Rozdział dedykuję Adze,
która jest moim osobistym Słońcem...
,, Dzisiaj... Dokładnie dzisiaj
mija trzynaście lat od kiedy Cię z nami nie ma. Trzynaście lat bez widoku
uśmiechu, który pojawiał się na Twojej twarzy, zawsze gdy na mnie patrzyłaś. Trzynaście
lat od kiedy ostatni raz czułam na sobie Twój wzrok. I wtedy znikały wszystkie
problemy. Pod wpływem, którego świat stawał się lepszy. Trzynaście lat bez
dźwięku Twojego głosu, który odganiał wszystkie koszmary. Mogłam godzinami
słuchać jak śpiewasz. Trzynaście lat bez Twojego dotyku i zapachu Twoich perfum,
które mnie uspokajały. Wystarczyło, że byłaś blisko. Nie potrzebowałam niczego
więcej. Wystarczyła mi tylko Twoja obecność, a wszystko stawało się proste.
Dzięki Tobie byłam silna, potrafiłam pokonać każdą przeszkodę. A teraz? Teraz
Cię nie ma. Serce pęka mi na milion drobnych kawałeczków zawsze, kiedy pomyślę,
że już nigdy Cię ze mną nie będzie. Nigdy już nie zobaczę płomyków tańczących w
Twoich oczach, gdy śpiewasz. Nigdy nie ujrzę Twojego ciepłego uśmiechu, nie
usłyszę Twojego głosu. Nigdy nie będę mogła schować się w Twoich ramionach...
Mamo... Tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak bardzo chciałabym, żebyś była teraz
przy mnie, dodała mi otuchy, powiedziała co mam zrobić. Francesca wyjechała. To
się naprawdę stało. Teraz już nic nigdy nie będzie takie samo. Jest moją najlepszą
przyjaciółką. Rozumie jak nikt inny na świecie. Nikt z wyjątkiem Leona. Dzielą
nas tysiące kilometrów. Mamo, dlaczego tracę osoby, które są dla mnie
najważniejsze? Dlaczego one odchodzą? To boli. Bardzo boli. Odchodząc
pozostawiają w moim sercu pustkę. Pustkę, której nikt, ani nic nie jest w
stanie wypełnić. Razem z nimi tracę część siebie. Najpierw Ty, później Leon,
teraz Francesca... Kto będzie następny?" - po jej policzku spłynęła
pojedyncza łza, którą szybko otarła. Zamknęła pamiętnik, po czym włożyła go do
torebki. Nie mogła teraz płakać, chciała być silna, dla niej, dla Marii. Pragnęła
być taka jak ona. Żyć pełnią życia, wciąż się uśmiechać, spełniać swoje
marzenia... Jednak była jedna zasadnicza różnica. Jej matka miała u swojego
boku rodzinę, przyjaciół i mężczyznę, którego kochała. A ona? Ona go straciła.
Straciła go na zawsze i bezpowrotnie. Zbyt późno się ocknęła i zrozumiała, kogo
tak naprawdę kocha i zawsze kochała, kto nadaje jej życiu sens, sprawia, że
każdy dzień staje się piękniejszy. Przy nim mogła po prostu być sobą, prawdziwą
Violettą, bez żadnych ograniczeń. Nie musiała nikogo udawać. Mogła całkowicie
zdjąć maskę. On i tak wszystko widział. Widział to w jej oczach. Stanowiła dla
niego otwartą księgę. Kiedy się śmiała, on śmiał się razem z nią, kiedy było
jej źle, zamykał ją w swoich silnych ramionach. Kiedy się do niej uśmiechał
wszystko nabierało barw. Każdy dzień, każda chwila, każda minuta spędzona z nim
była czymś niesamowitym. Jednym drobnym gestem potrafił sprawić, że na jej
twarzy znów pojawiał się szeroki uśmiech, a wszystkie wątpliwości nagle znikały.
W jednym momencie rozpływały się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie
żadnego, nawet najmniejszego, śladu. Zupełnie jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Bo taka była prawda. Wniósł w jej życie magię. Z nim
wszystko było prostsze, każdy problem sam znajdował rozwiązanie. W jego
cudownych, zielonych oczach odnajdowała wszystko, czego szukała. Ukojenie,
bezpieczeństwo, a przede wszystkim miłość. Czułość w jego spojrzeniu, którą ją
obdarowywał była nie do opisania. Wtedy nie potrzebowała nikogo więcej, tylko
jego. Schowała twarz w dłoniach. Jak
mogłam być taka głupia? - zapytała sama siebie.
- Nie bądź dla siebie taka
surowa, Violu. - doskonale znała ten głos. Delikatny i melodyjny, niczym szept
anioła. Podniosła głowę i spojrzała przed siebie. Stała tam. W białej zwiewnej
sukience, oparta o framugę drzwi. Jej długie, złote fale połyskiwały w świetle
wschodzącego słońca. Nie tylko wyglądała jak anioł, ona nim była. Była jej osobistym
aniołem stróżem. Angie, Angeles... Od kiedy pojawiła się w jej życiu, tak wiele
się zmieniło. To dzięki niej odkryła swoją pasję. Pasję, którą była muzyka. To
właśnie ona wskazała jej drogę, której tak długo szukała, drogę, którą teraz
podążała.
- Angie.- spróbowała pokusić się
o uśmiech, lecz zamiast tego na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Gratulacje Violetta. - nawet w myślach
ta ironia zabrzmiała dość uszczypliwie.
- Co się dzieje Violu? - była dla
niej taka dobra, a ona nie dawała jej nic w zamian. Bo przecież jak mogła
odwdzięczyć się jej za wszystko, co dla niej zrobiła? Za to, ze wniosła w jej
życie światło i pokazała jej, że należy wierzyć? Bez względu na wszystko. Kobieta
podeszła do łóżka i zajęła miejsce tuż obok siostrzenicy.
- Tak bardzo mi jej brakuje
Angie. - skinieniem głowy wskazała na
zdjęcie Marii znajdujące się na szafce. - Chciałabym, żeby teraz była obok
mnie... Wysłuchała, przytuliła, powiedziała jak mam postąpić...
- Wszystkim nam jej brakuje. -
ponownie zerknęła na fotografię. - Była niesamowitą osobą. Pełną ciepła,
radości. Otaczała ją niesamowita aura. Przyciągała do siebie ludzi i
zaskarbiała sobie miejsca w ich sercach. Miała tak niesamowitą łatwość w
kontaktach z innymi. - przerwała na chwilę, po czym ciągnęła dalej. -
Pamiętam... Raz, kiedy byłam mała, zabrała mnie do parku. Mogłam mieć wtedy
pięć, no może sześć lat... - uśmiechnęła się nie tyle do Violetty, co sama do
siebie. - Chciałam iść się bawić i tak się wciągnęłam w tą zabawę, że nawet
sama nie wiem kiedy, zgubiłam się. Zaczęłam się rozglądać, ale na próżno. Nie
miała pojęcia, gdzie jestem. Usiadłam na ławce i się rozpłakałam. Nie
wiedziałam co innego mogłabym w tamtym momencie zrobić. I wtedy pojawiła się
Maria. Była jeszcze bardziej zdenerwowana ode mnie. Cała czerwona i zdyszana.
Złapała mnie w ramiona i mocno do siebie przytuliła. - spojrzała dziewczynie w
oczy. - Wiesz, nie miała do mnie żadnych pretensji, nie robiła mi żadnych
wyrzutów. Zapytała jedynie, czy wszystko ze mną w porządku. Nie obchodziło jej,
że zignorowałam jej prośbę, żeby się zbytnio nie oddalać. Interesowało ją tylko
to, czy nic złego mi się nie przydarzyło. Ja na jej miejscu chyba wyszłabym z
siebie i stanęła obok. Jednak nie ona. Była cudowna.
- Chciałabym móc chociaż w części
jej dorównać...
-
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo podobna do niej jesteś. -
otoczyła szatynkę ramieniem. - Wiesz, ludzie, których kochamy, nigdy tak
naprawdę od nas nie odchodzą. Oni wciąż przy nas są, obserwują nas, czuwają nad
nami... Wciąż są obecni w naszych sercach, w nas samych. - urwała na chwilę. -
Jestem pewna, że twoja mama patrzy teraz na ciebie i jest z ciebie dumna. Jest
dumna z osoby, na jaką wyrosłaś.
- Dziękuję Angie. Dziękuję, że
jesteś... - schowała głowę z zagłębieniu na jej szyi. Była dla niej prawie jak
matka. Mogła liczyć na nią w każdej sytuacji, powiedzieć o wszystkim, co nie
dawało jej spokoju. A ona? Ona pomagała odnaleźć jej odpowiedź na każde
nurtujące ją pytanie. Angles - jej imię idealnie odzwierciedlało jej osobowość.
