,,Kiedyś myślałam, że mnie to nie
dotyczy, że nigdy tego nie poczuję. Wszystkie problemy związane z relacjami
międzyludzkimi są czymś tak dalekim, że wręcz absurdalnym. Miłość przyjaźń,
tęsknota, ból, cierpienie wydawały się być nierealne. Bo przecież dlaczego
miałabym kiedykolwiek doświadczyć ich osobiście? Byłam wtedy odizolowana, na
każdym kroku chroniona przez ojca. Wtedy tak bardzo pragnęłam ich zasmakować,
chciałam poczuć jak to jest kochać kogoś, jak to jest być kochanym, nie
miłością która łączy ojca i córkę lecz miłością romantyczną, która rodzi się
pomiędzy dwójką ludzi, z początku zupełnie sobie obcych, którzy jednak po
pewnym czasie stają się dla siebie najważniejsi, wypełniają całą przestrzeń w
swoich sercach. Miłości będącej niczym żar, niczym płomień... Jak to jest
poczuć prawdziwą przyjaźń? Znaleźć osobę, która rozumie cię w stu procentach,
która stanowi wsparcie w każdej trudnej chwili, która nadaje na tych samych
falach? Teraz już wiem. Przyjaźń i miłość to najlepsze co może nam się w życiu przytrafić.
Dają nam siłę, siłę by pokonać wszystkie przeszkody, przezwyciężyć wszystkie
przeciwstawności losu. Stają się sensem naszego życia. Jednak co stanie się gdy te
osoby od nas odejdą? Wtedy nie ma nic, nic prócz ogromnej pustki, której nic
nie jest w stanie wypełnić. Z naszego życia znikają wszystkie barwy. - Tak, tak
właśnie czułam się przez ostatnie tygodnie. Wszystko do mnie dotarło, a to, że
wszystko działo się tak szybko, sprawiło, że znów się zagubiłam. Ale teraz już
koniec. Nie będę dłużej zastanawiać się nad tym co było. Ważne jest tu i teraz.
Przecież nic nie możemy poradzić, na to co już miało miejsce, nie da się temu w
żaden sposób zapobiec. Jednak, czy aby na pewno?" - zamknęła pamiętnik i
przejechała delikatnie dłonią po jego okładce. Spojrzała w lustro. To wciąż
była ta sama ona, te same brązowe włosy, te same pełne usta, ten sam lekko
zadarty nosek. Jednak coś się zmieniło. Mianowicie oczy. Nie były już takie
same. Były całe spuchnięte od płaczu, pozbawione tego blasku. Jednak teraz wszystko
miało się zmienić, teraz nie chciała już cierpieć. Jeśli on umie być szczęśliwy,
ona też powinna być. Czy na pewno na to
zasługuję? - ostatnio coraz częściej się nad tym zastanawiała.
Siedziała przy stole i popijała
poranną kawę, bez której nie była już w stanie normalnie funkcjonować. Fakt
faktem, była całkowicie przeciwna kofeinie, dlatego nie pozwalała sobie na
więcej niż jedną filiżankę dziennie. Skąd więc brało się w niej tyle energii?
Bo niezaprzeczalnie zawsze, aż nią kipiała. Była niczym chodzący wulkan, mający
w sobie niespożyte ilości. Każdy inny człowiek już dawno byłby wykończony, ale
nie ona. Aczkolwiek, chociaż niektórym mogłoby okazać się to dziwne, w jej
przypadku było to całkiem normalne. Rodzice odkryli jej dryg do tańca, kiedy
była małą dziewczynką. Miała wtedy nie więcej niż siedem lat. Od tej pory
musiała wszystko ze sobą pogodzić. Szkołę i zajęcia taneczne, znajdując przy
tym jeszcze czas na zabawę i spotkania z przyjaciółmi. Zadanie to nie należało do najłatwiejszych,
ale ona mu sprostała, stanęła na jego wysokości. Mało tego. Świetnie sobie z
nim poradziła. Teraz, gdy była już dorosłą kobietą, chętnie wracała do tamtych
czasów. Wtedy wszystko było prostsze, mniej skomplikowane, pozbawione tych
wszystkich zmartwień i zawirowań. Naturalnie, pojawiały się pewne problemy. Tak
jak u każdego. Jednak z perspektywy lat wydawały jej się błahe i kompletnie
bezsensowne. Szczególnie te z okresu młodzieńczego. Wspomnienia dylematów z
serii - nie układające się włosy lub brak odpowiedniej bluzki, wywoływały na
jej twarzy szeroki uśmiech. Jednak przeszłości nie da się zmienić, zresztą
nawet nie chciałaby jej zmieniać. Kochała swoje życie takie, jakim było. A
zwłaszcza teraz, gdy wszystko zaczynało się układać. Skończyła jedną z
najlepszych szkół tańca w całej Ameryce Południowej, dostała wymarzoną pracę, w
której robi to co naprawdę kocha, a na dodatek spotkała mężczyznę, który daje
jej szczęście. Pablo, bezapelacyjnie kimś takim był. Przystojny, czuły, silny,
po prostu ideał. Można by rzec - żyć, nie umierać. Był tylko jeden problem.
Angie. Piękna, wysoka, blondynka o niebieskich oczach i jedwabistym głosie,
którą Galindo znał od dzieciństwa. Chociaż niejednokrotnie zapewniał Jackie, że
pomiędzy nim i Angeles wszystko już zakończone, ona mu nie wierzyła. Widziała
jak na nią patrzył. Przecież nie była ślepa. Kobiety zawsze widzą takie rzeczy.
Nawet jeśli tak bardzo próbują tego nie robić, nie udaje im się to. Ta cholerna kobieca intuicja - zaklęła
pod nosem. Jednak ona nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Jacquelin nie
należała do takich osób. Życie nauczyło ją tego, że należy walczyć o własne
szczęście, bo wcale nie jest tak, że wszystko mamy podane na tacy. Jeśli czegoś
naprawdę pragniemy, musimy poświęcić się. Bo coś osiągnąć, można jedynie poprzez
cierpliwość, determinację, i ciężką pracę. Tak właśnie brzmiało jej życiowe
motto. Motto, które doprowadziło ją do tego miejsca.
Wczoraj długo nad tym myślał.
Rozważał wszystkie za i przeciw. Jednak wiedział, że teraz już nie ma odwrotu.
Dał słowo jej ojcu. A on nigdy nie łamał obietnic. Po prostu już taki był.
Rodzice wpajali mu to od dzieciństwa. To właśnie im zawdzięczał to, jakim był
człowiekiem. Zasady moralne były dla niego niezwykle ważne. Zawsze robił to, co
powinien. Nawet jeśli to co słuszne, tak bardzo bolało. On jednak nie zwracał
uwagi na to ile go to kosztuje, bo ważniejsze było dobro innych. Tak, to
prawda, że w jego życiu był moment, w którym zboczył z właściwej drogi.
