiedzi. W jednym momencie wszystko staje się proste. Tak jakby od zawsze we mnie było.

Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rytmie,
Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem, jeśli tu jesteś.

Bo dajesz mi totalną swobodę bycia sobą. - otwieram oczy. Wszyscy wstają z miejsc. Słyszę oklaski. Stają się coraz głośniejsze. Słyszę jak wiwatują moje imię. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i...łzy. Łzy szczęścia. To uczucie, które ogarnia całe moje ciało jest nie do opisania. To jakbym była w zupełnie innym świecie. Odmiennym od rzeczywistości. Chociaż nie do końca. Ostatnio czuję się tak coraz częściej. Zawsze, gdy on jest blisko mnie...


Czasami w jednym momencie wszystko może ulec zmianie. W naszym życiu może znów pojawić się nadzieja. Nadzieja, o którą tak trudno w ówczesnym świecie. wystarczy jeden moment, jeden gest, a wszystko co nas otacza, wykonuje obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Rzeczywistość, w której do tej pory się zatracaliśmy, znowu nabiera barw. Na naszej twarzy znów gości uśmiech. W głowie zaś rozbrzmiewa muzyka. Wszystko wydaje się być piękniejsze, nabiera sensu. Nawet najdrobniejsza rzecz jest w stanie sprawić nam tyle radości. Zwalniamy, dostrzegamy piękno otaczającego nas świata.
Pokonała stopnie prowadzące na scenę. Wykonała kilka kolejnych kroków, po czym usiadła na niewielkiej, brązowej ławeczce znajdującej się na środku. Drewniana, o starannie rzeźbionym siedzeniu ciemnych, metalowych nogach. Idealnie pasowała do jesiennych dekoracji. Wszystko zostało wykreowane na obraz parku. Imitacje drzew pokrytych pięknymi, żółto czerwonymi liśćmi. Wszystko było gotowe. Czekała już tylko na niego.

Nie jestem ptakiem, żeby latać,
I obrazu nie namaluję.
Nie jestem poetą, rzeźbiarzem,
Jestem po prostu kim jestem.

Słysząc dźwięk jego głosu, machinalnie się odwróciła. Był tak bliski jej sercu. Mogła słuchać go bez przerwy. Szatyn kierował się w jej stronę, był coraz bliżej. Z każdym jego krokiem, każda komórka jej ciała zaczynała mocniej drżeć. Jego głos przenikał jej drobną sylwetkę. Usiadł obok niej. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.

Z gwiazd nie potrafię czytać,
I księżyca nie zniżę.
Nie jestem niebem, ni słońcem,
Jestem sobą.

Podniósł się jednym sprawnym ruchem, po czym podał jej rękę. Chwyciła jego dłoń. I wtedy jej ciało przeszedł ten przyjemny dreszcz, który czuła zawsze, gdy jej dotykał, zawsze kiedy był przy niej. Poczuła zapach jego perfum, które tak uwielbiała. Ich ciała się stykały. Ramię przy ramieniu, jej delikatna dłoń zamknięta w jego dłoni. Jego spojrzenie przenikające ją na wskroś. Patrzył prosto w jej oczy, nie odrywał od nich wzroku nawet na sekundę.

Lecz są rzeczy, które wiem,
Chodź, a pokażę ci je.
W twoich oczach mogę zobaczyć,
Co możemy osiągnąć,
Spróbuj to sobie wyobrazić.

Możemy malować kolorami z duszy,
Możemy krzyczeć.
Możemy latać, nie mając skrzydeł.
Bądź słowami mojej piosenki,
I rzeźbij w moim glosie.

Te wersy zaśpiewali już razem. Ich głosy pasowały do siebie w każdym, nawet najdrobniejszym calu. Tak idealnie współgrały, tak idealnie się uzupełniały. Zapomnieli o wszystkim co było wokół. Było zupełnie tak, jak gdyby wszystko zniknęło, zamieniło się w nicość. Pozostali tylko oni, pogrążeni w swoim własnym świecie, którego w tym momencie nikt, ani nic nie było w stanie zniszczyć. Dla niego była tylko ona. W ślicznej, białej sukience przyozdobionej kolorowymi kwiatami. Długie, brązowe fale delikatnie opadały na jej ramiona, kołysząc się przy tym w rytm piosenki. Dla niej natomiast istniał tylko on. Ubrany był w białą koszulkę i rozpiętą, niebieską koszulę. Wyglądający z pozoru całkiem normalnie, był dla niej wszystkim, uosobieniem jej najskrytszych pragnień, jej marzeń, jej nadziei. Liczył się tylko on, nikt więcej. To on nauczył ją żyć, kochać, wierzyć... Zawsze przy niej był, bez względu na wszystko. Kochał ją. Kochał ją bezinteresownie. Nigdy nie naciskał. Po prostu był. Był dla niej.

Nie jestem pięknym zachodem słońca,
Nic nie sprawi, ze tak się stanie.
Nie jestem księciem z baki,
Jestem tylko sobą.

...i nigdy się nie zmieniaj. - pomyślała, kiedy skończył śpiewać. Zajęli miejsca na ławce. Położyła głowę na jego ramieniu. Ich dłonie wciąż pozostawały splecione. Przy nim czuła się najlepiej. Kochała momenty, w których był blisko niej. Nie potrzebowała wtedy nikogo więcej. Wystarczył jej tylko on. Jednak on juz nie należał do niej. Teraz kochał inna i to z nią chciał być. A ona nie mogła stawać mu na drodze do szczęścia. Za bardzo go kochała. A jeśli kogoś kochamy, powinniśmy dać mu wolność. I tak właśnie zamierzała postąpić. Szkoda, ze wtedy jeszcze nie wiedziała jak bardzo się myli...