Ale przecież dobór imienia to czysty przypadek. Jednak, czy aby na pewno? Bo
jeśli chodzi o blondynkę, ta teoria ani trochę się nie sprawdzała...
Nasze życie ulega ciągłym
zmianom. Wciąż nabieramy nowych doświadczeń, jesteśmy stawiani w nowych,
nieznanych dotąd sytuacjach. Poznajemy nowych ludzi, nowe miejsca... Otoczenie
bezustannie wywiera na nas presję, zmusza do tego, abyśmy stawali się
elastyczni, potrafili się dostosować, niezależnie od sytuacji. Pod wpływem
nacisku, a może też trochę i przyzwyczajenia, ulegamy. Przestajemy się
przywiązywać. Dlaczego? Odpowiedź jest prostsza niż mogłoby nam się wydawać. Strach.
Lęk przed utratą osób, na których nam zależy. Powoli zaczyna nam to wchodzić w
krew, stawać się naszym nawykiem. Z obawy, cały czas, malutkimi kroczkami
zmierzamy w stronę samotności, nawet o tym nie wiedząc. Samotność - pułapka,
którą sami na siebie zastawiamy, bezwiednie wpadając w jej sidła. Sidła, z
których tak trudno się wydostać. Ona się nie ujawnia. Nie, ona czeka. Czeka?
Tylko na co? Na właściwy moment. Kryje się za rogiem i bacznie nas obserwuje,
każdy nasz ruch. I uśmiecha się. Dlaczego się uśmiecha? Bo jest coraz bliżej.
Nawet nie tyle ona, co my... Ale jej kleszcze się zaciskają. Coraz mocniej i
mocniej... Aż w końcu tracimy orientację. Sami nawet nie wiemy kiedy. Zostajemy
sami, zupełnie sami. Uodparniamy się na uczucia, zamykamy na świat, na ludzi...
Znajdujemy się w szponach samotności, w ciasnej metalowej klatce, nawet tego
nie zauważając. Ponieważ to właśnie jest nasza nowa rzeczywistość. Szara,
pozbawiona kolorów, nudna i nieciekawa. Dlaczego? Dlatego, że to właśnie ludzie
sprawiają, że nasz świat staje się piękny, nabiera barw... A jeśli znikają oni,
znikają też one. Zaczynają się rozmazywać, łączyć w jedną, aż w końcu pozostaje
tylko ten dobijający odcień szarości. Rutyna, codzienność, proza - tak wiele
określeń i jedno znaczenie. I kiedy myślimy, że schemat już na zawsze
pozostanie niezmienny, pojawia się iskierka, płomyczek nadziei. Mały,
niepozorny... Zdawać by się mogło - nic nadzwyczajnego. Jednak on się zbliża. Tańcząc
na wietrze, pozostawia kolorową smugę. Tworzy najróżniejsze wzory. Wiruje...
Wiruje w rytm piosenki. Ale skąd ta melodia? Cicha, delikatna, subtelna... Coś
nam przypomina... Tylko co? Idealne
dopełnienie nieidealnego świata. Nasze serce przyspiesza. Jego rytm. Tak,
to on. Jest taki sam jak melodia. A może to melodia rozbrzmiewa w jego takt?
Rytm i melodia, rytm i melodia...
Siedziała tuż obok niego,
opierając głowę na jego ramieniu. Jej ciemne, niesforne loki delikatnie
łaskotały jego policzek. Czasami kiedy wykonywała ruch, nawet najdrobniejszy,
jeden z kosmyków gubił się gdzieś na jego twarzy, ale jemu to wcale nie
przeszkadzało. Było wręcz przeciwnie. Uwielbiał momenty, kiedy była blisko
niego. Kochał dotyk jej skóry, zapach jej perfum... Przywodziły mu na myśl
widoki Hiszpanii, którą miał okazję odwiedzić kilka lat temu. Gorące lato pod
błękitnym niebem rozpościerającym się nad słoneczną Katalonią. Piękne widoki,
cudowne zabytki, bogata kultura, ale przede wszystkim uprzejmość. Zwyczajna
ludzka uprzejmość i serdeczność. Uśmiechnięte twarze przechodniów mijanych na
niezwykle malowniczych uliczkach Barcelony, które dopiero po zapadnięciu zmroku
zaczynają tętnić życiem. Zapalały się uliczne latarnie, miejscowe kawiarnie
zapełniały się ludźmi. Pojawiali się uliczni grajkowie, najczęściej studenci,
których muzyka nadawała temu miejscu magiczny klimat. Magia, zwyczajnie
niezwykła...
A ona? Ona była uosobieniem tego
wszystkiego. Stanowiła dla niego zagadkę, której rozwiązanie stanowiło jego
największy cel. Każdego dnia próbował poznać ją lepiej, każdego dnia dowiadywał
się czegoś nowego. Miała w sobie coś takiego, coś co go do niej przyciągało,
coś czymś zjednywała sobie ludzi, a co najważniejsze - ich serca. Jednak w czym
tkwił jej sekret? W pięknych, brązowych oczach, w których coraz częściej
gościły małe, tańczące ogniki? Czy może w jej uśmiechu, w którym odnajdował
nadzieję na nowe, lepsze jutro? Tak, to też, ale najważniejsza była jej dusza.
Wnętrze, które wciąż stanowiło dla niego nie odkryte jeszcze dotąd lądy,
bezkresny, niezmierzony ocean... Królestwo, do którego pozwalała wejść jedynie
nielicznym. A jemu się to udawało. Powoli, małymi kroczkami otwierał kolejne
zamki, był coraz bliżej odnalezienia klucza.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić...
- głos Antonio przywrócił chłopaka do rzeczywistości - ...podczas waszego
ostatniego występu, swoją obecnością zaszczycili nas moi przyjaciele z Włoch.
Są oni właścicielami jednego z rzymskich teatrów... - zrobił pauzę - byli tak
zachwyceni waszym występem, że zaproponowali naszemu Studio współpracę... -
Natalia jednym sprawnym ruchem podniosła głowę, wprawiając tym samym w zawirowanie burzę swoich ciemnych
loków - ...chcieliby, abyśmy przygotowali przedstawienie i wystawili je na
deskach Cogliere l'attimo. Co wy na
to? - wśród uczniów zapanowało wyraźne ożywienie, mimo stosunkowo późnej pory.
- Sztuka już została przez nas
wybrana. - głos zabrał Pablo - Musi to być coś klasycznego, a zarazem nie
oklepanego, coś co nie zanudzi widza, a jednocześnie przeszło do klasyki
gatunku. - ciągnął dalej - Po wielu naradach, wybraliśmy "Upiora w
operze". - dyrektor uniósł ręce w celu zapobiegnięcia pytaniom - Przesłuchania
zaczną się na początku przyszłego tygodnia. Wszystkich chętnych serdecznie
zapraszamy. Należy zaprezentować jeden z wybranych przez siebie utworów.
Poczuł zaciśnięte dłonie
Hiszpanki na swoim lewym przedramieniu. Spojrzał na jej twarz.
Była cała rozpromieniona. Można
było wyczytać z niej wyraźną ekscytację i zaciekawienie. Lubił patrzeć jak się
uśmiecha. Kiedy ona była szczęśliwa, on też był szczęśliwy. Zmieniła się. - pomyślał. Nie była już
tą samą dziewczyną, co jakiś czas temu. Przestraszoną, niepewną, wciąż
uciekającą wzrokiem... Z każdym dniem
uśmiech coraz częściej gościł na jej twarzy. Posłała mu porozumiewawcze
spojrzenie, po czym odsłoniła szereg swoich śnieżnobiałych zębów. I wtedy to
poczuł. Melodia. Ich serca biły tym samym rytmem. Widział to w jej oczach.
Mówiło mu to jego serce. Ona była jego m e l o d i ą...
Drobna szatynka szybkim krokiem
przemierzała parkowe alejki. Prosta, błękitna sukienka o klasycznym kroju z
wcięciem w talii podkreślała jej cudowną figurę. Natomiast dół zrobiony z
półklosza sięgał nie dalej niż do połowy ud, odsłaniając przy tym jej długie
nogi. Nagle, zupełnie niespodziewanie, zatrzymała się, a jej wzrok powędrował w
kierunku idącej kilkadziesiąt metrów od niej pary. Brunet w ciemnym podkoszulku
i przetartych jeansach oraz śliczna blondynka o dużych, brązowych oczach. Obydwoje
uśmiechnięci i zadowoleni, pochłonięci rozmową, świetnie czuli się w swoim
towarzystwie.