Aczkolwiek nie trwało to długo. Może jakiś rok, no może półtora. Jednak wtedy
był jeszcze młody, a wszystko było takie świeże. Pierwsze miłostki, schadzki,
pierwsza dziewczyna. Ludmiła była pierwszą kobietą, która pojawiła się w jego
życiu. Poza jego matką, oczywiście. Jednak to wcale nie była miłość. Zwykła
fascynacja, zauroczenie. W pewnym sensie go onieśmielała, nie potrafił
powiedzieć jej ,,nie". Jej długie nogi i piękne blond włosy, sprawiały, że nie umiał
racjonalnie myśleć. I tak to właśnie się zaczęło. Leon zasmakował czegoś
nowego, a z reguły tak jest, że jeśli damy komuś palec, to on chce zaraz całą
rękę. Tak właśnie było w jego przypadku. Najzwyczajniej w świecie się zagubił. Ale
nie na długo. Bo wtedy pojawiła się ona i sprawiła, że jego życie znów wróciło
na właściwy tor. Była taka słodka, dobra, niewinna. Zupełnie inna niż panna
Ferro. Wtedy nie marzył o niczym innym niż to, aby móc ją chronić, bronić przed
całym złem tego świata. Trzeba zaznaczyć, że początkowo chciał się tylko
zemścić na Tomasie, jednak z czasem to się zmieniło. W miarę gdy zaczynał ją
poznawać i odkrywać jej piękne wnętrze, zaczynał się w niej zakochiwać. Ponownie
pokazała mu te wszystkie cudowne wartości, o których na chwilę zapomniał. Nawet
nie spostrzegł momentu, w którym kompletnie stracił dla niej głowę. Wszystko
mogłoby wydawać się piękne, ale wcale takie nie było. Był jeszcze on, który
zawsze musiał wszystko zepsuć. Verdas nienawidził go z całego serca. Leon był
niezwykle inteligentny, dlatego też wiedział, że póki on nie zniknie z
horyzontu, zawsze będzie tym drugim. Mimo to wcale się nie poddał, walczył. I
kiedy już problem sam się rozwiązał, bo pan Heredia, wreszcie postanowił ruszyć
swój szanowny tyłek i wyjechał do Hiszpanii, pojawiła się kolejna przeszkoda.
Diego. Tego niestety było dla szatyna za wiele. Nie mógł znieść już tej ciągłej
walki, nieustannej presji i niepewności. Był zmuszony ustąpić. Pomimo, że
kłóciło się to z jego przekonaniami, z głosem, który wcale nie chciał, żeby się
poddawał. On jednak tak postanowił. Bo wydawało mu się, że tak będzie lepiej
dla wszystkich. Szkoda tylko, że jeszcze wtedy nie wiedział, jak bardzo się
myli...
- Co ty na to Leon? - Lara
zatrzymała się i stanęła na przeciwko chłopaka.
- Na pewno wyszedł Ci świetnie. -
próbował jakoś ukryć to, że przez ostatnie piętnaście minut w ogóle je nie
słuchał. Wyłączył się. Było mu z tego powodu strasznie głupio.
- Co? O czym ty mówisz?
- A ty? - nie chciał dać niczego
po sobie poznać. Z reguły nie zdarzało mu się znajdować w takim położeniu.
Zawsze twardo stąpał po ziemi. Rzadko chodził z głową w chmurach. Dlatego też
nie do końca wiedział jak się zachować, co powiedzieć.
- Opowiadałam Ci o tym filmie,
który grają dzisiaj w kinie. - podeszła bliżej i spojrzała mu w oczy. - Masz
ochotę pójść?
- Oczywiście. - przytulił ją
mocno do siebie. Miał nadzieję odwrócić jej uwagę od swojego wcześniejszego zachowania.
- To dobrze, mam tylko nadzieję,
że podczas seansu nie będziesz myślał o niebieskich migdałach. - wyrwała się z
jego objęć i pokazała mu język. Czasami zachowywała się jeszcze jak dziecko.
Jednak jemu to nie przeszkadzało. Lubił spędzać z nią czas. Ona i motocross
stanowiły dla niego odskocznię od wszystkiego co działo się w Studio, od tego
napięcia, od presji, od problemów. Chciał mieć coś swojego. Kochał swoich
przyjaciół, ale czasami potrzebował czegoś, co nie jest związane ze szkołą.
Czymś takim, w jego przypadku okazały się wyścigi. A Lara była osobą, która
podzielała jego zainteresowanie i miłość do motorów. Jest dla mnie jak siostra. - tego stwierdzenia pożałował, zanim
jeszcze do końca do niego dotarło.
Przemierzali kolejne ulice miasta.
Dzisiejszy poranek był nadzwyczaj wietrzny. Zupełnie inny od wszystkich w
Buenos Aires. Tu zawsze było gorąco, świeciło słońce, a ludzie tryskali
energią. Jednak dzisiaj było inaczej. Ten dzień niby z pozoru nie różnił się od
pozostałych, ale ona wiedziała, że coś wisi w powietrzu. Już od rana jej mózg
wysyłał jej wyraźne sygnały, żeby została w domu, ale serce mówiło co innego. Bo
z rasą ludzką już tak niestety jest. Od dawien dawna pragniemy tego co owiane
jest nutą tajemnicy, niepewne. Ciekawość nas pożera... Ta sama ciekawość, która
jest przysłowiowym, pierwszym stopniem do piekła...
Spojrzała na ich splecione ręce. W
tym momencie przeszedł ją przyjemny dreszczyk. Kiedy był przy niej zdarzało jej
się to coraz częściej. W obecnej sytuacji, bardzo ją to cieszyło. Potrzebowała
tego jak nigdy wcześniej. Tak bardzo chciała znowu poczuć te motyle w brzuchu,
poczuć to ciepło, które czuła zawsze, gdy dotykał jej Leon. Jednak czy z Diego było to w ogóle możliwe?
Tak, niezaprzeczalnie była między nimi chemia, ale tylko chemia. A przecież to
za mało, żeby poczuć się naprawdę szczęśliwym. Do tego potrzebne jest uczucie. Uczucie,
które towarzyszyło jej zawsze, gdy u swojego boku miała jego. Szatyna o
nieziemskim uśmiechu i pięknych zielonych oczach. Ten obraz ostatnio tak często
jej towarzyszył, ale za każdym razem wydawał się coraz bardziej odległy i
nieosiągalny. Zupełnie jakby znikał pośród mgły. A ona tak bardzo tego nie
chciała. Tak bardzo nie chciała go tracić. Bała się, że kiedy on odejdzie,
razem z nim znikną wszystkie kolory. Podemos
pintar, colores al alma... - dopiero teraz w pełni zrozumiała znaczenie
tych słów.
- Ziemia do Violetty. Jesteś z
nami, czy nie? - jej nieobecność nie umknęła uwadze chłopaka. Pomachał jej
dłonią przed oczami. Ostatnio coraz częściej zdarzało jej się odpływać do
własnego świata, co nie ukrywając, nie było brunetowi na rękę. Musiał zbliżyć
się do niej na tyle, na ile było to możliwe. Takie było główne
założenie planu jego i Ludmiły. Jednak, czy aby na pewno chodziło tylko o to?