Skończyła śpiewać. Zeszła ze sceny. Próbowała odnaleźć go wzrokiem lecz niestety na próżno. Nigdzie go nie było, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu, zniknął gdzieś bez śladu. Wciąż jeszcze oszołomiona tym, co stało się kilka minut temu, udała się do garderoby. Pomieszczenie było puste. Ani żywej duszy. Wszyscy wciąż przygotowywali się do występów. Ostatnie próby głosu, ostatnie przymiarki kostiumów... Jej uwagę przykuło coś dziwnego. Na toaletce leżały dwie róże. Jedna biała, druga czerwona. Niepewnym krokiem podeszła bliżej. Na obydwóch znajdowały się bileciki z jej imieniem. Poczuła zmieszanie. Nie spodziewała się kwiatów. Czy one naprawdę są dla mnie? - zapytała sama siebie. Ponownie spojrzała na dołączone karteczki. Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie ogród. Piękny, porośnięty całą masą najróżniejszych kwiatów. Lilie, frezje, nasturcje, fiołki, róże... To właśnie te ostatnie przyciągnęły jej wzrok. Przeróżne kolory.

Dla twojej miłości odrodzę się, bo jesteś dla mnie wszystkim,
Jest mi zimno, gdy nie ma ciebie, niebo poszarzało.
Mogę czekać tysiąc lat, marząc, ze przyjdziesz do mnie,
Bo to życie nie jest życiem bez ciebie.

Z jej ust wydobyły się pierwsze słowa piosenki. Pojawiły się same, zupełnie niespodziewanie, nieoczekiwanie. To tak jakby wypływały prosto z jej serca, jak gdyby były tam od zawsze, a to co się stało, było rzeczą całkowicie naturalną. Podniosła jeden z kwiatów i otworzyła liścik.
 - ,,Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć, pójdę z Tobą, bo chcę dać Ci swój świat..." - przeczytała widniejące tam słowa. Jednak nie sama. Wypowiedzieli je w tym samym momencie. Spojrzała w lustro.
- Dlaczego wybrałaś właśnie tę? - zapytał przechylając lekko głowę.
- Nie wiem. Może po prostu dlatego, że kocham białe róże... - zawahała się - ...a może dlatego, że coś mi tak podpowiadało. Coś w środku, pewien rodzaj wewnętrznego głosu. Czasami pojawia się takie uczucie, taka siła, która naprowadza cię na właściwą drogę, a kiedy już to zrobisz, wiesz, ze podjąłeś słuszną decyzję. - spojrzała prosto w jego piękne, brązowe oczy.
- Cudownie dziś wyglądasz. - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - A występ? Był perfekcyjny. Świeciłaś pełnym blaskiem. - powoli się do niej zbliżył. Dzielił ich nie więcej niż metr. Rozpromieniła się.
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko. - rzuciła mu się na szyję. - A zwłaszcza za to, że jesteś.

"Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć,
Pójdę z Tobą, dlatego, bo chcę dać Ci mój świat..."

~ Federico

 .........................................................................................................

Oto dwunasteczka. Sama nie wiem co powiedzieć. Przepraszam? To chyba nie ma sensu, bo w żaden sposób, nie jestem w stanie wynagrodzić Wam tak długiej nieobecności. Po prostu nie miałam weny, albo najzwyczajniej na świecie, wypaliłam się :( Nie mam pojęcia. Postaram się, żeby to się już więcej nie powtórzyło, ale niczego nie mogę obiecać :/ Wybaczcie. Rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie, czasami częściej. Aczkolwiek przyjmijmy te dwa tygodnie za umowny termin :D Bardzo się za Wami stęskniłam ;* Nie wiem co jeszcze mogę na ten temat powiedzieć :D Rozdziału komentować nie będę Słoneczka moje :D To pozostawiam Wam  ;)

Kocham Was, Wasza Diana <3

P.S.1. Marcioszku mój kochany, przepraszam, że dedykuję Ci coś takiego. To się w ogóle nie nadaje do czytania. Chcę jednak, żebyś wiedziała ile dla mnie znaczysz, zawsze o tym pamiętaj ;* Bardzo, bardzo mocno Cię kocham i dziękuję Ci za wszystko. Twój, Peeta <3
P.S.2. Aga, Słońce moje, Violciu najdroższa, MOŚKU głupi, dzisiaj mijają cztery miesiące ;) Jak ten czas szybko leci. Kocham Cię bardzo, Twój Leoś <3 Zapraszam KLIK ;*
 P.S.3. Zapomniałabym ;) "Lot 29", nie kojarzy się Wam to z czymś Miśki? ;) Zapraszam również do udziału w ankiecie ;*

22 komentarze:

  1. Leonie, mężu Mój <3
    Pozwól, że zaklepię sobie tutaj miejsce i powrócę za jakiś czas z komentarzem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leosiu, Twoja Violka przybyła.
      Kochanie, myślę, że moje kolejne pochwały będą już dla Ciebie nudne. Przecież ja Cię komplementuję za każdym razem. I nie mówię tego dlatego, że Cię Kocham, ale dlatego, że to jest prawda, czysta prawda. Uwierz w siebie, bo jesteś wspaniała <3
      Pokomplementuję. Przypadek, że piszemy na gg, jak ja Ci właśnie tworzę komentarz? <3
      Ale pora przejść do skomplementowania rozdziału i być może stworzenia sensownej litanii.