Bukiet świeżo ściętych,
czerwonych róż, które dotychczas trzymała w swojej delikatnej dłoni, w jednym
momencie upadł na ziemię. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Miał być dzisiaj zajęty. - tak jej
powiedział. Łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Nie zastanawiała się
ani sekundy dłużej. Zaczęła biec przed siebie, zupełnie nie wiedząc w jakim
kierunku zmierza. W tym momencie o tym nie myślała. W jej głowie kłębiły się
tysiące innych, wcale nie mniej nieprzyjemnych myśli. Teraz chciała być jak
najdalej stąd. Ten widok za bardzo ją bolał. To zupełnie tak jakby ktoś wbił w
jej serce sztylet. Czuła chłód jego stali. Chłód i samotność - dwa uczucia,
które sprawiały, że ból stawał się coraz silniejszy. A przecież postawiła
wszystko na jedną kartę. Myślała, że może mu zaufać, ze może na nim polegać, a
tymczasem spotkało ją rozczarowanie... Kolejny raz cierpiała. Dlaczego akurat
ona? Dlaczego nie mogła tak po prostu być szczęśliwa? Jak wszyscy inni. A ona?
Ona kolejny raz się zawiodła. Myślała, że jeśli spróbuje zapomnieć, wszystko
się ułoży, że z czasem go pokocha... Jednak nie mogła zapomnieć. Chciała
chociaż poczuć się kochana i bezpieczna. Chciała wierzyć, że tak jest.
Wierzyła. Starała się. Pragnęła go uszczęśliwić. Włożyła w to serce,
zaangażowała się w związek. A teraz? Teraz jej świat po raz kolejny legł w
gruzach.
Nagle na kogoś wpadła. Gdyby nie
jego silne ramiona, które ją podtrzymały, niewątpliwie wylądowałaby na ziemi. Otworzyła
oczy, po czym wtuliła się mocniej w chłopaka. On natomiast zamknął ją w swoim
uścisku. Po raz kolejny poczuła to niesamowite ciepło, które od niego biło.
Przynosiło jej ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Czuła jak jej oddech powoli się
wyrównuje, staje się coraz bardziej miarowy. Serce natomiast znów zaczyna bić
swoim rytmem. Pogłaskał ją delikatnie po włosach, a kiedy szloch ustąpił,
odsunął od siebie na odległość wyciągniętych ramion. Teraz dokładnie widział
każdy szczegół jej idealnej rumianej twarzy.
- Co się stało księżniczko? -
zapytał, a jego głos przepełniony był troską. Otarł pojedyncze łzy, które wciąż
spływały po jej policzkach. Nie mógł patrzeć jak płakała. Bo, gdy ona
cierpiała, on cierpiał razem z nią. Na
tym właśnie polega miłość. - ta myśl sama pojawiła się w jego głowie.
Zupełnie niespodziewanie. I chociaż natychmiast ją od siebie odpędził,
wiedział, że taka właśnie jest prawda. Czegokolwiek by nie zrobił, nie uda mu
się oszukać własnego serca. A ono wiedziało najlepiej... - To dlatego, że
dzisiaj jest rocznica śmierci twojej mamy?
- Nie... Znaczy tak... Znaczy
też, ale... Pamiętałeś? - spojrzała na niego, a w jej oku pojawił się błysk.
- Jak mógłbym zapomnieć? Przecież
wiem jakie to dla ciebie ważne. A jeśli coś jest ważne dla ciebie, jest ważne
też dla mnie. - długo nie musiał czekać na odpowiedź. Dziewczyna rzuciła mu się
na szyję i wyszeptała do ucha cichutkie "Dziękuję".
- Jeśli więc nie masz nic przeciwko, mógłbym z tobą pójść. Oczywiście jeśli
chcesz...
- Tak... - musnęła wargami jego
policzek. I znowu oboje przeszedł ten przyjemny dreszcz. Impuls, który rozszedł
się po całym ich ciele, docierając do każdej, nawet najmniejszej komórki.
- W takim razie chodźmy. Po
drodze wszystko mi opowiesz. - objął ją ramieniem, po czym udali się w stronę
cmentarza.
Kiedy był przy niej, wszystkie
jej wątpliwości i obawy nagle ustępowały. Zmartwienia i smutek odchodziły.
Pozostawało tylko poczucie bezpieczeństwa i miłość. Z nikim innym nie czuła się
tak dobrze jak z nim, nikt inny nie był w stanie dać jej szczęścia. Tak
naprawdę, zawsze był tylko on. Problem w tym, że ona zbyt późno zdała sobie z
tego sprawę...
- Zapytałam go, czy znajdzie
dzisiaj chwilę i, że to dla mnie ważne, ale on powiedział, że jest bardzo
zajęty. - na chwilę zatrzymała się - Zrozumiałam, że może mieć do zrobienia coś
naprawdę istotnego. Każdy ma swoje sprawy i czasami, mimo najszczerszych chęci,
po prostu nie da rady, ale on... - ciągnęła dalej - ...wolał wyjść z Ludmiłą. Może
nie powiedziałam mu o co dokładnie chodzi, ale gdyby naprawdę było tak jak
mówił... Sam rozumiesz. Po prostu boli mnie to, że mnie okłamał. Rozumiesz
Leon, ja nie mogę znieść już więcej kłamstw. Szesnaście lat moje życie
przepełnione było sekretami, kłamstwami... Ja nie mogę już dłużej, nie potrafię.
- oparła głowę o jego klatkę piersiową.
- Wszystko się ułoży. - pocałował
ją w czoło, po czym podniósł jej podbródek i spojrzał w oczy. - Obiecuję ci, że
kiedyś wszystko znów stanie się proste, a ty będziesz mogła po prostu być
szczęśliwa. Nie pozwolę, żebyś cierpiała. Zaufaj mi, dobrze? - pokiwała
twierdząco głową. Wiedziała, że może mu ufać, nie miała co do tego żadnych
wątpliwości. Uśmiechnęła się sama do siebie. Podobno kolorem symbolizującym
nadzieję jest właśnie kolor zielony. Ona była tego pewna. A dlaczego? Ponieważ
właśnie taką barwę miały jego oczy, a to właśnie w nich ją odnajdywała.
- To były jej ulubione kwiaty. -
położyła na grobie matki bukiet czerwonych róż.
- Musiała być niezwykłą osobą...
- otoczył ją ramieniem i mocno do siebie przycisnął.
- I była. - usłyszeli zza pleców
znajomy głos. Mężczyzna podszedł i stanął z drugiej strony Violetty. Wziął ją
za rękę. Oboje bardzo ją kochali, dla obojga była bardzo ważna, oboje bardzo
przeżyli jej śmierć. Gdyby nie to, że mieli siebie nawzajem, już dawno by się
poddali. A jednak. Oni wciąż trwali. Wiedzieli, że muszą być silni. On dla
niej, a ona dla niego. Wyjęła z torebki białą kartkę pokrytą zgrabnym pismem. To dla ciebie, mamo. - pomyślała.
Jest pewne,
że słyszałaś mnie mówiącą,
o tym, co można
zrobić.
O magii
śpiewania,
i byciu tym
kim chcesz.
Już nieważne,
co mogłoby się stać,
tylko to, co
masz do zrobienia.
Kolor,
którego użyjesz do malowania,
to, co
myślisz, maluj.
Słowa zaczęły wypływać z jej ust
niczym rzeka. Rzeka melodii, która płynęła prosto z jej serca. Napisała tą
piosenkę dla niej, z myślą o niej... Tak bardzo ją kochała. Zawsze, gdy
wątpiła, myślała właśnie o swojej mamie. O jej oczach, w których jako dziecko
odnajdowała ukojenie, o jej pięknym uśmiechu, który sprawiał, że wszystko co
złe, znikało. Rozpływało się w powietrzu. Dzięki niej świat stawał się
kolorowy. I chociaż odeszła, wciąż przy niej była. Znajdowała się w jej sercu,
dawała siłę. Była jej aniołem stróżem...
Wiem, że
istnieją elfy i wróżki,
i, że
próbowanie jest lepsze niż nic.
Nie zatrzymuj
się, nie masz niczego,
Wzleć wyżej i
zobacz.
Idę tam,
gdzie wieje wiatr.
Dziś powiem
to, co czuję.
Jestem w moim
lepszym momencie.
Dokąd
chciałabym, idę...
Musiała... Chciała w to wierzyć.
Bo przecież jeśli potrafimy o czymś marzyć, jesteśmy w stanie to osiągnąć. Potrafimy
wzbić się i wzlecieć wysoko. Potrafimy spełnić swoje marzenia. Kochać i marzyć, znaczy żyć... -
pomyślała. Spojrzała w jego oczy. Piękne, zielone, przepełnione troską.