Czy istnieje choćby mikroskopijna możliwość, że Violetta stała się dla niego
kimś więcej? Czy to możliwe, żeby poczuł coś więcej do jakiejś dziewczyny? Bo
niby czym Castillo różniła się od pozostałych? Z pozoru niby zupełnie
zwyczajna, ale... No właśnie, jak zwykle było to ,,ale". ,,Ale",
które robiło diametralną różnicę. Sprawiało, że nic już nie było takie samo. Wszystkie
dotychczasowe założenia chłopaka obracały się w drobny pył. Kiedy był przy
niej, zapominał o wszystkim, zapominał, że to wszystko to tylko gra, rodzaj
zabawy, której celem jest właśnie zniszczenie Violetty. Paradoks, ironia,
komizm sytuacji. Można byłoby podać tu wiele innych określeń na opisanie
zaistniałych okoliczności. Tylko po co? No właśnie. Nie ma to przecież
najmniejszego sensu. Chociaż Diego, nawet przed samym sobą, nie chciał się do
tego przyznać, to taka właśnie była prawda. Z każdą chwilą, ta sama dziewczyna,
która miała być tylko zabawką, stawała się coraz bliższa jego sercu. A on mimo najszczerszych
chęci, nie umiał na to nic poradzić.
- Yyy...tak? - No pięknie Violu, znów to zrobiłaś. -
zganiła się w myślach. Diego był dla niej taki dobry. Nie chciała go ranić.
- Mam wrażenie, że cały czas
mówię sam do siebie. - zaśmiał się.
- Nie, uwierz, wcale tak nie
jest. - zatrzymali się, byli już przed budynkiem Studio. Dziewczyna chwyciła
obiema rękoma dłoń chłopaka. - Przepraszam.
- Daj spokój, wcale nie jestem
zły. Rozumiem, że wyjazd Francesci jest dla Ciebie trudny. - na jego twarzy
pojawił się uśmiech. - Następnym razem, jak będziesz miała zamiar odpłynąć, to
daj mi znać, bo kiedy idę i wygłaszam monolog, muszę wyglądać...czy ja wiem?
Śmiesznie, a co najmniej zabawnie.
- Obiecuję. - zawtórowała mu.
Jednak nic nie trwa wiecznie. A w
szczególności sielanka. W tym momencie oczy Violetty dostrzegły jego, ale wcale
nie był sam. Ona była razem z nim. Obydwoje roześmiani, trzymali się za ręce.
Od razu widać było, że świetnie się dogadują, dobrze bawią w swoim
towarzystwie. Szatynka dobrze wiedziała, że musi o nim zapomnieć, musi dać mu
wolność. Dlaczego więc było to takie trudne? Dlaczego ten widok tak bardzo ją
bolał? Odpowiedź na to pytanie sama nasuwała jej się na myśl, co nie ukrywając,
odrobinę ją przerażało. Bo przy obecnym stanie rzeczy, nie wróżyło nic poza
cierpieniem.
Wtedy on podniósł wzrok, a ich
spojrzenia skrzyżowały się. Co wyrażały? Chyba żadne z nich nie było pewne. Z
jednej strony było w nich coś w rodzaju żalu. Jednak to wcale nie żal, był
uczuciem, które najbardziej dawało o sobie znać. Tym uczuciem była tęsknota.
Ogromne utęsknienie, które każde z nich, w tej chwili, odczuwało. Tak
bardzo chciał być w tym momencie na jego miejscu, móc jej dotknąć, przytulić,
poczuć zapach jej perfum, które tak bardzo uwielbiał. Tak, wciąż go pamiętał. I
wcale nie dlatego, że nie mógł o nim zapomnieć. On po prostu nie chciał. Przez
ten cały czas, kiedy nie mógł przy niej być, kiedy byli tak daleko, to była
jedyna rzecz, która wciąż dawała mu namiastkę jej osoby. A każda, choćby
najdrobniejsza rzecz, która sprawiała, że chociaż przez chwilę mógł poczuć jej
bliskość, była dla niego tak cenna. Verdas,
opanuj się! - nie mógł już dłużej o niej myśleć. Teraz był z Larą, nie
chciał, żeby cierpiała. Jednak to było silniejsze od niego. Nie mógł dłużej patrzeć
jak Diego jej dotyka, jak muska wargami jej policzek. Zbyt wiele go to
kosztowało.
- Chcesz posłuchać piosenki nad
która pracuję? - to pytanie wyraźnie zdezorientowało dziewczynę, jednak wcale
nie protestowała. Wręcz przeciwnie, kochała słuchać, gdy Leon śpiewał.
- Jeszcze pytasz? - zaśmiała się.
- W taki razie, chodźmy do
środka. - pociągnął dziewczynę za rękę. Już po chwili oboje zniknęli za
drzwiami Studio.
Jeśli Ci na czymś zależy, musisz
o to walczyć. Nic nigdy nie dzieje się samo z siebie, nie przychodzi od tak. Do
wszystkiego trzeba dojść ciężką pracą i wytrwałością. Nie możemy stać przez
całe życie z założonymi rękoma i myśleć, że to czego pragniemy przyjdzie samo. Po
prostu się pojawi. Ot tak sobie. Nie. Tak zdarza się tylko w filmach. W prawdziwym
życiu jest zupełnie inaczej. On dobrze o tym wiedział. Wszystko co do tej pory
osiągnął, osiągnął dzięki temu, że nigdy się nie poddawał, wytrwale dążył do
celu. Stopniowo pokonywał każdą, nowo napotkaną na swojej drodze, przeszkodę.
Tak było i w tym przypadku. Kiedyś
nie zwracał na nią uwagi, traktował jak zwykłą znajomą, no może koleżankę.
Wtedy nie wydawała się być nikim szczególnym, ale teraz... Teraz, z każdym
dniem, kiedy coraz lepiej ją poznawał, odkrywał w niej coś nowego, zaskakującego.
Coś, co sprawiało, że ta niepozorna brunetka, z każdą chwilą stawała się coraz
bliższa jego sercu. Dzięki niej każdy jego dzień nabierał wyjątkowych barw, stawał
się nadzwyczajny. Co było tego powodem? Sam do końca nie wiedział. Może to jej
piękne brązowe oczy? A może ciemne, niesforne loki? Albo to jak się rumieniła? Tak,
te aspekty były niezwykle ważne, jednak nie znaczyłyby nic, jeśli nie szły by w
parze z tym, co kryło się w środku tej niezmiernie uroczej osóbki. To właśnie
jej charakter był tym, co uwielbiał w niej najbardziej. Dlatego też nie
zamierzał zwracać szczególnej uwagi na jej wczorajszą reakcję. Może to za wcześnie? Może nie jest jeszcze
gotowa na taką zmianę? Teraz muszę być przyjacielem. Właśnie tego potrzebuje. -
te myśli same pojawiły się w jego głowie. Nie wiedział nawet skąd pochodzą, ale
coś w środku podpowiadało mu, że warto zaczekać.
Nacisnął dzwonek. Po chwili
usłyszał ciche kroki, które z każdą kolejną sekundą zdawały się być coraz
bliżej. Nagle drzwi się otworzyły. Jednak wcale nie ujrzał za nimi brunetki. Kobieta
miała około czterdziestu kilku lat. Była niewysoka i niezwykle drobna. Burza
blond loków delikatnie opadała jej na ramiona. Jednak jego uwagę przykuły jej
oczy. Zupełnie takie same jak u Natalii. Ciemne,
prawie czarne, miały w sobie ten sam blask.
- Tak? - jej głos miał niezwykle
ciepłą barwę.
- Federico, kolega Naty. Wpadłem
zobaczyć jak się czuje. - na jego twarzy zagościł jeden z jego
charakterystycznych uśmiechów. Tych, którymi zyskiwał sobie sympatię tak dużej
liczby osób.