      Violka, Violka ( czuję się tak jakbym pisała o sobie, ale przecież to nie ja xD) Nie zapomni o Leonie, chodźmy chciała, a jak wiemy ona tego nie chce. Będzie o nim myślała, za każdym razem, prawdopodobnie w każdej sekundzie, minucie, godzinie swojego życia.Leon, jest dla niej słońcem, całym światem i wszystkim, co ma. Jest jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Jestem pewna, że gdybyśmy spytali Leona, kim jest dla niego Violetta, odpowiedział by dokładnie to samo, co Violetta pisze o nim w swoim pamiętniku, czy sposób w jakim o nim myśli. Łączy ich coś niezwykłego, coś czego nie da się słowami opisać, aby to zrozumieć trzeba przeżyć coś takiego, albo ujrzeć na własne oczy. Rzadko zdarza się taka miłości jak ich. Trzeba zobaczyć, aby uwierzyć. Zobaczyć w jaki sposób patrząc na siebie, czy nawet myślą o sobie. Myślę, że najgorsze dla nich teraz jest to, że się kochają, a nie dane jest im być razem, a jak wiemy oni cierpią bez siebie. Kiedy nie są wystarczająco blisko, jakaś ich cząstka umiera ( czy mi się zdaje, czy ja odbiegłam właśnie od rozdziału...?)
      Violetta przy nim może być sobą. To prawda. On ją kocha, taką jaką jest. Kocha Violettę, a nie kogoś, kogo udaje. To on ją nauczył miłości, ale o tym wspominam chyba w każdym moim komentarzu ( kurde robię się nudna na starość, Leonie, co Ty ze mną robisz, co?)
      I tutaj też jest kolejna kwestia - bezpieczeństwo. Violetta Tylko przy Leonie czuję się bezpieczna, nikt jej nie da tyle bezpieczeństwa, co on. Wystarczy, że spojrzy w jego oczy, a poczuje się bezpieczna. Wyczyta też z nich troskę o nią. Wyczyta miłość. Wszystko to, czego brakuje, gdy Diego patrzy na nią.
      Ale to Leon jest jej prawdziwą miłością. Nie Diego.
      To może ja przejdę teraz do ich występu. Myślę nad słowem, który może określić ich występ i mam pustkę w głowie. Bo jak określić coś tak pięknego? Ujęła mnie w nim najbardziej prostota. Ławka, park, cisza i tylko oni oraz ich głosy. Wszystko było połączone w idealną całość, a oni tworzyli jedność. Splecione dłonie, które symbolizowały tak wiele. Ich głosy, które idealnie się dopełniały i oni. Dwójka zakochanych w sobie ludzi. Kiedy śpiewali, świat przestał dla nich istnieć, liczyli się tylko oni. Ona dla niego, a on dla niej. Nic więcej się nie liczyło.
      I na koniec jeszcze jedna kwestia. Violetta go kocha, to powinna walczyć, a nie myśleć o tym, że powinna pozwolić mu odejść, skoro go kocha. On nie jest szczęśliwy z Larą. Tylko Ona mu może dać jej szczęście. Tak samo jak on jej. Oni bez siebie są nieszczęśliwi. Oszukują się że są, próbując stłumić, swoje prawdziwe uczucia, ale niech już przestaną z tym wszystkim walczyć i posłuchają głosu serca.
      I na koniec ten fragment ''Szkoda, ze wtedy jeszcze nie wiedziała jak bardzo się myli...'' - nie daje mi spokoju. Teraz będę o nim myślała, dopóki nie wykombinuje o co chodzi. On nie rób mi kochanie takie mętliku w głowie! <3

      Usuń
    2. Naderico. Oni. Oni... Po prostu we dwójkę są idealni? Człowiek uśmiecha się szeroko, kiedy o nich czyta. To jak Naty zmieniła się z pomocą Federico. To jak on przy niej jest i wspiera ją na każdym kroku. A kiedy są razem? Są jak najpiękniejszy brylant?
      Nikomu, nikomu się to nie udało, a Fede to zrobił - wydobył z Naty piękno. Piękno, które przez tak długi czas ukrywała pod skorupą zagubionej dziewczyny i służącej Lu. Ale Fede sprawił, że uwierzyła w siebie, że wszyscy ujrzeli i przekonali się jak bardzo jest piękna, jaki ma wielki talent. To jemu zawdzięcza najwięcej. Fede otworzył Naty tak samo, jak Leon Violettę. Oni można powiedzieć, że dokonali niemożliwego, czegoś czego nikomu wcześniej się nie udało. Otworzyli i pokazali piękno,dwóch zagubionych dziewczyn, które teraz są pewniejsze i wierzą w siebie i swoje możliwości.
      I na koniec. Ich wątku *.* Biała różaaa. O Matko <3 Fede ma gust. Naty też doskonale wiedziała, którą ma wziąć. Białą - od tego chłopaka, który tak wiele już dla niej zrobił, który jest, za każdym razem, kiedy ją potrzebuje, który wspiera ją na każdym kroku. Biała róża, oni i do tego fragment tej wspaniałej piosenki. Czegoś chcieć więcej? Nie. Tyle wystarczy, aby wiedzieć, że między tą dwójką jest coś pięknego.

      Diemiła. Ich też uwielbiam. Jest w tej dwójce, coś tajemniczego, coś co sprawia, że chce się o nich czytać i czytać u Ciebie tacy właśnie są. Można powiedzieć, że mają dwie twarze. Przed innymi udają kogoś innego, ale gdy są w swoim towarzystwie to są sobą i nikogo nie udają. I to jest cudowne w nich. Gdy są w swoim towarzystwie, nikogo nie udają, są sobą. Uwielbiam o nich czytać. Uwielbiam czytać, gdy widać, że mają uczucia, że nie są zimnymi i obojętnymi ludźmi. Diego ceni, a może uwielbia Lu taką jaką jest i chyba jako jeden z nielicznych wie, że ona ma serce, że pod powłoką tej ''Królowej Śniegu'', kryje się dziewczyna, która po prostu potrzebuje miłości. Niczego więcej. Chce po prostu być kochana i kochać. Niczego więcej nie oczekuje. I tylko Diego, potrafi dostrzec, że Lu cierpi, że jest samotna, że czegoś jej brakuje. Inni myślą, że nie posiada uczuć, że jest zimna, a prawda jest zupełnie inna. To też pokazuje siłę ich wielkiej przyjaźni. Wystarczy, że spojrzą sobie w oczy, a już wiedzą, że coś jest nie tak. Mi się nawet wydaje, że dla Diego ważniejsza jest Lu niż Violetta i że przy Lu nie sobą, a przy Violettcie od czasu, do czasu gra kogoś kim nie jest. I jak Diego potrafi otworzyć Lu, tak Ludmiła robi dokładnie to samo z Diego. Dlatego tak kocham tą parę. W swoim towarzystwie są sobą, nikogo nie udają. Są prawdziwi. I najważniejsze. Oni dają sobie szczęście. Szczęście, którego nikt inny im nie daje.

      Usuń
    3. I na koniec Marcesca. Kiedy wydawało się, że wszystko będzie ładnie i pięknie, będzie trwało jak w bajce, coś się skończyło. Jakiś rozdział książki się skończył.
      Ale podobno '' Jest taka miłość, która nie umiera, chodź zakochani od siebie odejdą''.
      Oni tak łatwo o sobie nie zapomną, to pewne, za wiele ich łączy, za dużo razem przeżyli, aby o sobie zapomnieć. Teraz niestety czeka ich też cierpienie, ale niestety ból jest nieodłącznym towarzyszem miłości. Trzeba zmierzyć się z bólem i cierpieniem, aby później być szczęśliwym. Niestety nie ma innego wyjścia. Miłość ma dwie strony medalu. Szczęście i ból. Fran i Mraco, doświadczają teraz bólu, ale jestem pewna, że za jakiś czas wszystko zamieni się w szczęście. Podobno prawdziwa miłość przetrwa każdą przeszkodę, jaka stanie na drodze. Oni dadzą sobie radę. Wierzę w nich będzie im cięzko, ale sobie poradzą.
      Zresztą, ja wierzę, że Fran wróci i to się stanie szybciej niż oni myślą.