Uśmiechał się do niej. Czuła jak przenika ją wzrokiem. Wtuliła się w niego
mocniej, zupełnie jak gdyby bała się, że zaraz może go stracić, że może
rozpłynąć się w powietrzu. A ona tak bardzo tego nie chciała. Chciała, żeby już
zawsze tu był, był przy niej. Bijące od niego ciepło ogarniało całą jej drobną
sylwetkę. Kiedy był obok, to tak jakby unosiła się nad ziemią. Wiedziała, że
nie potrzebuje już niczego więcej. Miała u swojego boku dwóch najważniejszych w
jej życiu mężczyzn. Uniosła wzrok ku niebu, a w tym momencie zza pojedynczych
chmur, zaczęło wychodzić słońce. Znak.
- przemknęło jej przez myśl...
Moje serce szuka bezustannie gwiazdy nad
powierzchnią morza...
Czy jej serce naprawdę szukało? A
jeśli tak, to czego? Czego? A może raczej kogo? Zaraz! Chwila! Przecież to ona
jest najjaśniejszą gwiazdą, świeci najwspanialszym blaskiem. Blaskiem, którym
przyćmiewa całą resztę. Bo przecież nikt nie może się z nią równać. Tylko
głupcy wciąż twierdzą, że kiedyś uda im się być takimi jak ona. Tak to już
niestety jest. Tylko nielicznym udaje się wspiąć tak wysoko i rozbłysnąć na
niebie...
Jeśli możesz oświetlić mi drogę, możliwe, że
Cię odnajdę...
Ale ona nie chciała nikogo
odnaleźć. Uwielbiała w samotności przemierzać niczym niezmierzoną przestrzeń.
Kochała wirować, tańczyć i latać. Latać jak najwyżej. Bez żadnych ograniczeń. A
może jednak nie? Może miała już dość tej samotnej wędrówki? Może potrzebowała
kogoś do wspólnego tańca?
Każdego ranka myślę o twoim głosie i momencie, w którym dosięgnę Cię wzrokiem...
Czy to w ogóle było możliwe? Czy
istniało coś, co było poza jej zasięgiem? Coś n i e o s i ą g a l n e g o dla
niej? O kim myślała? Kto był obecny w jej życiu? Nikt! Przecież ona nigdy
nikogo nie potrzebowała. Zawsze świetnie sobie sama radziła, bez niczyjej
pomocy. Była przecież S u p e r n o w ą. A one wzbogacają przestrzeń
międzygwiazdową o rozmaite pierwiastki, które nie mogłyby w większych ilościach
powstać w żadnych okolicznościach.
Jeśli to życie jest zakochane w naszej
pasji, pewnego dnia może nas połączyć...
Życie miało ją z kimś połączyć, a
ona nawet nie wiedziała kim może być ta osoba? Tak nieoczekiwanie, bez żadnej
zapowiedzi? Nie, przecież w życiu nic nie dzieje się przez przypadek... A
przynajmniej nie w jej życiu. Ona zawsze brała sprawy w swoje ręce. Nigdy nie
czekała. A może warto zaczekać?
Zaczekać? Ale na co? To bez sensu. Nie można stać z założonymi rękoma. Jeśli
chce się coś osiągnąć, należy działać. Nie można rozważać tego, co mogłoby się
wydarzyć, to nie istotne. Trzeba myśleć o tym co jest tu i teraz. Nie należy
czekać na przeznaczenie. Przeznaczenie... Przeznaczenie? Przecież nigdy nie
wierzyła w takie rzeczy. A co jeśli ono
naprawdę istnieje?
Czym tak naprawdę są wspomnienia?
Przecież każdy z nas je ma. Jedne wywołują w naszych sercach smutek,
rozczarowanie i rozpacz, drugie natomiast przywodzą nam na myśl szczęście i
radość. Każde z nich jest inne, a zarazem wyjątkowe. Każde upamiętnia jakąś
chwilę, ukazuje jakiś moment... Coś, co miało miejsce w przeszłości, coś, co
może już nigdy nie powrócić. Ukazują ludzi, miejsca, sytuacje. No właśnie, są
przeszłością, czymś co na zawsze z nami pozostanie. Bo przecież nie można przed
nią uciec. Można jedynie na chwilę ją od siebie odsunąć, ale nie można od niej
uciec. Ale kiedyś przyjdzie jednak moment, w którym będziemy musieli się z nią zmierzyć.
Dlatego też w każdej chwili należy być gotowym na tę konfrontację...
Czy ona należała do przeszłości?
Nie, zdecydowanie nie. I choćby nie wiem jak bardzo próbował, nie umiał o niej
zapomnieć. Siedziała gdzieś głęboko w jego głowie, w jego sercu... Nie potrafił
jej stamtąd wyrzucić. Była dla niego zbyt ważna. Kiedy pojawiła się w jego
życiu, sprawiła, że wykonało ono obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Dzięki niej
stał się inną osobą, odnalazł prawdziwego siebie. Na powrót wniosła w nie
światło i miłość. Była zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny. Miała w sobie
coś wyjątkowego, za sprawą czego chciał ją chronić. Bronić przed całym złem
tego świata. Była przecież taka krucha i delikatna. Dostrzegała w ludziach to,
czego nie dostrzegał nikt inny. Przenikała ludzkie serca i wydobywała z nich
to, co najlepsze. Tak było również w jego przypadku. Dzięki niej, stał się
lepszym człowiekiem. Wskazała mu drogę. Kochał ją. Tak cholernie ją kochał. Bez
względu na wszystko. Pomimo tego, że kazała mu czekać, pomimo jej
niezdecydowania. Nie potrafił pokochać nikogo innego. Tylko ona była w stanie
zagwarantować mu szczęście.
Szedł właśnie jedną z portowych
uliczek, gdy pośród zmroku rozpoznał jego sylwetkę. Mimo, że był ciemno, a
droga oświetlona byłą jedynie bladym światłem latarni, wiedział, że to on. Nie
mógł go przecież z nikim pomylić. Widywał go aż nazbyt często.
- Hernandez! - zatrzymał się i
krzyknął w stronę chłopaka, którego właśnie minął. Zdezorientowany Hiszpan
spojrzał na niego, po czym zmrużył lekko oczy.
- Kogóż to ja widzę? Leon Verdas
we własnej osobie? Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? - podszedł bliżej
szatyna, a w jego głosie bez problemu można by usłyszeć wyraźną ironię.
- Daruj sobie, dobrze? - brunet
nic nie odpowiedział, tylko skrzyżował ręce na piersi. - Ty i Ludmiła, knujecie
coś. Violetta was widziała. - postanowił
przejść od razu do sedna.
- Wiesz Verdas... - na jego
twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. - ...może po prostu przyznaj, ze jesteś
zazdrosny. O to, że wybrała mnie, a nie ciebie. Nie możesz się z tym pogodzić.
Ale powiem ci jedno, odczep się wreszcie od nas... Jeśli ją naprawdę kochasz,
pozwól jej być szczęśliwą. - Leon przewrócił tylko oczami i odwrócił się w
przeciwną stronę. - Jesteś żałosny... - Diego nie zdążył dokończyć, gdyż poczuł
na swoim policzku pięść chłopaka. Uderzenie było tak mocne, że aż zachwiał się
lekko na nogach, po czym złapał się za bolącą część twarzy.
- Teraz to ty mnie posłuchaj... -
warknął - ...jeśli jeszcze raz zobaczę, że przez ciebie płacze, nie skończy się
na jednym siniaku. Zrozumiałeś? Nie pozwolę na to, żeby cierpiała. A już na
pewno nie przez takiego zasranego gnojka jak ty. Jesteś zwyczajnym palantem z
nad wyraz przerośniętym ego. Nikim więcej. Violetta jest po prostu zbyt dobra,
ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo. Dowiem się o co w tym wszystkim chodzi,
przyrzekam ci to... - nie czekał na ruch przeciwnika. Odszedł. Najzwyczajniej
na świecie odszedł, zostawiając go tam, zupełnie zdezorientowanego. Zaraz po
chwili już go nie było. Zniknął wśród strug ziarnistego deszczu...
Oto i trzynasteczka ;) Miejmy jednak nadzieję, że nie aż tak bardzo pechowa. Znowu, po raz kolejny mam kolosalne opóźnienie. Przepraszam, naprawdę tak bardzo Was przepraszam. Wiem, że zawiodłam. Jest mi naprawdę wstyd. Nie wiem, co powiedzieć. Nie mam nic na swoje wytłumaczenie. Po prostu brak weny wciąż daje mi się we znaki... Chciałabym to zmienić, ale nie potrafię. Obiecuję, że spróbuję jakoś to zmienić. Nie wiem jak to zrobię, ale spróbuję...