- Miło mi cię poznać. Jestem mamą
Natalii. Proszę, wejdź. Jest na górze. Pierwsze drzwi po prawej. - cofnęła się
trzy kroki do tyłu, tym samym umożliwiając chłopakowi wejście do środka.
- Dziękuję. - rzucił, pokonując
pierwszy stopień schodów prowadzących na piętro.
Siedziała tak już od piętnastu
minut. Delikatne promienie słońca, które przedzierały się przez grubą warstwę
ciemnych chmur, muskały jej twarz. Uwielbiała to. Czuła się wtedy taka wolna,
czas jakby stawał w miejscu. A ona mogła pozostać sama ze sobą. Wtedy wszystkie
problemy znikały, chociaż na moment. Zupełnie jak wtedy, kiedy była jeszcze
mała dziewczynką. Tęskniła za tamtymi czasami. Tak, to prawda, brakowało jej
wtedy mamy, ale tata kochał ją za nich oboje. Zawsze był przy niej. Mogła
schować się w jego ramionach przed całym złem świata. Jednak teraz już nic nie
było takie samo. Nawet jego uścisk niczego nie zmieniał. A najgorsze w tym
wszystkim było to, że to tylko i wyłącznie jej wina. Gdyby wtedy tak bardzo nie
chciała zaznać wolności, teraz wciąż byłaby tą samą Violettą. Żyła by w
odizolowaniu, nie byłaby narażona na wszystkie te cierpienia. Wszystko byłoby
takie bezpieczne, niemalże...homogenizowane? To słowo, nawet bez wypowiadania
go na głos, wywoływało uśmiech na jej twarzy. Było zabawne, ale idealnie oddawało jej
ówczesną sytuację. Sytuację, do której, chociaż mogłoby to wydawać się
śmieszne, ostatnio tak bardzo chciała powrócić. Jednak wiedziała, że nie jest
to możliwe. Teraz to tu było jej miejsce. Miała tu rodzinę, przyjaciół,
Diego... Czy to, że byli razem nie było paradoksem? Szczególnie jeśli weźmiemy
pod uwagę to, jak zaczęła się ich znajomość. Życie pisze różne scenariusze. - pomimo jej wielkiego zdumienia, to
stwierdzenie wcale nie było przepełnione smutkiem, w takim stopniu, jakby się
tego spodziewała. Ostatnio coraz lepiej się dogadywali, wspierał ją,
pocieszał...
Nagle poczuła na sobie czyjś
wzrok. Odruchowo odwróciła głowę w stronę drzwi. I znów czas jakby się
zatrzymał. Wymienili spojrzenia, jednak żadne z nich nie odważyło się drgnąć nawet
o milimetr. Obydwoje czujni, wpatrujący się w siebie z niezwykłą zawziętością.
Ona świdrowała go tymi swoimi pięknymi, brązowymi oczami. On natomiast
przeszywał ją na wskroś swoim nadzwyczaj przenikliwym wzrokiem. Ktoś, kto
obserwowałby całą tę sytuację z boku, mógłby stwierdzić, że w tym momencie
prowadzą swojego rodzaju bitwę. Bitwę na spojrzenia? Może to zabrzmieć
absurdalnie, ale tak właśnie było. A żadne z nich nie zamierzało dać za
wygraną.
- Jednak zdecydowałeś się
przyjść? - postanowiła przejąć pałeczkę. Musiała przerwać tą niezręczną ciszę. Nie
chciała już dłużej w niej trwać. Zbyt wiele ją to kosztowało. W tej chwili
modliła się tylko o to, by jej głos nie załamał się.
- Tak, przecież mieliśmy mieć
dzisiaj próbę. Nie wiem skąd to pytanie. - oderwał się od framugi drzwi, o
którą był do tej pory oparty, po czym przekroczył próg sali. Wciąż jednak nie
odrywał od niej wzroku. Lustrował jej drobną sylwetkę po raz kolejny.
- Ostatnio unikasz mojego
towarzystwa. Poza tym po ostatniej próbie...
- To nieistotne. Występ jest za
nie cały tydzień. Musimy być profesjonalistami. - próbował zachować obojętny
wyraz twarzy. Nie chciał dać po sobie poznać jak ciężko przebywać mu w jej
towarzystwie, nie mogąc jej przy tym dotknąć, ani nawet uśmiechnąć się do niej.
- Dobrze, więc zacznijmy. -
wstała, ale zaraz tego pożałowała. Nie przewidziała tego, że nogi mogą chcieć
odmawiać jej posłuszeństwa.
- Ale wcześniej... - zawahał się.
- Musimy porozmawiać. Twój ojciec...
- Słucham, teraz chcesz rozmawiać?!
A może chodzi tylko o mojego ojca?! - nie wytrzymała. Całe jej dotychczasowe
opanowanie zniknęło, teraz zawładnęły nią emocje, które już od dłuższego czasu
aż się w niej gotowały.
- Nie, to nie tak... - próbował
być tym, kto zachowa w tej sytuacji trzeźwy umysł.
- A więc jak?! Wytłumacz mi!
Ostatnio wcale nie chciałeś rozmawiać! Nie chciałeś poświęcić mi nawet chwili!
Co się zmieniło od tego czasu?! - łzy, które spłynęły po jej policzkach
wyrażały nie tylko smutku, wyrażały przede wszystkim złość i bezsilność.
- Myślisz, że dla mnie to
wszystko jest takie proste?! Myślisz, że mi jest tak łatwo?! - teraz jego
spojrzenie nie było już takie samo jak kilka minut wcześniej. Stało się takie
jak dzisiaj rano, gdy zobaczył ją z Diego.
- Jest mi teraz tak ciężko, tracę
przyjaciółkę, po występie straciłam głos! To dlatego nic Ci nie odpowiedziałam!
Nie mogłam! Później chciałam ci to wszystko wyjaśnić, ale ty nie chciałeś
słuchać! Nie dałeś mi szansy! Gdzie wtedy byłeś?! Mówiłeś, że zawsze będziesz!
Więc pytam, gdzie byłeś kiedy cię tak bardzo potrzebowałam?! - to ostatnie
pytanie zabolało go najbardziej. To prawda, że wielokrotnie zapewniał ją, że
zawsze może na niego liczyć. Bez względu na wszystko. A teraz co? Nawet nie
chciał z nią rozmawiać, nie mówiąc już o tym, że nie dotrzymał słowa. Już
dłużej nie mógł znieść jej łez. Jednym sprawnym ruchem pokonał dzielącą ich
odległość. Położył ręce na jej talii i mocno przyciągnął do siebie. Spojrzał
jej w oczy, po czym wyszeptał jedno, krótkie słowo - Przepraszam. - w tym
momencie znów poczuł to ciepło, którego nie czuł od tak długiego czasu, poczuł
zapach jej perfum, które tak bardzo uwielbiał. Jego usta napotkały jej
delikatne, pełne wargi. Ten pocałunek różnił się od tego pierwszego. Nie był
delikatny, był przepełniony namiętnością, pełen uczucia. Ona nawet nie
próbowała mu się opierać. Tak bardzo potrzebowała jego bliskości, tak bardzo za
nią tęskniła. Znowu poczuła motyle w brzuchu. To zupełnie tak jakby unosiła się
w powietrzu. Przyjemna fala ciepła ogarniała całe je ciało.