      I tak oto tym sposobem mój komentarz dobiegł końca. Leosiu pewnie Cię przynudziłam, ale mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. Tak? Wybaczysz mi Co?
      Teraz, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział, abym znowu mogła czytać go z zapartym tchem, a później odczekać, aby go skomentować, bo tak mnie poruszy, tak jak każdy poprzedni.

      To pisała Ja - Twoja Violka <3

      Usuń
  2. A nie będę gorsza.. zaklepuje miejsce numer dwa. Wrócę tu.
    KOCHAM CIĘ, WIESZ? tak samo jak Naderico, przekonałaś mnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochany Peeta,

      Tak to Ja. Zawitałam sobie na twoim blogu w końcu. Chciałabym Cię przeprosić za ten komentarz, bo wiem, że będzie beznadziejny i kompletnie bez sensu, ale myślę, że wywoła jakiś mały uśmieszek na twojej twarzy, a to jest cenniejsze niż złoto. Peeta, ja wiedziałam od zawsze, że potrafisz tak dużo. Twój blog był jednym z pierwszych jakie zaczęłam czytać i strasznie wciągnęła mnie twoja historia. Od razu wpada nam w oko niezwykle wyszukany język i rozległe słownictwo, które tak kocham. Niezaprzeczalnie jesteś romantyczką, widać to z każdym zdaniem. Pokazujesz nam miłość w zupełnie innej odsłonie, prezentujesz nam swój myśli, a wszystko co napiszesz jest bezcenne, jedyne i niepowtarzalne.
      Masz ogromny talent, wiesz? Jesteś moją inspiracją i już zawsze tak zostanie. Nauczyłaś mnie tak wiele, a ja nie dałam Ci praktycznie nic.. no moją miłość, ale ona bez sensu. Kocham Cię, bo jesteś i tyle. Kurde ale ja jestem głupia xD

      Przechodząc do rozdziału.. Zacznę od twojej ukochanej Leonetty, która na twoim blogu jest przewspaniała, serio! Wiesz, ja nie żywię do tej pary aż takiego wielkiego uczucia, w sumie są mi obojętni.. mogą być.. może ich nie być, ale.. u Ciebie po prostu się rozpływam. Dodajesz do nich pewnej magii, która urzeka moje serce za każdym razem, gdy o nich czytam. Ich miłość jest niepowtarzalna i wielka. Chciałabym żeby w serialu wykorzystali wszystkie twoje chwyty, wtedy na pewno byłby idealny.. teraz trudno o coś naprawdę fajnego w tej disnejowskiej produkcji, której problemy są tak potwornie straszne, że parzenie herbaty wydaje się być ciekawszym zajęciem. Cóż, kocham to co Ty kochasz, bo związek polega na wzajemnej akceptacji. Peeta, wiedz, że jestem z Ciebie cholernie dumna, bo kochasz to co robisz. Kocham Leonette i pokazujesz jak widzisz ich historię, ich ogromne uczucie. Myślę też, ze otwierasz przy pisaniu swoje serce, które jest taaaakie wielgachne <3 Leonetta jest częścią Ciebie i chyba właśnie dzięki temu ich pokochałam, bo wiem, że są dla ciebie tacy ważni, okropnie i niewyobrażalnie.

      Marcesca w Twoim wydaniu jest o wiele bardziej romantyczna niż w serialu, który połączył tą parę w pięć minut i była ona przez większość odcinków. ( Bunt - Naxi było tylko przez 4.. ) Szczerze nie podobała mi się na początku ta para. Owszem, byli słodziutcy i bardzo kochani, ale samo ich poznanie.. jezu, okropne! xD ale w końcu się do nich przekonałam, a po za tym.. Marco i jego bober na głowie <3 No nic, wrócę do Marcesci na twoim przepięknym blogu. Jest ona strasznie uczuciowa.. Francesca wyjechała, lecz nie pożegnała się ze swoim ukochanym, cóż.. z jednej strony zrobiła dobrze, bo pewnie jakby się spotkali to rozstanie byłoby bolesne, ale z drugiej popełniła ogromny błąd, bo zraniła i siebie i jego. Nie wiem jak potoczą się dale ich losy, ale mam nadzieje, że do siebie wrócą. Marco zasługuje na taką wspaniałą Francesce, podobnie jak Fran na przystojnego Marco. Oboje dają sobie tyle szczęścia, a o to chyba chodzi w związku, prawda?

      Usuń
    2. Drepciamy do Diemiły, która jest tutaj najbardziej dzika. Kocham ją po prostu. Diego tak bardzo stara się o względy u tej zimnej Pani, że nie zauważa jej wady. Widać też, że Ludmiła wcale nie narzeka na towarzystwo boskiego Hiszpana, który swoją drogą mogłaby potowarzyszyć także mi, nie byłabym wcale zła. Mimo to, Lu zasługuje od początku na miłość, nawet w serialu. Myślę, że Diego idealnie do niej pasuje i potrafią się dopełniać swoimi podłymi charakterkami. Jezu, jak ja strasznie uwielbiam tą dwójkę. Kocham po prostu czarne charaktery i tyle. Tutaj jednak wcale nimi nie są, dlatego tak bardzo uwielbiam o nich czytać. Zła Ludmiła, karząca Natalii biegać po wodę jest nudna i strasznie oklepana. ( Dlatego u mnie na blogu się nie znają hihi ) Wracam znów do Ciebie. Kocham twoje szalone parringi! Zauważyłam, ze trzymasz się tylko serialowej Leonetty, reszta to takie pyśki, których zapewne nigdy nie będzie.. a szkoda, bo można by było zakochać się w tej Diemile.