Wasza Diana <3
P.S.1. Aga, Violciu, Kochanie, Ty od dawna wiedziałaś... Wiem jak bardzo chciałaś to już przeczytać, ale cały czas cierpliwie czekałaś. Pomysł na ostatnią scenę tego rozdziału siedział w mojej głowie już od tak długiego czasu, a właściwie od początku. Od niego wszystko się zaczęło. W gruncie rzeczy to dzięki niemu zaczęłam to opowiadanie, dlatego powstał mój blog. Po obejrzeniu czułam pewien niedosyt, dlatego właśnie musiałam to napisać. Wiem, że wyszło marnie, ale najważniejsze, że jest. Specjalnie dla Ciebie, jesteś moją inspiracją ;* Wybacz, że tak zawaliłam :( Musisz jednak wiedzieć jak bardzo mocno Cię kocham <3
P.S.2. Dziękuję również wszystkim, którzy wciąż przy mnie są, którzy zawsze mnie wspierają. A szczególnie Marcie, która jest moim Aniołem <3 Dziękuję Wam za każdą odsłonę, każdy komentarz, każde miłe słowo. Nawet nie wiecie ile one dla mnie znaczą. Dziękuję, kocham Was ;*
Twoja Violcia, zajmuje sobie Tutaj miejsce i powróci z mądrym komentarzem z samego rana.
OdpowiedzUsuńKocham Cię, wiesz?
Witam Cię, moje Kochanie po raz kolejny :*
UsuńWiesz, że Cię Kocham, prawda? I to się na pewno nie zmieni. Przecież jesteś moim Leonem, moim prywatnym osobistym Leonem, który jest Tylko mój i nikomu go nie oddam. Uwielbiam Cię i uwielbiać będę. Ale jedna rzecz mi się w Tobie nie podoba. A wiesz, jaka? To, że brakuje Ci wiary w siebie, że nie potrafisz dostrzec swojego talentu, który posiadasz. A jak dla mnie posiadasz WIELKI TALENT. Ja się zakochuje, w każdej Twojej literce, w każdym Twoim słowie, w każdym, nawet tym najmniejszym przekazie. Masz w sobie coś, tak samo jak Twoje opowiadanie, że przyciągacie jak magnez. Jest w Was coś niezwykłego, a zarazem Tajemniczego. Nie wyjawiasz nam wszystkiego od razu. Robisz to jak dla mnie w genialny i niesamowity sposób. Gdy się czyta, to co stworzyłaś, człowiek nie ma innego wyjścia, jak usiąść, przystanąć i zastanowić się, co nam chciałaś przekazać. Robisz to za każdym razem, kiedy pojawia się rozdział. Nie ważne o czym jest. Każdy ma w sobie nutkę filozofii. Każdy czegoś uczy i sprawia, że pojawiają się w nas nieznane dotąd uczucia. Mało kto potrafi wzbudzić we mnie coś takiego. A Ty to robisz. Robisz to od pierwszego rozdziału, od chwili, kiedy zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i mimo upływu czasu, nie zmieniło się to i się nie zmieni. Wręcz przeciwnie. Wiesz, co? Może i znam, co nie co przebieg, ale Ty mimo wszystko mnie zaskakujesz. Naprawdę. Możesz mi odpowiedzieć, że mówię Ci tak, bo Cię kocham. Tak, to prawda. Kocham Cię, ale mówię tak, bo jestem szczera i zawsze piszę, czy tam mówię, to co myślę. Nie owijam w bawełnę. A Tobie zawsze mówię prawdę. Nie koloryzuje, nie ubarwiam. Zawsze jestem szczera. Zapamiętaj to sobie i nigdy nie wątp, w moją szczerość.
Tak, po tym oto krótkim i jakże dziwnym wstępie, nadeszła pora, abym skomentowała rozdział, który jak dla mnie, jest jedynym z najlepszych, który do tej pory pojawił się tutaj. Pozwolisz, że nie będę szła chronologicznie? Oczywiście, że pozwolisz.
Lu – jak od jakiegoś czasu, czuję, że ona jest samotna, że potrzebuje kogoś bliskiego, ktoś kto sprawi, że nie będzie czuła się samotna, że nie będzie sama, że będzie miała oparcie. Fakt, lśni jak gwiazda, jak najjaśniejsza gwiazda i większość osób przy niej, traci swój blask. Ba, nie ma prawa się z nią równać. Bo ona jest tą najjaśniejszą gwiazdą. Ale tak naprawdę, ona do końca, mimo wszystko, nie jest szczęśliwa. Czegoś brakuje jej w jej życiu. A może raczej kogoś? Lu, naprawdę kogoś potrzebuje. Ona sama jeszcze do końca się do tego nie przyznała, ale czuje, że tak jest, że właśnie nie chce byś sama, że potrzebuje, aby mieć kogoś u swego boku. Nie chce już być tą samotną gwiazdą. Chce tańczyć, chce wirować z kimś. Chce przemierzać przestań z inną gwiazdą, która uczyni ją szczęśliwa i nie będzie czuła się już samotna. Na pewno życie ją z kimś połączy to pewne. Los nie pozwoli na to, aby była nieszczęśliwa i samotna. Jestem pewna, że za jakiś czas, na jej ścieżce życia, ktoś się pojawi. Tylko jeszcze nie wiemy, kto to będzie. Życie potrafi zaskakiwać i coś mi się wydaje, że za jakiś czas, życie ją też zaskoczy. Uszczęśliwi ją ktoś, po kim się tego nie spodziewała i nie przewidywała, że tą osobą może być właśnie on. Życie potrafi naprawdę zaskakiwać i wydaje mi się, że ją zaskoczy po raz kolejny. Musi tylko cierpliwie poczekać, a zostanie jej to wszystko wynagrodzone. Jestem tego pewna. Ona za jakiś czas spotka swoje przeznaczenie. Prawdziwe przeznaczenie.
Fede. Jedna z moich najbardziej lubianych postaci u Ciebie. Uwielbiam sposób w jakim go przedstwiasz, ale jeszcze bardziej uwielbiam, gdy koło niego jest Naty. Wtedy odnoszę wrażenie, że są o wiele bardziej szczęśliwsi, że pojawiają się w nich nowe jakieś siły, że mają na siebie, jakiś cudowny wpływ. Nawzajem, kolorowymi kredkami, kolorują sobie życie.
. Oboje się zmienili, ale to zasługa ich towarzystwa. Poznają się coraz bardziej, coraz bardziej są sobie bliżsi, to już nie jest zwykłe koleżeństwo, jak dla mnie to jest o wiele więcej. Federico, jest coraz bliższy odgadnięcia zagadki jaką jest Naty. Odgrywa go, coraz bardziej. Już nie jest dla niego taką zagadką, jaką była wcześniej. Zresztą, on jest coraz bliższy odgadnięcia swojego rebusu [ Tak, wiem, Aga plecie wielkie głupoty teraz]. Jeszcze chwilkę i zagadka zostanie rozwiązana. To niesamowite jak Naty bardzo się zmieniła, jak teraz promienieje, a z dnia na dzień, jej uśmiech, jest coraz bardziej promienny, Stała się też pewniejsza siebie, a to zasługa jednego człowieka. Jednej osoby – Federico. Tak, Naty bez wątpienia jest jego melodią. Jest też jego tęczą. Jego kwiatem i mogłabym tak jeszcze wymieniać, ale sobie to odpuszczę tym razem. Są dla siebie nawzajem melodią, najpiękniejszą melodią.
UsuńI na koniec, a raczej sam koniec.