Klatka schodowa przyozdobiona
była fotografiami przedstawiającymi rodzinę państwa Ramos. Jedna przykuła
szczególną uwagę chłopaka. Była na niej dziewczynka. Miała nie więcej niż sześć
lat. Jednak nie trudno było ją rozpoznać. Te same oczy, te same ciemne loki. Prawie się nie zmieniła. - zaśmiał się
sam do siebie. Wciąż była tą samą Natalią, w której oczach wciąż tańczyły te
same płomyki. Takie rzeczy się nie zmieniają. Wszystko inne tak, ale nie to.
Ten charakterystyczny blask, nigdy nie przemija. Albo go w sobie masz, albo
nie. A ona niewątpliwie go posiadała.
Zapukał w lekko uchylone drzwi.
Nie chciał je wystraszyć. Kiedy w odpowiedzi usłyszał ,,proszę", wszedł do
środka. Siedziała na łóżku, zwrócona głową w stronę wejścia. Kiedy go zobaczyła,
poczuła się nieco zmieszana lecz wszystkie jej wątpliwości rozwiały się w
momencie, gdy na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Mam coś dla ciebie. - wyjął zza
pleców papierowy kubek, wypełniony po brzegi ciemnym płynem, starannie zakryty
wieczkiem.
- Chyba żartujesz... - w mgnieniu
oka podniosła się z łóżka i podbiegła do bruneta. Wzięła od niego naczynie. -
Niosłeś ją tutaj aż ze Studia?
- Chciałem Ci jakoś poprawić
samopoczucie. - podrapał się lekko po karku. Uwielbiał kiedy się śmiała. Była
taka niewinna i szczera. Przypominało mu to dzieciństwo. Te lata, w których,
mógł być po prostu sobą, bez tej całej presji i nieustającej gonitwy. Bo
niestety prawda jest taka, że my, bezustannie za czymś goniąc, czasami
przeoczamy pewne rzeczy. Rzeczy, które mogą okazać się tak ważne.
- Federico... - przewróciła
oczami, po czym delikatnie musnęła wargami jego policzek. - Dziękuję. - świat
jak by zwolnił tempa. W miejscu, gdzie przed chwilą spoczęły jej usta, czuł
teraz przyjemne mrowienie. Pierwszy raz to wcale nie ona się zarumieniła. Teraz
przyszła kolej na niego...
.....................................................................................................................
Przed Wami ósemeczka w całej swojej okazałości. Pochwalę się, że to najdłuższy rozdział, który udało mi się dotychczas stworzyć. Mam nadzieję, że następne też będą tej samej długości. Co mogę powiedzieć? Nie wiem, nie lubię oceniać tego co piszę ;) To zadanie pozostawiam Wam. Co jeszcze z mojej strony? Wiem. Długo pracowałam nad rozmową Leona i Violetty, jednak nie wyszła tak jak bym chciała. Zaskoczeni obrotem wydarzeń? Mam nadzieje ;) Co powiecie na czwartek?
Wasza Diana;***
P.S. Aga, wiesz jak trudno było mi się nie wygadać? Nie mam pojęcia jak mi się to udało ;)
Może na początku tego komentarza napiszę, że straciłam tą swoją miłość do Leonetty. Powinni mnie przekląć, czy coś... Ale to nieważne,
OdpowiedzUsuńI przeczytałam twój rozdział.
Znów się popłakałam. Wczoraj u Madzi, dzisiaj u ciebie.
,,Gdzie wtedy byłeś? Mówiłeś,że zawsze będziesz! Więc pytam, gdzie wtedy byłeś?!"
Zapamiętam te słowa m.in. dlatego, że każdy człowiek jest na swój sposób kruchy. Nieważne czy na zewnątrz, czy tam w środku. Wszystko kryje się gdzieś tam daleko, by nikt tego nie zauważył. Nikt nie chce mówić innym o tym, jak zaciska zęby każdego dnia, by tylko nie płakać, by tylko nie pokazać swojej słabości. A Violetta? Ona obawia się zostać sama. To jest jej problem. pamięta każde słowo wypowiedziane przez jej bliskich. Pamięta, że Leon dał jej obietnicę. I taka poniekąd jestem ja. Boję się okazywać swoich emocji i może dlatego ten rozdział tak na mnie wpłynął.
Boje się o Angie...
Federico i Naty to nietypowa para, ale we mnie zawsze tliła się jakaś nadzieja, że może oni powinni być razem? I wiesz co? Wyobraziłam sobie, jak Fede się rumieni. Ach... <3 <3 <3
Rozdział perfekcyjny, Diano.
Ósemka to twoja liczba.
Xenia <3
Droga, kochana, utalentowana Diano.
OdpowiedzUsuńNa początek zadam Ci pytanko:
Wiesz, że jesteś niesamowita ?
To co piszesz, te uczucia, te emocje, to wszystko jest piękne. Zadko spotyka się tak dobre blogi jak twój, bardzo rzadko. A problemem jest tez to, że ja jestem dość wymagająca i bardzo romantyczna. Wiec, nienawidzę jak są same tępe dialogi bez miłości, bez niczego. Twój blog jest wiec dla mnie idealny. Powinnaś zostać pisarką, masz ogromny talent.
Kocham cie od zawsze, na zawsze.
Twoja wierna czytelniczka, N <3
( zapraszam do siebie, bo chyba jeszcze moich wypocinek nie widziałaś. )
Diana...
OdpowiedzUsuńKażdy Twój rozdział jest wspaniały, temu nie da się zaprzeczyć. Ale jednocześnie każdy jest inny, uczy czegoś innego, mówi o czymś innym. Tutaj bez przerwy coś się dzieje, ale akcja nie jest tak dynamiczna, że czytelnik nie może się połapać. U ciebie jest wręcz przeciwnie - wszystko idzie do przodu niby szybko, ale tak naprawdę czeka na czytelnika. I to mi się bardzo podoba.
W serialu Jackie mnie do siebie niezbyt przekonała. Wydaje się być takim typowym czarnym charakterem, który ukrywa się pod maską kogoś "dobrego". Nie lubię postaci, które ukrywają swoje prawdziwe, złe ja. Ale u ciebie... To jest zupełnie coś innego. Może i to nadal ta sama Jackie, jednak tutaj ona chce po prostu być szczęśliwa. Przynajmniej tak wnioskuje po przeczytaniu tego fragmentu. Martwię się też o Angie, bo przecież o niej nie można zapomnieć i ewidentnie Pablo też tego nie potrafi. A gdy facet jest zakochany w dwóch kobietach na raz, a do tego jedna z nich ma tendencję do dążenia do celu po trupach, to nie może się zbyt dobrze skończyć.
Uwielbiam fragmenty, w których ktoś opisuje przeszłość Leona i to, dlaczego tak naprawdę był z Ludmiłą i stał się taki, jak ona. W serialu tego nie wyjaśniono i może dlatego jestem tego za każdym razem tak samo ciekawa. Zagubiony Leon? To właśnie jest to. Bo dlaczegóż niby on miałby trzymać się z Ludmiłą? Każdy kiedyś zaczynał, a ona była jego pierwszą miłością. Biorąc pod uwagę jej charakter, nic dziwnego, że owinęła go sobie wokół palca. W pewnym momencie skręcił w złą uliczkę i wyszło z tego to, co wyszło. Na szczęście pojawiła się Violetta, która zawsze jest przedstawiana jako przysłowiowe "światełko w tunelu", które pomogło mu wrócić na właściwą ścieżkę. I to uwielbiam. Lara? Lubię ją, bo dobrze wie, czego chce. Ale właśnie - dla Leona jest jak siostra.