      PAM PAM PAM.. skrobnę coś o twoim Naderico. Tak, tak.. dobrze widzisz :D Cóż, dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat tej pary.. a w zasadzie nie mam o niej dużego zdania. Jest dla mnie nowym połączeniem, które uwielbiam, choć z przymknięciem oka. Mam zasadę. Jeśli coś jest dobrza napisane to przeczytam o każdej parze. U Ciebie mogłabym śmiało przeczytać o Caxi, którego wręcz nie cierpię, a ty dobrze wiesz dlaczego. Wrócę teraz do naszej kochanej włosko-hiszpańskiej mieszanki, która podbiła moje serce swoją słodkością. Są po prostu piękni. Widać, że Natalia go kocha. Pomógł jej już tyle razy, zawsze przy niej był, gdy go potrzebowała.. Jest jej aniołem stróżem, dobrym duchem, wcieleniem nowego dobrego jutra i ukojeniem podczas złego koszmaru. Pokazuje jej nową drogę miłości, którą dumnie podąża z uniesioną do góry głową. To jest chyba najważniejsze. Aby żyć ze świadomością tego, że ta druga osoba wciąż z nami jest i nigdy nie opuści. Jestem z Ciebie dumna, tak jak z naszej Natalii.

      Peeta, ostatnio znacznie się do siebie zbliżyłyśmy. Wcześniej tak nie było.. tzn. wiesz.. kiedyś. Ja nawet nie wiem czemu do Ciebie nie napisałam.. teraz mam z Tobą strasznie dobry kontakt i nie zamierzam go stracić.. chyba popadłabym w depresje tracąc kogoś tak wspaniałego, wiesz? Dajesz mi tak wiele, serio. Kiedyś spytałaś się mnie dlaczego Cię kocham. Trudno wymienić poszczególne elementy, wpływające na to wielkie uczucie z mojej strony, bo jest ich zbyt wiele albo po prostu nie ma żadnych. Kocham cię, bo powinnam. Nie istnieje żaden powód do miłości, prawda? Jesteś ze mną zawsze i mam nadzieje, że już na zawsze.
      Dziękuje Ci za wszystko co dla mnie robisz. Za ten wspaniały rozdział, napisany z ogromną pasją i oddaniem. Czekam na kolejny rozdział, bo warto, bo chce, bo tak ma być.

      Kocham Cię bardzo,
      twoja Katniss

      Usuń
  3. O Boże!
    To było piękne. Idealne w każdym calu. Żadna literka nie była zbędna.
    Cudowny początek. Kocham to, że rozdziały zaczynasz od wpisów Vilu do jej pamiętnika. Ubóstwiam te fragmenty. Przekazują tyle uczuć.
    Każdy fragment był wspaniały. Żadnemu niczego nie brakowało. Niesamowicie opisujesz uczucia bohaterów i to, co dzieje się w ich głowach, ich sercach. Czytając Twoje rozdziały, mam wrażenie jakbym czytała książkę i to z najwyższej półki. Nie mogę się od nich oderwać, a gdy już kończę, ogarnia mnie smutek, że to już koniec. Trochę co prawda czekaliśmy, ale wiedz, że było warto. Szczerze mówiąc przychodząc tu (tak na marginesie nie wyobrażasz sobie jak bardzo ucieszyłam się widząc, że dodałaś nowy rozdział) spodziewałam się, że będzie to naprawdę 'dobrze napisane'. Oczywiście nie tylko się nie zawiodłam, ale wręcz mile zaskoczyłam. Zachwyciłaś mnie. Złapałaś za serducho. Wzruszyłaś. Oczarowałaś mnie, nie pierwszy raz zresztą, swoim talentem, swoimi zdolnościami pisarskimi, które niewątpliwie masz i to w nieprzeciętnej ilości. Oczarował mnie ten rozdział, całe opowiadanie, Twój styl, Ty mnie oczarowałaś. Jesteś dla mnie poetą, malarzem. Tak pięknie malujesz słowami. Twoje dzieła ą dla mnie bezcenne. Kocham to w jaki sposób przekazujesz nam swoje uczucia. Podziwiam Cię, jesteś moim wzorem, moim mistrzem, natchnieeniem, muzą, inspiracją (...), Ty i owoce Twojej pracy.
    Łączysz wiele wątków, ale robisz to w sposób tak fenomenalny...
    Vilu i Leon. Rozkładasz ich jakże skomplikowaną relacje na czynniki pierwsze. Jest w tym tyle emocji... Ich występ wzbudził we mnie tyle uczuć. Począwszy od szczęścia, przez zachwyt, kończywszy na wzruszniu. Ten frament był taki uroczy, cudowny. Idealny. Nic dodać, nic ująć. No miłość i tyle. I to jak piękna miłość. Tu o nich zakończę, ale uwierz, że mogłabym mówić oo nich bez końca. A szczególnie wielbię ich u Ciebie.
    Lu. Jej fragment był ubarwieniem tego rozdziiału. Był taki prawdziwy... Naturalny. Wspaniały. Obłędnie opisałałaś jeej odczucia, myśli. A jak pojawił się Diego, to już w ogóle nic więcej do szczęścia nie potrzebowałam.
    Marco i Fran. Niewątpliwie wzruszający, nostalgiczny fragment. Chwyta za serce. I długo trzyma. A list totalnie rozwala. Może nie płakałam, ale szczerze siię wzruszyłam, a u mnie o to proste. Bo choć mam wrażliwą naturę trudno mnie rozczulić. Ale Ty to potrafisz.
    Fede i Naty. I co ja mam tu napisać? To było takie... urocze, romantyczne. Kocham ich. A u Ciebie to już w ogóle. Oni są wspaniali. Idealnie mi do siebie pasują, uzupełniają się. Są dla siebiie stworzeni. Sama jestem, szczerze mówiąc zaskoczona moimi odczuciami, ale taka jest prawda. I choć niby jestem za Naxi i to całym serduchem, to nie wyobrażam sobie by oni nie byli razem.
    Rozwaliłaś mnie tym rozdziałem. Zamknęłaś usta wszystkim, którzy mogli mieć jakiekolwiek wątpliwości do braku Twojego talentu. Zresztą jeśli ktoś taki w ogóle był to popełnił jeden z największych błędów w swoim życiu.
    Kochana, że sobie tak pozwolę, jestem Ci nieopisanie wdzięczna za to, że tu jesteś z nami, ze mną. Dziękuję ci za to. Dziękuję za rozdział, za założenie tego bloga. Za to, że dzielisz się z nami swoim talentem, geniuszem i kunsztem pisarskim. Dziękuję, że jesteś.
    Przepraszam za ten komentarz. Nie wyszedł tak, jakbym tego chciała. Ale nie umiem opisać euforii, zachwytu i podziwu, który odczuwam. Wybacz. Wiedz jednak, że się zakochałam w Twoim dziele.