Violetta – jej naprawdę nie jest łatwo. Z pozoru silna dziewczyna, tak naprawdę jest kruchą istotką, która znowu pogubiła się w życiu,a przede wszystkim czuje się samotna. Zwłaszcza w ten dzień. W rocznicę śmierci swojej mamy. Wtedy wspomnienia do nas wracają ze zdwojoną siłą. Wszystko przybiera na sile, a ona przez to poczuła się jeszcze o wiele bardziej samotna. Gdyby miała mamę u swego boku, wszystko wydawałoby się prostsze i nie cierpiała by tak bardzo, nie czułaby się samotna, a jednak, jest zupełnie inaczej. Niby ma tatę, przyjaciół, Angie, ale tak naprawdę jest samotna, nie czuje się szczęśliwa. Paradoks? Nie. W jej życiu. Nie ma teraz dwóch najważniejszych osób. Ukochanej mamy i tego, który w swoich oczach ma nadzieję i miłość. Ten, który czytał z jej oczu, jak z otwartej księgi. Ten, który był dla niej ukojeniem i bezpieczną przystanią. Ten, który dawał jej s z c z ę ś c i e. Po prostu szczęście, ale to dzięki niemu Nie czuła się samotna i nieszczęśliwa. Był przy niej wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowała nigdy jej nie opuścił. Jest przy niej nawet teraz, kiedy ich serca, z pozoru są tak naprawdę oddalone od siebie. I tutaj pojawia się kolejny paradoks. Ich serca, wcale nie są daleko. One są bardzo blisko siebie. Bardzo blisko. I oni chyba nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Ale kiedy tylko są blisko siebie, kiedy tylko o sobie pomyślą, ich serca, łączą się w jedność, jedność, która daje im szczęście i ukojenie. To jest niesamowite, jak Leon dobrze znam Violettę i zawsze wie, dlaczego płacze, czy jest szczęśliwa. Pamiętał o rocznicy śmierci jej mamy, a Diego pewnie, nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki dzisiaj jest dzień i wybrał Lu. Ale myślę, że dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu, Violetta w ten dzień miała u swego boku najważniejszą osobę. Był przy niej Leon, a jego oczach ujrzała radość, szczęście, miłość bezpieczeństwo, a przede wszystkim nadzieję na lepsze jutro, to czego tak najbardziej potrzebowała. Ufała mu i wierzy w to, że wszystko dobrze się ułoży, bo przecież Leon, nigdy jej nie okłamał, był zawsze i zawsze będzie. Teraz chyba pozostaje tej dwójce tylko jedno. Mimo wszystko zawalczyć o siebie, zawalczyć o swoją miłość. Bo tylko w swoich ramionach będą szczęśliwi. Tylko oni mogą sobie dać szczęście, nikt inny im tego szczęścia nie da. Jestem tego pewna. O szczęście trzeba walczyć. O miłość trzeba walczyć. Niech oni się nie poddają i walczą o siebie.
I już na sam koniec. Leon i jego niezwykła postawa. Uwielbiam go u Ciebie wiesz [ A to znaczy, że też uwielbiam Ciebie] Jest jednym z nielicznych blogowych Leonów, którego wprost kocham, uwielbiam. Jestem oczarowana jego postawą, tym jak się zachowuje jaki jest. Rzekłabym, że jest wręcz idealny. Ma w sobie coś takiego, co przyciąga. Ale chyba najważniejszym aspektem jest to, że jest prawdziwy. Cholernie prawdziwy. Od zawsze wiedziałam, że Leon dla Violetty w stanie jest zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Ma też niesamowite wyczucie czasu. Pojawia się przy niej, zawsze wtedy, kiedy go potrzebuje. Był tą osobą, która była przy niej, w tym najtrudniejszym, a zarazem najważniejszym dniu. To przy nim znalazła ukojenie i poczuła bezpieczeństwo. To on ją zamknął w swoich silnych ramionach. Nie Diego. A on Leon. On nawet w sumie nie musiał pytać się dlaczego płacze. Dlaczego jest smutna. Doskonale to wiedział. Bo ją zna. Zna ją jak nikt inny. I tak to prawda. Nie zapomni o niej nigdy. Zawsze będzie w jego sercu i umyśle. Kocha ją i to się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie dla niego tą najważniejszą. Zawsze.
UsuńAle okej. Nie o tym miała być tutaj mowa. Chodzi tutaj o to co zrobił Leon. A raczej o jego postawę. Myślę, że swoim zachowaniem pokazał Diego, że nie pozwoli mu skrzywdzić Violetty nawet jeśli nie są razem. Będzie ją chronił i nie pozwoli, aby stała jej się krzywda. Bo jest dla niego najważniejsza. Cieszę się, że Diego oberwał od Leona. W tym momencie idealnie wyszło, kto jest silniejszy, a przede wszystkim kto kocha Violettę. A także, kto tutaj jest prawdziwym facetem. Już nawet nie chodzi o to, że Diego oberwał w ząbki od Leona. O wiele większe wrażenie na mnie zrobiły słowa, jakich użył Leon. W tym fragmencie wszystko było idealne. Wszystko. Pogoda, oni, słowa. Ta scena wyszła Ci F E N O M E N A L N I E. Naprawdę. Zakochałam się w tym fragmencie. Boję się tylko o reakcję Violetty. Nie chce, aby Diego był dla niej kozłem ofiarnym, a Leon kimś zły. Mam nadzieję, że Violetta pomyśli trzeźwo, że nie będzie złą na Leona, że Diego nią nie zmanipuluje. Nie chce tego. Bo jeśli tak się stanie, to Leonowi może pęknąć serce… Po raz kolejny.
Kochana, tak o oto mój beznadziejny monolog dobiegł końca. Wiem, że tutaj nic nie ma sensu i nic nie trzyma się kupy i pewnie zasnęłaś. Tak. Jestem beznadziejna. Wiem.
Zapomniałam o czymś ważnym. Kochanie Moje. Dziękuję Ci za dedykację. Sprawiłaś mi tym OGROMNĄ radość. Naprawdę. Wzruszyłam się. I pamiętaj, nie zawiodłaś mnie. Jak Ci wyżej wspomniałam. Rozdział zrobił na mnie N I E S A M O W I T E wrażenie. I nie masz nas za co przepraszać, bo [ znowu się powtarzam] Wszystko wyszło Ci genialnie. Jeszcze raz kochanie, Dziękuję Ci za dedykację. Nie zasłużyłam, ale dziękuję.
To chyba tyle.
Kocham Cię. Twój Mosiek. Twoja Violka. Twoja Aga i co tam jeszcze chcesz <3
Matko, DOCZEKAŁAM SIĘ XD
OdpowiedzUsuńZaklepię sobie miejscówkę, dobrze?
Wrócę wkrótce <3
Diano,
Usuńw końcu przybywam do Ciebie. Już przedtem, gdy tu weszłam (już było dzisiaj) i zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział... Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego ucieszyłam. Ucieszyłam się jak głupia i szczerzę się ze szczęścia do tej pory. No bo jak tu się nie radować? Takie cudo <3
Jestem tak nieopisanie szczęśliwa, nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo. Jesteś moim wzorem, naprawdę. Chciałabym kiedyś osiągnąć tak wysoki poziom w pisaniu jak Ty. To pewnie niemożliwe, ale chcieć sobie chyba mogę, prawda? XD Ale uwierz, że naprawdę podziwiam Cię za to, co robisz. Za to, o czym piszesz. Piękne, naturalne uczucia. Nic dodać nic ująć. Tak wspaniale wszystko opisujesz. Twoje opisy są czymś doprawdy niezwykłym. Tak cudownie ubierasz wszystko w słowa. Tak niesamowicie operujesz tym językiem. Całość jest bardzo lekka, i bardzo przyjemnie się to czyta, a zarazem dopracowana. Każdy wers, każde słowo, każda literka jest tam, gdzie być powinna. Wszystko się idealnie komponuje tworząc perfekcyjną całość - takie o to cudeńko, no geniusz w czystej postaci.
Tobie się to nie podobało, serio? Trudno mi w to uwierzyć. Ktoś, kto jest obdarzony tak nadzwyczajnym talentem jak Ty nie ma prawa wątpić w swoje możliwości. No bo sama pomyśl... jeśli Twoje rozdziały byłyby słabe (co jest w ogóle śmieszne i niemożliwe) to czyje byłyby dobre? Nie wątpię, że jest wiele równie utalentowanych osób jak Ty, znam nawet kilka. Ale czy ktoś jest zdolniejszy? Chyba nie. Naprawdę, kochana Ty czarujesz słowami. Dobierasz je w tak cudowny sposób, że ktoś, kto miałby to nie docenić musiałby chyba być bez serca. Bo to, co napisałaś trafia do serc. Przemawia do nas. Zachwyca nas. Każe nam się zatrzymać i pomyśleć.
Powiem Ci pewną rzecz, o której nie wiedziałaś. Twoje rozdziały czytam naprawdę bardzo długo - i nie chodzi tutaj o to, że nie umiem czytać szybko, nie. Wielu rzeczy nie potrafię. Wiele nie idzie mi nawet w stopniu poprawnym, ale akurat czytać szybko, potrafię. - Więc dlaczego tak jest? Co sprawia, że taksię dzieje? Ano to, że delektuję się każdym słowem, wersem, fragmentem. ZZatrzymuję się bardzo często. I sprawia mi to wiele frajdy, bo nawet ja, lubię sobie czasem pomyśleć xD Naprawdę, podziwiam Cię.
To, co robisz jest czymś niezwykłym i na pewno godnym uwagi. Kocham to, o czym piszesz. I kocham to, jak piszesz. Powiem tak. Wybacz za ewentualne błędy, powtórzenia, brak sensu w którymś ze zdań czy coś takiego... Po prostu po tym, co przeczytałam jestem dość niestabilna emocjonalnie. I chodzi mi tu raczej o wzruszenie i te rzeczy. Więc jeśli zacznę gadać coś sentymentalnego od rzeczy... to nie wiem... może nie czytaj tego.
Kochana, ja nie mam słów by wyrazić swój zachwyt. Twoją osobą. Twoim talentem. Twoim opowiadanie. Tym rozdziałem. Każdym fragmentem, wersem, słowem, literką... Nie znajduję odpowiednich słów by pokazać Ci jak bardzo Cię podziwiam. Jak cholernie chciałabym pisać tak, jak Ty. To będzie mój cel od dziś. Jest bardzo ambitny, być może nieosiągalny... Ale próbować chyba mogę. Wciąż uczę się pisać, nie osiągnęłam jeszcze żadnego poziomu, ale powoli, powolutku się rozwijam. A Ty jesteś moim mistrzem, wzorem, nauczycielem. Tak wiele mi dajesz, tak wiele mnie uczysz... Nigdy nie będę w stanie choć w połowie odpłacić Ci za to, co dla nas robisz, co robisz dla mnie. Jestem taka głupia... Ale trudno zaczęłam, to skończę...
Ubogacasz nas. I wiesz co? Ja się czuję nie tylko szczęśliwa, zachwycona, po przeczytaniu tego cudeńka, czy wzruszona. Ale właśnie ubogacona. Lepsza. Ucz mnie dalej, kochana. <3
Czuję się też zaskoczona. Pozytywnie - jak zawsze zresztą - oczywiście.
Zaczęłaś, tradycyjnie, od wpisu Violetty do jej pamiętnika. Matko, jak ja kocham te wpisy. Są takie cudowne, uczuciowe... Prawdziwe. Coś niezwykłego. W międzyczasie wspaniałe opisy, ale o tym już mówiłam.
Następnie jest sobie Federico i Naty. Kocham tę parę, chociaż Naxi chyba i tak zajmuje większą część mojego serducha. Ale nie o tym. Wróćmy do tej uroczej parki. Oni są tacy... ehh... uroczy noo <3 Nie znajduję lepszego słowa. Każda ich scena, nawet najprostsza, w Twoim wykonaniu, zawsze mnie urzeka. Tak było i tym razem. Jeju, ich się nie da nie kochać. Takie słodkie istotki to są. Tak idealnie u Ciebie do siebie pasują. I choć ogólnie jestem bardziej za Naxi, nie wyobrażam sobie ich tutaj. Nie wyobrażam sobie żeby miało mi tu zabraknąć scen Naty i Fedusia. Nie ma mowy. Oni MUSZĄ być. Nie ma innej opcji. W ogóle, to będą przedstawiać "Upiora w operze". Znów mnie zaciekawiłaś. Jestem niesamowicie ciekawa WSZYSTKIEGO co się będzie z tym wiązało. Jak rozwiniesz ten wątek, ale wiem jedno - na pewno zrobisz to w genialny sposób, a ja znów będę się zachwycać. Ej, ja już się zachwycam XD Co Ty ze mną robisz? xD
UsuńFragment Leonetty... Ludzie, nie mam słów, naprawdę. Geniusz. Cudo. Wspaniałość. Ja cię noo... Ty wiesz, że ich kocham. Tak bardzo, bardzo, najbardziej <3 I przeczytać o nich u Ciebie... melodia dla moich uszu. Miód na moje serce. Uśmiech pojawia się sam i nie znika do tej pory. A jeszcze Ty też ich kochasz i to widać. Sposób w jaki o nich piszesz... MAGIA <3
Włożyłaś mnóstwo serducha w ich fragment, w cały rozdział. Uwierz, było warto. Efekt jest fenomenalny. Normalnie owacje na stojąco, ukłony i te rzeczy. No, kocham Cię noo <3
Fragmen Ludmiły też był bardzo... trafny? Tak, to chyba dobre słowo. Bardzo prawdziwy. Niezwykłą rzeczą jest to, że tak doskonale się wczuwasz w historię każdego bohatera. I potem czytelnik także to robi. Ja zawsze czuję się, choć na chwilę, częścią tego świata, gdy to czytam. Częścią tej opowieści. Częścią Twojego własnego świata, który tak wspaniale wykreowałaś nawet w najmniejszym drobiazgu, szczególe i robi to wrażenie. Ogromne. I budzi podziw oczywiście.
I na koniec bezbłędny Leon. Zrobił u Ciebie to, co powinien był zrobić także w serialu. Takiego go kocham. Zdecydowanego. Walecznego. Wytrwałego. Wciąż walczy o jej serce, może nawet nieświadomie, ale robi to. Chroni, wspiera, rozumie jak nikt inny. Pociesza. Jest dla niej oparciem. I darzy ją wspaniałym, prawdziwym, bezgranicznym i bezinteresownym uczuciem. Tak pięknym uczuciem. Które od początku było odwzajemnione, choć Viola nie zdawała sobie z tego sprawy. Ale tak było. Jest i będzie. I kropka.
W tym rozdziale pokazałaś nam jego dwa oblicza. Dwa różne oblicza, ale jedno w żadnym wypadku nie wyklucza drugiego. Obie twarze są jaknajbardziej prawdziwe.
Troskliwy, czuły, kochający, opiekuńczy dla miłości, prawdziwej i jedynej, jego życia - Violetty. I to, które mnie zaintrygowało. Widać, że zrobi dla niej wszystko, wszystko by ją ochronić. Zrobił to, co uważał za słuszne. Liczę na więcej takich scen! XD Ale naprawdę był bezbłędny. Nie pozwoli by Ona cierpiała, by płakała. Nie pozwoli by ktoś Ją skrzywdził. I W KOŃCU dał w zęby Diego. (Nawiasem mówiąc naprawdę lubię tę postać, ale ucieszyło mnie, że dostał XD Cóż zrobić, jestem pełna sprzeczności) Naprawdę mogłabym o tej parze mówić godzinami, uwierz. A szczególnie u Ciebie, bo są tak cudowni. Kocham ich noo <3
(Ostrzegałam, że będzie bez sensu, ostrzegałam, tak? Więc nie bij <3 O ile w ogóle to jeszcze czytasz XD)
Matko... nie wiem, co ja mogłabym tu jeszcze napisać. Nic, żadne słowa nie oddadzą mojego zachwytu, podziwu i tych wysztkich emocji, które zagościły w moim sercu, samych pozytywnych, oczywiście. Żadne słowa nie oddadzą Twego geniuszu, Twego ogromnego talentu. To tylko słowa, one niewiele mogą. Ale to, że się wręcz wzruszyłam i uśmiecham się wciąż i nie mogę przestać powinno Ci wystarczyć.
Mój komentarz, jest jednym z wielu. Jest tylko zbitką bezsensownych słów. Jest niczym. Jest niczym przy tym cudeńku. Ale się starałam. I było warto, bo ten owoc Twej pracy zasługuje na komentarz, Ty na niego niewątpliwie zasługujesz.
I jeśli to cuś, co miało być komentarzem zostanie przez Ciebie przeczytane iwywoła choć cień uśmiechu na Twej twarzyczce będę jeszcze szczęśliwsza.
UsuńŻyczę Ci mnóstwo weny i mam cichą nadzieję, że już niebawem znów do nas przybędziesz z czternastką. A i trzynastka u Ciebie wcale nie była pechowa ;))
Już uciekam i nie marnuję więcej Twego cennego czasu. Wybacz, jeśli zawiodłam Cię tym kkomentarzem, co pewnie się stało, ale nie umiem wciąż zebrać myśli... Przepraszam. I mogę mieć do Ciebie prośbę? Nigdy w siebie nie wątp, proszę.
Dziękuję za ten cudowny rozdział, za całe opowiadanie, za tego bloga. Za to, że po prostu jesteś.
Twoja Dulce
Zajmuję <33
OdpowiedzUsuńI jestem oto i ja mój kwiatuszku! <3 Sprawę utrudnił fakt, że jeden komentarz jakoś usunęłam ;(
UsuńAle nie o tym!
Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego jak ważna jest dla nas rodzina, jak bardzo potrzebujemy ich wsparcia i zaufania. Traktujemy ich obojętni, niech są skoro muszą, nie?
Gdy odchodzą uświadamiamy sobie jak bardzo są dla nas ważni, jak potrzebne jest nam ich światło i kolory, barwy serca.
Violetta nie mogła nic zrobić, by zatrzymać mame. Los zadecydował sam, bez jej zdania, nie słuchając jej woli. Pozostało jej tylko pogodzić się z tym faktem. Nie jest to dla niej łatwe i nigdy nie będzie, bo przyzwyczaić się do nieustannej pustki w sercu nie jesteśmy w stanie. Nasz rozum nie umie zagoić tego typu ran. Również się tego nie nauczy.
Angie jest wspaniałym człowiekiem. Zawsze jest przy Violettcie i tylko ona była by w stanie zastąpić jej matkę. Jest tym Aniołem Stróżem, który zawsze potrafi trwać. Jest tym kogo brakuję w naszym świecie. Takim światełkiem co próbuję naprawić naszą chorą rzeczywistość.
Leon pokochał naprawdę tylko raz. Tą miłością obdarzył Violettę. Tylko ją umiał pokochać aż tak mocno, tak prawdziwie. Mimo częstych kłótni, nie właściwie wypowiedzianych słów i wykonanych gestów, ta dwójka nadal myśli tylko o sobie. Są jak dwie gwiazdy. Jedna oświetla drugą, a tym samym ją przez to chroni. To jest niesamowite, a człowiek nigdy tego do końca nie pojmie, gdyż nie jest przyzwyczajony do takich magicznych uczuć.
Połączenie Naty z Federico jest niewybałe, orginalne i strasznie ciekawe. Ta dwójka to całkowite przeciwieństwo siebie. Podobno przeciwieństwa się przeciagają.
To jak piszesz porusza mnie do głębi. Tyle w tym pasji, serca, uczuć. Gdy spojrzymy na niebo zobaczymy Ciebie, bo to ty nas oświetlasz. A robisz to w niebywały sposób. Mam nadzieję, że będziesz robić tak już na zawsze.
Ściskam mocno, straszniutko <3333
Kochana Diano!
OdpowiedzUsuńNa wstępie bardzo, ale to bardzo chciałabym Cię przeprosić. Zniknęłam z tego magicznego świata, z całej blogosfery. Zaniedbałam wiele blogów, więc dzisiaj chciałabym to nadrobić. Twoja perełka jest u mnie na pierwszym miejscu, toteż od niej rozpocznę. Nie mogłabym inaczej.
Uwielbiam, kiedy zaczynasz wpisem Violetty do pamiętnika. Uwielbiam czytać to, co tam pisze. Nie są to trzy krótkie zdania. To długa opowieść o tym, jak księżniczka straciła swojego księcia, jak bardzo tęskni za ludźmi, których kocha. To coś, co stało się nieodłączną częścią Twojej historii i nie wyobrażam sobie, że pewnego dnia tego zabraknie. Nie lubię zbytnio serialowej Violetty, wykreowanej na idealną dziewczynę. Ona tutaj, u Ciebie jest wspaniała. Właśnie ta mi się podoba.
Strata najbliższych osób jest ciosem prosto w serce. Ten ból nie znika po jakimś czasie, a rany nie zostają zagojone. Wciąż się pamięta. Wciąż się tęskni. Nigdy się nie zapomina. Trzynaście lat bez swojej mamy u boku to naprawdę długo. Nie umiałabym poradzić sobie do końca życia bez niej. Violetta jednak musi, jak dotychczas jej się udaje, ale to nie znaczy, że jej nie brakuje. Ona zawsze jest naszą przyjaciółką, z mamą można porozmawiać na każdy nurtujący nas temat, ale co zrobić, gdy jej zabraknie?
Angie od zawsze mogła zastąpić nastolatce mamę. Nie dość, że była siostrą Marii, to doskonale zna swoją siostrzenicę. Wie, co ją trapi i stara się pomagać w najtrudniejszych momentach jej życia. Jest zawsze przy niej. Angeles to prawdziwy anioł...
Ludzie są jak tęcza. Gdy znikają, jej kolory tracą swoją barwę. Stają się wyblakłe, szare i nijakie.
Połączenie Naty i Federico jest czymś nowym, jest przygodą, jak i również zagadką. Nikt nie wie, co wyjdzie z mieszanki hiszpańskiej piękności i włoskiego amanta. Choć moje serce jest już zajęte przez Naxi, naszą uroczą serialową parę, dla Narico, Fednaty (czy jak ta wspaniała para się zwie) znalazło się trochę miejsca. I zawsze będzie.
To ten moment, w którym bawię się w zgadywankę. I kocham to. I już wiem, że to Violetta. Z Leónem wiele ją łączy i pomimo kłótni, rozstań, oni zawsze będą dla siebie bardzo bliscy. To się nigdy nie zmieni. Chłopak potrafi wysłuchać, jest wtedy, kiedy szatynka go potrzebuje. Ideał. I nieważne, co się stanie, oni nie wymażą swoich imion ze swoich serc.
German i León są najważniejszymi mężczyznami w życiu dziewczyny. Zawsze będą się nią opiekować i nie opuszczą jej w tych momentach, gdy najbardziej ich potrzebuje.
Wątek Ludmiły tak bardzo idealny. Tak idealnie opisane to wszystko, czego nie widać na zewnątrz. Czego nie zobaczy się spoglądając na blondynkę. To wszystko to są jej uczucia. Nasza Supernova zakłada różne maski. Kryje w sobie całe dobro. Udaje, że nikogo nie potrzebuje. A prawda jest zupełnie inna.
A na sam koniec osoba, która również zasługuje na chwilę uwagi. León. Nie spodziewałam się tego po nim. Kiedy ma o co walczyć, walczy jak lew. Próbuje chronić najważniejsze istoty w swoim życiu. Violettę. Dziewczynę, którą nadal kocha. O której nigdy nie zapomni. Tej, która zmieniła jego świat.
Mam tylko nadzieję, że Viola nie będzie zła na Leóna. Gdy się dowie, co zrobił może różnie zareagować... Oby nie dała się omotać przez Diego. Przecież Leónowi zależy na dziewczynie i nie chce, by ktoś jej zniszczył życie...
Przyznam szczerze, niekrótko pisało mi się ten komentarz, aczkolwiek bardzo przyjemnie. Nadrobiłam ostatnie dwa rozdziały i jestem wręcz zachwycona. To standardowe uczucie po przeczytaniu Twoich rozdziałów, pamiętaj. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego, fenomenalnego rozdziału. Oby pojawił się jak najszybciej, w miarę Twych możliwości.
Czytając każdą linijkę historii, każde słowo, zakochuję się od nowa...
Twoja Karolina.
Przeczytałam pierwszą perspektywę z Violettą i Angie, i już mogę stwierdzić, że jesteś wspaniałą pisarką. Robisz to, w czym jesteś najlepsza. Pokazujesz perfekcję w słowach. Dziękuję Ci za to.
OdpowiedzUsuńWybacz, pozostanę anonimem przy tej wypowiedzi, ponieważ mój komentarz jest strasznie ubogi. Wybacz, tchórz ze mnie. Przepraszam oraz dziękuję, jeszcze raz.
Całuję oraz pozdrawiam, x.
Kochana,
OdpowiedzUsuńBardzo Cię przepraszam... Przybywam tu dopiero teraz. Bardzo długo zastanawiałam się nad tym, co mogłabym tu napisać. Wczoraj rano okazało się, że mam grypę i ledwo żyję. Dlatego też przepraszam Cię za ten krótki- bo tak z pewnością będzie (jak zwykle zresztą)- i nierozwinięty komentarz.
Minęło już kilka dni. Wiele godzin, wiele minut... Czytałam ten rozdział kilka razy. Nie potrafię wyjść z podziwu. Tak jak w każdym rozdziale... zaczarowałaś mnie. Nie czytałam słów, ja je czułam. Dochodziły one do mojego serca. Mają tam miejsce, bardzo waźne miejsce, w którym z pewnością pozostaną. Trafiały one także do mego rozumu. Tam przebywały bardzo długo. Długo zastanawiałam się nad nimi. Pojęłam pokazany w nich sens. Zrozumiałam ten prawdziwy przekaz. Dziękuję Ci za to. To dużo dla mnie znaczy. Dzięki Tobie mogę poznać nowe nauki. Nie tylko poznać. To tak wiele... najwięcej. W każdym zdaniu przekazujesz mi niebywale autentyczny czar. Magię, która uzupełnia niesioną naukę. Magię, która pokazuje, że codzienność nie musi być szara. Magię, która ujawnia to, że przez niektóre czyny wiele tracimy. Dzięki takim naukom nigdy więcej nie stracimy. Twe słowa same wpisują się w pamięć. Dziękuję. Przepraszam.. nie dam rady nic więcej napisać..
Twoja Hania
bardzo mi się podoba ten rozdział ! jest cudowny ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, narazie tylko prolog ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie o Violettcie, fantasy.
http://violetta-tpdn.blogspot.com/
Przepraszam za spam...