Nie wiem dlaczego, ale to, że Diego, który od początku miał się po prostu Violettą bawić, zakochał się w niej, wydaje mi się... Takie inne. On tak naprawdę nie jest tym, za kogo większość ludzi go ma. Jest zdolny do miłości, jak każdy zresztą. A to, że zakochuje się w Violetcie, może tylko skomplikować sprawy, bo teraz już nie odpuści tak łatwo, myśląc: "Będzie następna". A ja bardzo lubię, jak sprawy się komplikują :D
Pisałam ci już, że dzięki tobie pokochałam parę, jaką tworzą Naty i Fede? Jeśli tak, to nic, napiszę ci jeszcze raz :D Mimo, iż jestem fanką Femiły, uwielbiam u ciebie naszego przystojnego Włocha i uroczą Hiszpaneczkę razem! <3 Ich nie da się nie kochać, bo ty tak pięknie to wszystko opisujesz, że idzie się rozpłynąć. Najpiękniejsze jest to, że on zakochał się przede wszystkim w jej pięknym wnętrzu, a nie tej ślicznej twarzyczce.
Leon i Violetta. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, więc tak, zdecydowanie udało ci się zaskoczyć, przynajmniej mnie. Gdy Leon się pojawił i zaczął rozmawiać z Violettą, pomyślałam sobie, że pewnie spokojnie sobie porozmawiają na różne tematy, że będzie odrobinę niezręcznie, ale żadne z nich nie wspomni o tym, co ich kiedyś łączyło i niezaprzeczalnie nadal łączy. Wybuch Violetty mnie totalnie zaskoczył, ale to chyba przez to, że zapomniałam o jednej ważnej rzeczy - ona już długo to wszystko w sobie dusiła. Nieuniknione było to, że w końcu pęknie. Mówiłeś, że zawsze będziesz! Więc pytam, gdzie byłeś kiedy cię tak bardzo potrzebowałam? To zdanie mnie urzekło. Naprawdę, łzy stanęły mi w oczach, co oczywiście poskutkowało późniejszym płaczem, bo ja płaczę nawet jak mi rybka zdechnie. Szczerze, to płaczę z byle powodu. No, i na koniec - nie spodziewałam się tego, że on ją pocałuje. Przypuszczałam, że skoro po jej policzkach popłynęły łzy, to on tego nie zniesie i ją przytuli. Ale że pocałuje? Między nimi nigdy zbyt szybko nie dochodzi do zbliżeń, bo oni po prostu już tacy są - boją się samych siebie i tego, co do siebie czują. Ale rozumiem, że wtedy władały nimi emocje.
Nie zmieściło mi się, kurde. xD
UsuńWiem, że ten komentarz jest trochę chaotyczny i bez sensu, ale obiecałam, że będę komentować, więc jestem. :) Ogólnie rozdział przeboski, co chyba już mówiłam, ale co tam. Aż żałuję, że nie potrafię czytać wolniej, bo tak szybko skończyłam, a chcę więcej i więcej... Ale cóż. Trzeba czekać.
Jesteś wspaniała, Diana.
Buziaki,
M. ;*
Witam ;)
OdpowiedzUsuńZ początku chciałabym Ci bardzo podziękować za Twój komentarz na moim blogu! Naprawdę wiele znaczy ;)
Co do rozdziału to po prostu idealny. Z każdej strony. Niczego mu nie brakuje jest po prostu wspaniały, niesamowity. Wisienka na torcie, że tak powiem. Chyba najbardziej podobały mi się fragmenty opowiadające o przeszłości Leona i ogólnie ukazujące nam świat z jego perspektywy. No i oczywiście Natalia i Federico. Brak słów. Po prostu uroczy są i tyle ;)
No i dochodzi Diego, któremu zaczyna zależeć na Violi i nie wydaje się, żeby szybko się poddał. Jackie, Angie, Pablo - trójkącik pitagorejski :D ( to przez mojego nauczyciela od matematyki, do niego kierować skargi na moje zachowanie). Dwie zupełnie różne kobiety pokochały dobrego, poczciwego Pabla. Ciekawe jak to z nimi będzie, ciekawe ...
Jak widzisz długich komentarzy pisać nie potrafię, bo jak się rozpisuje to zaczynam pisać głupoty.
Pozdrawiam serdecznie :*
Diano, pozwól, że zacznę od mojej listy skarg w stosunku do tego rozdziału. Przygotuj się mentalnie, bo skargi będą długie :
OdpowiedzUsuń*Yy. Przepraszam, ale, gdzie Ty tutaj widzisz dużo dialogów? Bo ja to chyba ślepa jestem i mam coś z oczami. Moje oczy widzą mniej niż powinny? Czy może Twoje oczęta szwankują, co? Jak to w końcu jest? Przyznaj mi się :D Ja jestem ślepa czy Ty?
*Co Ty chcesz od tego rozdziału, co? Bo ja Ciebie moja droga nie czaję, a Ty mi na gadu piszesz, że Ty mnie nie czaisz? Więc, kto tu kogo nie czai? Mamy kolejny problem do rozwiązania.
Następnym razem, jak będziesz narzekała, to przysięgam na Leona (dlatego na niego, bo wiem, jak go wielbisz), że pogadamy wtedy sobie inaczej. Zrozumiano? Dotarło? Kapitto? :D
Myśleć od kogo by tu zacząć. Kogo dać na pierwszy ogień?
Leon. Zacznijmy od niego. Dzięki Tobie po części mogłam sobie wyobrazić jak było w związku Leona i Ludmiły za nim, w Leona zyciu pojawiła się Violetta i diametralnie zmieniła jego życie. Nieraz stawiam sobie pytanie, co by było gdyby Leon nie poznał Violetty i nie zakochał się w niej? Być może nadal byłby z Ludmiła i przybierał maskę obojętnego, zakochanego w sobie chłopaka, dla którego liczy się czubek własnego nosa i nic więcej. Ale jak wspomniałaś. Leon się po prostu zagubił. Zszedł z tej dobrej ścieżki i wkroczył na tą złą. Myślę, że w tym momencie, też sam nie wiedział, czego chce od życia, czego najbardziej pragnie. Właśnie, Lu fascynowała Leona, ale nic więcej, to była czysta fascynacja. Tak naprawdę zer uczucia. Byli ze sobą, bo byli i tyle. Nic więcej. I Leon nadal brnął w udawany związek i udawaną miłość. Tylko, że teraz Leon też się zagubił i zrobił taki błąd jak popełnił w przeszłości. Związał się z kobietą, której nie kocha. Stop. Kocha ją jak siostrę, ale nic więcej. Więc zadajmy sobie pytanie. Czy da się zbudować szczęśliwy związek z kimś kogo kocha się jak siostrę? Nie, raczej nie. Nie wydaje mi się. Ja w takie coś nie wierzę. Leon ciągle myśli o niej. W jego głowie, w jego sercu nadal jest Violetta i to się nie zmieni. Prawdziwej miłości nie wyrzucisz z serca. Taka prawda? Leon też się myli, że próbując nie ranić Lary, jej nie rani. Błąd. On ją rani jeszcze bardziej. Bo udaje przed nią miłość. Daje jej nadzieję, a kiedy Lara dowie się prawdy zaboli ją to jeszcze bardziej, niż gdyby po prostu z nią zerwał.