    Chcę Ci jeszcze z całego serca podziękować za to, że wpadłaś do mnie i zostawiłaś komentarz, choć przecież dałam dopiero zapowiedź, nie pojawił się nawet prolog, jeszcze. DZIĘKUJĘ. Nawet nie wiesz ile Twojee zdanie dla mnie znaczy. Kocham Cię po prostu, no <3 Dałaś mi tyle motywacji. Gracias! Czułam się zaszczycona widząc Twój komentarz, do tej pory nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Równie wielkim zaszczytem dla mnie jest komentowanie tego bajecznego roozdziału.

    Życzę mnóstwo weny i już z zapartym tchem czekam na kolejne cudeńka wychodzące spod palców Twych.

    Jeszcze raz za wszystko dziękuję.
    Ściskam mocno i pozdrawiam
    Dulce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literówki, ale było już dosyć poźno, a ja zamiast się wyspać do szkoły, to Ci komentarz pisałam xD

      *tam miało być, że nie jest prosto mnie rozczulić, ale Ty to potrafisz

      Usuń
    2. Chciałabym Cię jeszcze zaprosić do mnie na prolog ;))

      Korzystając z okazji przepiękny, cudowny, nowy wygląd bloga. Zmówiłyście się z Ag. co? <3 Najpierw rozdział prawie w tym samym czasie, teraz obie zmieniłyście wygląd, podejrzewam, że również w niewielkim odstępie czasowym XD

      Usuń
  4. BOZIU! Łapcie mnie, bo spadłam z krzesła. Perfekcyjne w każdym słowie, calu, zapisku.
    Od pierwszego posta podbiłaś moje serce, moją duszę i nadal w niej siedzisz, zajęłaś sobie miejsce w moim sercu.
    Kocham te początki rozdziałów. To coś więcej niż uczucia, emocje, ale nie mam pojęcia jakimi słowami to wyrazić.
    Pokazałaś jak Leon jest ważny dla Violetty. Ze mimo tego ile się przez niego nacierpiała, ile wylała łez, nadal darzy go niepohamowaną miłością, która nie ma końca.
    Fragment z Marco i Fran - gdy najważniejsza osoba, w Twoim życiu wyjeżdza, opuszcza nas, zostawia nawet nie ze swojej winy, jest to prawie śmiertelny cios. Brakuję Ci powietrza, sił, energi na dalsze życie, bo zwyczajnie jego sens wyparował, ulotnił się. Dzięki Tobie poczułam się tak, jakbym to ja była Marco i to ja straciła miłość swojego życia. Tylko dzięki Tobie i twojej niewiarygodnej twórczości.
    Lu brakuje miłości. Prędzej czy później by do tego doszło. Lód chociaż w minimalnym stopniu, stopniał, co ją przyczyniło do myślenia. Całe jej życie, jej postępowanie, a tu jedna chwila i zaczęła sobie uświadamiać to wszystko. Jednak każdemu należy się miłość i coś czuję, że ona już ją znalazła.
    I Naty oraz Federico. Pierwszy raz spotykam się z takim paringiem, co mnie na początku lekko zszokowało, ale pozytywnie. To jak się Feder troszczy o Naty, szanuję ją, motywuję do działania. To jest niewyobrażalne jak czasami drugi człowiek może się dla kogoś poświęcić.
    Diano!
    Może powinnam to napisać na początku, a nie na końcu, ale niech stracę
    Przy Tobie zawsze nabieram masy kompleksów. Piszesz niewiarygodnie i chodźby nie wiem co nigdy z tym nie kończ, bo widać, że pisanie jest dla Ciebie mega ważne i poświęcasz temu całe swoje serce, a skoro są tego tak niewobrażalne efekty nigdy nie przestawaj tylko nadal pnij się do góry. A w razie upadku my Cię podniesiemy - czytelnicy <3333
    Dziękuje za ten fenomenalny rozdział ^^
    Kocham i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz znalazłam Twojego bloga, przeglądam posty i muszę stwierdzić, że jestem zachwycona!
    Mam za sobą dopiero dwa najnowsze rozdziały i najbliższą godzinę/dwie poświęcę na to, aby nadrobić zaległości i przy następnej notce napiszę coś bardziej sensownego.
    Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych :)
    vilu-fran-lu-naty-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Żałuję,że dopiero teraz odkryłam Twojego bloga.
    Każde słowo,wychodzące spod Twoich palców jest idealne. Zdania są przepełnione magią. A całość tworzy perfekcyjną historię.
    Niestety nie rozpiszę się tak jak moje poprzedniczki,wybacz ale nie jestem w tym dobra. Nawet nie wiem,czy zdołam wyrazić mój zachwyt odpowiednimi słowami. Jednak spróbuje. A nóż mi się uda?
    Wpis pamiętnika Violki ma w sobie To Coś. Nie są to 'bazgroły' nie zdecydowanej dziewczynki,która ma ze wszystkim problem. Mam wrażenie,że tutaj jest swoją lepszą wersją. I bardzo to mi się podoba.
    Płakałam,płakałam jak bóbr kiedy czytałam doskonały fragment Marcesci. Tyle w nim prawdy. Tyle uczuć. Jest mi ogromnie szkoda tej pary. Byli dla siebie stworzeni. Cholerny wyjazd zniszczył wszystko,ale życie nie zawsze jest usłane różami. Genialnie to napisałaś.
    Nie każda bajka ma szczęśliwe zakończenie.

    Chciałabym zachwalać się jeszcze godzinami,bo zasługujesz na to bez wątpienia. Ale niestety nie mogę. Obowiązki wzywają.
    Mówiłam,że nie uda mi się wypowiedzieć wszystkich słów,które powinny paść.

    Dziękuje,że choć przez chwile oderwałaś mnie od szarej rzeczywistości. To wiele dla mnie znaczy.

    Twoja nowa wierna czytelniczka.
    Sophie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć !!
    Wredna Effie wreszcie dodaję obiecany komentarz !!
    Przepraszam Natix ,że dopiero teraz,ale wiesz jaką miałam sytuację z internetem :D
    Jestem jednak by dodać obiecany komentarz<333
    co do rozdziału :
    list - wiesz już co o nim myślę ,jednak się powtórzę . Masz wielki talent a ten list to właśnie pokazał.Serce mi się krajało ,gdy to czytałam ;c
    Miałam łzy w oczach gdy czytałam ten list ,taka ja wielki wrażliwiec ;c
    ,,Bo dajesz mi totalną swobodę bycia sobą '' - o matko !!!!
    - ,,Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć, pójdę z Tobą, bo chcę dać Ci swój świat..." - przeczytała widniejące tam słowa. Jednak nie sama. Wypowiedzieli je w tym samym momencie. Spojrzała w lustro.
    - Dlaczego wybrałaś właśnie tę? - zapytał przechylając lekko głowę.
    - Nie wiem. Może po prostu dlatego, że kocham białe róże... - zawahała się - ...a może dlatego, że coś mi tak podpowiadało. Coś w środku, pewien rodzaj wewnętrznego głosu. Czasami pojawia się takie uczucie, taka siła, która naprowadza cię na właściwą drogę, a kiedy już to zrobisz, wiesz, ze podjąłeś słuszną decyzję. - spojrzała prosto w jego piękne, brązowe oczy.
    - Cudownie dziś wyglądasz. - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - A występ? Był perfekcyjny. Świeciłaś pełnym blaskiem. - powoli się do niej zbliżył. Dzielił ich nie więcej niż metr. Rozpromieniła się.
    - Dziękuję. Dziękuję za wszystko. - rzuciła mu się na szyję. - A zwłaszcza za to, że jesteś.
    Wiesz jak kocham ten parring . Dla mnie on jest niesamowity , nie umiem go opisać . Niespodziewany ,ale dla mnie on jest wyjątkowy ! Tak właśnie ,wyjątkowy !!
    Dianuś ,Natix,Peetuś jesteś cudowną bloggerką ! I warto było czekać na ten rozdział . Niesamowite ... jak słowa napisane przez ciebie mogą zmusić do płaczu . Brak słów .
    Wiem ,że ten komentarz nie wyszedł najlepiej ,ale spróbuję Ci to naprawić na gg !!
    Naderico przez ciebie ten parring stał się moim ulubionym . Nie umiem napisać komentarza ;ccc przepraaszam .
    Nie mogę doczekać się następnego komentyarza i obiecuję ,że w następnym będzie komenatarz o wielee wiele lepszy . Haymitch mi pomoże -jeśli będzie mu się chciało ,przekupię go alkoholem ! Coś wymyślę xDD
    Rozdział cudowny ,życzę dużo weny . Dużo Haymitcha i kogo sobie zapragniesz no i może takiego jednego chłopaka z zacnym imieniem <333 .
    NIE NO MÓWIĘ O LEOŚKU !! (tsaaa)
    No to to by było już wszystko czekam na nexta i na ... NADERICO!!!
    Pozdrawiam twoja fanka , Effie <3333 Kicham Cięę <333

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny masz nagłówek. Na prawdę śliczny. zapraszam do mnie: leonetta-te-quiero.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć, kochana.
    Strasznie Cię przepraszam... ostatnio nie wychodzi mi nic, nawet organizacja czasu. Kilka razy już zabierałam się za ten komentarz... Niestety za każdym razem ktoś po prostu musiał mi przeszkodzić.
    Dlaczego tak jest, że Twoje rozdziały pochłaniają całą mą duszę? Masz tak wielkie możliwości pisarskie i wykorzystujesz je fenomenalnie. Nie potrafię nawet tego opisać. Staram się chłonąć Twe słowa całkowicie, jak najdłużej delektować się, czerpać radość z każdego słowa. Jest to ciężkie. Ciekawość tego, co stanie się za chwilę jest zbyt silna. Twoje opowiadanie tak pasjonuje... Wśród mych pasji niezaprzeczalnie powinnam wymieniać czytanie Twych mądrości. To tak rewelacyjne uczucie. Czuję się zaszczycona tym, iż mam możliwość poznawania tak szerokiej gamy emocji, w które obfitują Twoje rozdziały. Dziękuję Ci za każdy zachwycający wątek. Piękne zwroty to nie wszystko, oddawanie emocji ubranych w słowa- to jest talent. I Ty dokładnie coś takiego posiadasz. Ujawniasz tak... nieziemskie historie. Trudno pojąć, że jesteś tak młoda.
    Przepraszam, nie rozpisałam się... nie potrafię inaczej powiedzieć tego, jak bardzo kocham to opowiadanie i oczywiście jego autorkę.
    Twoja Hania

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Diano!

    Ogromnie mi wstyd, że jestem tu dopiero teraz. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czemu wcześniej nie napisałam czegoś sensownego. Mogłabym zwalić winę na brak czasu, ale to chyba kwestia mojego lenistwa.

    Teraz, gdy wszystko wokół się wali, a moje samopoczucie jest - łagodnie mówiąc – kiepskie, Twoja historia jest niczym lekarstwo dla duszy. To niesamowite, jak bardzo czyjaś twórczość może pomóc człowiekowi. A tu każde zdanie jest przepełnione bezgraniczną wiarą, tak, że i ja w końcu się uśmiecham. Jak tu Cię nie kochać?

    Ale po kolei.

    Zacznę od pary, która najbardziej mnie urzekła, a mianowicie, Naderico. I choć wielbię Naxi na klęczkach, chciałabym zobaczyć więcej ich wspólnych scen. Bardzo do siebie pasują, ale chyba zdążyłaś zauważyć ^ ^

    Totalna swobodna i zaufanie. Przyjaźń jest piękna, a każdy, kto mógł jej doświadczyć, powinien dziękować Bogu, bo niełatwo znaleźć osobę, która tak po prostu będzie. Świat jest pełen fałszywości. Więcej ludzi, mniej człowieka… Smutne, ale co poradzić? Na ziemi są jeszcze anioły.