Violetta. Kolejna. Nie rozumiem jej naprawdę. Jest z Diego, ale kocha Leona/ Jest z Diego, ale go nie kocha. Ja rozumiem. Diego, daje jej bezpieczeństwo, ale czy to wystarczy by być szczęśliwym? Nie. Jedyną osobą, która dawała szczęście Violi, był Leon. Taka prawda. Tylko on wiedział, czego Viola potrzebuje. Tylko on ją znał. A Viola zamiast walczyć poddała się.
UsuńDiego. Niby knuje. Niby kocha. Same sprzeczności. Myślę, że Diego też po części się pogubił. Sam nie wie czego chce. Z jednej strony przyjaciółka, a z drugiej strony dziewczyna, w której zaczyna się zakochiwać. Dzięki, której dostrzega wiele innych, rzeczy, których wcześniej nie widział.Cóż. Miłość zmienia ludzi.
Fede i Naty.
Podoba mu się u Fede to, że zamierza walczyć, że się nie podda, że postawił sobie jakiś cel i nie spocznie póki go nie osiągnie. Kolejnym plusem dla Włocha jest Fakt, że nie przejmuje się niepowodzeniami, tylko nadal walczy. Zależy mu na Naty i tak łatwo się nie podda (szkoda, że Violetta taka nie jest) Będzie robił wszystko, aby się do niej zbliżyć, aby Naty otworzyła swoje serce przed nim. Trzymam za niego kciuki, aby mu się udało. Wierzę w niego.Naty też wykonała pewien krok. Pocałowała go w policzek. A to już jest coś. Trzymam kciuki za tą dwójkę.
Jackie. Prawda jest taka, że ona źle ulokowała uczucia. Zakochała się w kimś, kto kocha inną kobietę. Jakie to trochę taka Lara. Zakochała się w mężczyźnie, który według mnie nigdy nie pokocha jej tak mocno jak Angie. A z prawdziwą miłością, jak już powtarzałam nie wygrasz.
I na deser Leonatta.
I tutaj mnie zaskoczyłaś całkowcie. Nie spodziewała się, że dojdzie między nimi do pocałunku. To duży krok w ich relacjach, jednak Diana, ja cię znam, i wiem, że u Ciebie nie ma tak łatwo. Ten pocałunek wcale nie musi świadczyć, ze wrócą do siebie i wszystko będzie ładnie, pięknie. Co to to nie. Na pewnie jeszcze niejedna przeszkoda pojawi się na drodze do ich szczęścia. Tego jestem pewna. Violetta wykrzyczała Wszystko Leonowi. Tylko ja się z nią nie potrafię do końca zgodzić. Rozumiem, że brakowało jej tego, że nie było go przy niej. Ale jak mógł być skoro ona była zajęta Diego? Takie jest moje zdanie na ten temat. Jednak Leon za bardzo kocha Violettę, aby nie wziąć jej w swoje ramiona i nie przytulić.
On potrzebował jej bliskości, tak samo jak ona jego. Potrzebowali siebie. Swojej miłości. Prawdziwej miłości. Miłości, która nadawała sens ich życiu.
Diano, to tyle ode mnie.
Dziękuje za uwagę.
Amen :D
I chyba tyle :D
Aguś :D
Ps. Nie czaję, czemu mój cały komentarz się nie zmieścił :D
O moja bogini opowiadań o Violi i ziomeczkach!
OdpowiedzUsuńNo po prostu szczęka mi opadła i teraz jakoś próbuję ją pozbierać z podłogi. Diano! To jak piszesz... No po prostu brak mi słów! No naprawdę... Cudo! Wszystko takie wzruszające, tak niesamowicie pięknie opisane. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale w każdym słowie potrafisz oddać takie emocje, że chciałoby się więcej i więcej. Talent masz niesamowity. I powiem Ci szczerze, że powinnaś iść w tym kierunku:) Strasznie chciałabym kiedyś w epmiku, księgarni, czy jakimś innym sklepie znaleźć wśród bestsellerów Twoje dzieło! Bo kurcze no, powinnaś na tym zarabiać! Czuję, że mega kokosy by z tego były xD
No dobrze... Może już dość moich planów dotyczących Twojej przyszłości...;p
Czy pisałam Ci już tutaj, że wprost uwielbiam to, jak zaczynasz rozdziały? Chodzi mi o to, że czytając początek, zawsze się zastanawiam, o kim będzie mowa, bo nie pokazujesz tego od razu (mam nadzieję, że zrozumiałaś o co mi chodzi;p). Okropnie mi się to podoba!
Dobra... Violetta, no kurde fajnie byłoby żyć w środowisku, w którym nie ma szans na cierpienie i jakieś rozczarowanie. Żyć sobie, jak taka księżniczka w wieży z dala od zła tego świata. No, ale niestety jeśli chce się być dorosłym trzeba zmierzyć się z rzeczywistością. Nawet jeżeli odbiega od naszych wyobrażeń. W końcu nikt nie obiecywał nam, że będzie łatwo. Ale osobiście wydaje mi się, że te wszystkie kłody rzucane pod nogi naszej ulubionej parze, sprawią, że ich uczucie będzie silniejsze i dojrzalsze.
Leon... Serca nie da się oszukać, choćby nie wiem, co się robiło. Może myślał, że Lara okaże się kimś, kto sprawi, że zapomni o Violi, ale niestety się przeliczył. Szkoda tylko, że oznacza to, że zrani Larę, która mu zaufała. No chyba, że wymyślisz wszystko inaczej xD
W ogóle ten pocałunek Leonetty... Tyle w nim tęsknoty i skrywanego uczucia, które wreszcie dało swój upust! Ta scena chwyciła mnie za serce! No coś przepięknego!
Diego... Cały plan miał wyglądać całkiem inaczej, ale jego serce stanęło o krok przed rozumem i ciekawa jestem, co teraz z tym fantem zrobi... Wydaje mi się, że będzie mrożąca krew w żyłach walka o pannę Casillo... Bo on raczej nie odpuści.
Federico i Naty... Za każdym razem będę Ci pisać, że ich ubóstwiam! To wszystko jest takie czyste, takie nieśmiałe jeszcze... Najcudowniej! Mam nadzieję, że się między nimi rozkręci:)
No i Jackie, ciekawe jak potoczą się jej losy i czy będzie z Pablo?
No... To chyba tyle;p Wiem, że komentarz nie umywa się do tego, co wyżej napisały moje poprzedniczki, ale ja niestety nie umiem wszystkiego ubierać w takie piękne słówka.
Życzę Ci dużo weny i czekam na kolejny prześliczny rozdział!
Ściskam mocno!
Diano, kochanie.
OdpowiedzUsuńZnowu, kolejny raz, nie wiem od czego zacząć. Tak mam. Albo przechodzę od razu do sedna, albo gadam o niczym, tracąc wątek. A tutaj ani jedno, ani drugie wskazane nie jest, za to przydałby się jakiś w miarę rzeczowy komentarz. Nie umiem pisać komentarzy i naprawdę podziwiam osoby, które potrafią się rozpisywać po rozdziałami, że aż miejsca brakuje :)
"Ile krwi tylko ludzie widzą w mojej twarzy, Tyle tylko z mych uczuć dostrzegą w mych pieśniach", powiedział Konrad. A ja? Tyle tylko możesz poznać mojego zachwytu nad twoim talentem, ile zmieszczę w tym lichym komentarzu. A całości nie zmieszczę nawet w kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu obszernych rozdziałach czy pieśniach pochwalnych. Cóż, musisz się zadowolić tą iskierką. ;)
Więc zacznę od początku. A początkiem (w zasadzie - końcem też) jest Violetta. Jej przemyślenia, jej refleksje - wcale ciekawe, jak na taką niepewną istotkę - zamknięte w słowach, między kartkami pamiętnika. To nie jest tania filozofia, którą człowiek pominie bez drgnienia powieki. Nie, trzeba się zatrzymać. Przystanąć na moment i wraz z nią zastanowić. To jest piękne.
Jackie. Uwielbiam tą znienawidzoną przez wielu postać. A ty bardzo dobrze oddałaś jej determinację, jej upór, to cała ona - idzie do celu niemal po trupach, bo życie jej nie oszczędzało. Chyba nie można jej za to potępiać.
"Ta cholerna kobieca intuicja" - te słowa mnie zastrzeliły swoją trafnością. Powieszę je sobie nad łóżkiem. :D
León, Violetta, Diego... Ten dziwaczny trójkąt przewija się wciąż i wciąż, zagadkowy, dziwny, ciekawe, jak to wszystko się rozwiąże. Naprawdę nie mogę się doczekać twojego wyboru - czy będziesz rozsupływać ten iście gordyjski węzeł powoli, ostrożnie, czy też - przetniesz go jednym cięciem miecza, jak Aleksander. To pewnie sobie jeszcze poczekam.
Nie muszę ci chyba mówić po raz enty jak bardzo kocham Naty i Federico. Ty to pewnie doskonale wiesz.
Więc co? Pisz, bo ewidentnie masz wielki talent, a widzę, że i kapryśna wena cię nie opuszcza.
Pozdrawiam serdecznie!
Talunia!
OdpowiedzUsuńMusisz mi wybaczyć, że dopiero teraz komentuję ;(
No więc tak, jak ty to robisz, że mnie się każdy twój rozdział podoba co?
Wywołujesz u mnie tyle pozytywnych emocji, że nawet sobie pewnie nie wyobrażasz.
Fede i Naty, ahh ta dwójka mnie urzekła od samego początku, zawsze z niecierpliwością czekam na każdy twój rozdział i oczekuję że będzie bardzoo długi, bo uwielbiam czytać wszystko co twoje. Fede po raz pierwszy się zarumienił !*.* o matkoo... jakie to urocze musiało być, oni się tak dopełniają, sa tacy, tacy wspaniali!
Leon, Viola no i Diego ehhh ja ich juz nie czaje, są zdeka dziwni, ale uwierz, że jako na jednym z nielicznych blogów to u ciebie najbardziej lubię o nich czytać ;) i niech Leon wie że, Larą się nie pocieszy, bo tylko Viola daje mu szczęście xd
Jackie zakochała się nie szczęśliwe, ale cóż poradzić, w życiu bywa i tak, ale nie trzeba zrezygnować, tylko iść dalej do przodu, a na pewno będzie dobrze ;)
FENOMENALNY i NAJLEPSZY <3
całuję i ściskam:
Maja ;)
Dzisiejszego dnia, po całym tygodniu zmagań w szkole natknęłam się na Twojego bloga który sprawił, że chociaż na chwilę oderwałam się od swoich niewielkich zmartwień. Już od pierwszych słów prologu wiedziałam, iż musi to być jakaś piękna historia. Czytając dalej nie zawiodłam się ; ) Rozdziały pochłonęły mnie całkowicie a wszystko wokół mnie przestało na chwilę istnieć, byłam tylko ja i słowa opowiadania które tak bardzo mnie wciągnęły. To wszystko jest tak przepięknie napisane, aż dech w piersi zapiera. Wszystkie uczucia, emocje, prawda o życiu i problemy z którymi mierzą się bohaterowie opisane z taką precyzją. No po prostu brak mi słów aby opisać jaka jestem zachwycona ;* Chylę czoło przed Twoim wielkim talentem <3 I jeszcze kilka słów na temat powyższego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńVioletta. Na kartki swojego pamiętnika przelewa swoje odczucia dotyczące przeszłości, życia pod kloszem i wszystkich tych uczuć, których nie miała szansy doświadczyć. Jej życie zupełnie się zmieniło gdy poznała smak prawdziwej przyjaźni oraz miłości. Nasze istnienie bez tych wartości byłoby puste. Ciekawa jestem jak wyglądałoby świat bez tych wszystkich rozczarowań i smutków. Myślę, że gdyby nasze istnienie pozbawione było trudów, nie wiedzielibyśmy do końca jak mamy żyć. Trafne jest to, iż "cierpienie uszlachetnia" ponieważ jest nieodłącznym elementem naszej egzystencji, poprzez to uczucie uczymy się jak żyć i przezwyciężać problemy pojawiające się na naszej drodze.
Leon. Miłości i serca nie da się oszukać, choćby bardzo się starał nie potrafiłby zdusić w sobie uczucia, którym darzy Violettę. Będąc z Laurą miał nadzieję, że zdoła zapomnieć o swojej miłości. Wiedział, iż kochanie jej będzie prostsze, bezpieczne ponieważ serce Violetty zawsze było podzielone na pół. Mimo wszystkich przeciwności miłość Leonetty nadal trwa i wyjątkowe uczucie między nimi jest nierozrywalne. Scena ich pocałunku zaskoczyła mnie i wzruszyła ;*
I na deser jeszcze tylko kilka słów o Naty i Fede <3 Jakoś nigdy nie dostrzegłam, że ta dwójka może być dla siebie kimś więcej, a tu proszę pojawia się Twój blog i oryginalny pomysł. Jestem wprost zachwycona tym co wymyśliłaś. Są tacy słodcy a ich uczucie rozkwita jak piękny kwiat ;*
Czekam na więcej więc mam nadzieję, że wena Cię nie opuści <3
Zapraszam na swojego bloga, chociaż nie bo moje wypociny nie mogą się równać z Twoim dziełem <3
Pozdrawiam ;*
Nie wiem od czego zacząć . Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy , więc mam nadzieje , że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze : Jesteś niezwykła . Wyjątkowa . Nigdy jeszcze nie spotkałam się z takim rodzajem opowiadania .
Jest inne od reszty
Już od dawna chciałam je przeczytać , ale ciągle nie miałam czasu . Dziś się zawziełam i przeczytałam od deski do deski .
Jak przeczytałam fragment o ich pocałunku to zaczęłem piszczeć ze szcześcia . To było niesamowite . Do tej pory szczerze się jak głupia
Naty i Federico ? Jeszcze nie spotkałam takiego połączenia . Praktycznie wszędzie jest Naxi . Nie chcę nikogo obrażac , bo też ich lubię , ale ty dałaś taki orginalny pomysł , że jestem zaskoczona .
Wątek Angie jest chyba moim zdaniem najlepszy . Nie wiem czemu , ale tak mi się fajnie czyta i zanim się orientuję , to on się kończy :D
Szkoda , że Fran wyjeżdza . Mam ochotę płakać ;(
To chyba by było na tyle
Rozpisałam się , ale musiałam się podzielić z Tobą moimi wrażeniami .
Piszesz bajecznie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;***