    Tutaj anioły też były. Naty spotkała kogoś, przy kim może być kimś więcej, niż tylko szarą myszką panicznie bojącą się własnego talentu. Otworzył jej serce, wpuszczając do niego całe pokłady wiary. Taki przyjaciel to skarb. Przyjaciel, właśnie. Oboje pragną przejść do większej siły, takiej, która nie rozdzieli ich już nigdy. Jego jedynego wpuściła do swojego małego świata, pokazując mu piękną duszę, którą zbyt wielu ludzi zwyczajnie pomijało. Ale nie on.

    Chyba będę płakać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leonetta. W pierwszym sezonie byłam całym sercem za nimi, w drugim moja miłość się wypaliła, gdyż wydali się… jak to nazwać, zepsuci? Chyba tak. Niektóre dialogi są sztuczne, pozbawione sensu… Nie to, co kiedyś. Ale to tylko serial. U Ciebie jest zupełnie inaczej.

      Tyle rozpaczy, przepłakanych nocy… Niestety, życie nigdy nie było proste i nigdy nie będzie. Tylko dzięki trudnościom można udowodnić potęgę najważniejszych wartości, prezentów, które otrzymaliśmy już na starcie. Myślę, że oboje sobie poradzą. Przecież prawdziwej miłości nie da się zabić. Chyba czas zrozumieć błędy. Przy nikim nie będą tak szczęśliwi, (jeśli w ogóle o jakiejkolwiek radości będzie mowa), niż przy własnych sercach. Otrzymali najpiękniejszy dar od losu. Zasłużyli? Hmm : )

      Przeciwieństwa się przyciągają? Prawda, ale nie zawsze. W przypadku Diego i Ludmiły nie da się nie zaprzeczyć tej zasadzie. Nikt nie zrozumie ich tak, jak oni sami. Podobne charaktery, uczucia, nawet złośliwość. Rozumieją każde swoje słowo, gest. To niezwykłe. Są razem tak niezwykle dobrani, serducho się cieszy na choćby małą wzmiankę o nich. Woda ogień ugasi, ale czasem lepiej, by nadal się tlił i to coraz mocniej. Dwa, identyczne żywioły. Tylko one i nic więcej.

      Szczęście nie trwa wiecznie, a złudne pragnienia nic nie wskórają. Co teraz zrobi Francesca? Podobna prawdziwa miłość nigdy nie umrze, a odległość jest niczym, jeśli siła jest wystarczająco mocna. Bardzo w nich wierzę. A Marco nie zapomni, nie ma takiej opcji. Miłość ma to do siebie, że każde wspomnienie z nią związane, na zawsze zostaje w kącie duszy i nic nie jest w stanie go zabić. Dziury w sercu nie wypełni nikt. Anioły istnieją. Mogłyby im pomóc, ale los bywa okrutny… Chociaż… Podobno nie ma rzeczy niemożliwych.

      Usuń
  12. Trudno nie nabawić się kompleksów. Rzadko można spotkać się z taką precyzją. Piszesz piękną historię o niebanalnie banalnej miłości, jakiej może doświadczyć każdy z nas. Stworzyłaś magiczną atmosferę, aż szkoda stąd wychodzić. Jestem dzieckiem Internetu, chyba sobie już tu zostanę. Uzależnienie, no cóż.

    Też piszę, coś tam nabazgrze, ale zwykle jestem strasznie niezadowolona. Nie może być inaczej, skoro otacza mnie tyle utalentowanych osób. Zuzka, Sara, Martunia, Aga, Maja, Xenia, Julka no i ty… Jest ich dużo więcej, ale w każdym razie, wahania samooceny nieuniknione. A moja jest już chyba na tak krytycznym poziomie, że nawet najlepszy psychiatra by odpadł. Aj em speszyl.

    W chwili obecnej, jestem całkowicie oderwana od bloggera, jednak chyba umrę, jeśli w końcu nie zostawię Ci komentarza, bo już za długo z tym zwlekam. A że dopiero dzisiaj skończyłam czytać… Czemu nie?

    Obiecuję wiernie komentować, lecz mam przerwę do maja i przez ten czas nie będę obecna na bloggerku (komplikacje życiowe Aci, staczam się). Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze dużo przecudownych rozdziałów. W końcu innych tj. złych nie potrafisz. Każdy powala osobliwym urokiem i pokładami najpiękniejszej miłości. Boże, czemu ja tak nie umiem?

    Zachwycasz, Natalko (znam Twoje imię, mogę już być fajna). Spróbujesz kiedykolwiek przestań, a… a… Nie wymyślę zemsty doskonałej, nie jestem kreatywna. Ech.

    Masz ode mnie wirtualnego przytulasa. Pozdrawiam cieplutko <3


    OdpowiedzUsuń
  13. Diano, wraz z upływającym czasem doszłam do wniosku, że moja poprzednia wypowiedź mogła się rozczarować. Nie należało bowiem, do najlepszych. Była dosyć krótka, pozbawiona sensu. Jednym słowem - nijaka.
    Zrozumiałam jednak, że zasługujesz na wiele więcej. Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że nie komentowałam twoich publikacji systematycznie, a jeżeli już to robiłam, moje wypowiedzi ograniczały się do kilka, niezgrabnych zdań. Kiedy dopiero zaczynałaś swoją przygodę z blogiem obiecywałam ci, że zawsze będę przy tobie, że będę cię wspierać. Zawiodłam. Wiem.
    Nie mam praktycznie nic na swoją obronę. jedynym wytłumaczeniem jest brak wolnego czasu. Nie dość, że mam masę obowiązków, to jeszcze w grę wchodzi mój własny blog, który jest zwyczajnie idiotyczny. Jednak nie będę zanudzać cię swoimi problemami.
    Jesteś niesamowitą pisarką, a przy okazji świetną osobą. Widać, że zależy ci na swoich czytelnikach. Naprawdę to dostrzegam.

    Twoja na zawsze
    Julka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Och super. ! Nie ma słów by to opisać. ;))
    Pozdrawiam i życzę dużo czytelników ! ^^
    Zapraszam również do mnie. Tak wiem sobie robie reklamę ale coś może Ci się spodobać.
    Amormimundo.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń