,,Znajduję się w jakimś
pomieszczeniu. Wszystko spowite jest nieograniczonym, bezkresnym mrokiem. Nie
widzę nic. Zupełnie nic. Zaczynam się bać. Nasłuchuję. Pragnę usłyszeć jakiś
dźwięk, oznakę czyjejś obecności. Nie słyszę nic. Zupełnie nic. Strach staje się
coraz większy. Moje serce przyspiesza. Nerwowo się obracam. Szukam
jakiegokolwiek punktu odniesienia. Jednak nic z tego. Lęk wciąż narasta. Boję
się, bardzo się boję. Wytężam każdy mój zmysł. Napinam wszystkie mięśnie. Każda
komórka mojego ciała zaczyna pracować. Staram się cokolwiek poczuć. Odgłos,
dźwięk, zapach... Nie czuję nic. Zupełnie nic. Zupełnie tak jak gdybym
znajdowała się w próżni. Próżni, z której nie sposób się wydostać. Kompletnie
odizolowana od świata. Odizolowana od wszystkiego. Podejmuję kolejną próbę.
Ostatkami sił staram się dostrzec jakiś, choćby najmniejszy, znak. Biegnę.
Biegnę przed siebie. Coraz szybciej, ale zwalniam. Nogi odmawiają mi
posłuszeństwa. Zatrzymuję się. Staję w miejscu. Rozglądam się. Nic. Nic poza
ciemnością. Mam wrażenie, że przenika moje ciało. Czuję ból. Doświadczam go
podświadomie. Przeszywa mnie na wskroś. Jednak po chwili przeistacza się w inne
uczucie. Uczucie niezaprzeczalnie gorsze. Bezsilność. Łzy same zaczynają
spływać po moich policzkach. Najpierw powoli, jedna za drugą. Później coraz
szybciej i szybciej. Teraz to już nie są pojedyncze łzy. Spływają strumieniami.
Moja twarz jest wilgotna. Nagle już wcale nie czuję łez. Przestaję czuć
cokolwiek. Próbuję dotknąć dłońmi twarzy. Nie mogę. Zaczynam tracić zmysły. Nie
mogę się ruszyć. Coś mnie blokuje. Blokuje każdy mój gest, nawet najdrobniejsze
drgnięcie. Nie wiem co się dzieje. Tracę kontrolę, tracę świadomość. Moje
powieki mimowolnie opadają. Kończyny stają się bezwładne. Wszystko wokoło
zaczyna się obracać. Czuję jak gdybym za chwilę miała osunąć się na ziemię.
Boję się. Coraz bardziej się boję. Serce zachowuje się jakby miało zaraz
wyskoczyć. Puls staje się coraz szybszy. Grunt pod moimi stopami zaczyna się
chwiać. Odpływam. Jednak wtedy słyszę głos.
Zdradzę ci, że bez ciebie nie mogę żyć.
Światłem na drodze jesteś dla mnie.
Odkąd moja dusza cię zobaczyła.
Twoja słodycz mnie opanowała.
Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar.
Jest w nim coś takiego. Przyjemne
ciepło, które od niego bije, sprawia, że zaczynam odzyskiwać kontrolę. Czuję
czyjeś dłonie na swoich ramionach. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po całym
moim ciele. To jak gorąca fala przyjemności. Teraz już się nie boję. Czuję się
bezpieczna. Otwieram oczy. Światło. Delikatnie je mrużę. Mój wzrok jest
nieprzyzwyczajony. Po chwili już otwieram je zupełnie. Widzę. Widzę drzewa,
kwiaty, trawę. Widzę kolory. Całą gamę najróżniejszych barw. Czuję zapach
kwiatów, ich woń, która unosi się w powietrzu. Słyszę. Słyszę śpiew ptaków. To
zupełnie jak cicha melodia. Melodia, którą stworzyła natura. Jest też on.
Przede wszystkim on. Był, jest i będzie. Wiem to na pewno. Siedzi tuż koło
mnie. Obejmuje ramieniem. Zupełnie tak, jak gdyby chciał bronić mnie przed
całym złem tego świata, jednocześnie dając mi wolność. Opieram głowę na jego
ramieniu. Czuję się bezpieczna. On daje mi największe poczucie bezpieczeństwa.
Bezpieczeństwa i swobody.
Tyle czasu
chodząc z tobą.
Pamiętam dzień w którym cię poznałam.
Miłość we mnie urodziła się.
Twój uśmiech mnie nauczył,
Że za chmurami zawsze będzie słońce.
Pamiętam dzień w którym cię poznałam.
Miłość we mnie urodziła się.
Twój uśmiech mnie nauczył,
Że za chmurami zawsze będzie słońce.
Unoszę lekko głowę. Tak, żeby
moje usta znalazły się tuż koło jego ucha. Słowa same przychodzą. Wypływają z
moich ust, niczym strumień.
Czujemy to
oboje...
Patrzy na mnie.
...serce nam
to mówi.
Pogrążam się w jego pięknych,
zielonych oczach.
Ucho słyszy
delikatny nasz szept.
Jesteśmy coraz bliżej siebie.
Chcę patrzeć
na ciebie
Chcę śnić o tobie
Chcę śnić o tobie
Przeżyć z
tobą...
Nasze usta dzielą centymetry.
...każdą
chwilę.
To stwierdzenie przychodzi samo.
Zupełnie jak gdyby było oczywiste. Tak jest.
Chcę cię
przytulić
Chcę cię pocałować
Chcę cię mieć blisko mnie.
Przecież miłość jest tym co czuję.
Jesteś wszystkim dla mnie.
Chcę cię pocałować
Chcę cię mieć blisko mnie.
Przecież miłość jest tym co czuję.
Jesteś wszystkim dla mnie.
Już prawie czuję dotyk jego
ciepłych warg. Pragnę jego bliskości. Pożądam go. Każda komórka mojego ciała,
chce być blisko niego. Sekunda, ułamek sekundy... - w tym momencie otwieram
oczy. To był tylko sen. Kolejny sen. Nie mogę przestać o nim myśleć. Pojawia
się wszędzie. W mojej głowie, moich myślach, moich snach... Tak bardzo za nim
tęsknię, tak bardzo go potrzebuję. Tylko przy nim wiem, że jestem, że istnieję.
Sprawił, że odnalazłam swoje miejsce. Przy nim nie czuję się zagubiona, ani
niepewna. Przy nim jestem sobą. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że Twoje miejsce
jest tam, gdzie jest twoje serce... Teraz to wiem, ale to niestety za późno... Sama
do tego doprowadziłam. Przez swoje niezdecydowanie, brak szczerości, zaufania. Dokonałam
kilku niewłaściwych wyborów. A przecież teraz, wszystko mogłoby wyglądać
zupełnie inaczej. Leon zawsze przy mnie był, wspierał, pocieszał. Był dla mnie.
A ja? Kiedyś nie potrafiłam tego docenić. A teraz jest już za późno..." - Violetta
wstała z łóżka i podeszła do okna. Zamknęła oczy. Promienie słońca, które
właśnie chowało się za horyzontem, delikatnie pieściły jej twarz. Uwielbiała
to. Wtedy przenosiła się do własnego świata. Świata, w którym nie było żadnych
ograniczeń, a wszystkie marzenia i pragnienia stawały się rzeczywistością. Tam
nie musiała się niczego obawiać, nie było cierpienia, kłamstw, tęsknoty. Była
tylko ona i on. On. Szatyn o zielonych oczach i olśniewającym uśmiechu. Leon.
Jej Leon. Kiedyś... - pomyślała. Ale
szybko odegnała od siebie tę myśl. Los jest niezwykle przewrotny, a życie pisze
różne scenariusze. Czasami osoby, które, mogłoby się wydawać, nie odegrają w naszym
życiu żadnej istotnej roli, staja się jego sensem. Przewracają nasz świat do
góry nogami. Bo nikt, tak naprawdę, nie wie, co go czeka. Kto pojawi się na
jego drodze. Czy jego życie będzie jak prosta ścieżka, wiodąca do celu, bez
żadnych większych przeszkód. Czy wręcz na odwrót. A może jego życie będzie
niczym labirynt, pełne przeciwności i trudnych wyborów. Jedno jest pewne. Każdy
jest kowalem własnego losu. Kształtujemy go podejmując, z pozoru nic
nieznaczące decyzje, które w rzeczywistości mogą wpłynąć na jego bieg. Ona
teraz wszystko zrobiłaby inaczej. Nie zastanawiałaby się nad niczym. Zawsze
wybrałaby jego. Jednak, teraz już było za późno...
Życie to nieustanna walka. Cały
czas mierzymy się z różnymi przeszkodami. Czasami są one małe, a czasami przybierają
postać ogromnego muru, którego, zdawałoby się, nie można pokonać. Jednak jak
się okazuje, z każdej sytuacji, można znaleźć wyjście. Najważniejsze to nie
poddawać się. Iść do przodu, nie zwracając uwagi na drobne niepowodzenia. Po
każdym upadku należy szybko wstać i wyciągnąć z niego wnioski. Bo prawda jest
taka, że zwycięstwo uczy nas wiele, ale porażka jeszcze więcej. Jak to mówią -
trening czyni mistrza. Dlatego właśnie, ten kto raz upadł, jeśli się podniesie,
wie więcej od tego, który wciąż jest jeszcze przed upadkiem. Cała sztuka polega
na tym, aby umieć powstać i wciąż walczyć. Jeśli czegoś pragniemy, dążmy do
tego, starajmy się to osiągnąć. Jeśli natomiast kogoś kochamy, róbmy wszystko,
aby zagwarantować mu bezpieczeństwo i miłość, jednakże dając mu przy tym
wolność. Bądźmy dla nie niego, bez względy na wszystko.
On tak właśnie postąpił. Był przy
niej. Zawsze, gdy go potrzebowała. Nigdy nie naciskał, chociaż tak bardzo
chciał, aby to właśnie jego wybrała. Odkąd pojawiła się w jego życiu, stał się
lepszym człowiekiem. Odnalazł samego siebie. Prawdziwego Leona. Tego, który
potrafi się zaangażować, poświęcić, który daje z siebie wszystko, ale przede
wszystkim potrafi kochać. Szczerze kochać. Tak bezinteresownie, nie oczekując w
zamian niczego, poza odwzajemnieniem uczucia. Przecież niejednokrotnie
powtarzał jej, że może na niego liczyć, bez względu na to, jaką podejmie
decyzję, kogo wybierze. A dlaczego? Dlatego, że ją kochał. Była dla niego
najważniejsza, a jej szczęścia pragnął bardziej niż swojego. Bo na tym właśnie
polega miłość. Pragnął już zawsze być przy niej, móc ją chronić, czuć jej
zapach, dotyk jej delikatnych dłoni, głaszczących jego policzek, móc z bliska
podziwiać te piękne czekoladowe oczy. Chciał czuć smak jej ciepłych pełnych
warg. Było tyle rzeczy, które tak bardzo w niej cenił. Począwszy właśnie od
oczu. Mógł w nie patrzeć godzinami. Podziwiać głębię ich koloru. Rozpływać się
pod wpływem jej wzroku. Nosek - lekko zadarty, który uroczo się marszczył,
zawsze kiedy się złościła bądź cieszyła. Poprzez usta, włosy, delikatne rysy
twarzy, długie nogi... Ale tym co najbardziej go w nim urzekło, był jej
niesamowity charakter. Była niczym anioł. Dobra, bezinteresowna, pragnąca
pomagać innym. No i ten głos. Aksamitny. Uwielbiał słuchać, gdy śpiewała. Wtedy
wydawała mu się najpiękniejsza. Była spełnieniem jego wszystkich marzeń.
Pojawił się tylko jeden problem. A właściwie dwa problemy. Heredia i Hernandez,
którzy zawzięcie próbowali zniszczyć to wszystko, nad czym on tak długo
pracował. To, co stworzył od podstaw. Bezczelnie wtargnęli z brudnymi buciorami
w jego życie i sprawili, że stracił równowagę. Nie mógł już tak dłużej. Chciał
wreszcie zaznać szczęścia. Nie musieć martwić się każdego dnia. Toczyć walki. Próbował
zapomnieć, osunąć się na bok, ale nie umiał. Nie potrafił być z dala od niej,
znieść tego dystansu. Pragnął być blisko niej, bo tylko ona potrafiła dać mu
szczęście.
Nacisnął dzwonek. Po chwili
usłyszał kroki. Delikatne, lekkie. Wiedział, że to ona. Poruszała się z taką
gracją i lekkością jak nikt inny. Zupełnie jakby unosiła się nad podłożem.
- Tak...? - drzwi uchyliły się,
wypuszczając przy tym światło na zewnątrz. Dziewczyna zamarła. Nie spodziewała
się zobaczyć właśnie jego, nawet jeśli tak bardzo tego chciała. Stanęła jak wryta.
Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Wiedziała, ze jeśli zacznie mówić, jej
głos może się załamać, a po jej policzkach mogą zacząć płynąć łzy. A na to na
pewno nie mogła sobie pozwolić.
- Możemy porozmawiać? - podrapał
się lekko po karku. Był niepewny. Obwiał się jej reakcji, po ostatnim
zdarzeniu. Bo nawet jeśli było to najlepszą rzeczą, która spotkała go po ich
rozstaniu, nie wiedział przecież, ile to znaczyło dla niej.
- Wejdź. - przesunęła się,
umożliwiając tym samym chłopakowi, wejście do środka. - Jestem sama. - zajęła
miejsce na krzesełku, które stało przy stole. Nogi same się pod nią uginały.
Nie ufała im.
- Chciałem cię przeprosić... No
wiesz, za tamto wtedy. Nie powinienem był... - zrobił to samo. Teraz siedzieli
na przeciw siebie. Atmosfera stawała się tak gęsta, że jeszcze trochę, a można
byłoby ją kroić nożem.
- Nie ma za co. Naprawdę. To ja
nie powinnam była...
- Daj spokój. - bezwiednie
dotknął jej dłoni. Wtedy oboje znów poczuli ten przyjemny dreszcz, ciepło,
które ogarniało ich całe ciało. - Wybacz. - zabrał rękę.
- Leon...
- Nie Violu. Ja już tak dłużej
nie mogę, nie umiem. Nie umiem być daleko od ciebie. Jesteś dla mnie zbyt
ważna. Nie chcę cię stracić. Potrzebuję cię. - wstał. - Przepraszam cię za
wszystko. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj, zawsze. Bez względu
na wszystko, będę dla ciebie. - teraz czekał na jej ruch.
- Ja też cię potrzebuję. - w
mgnieniu oka znalazła się tuż obok niego. Spojrzała mu w oczy. Czuła teraz jego
ciepły oddech, na swojej twarzy. I zapach jego perfum, które tak bardzo
uwielbiała. - Przytul mnie. - tego nie musiała drugi raz powtarzać. Chłopak
zamknął ją w swoich silnych ramionach. Czuła się wolna, po raz pierwszy od tak
długiego czasu. On gwarantował jej bezpieczeństwo. Schowała głowę w zagłębieniu
na jego szyi. Nie wytrzymała. Pojedyncze łzy spłynęły po jej policzkach. Jednak
wcale nie były to łzy smutku. Razem z nimi dała upust wszystkim tym emocjom i
obawom kłębiącym się w jej głowie.
- Już dobrze księżniczko, już
dobrze. Jestem przy tobie. - poczuł jak cała się trzęsie. Przytulił ją mocniej.
Chciał, żeby wiedziała, że ma w nim oparcie. Była jego księżniczką i nie mógł
patrzeć jak cierpi. Bo gdy ona cierpiała, on cierpiał razem z nią. Chciał
zapewnić jej bezpieczeństwo. Była dla niego najważniejsza. - I zawsze będę.
Obiecuję ci to. - pogładził delikatnie
jej włosy. Szlochanie stawało się coraz cichsze, a oddech bardziej umiarkowany.
Uspokoiła się. - to stwierdzenie
wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Dziękuję. - teraz była już
pewna swojego uczucia. W zupełności. Kochała go. Najbardziej na świecie. Nawet
jeśli nie mogli być razem, przynajmniej miała go przy sobie. Jego bliskość
dawała jej siłę. Każde z nich przy tym drugim, uczyło się na nowo żyć.
Życie wciąż stawia na naszej
drodze przeszkody, rzuca kłody pod nasze nogi. Los, swoją przewrotnością, na
każdym kroku uświadamia nam, że nie możemy być niczego pewni. Wszystko, na co
tak ciężko pracowaliśmy, może w jednej chwili, obrócić się w nicość. To, co
wydawałoby się, jest w zasięgu naszej ręki, może stać się tak nie realne, tak
nieosiągalne. W jednym momencie, cały nasz świat może lec w gruzach, stracić
wszystkie swoje kolory. A wtedy otaczająca nas rzeczywistość staje się zupełnie
szara, a my nie umiemy już być szczęśliwi, czerpać przyjemności. Pogrążamy się
wtedy we własnym, wyimaginowanym świecie, budujemy gruby mur, którego zburzenie
jest praktycznie niemożliwe. Chcemy się za nim ukryć, uciec przed cierpieniem,
bólem, smutkiem... Jednak, tak naprawdę, zamykając się na innych, cierpimy
jeszcze bardziej. Tworząc bariery, zamykamy się na pomoc i wsparcie. Pomoc i
wsparcie, które są nam tak bardzo, w danym momencie, potrzebne. Sami stajemy
się dla siebie utrudnieniem. Sami odbieramy sobie szansę.
Z impetem trzasnęła drzwiami,
poczym osunęła się na ziemię. Ukryła twarz w dłoniach. Zaczęła szlochać. Łzy
same spływały po jej policzkach. Już dłużej tak nie mogła, nie była w stanie. Nie
chciała wyjeżdżać. To tutaj było jej miejsce. To tutaj odkryła swoją pasję,
poznała przyjaciół i Marco. W tym momencie ból jeszcze mocniej ścisnął jej
serce. W myślach ponownie pojawił się jego wizerunek. Ciemne włosy i piękne,
brązowe oczy, które tak bardzo uwielbiała. Uwielbiała w nim wszystko. To jak
się uśmiechał, jak śpiewał, jak mówił. Kochała chwile, kiedy byli tylko we
dwoje. Tylko ona i on. I nikt więcej. Nie liczyło się nic poza nimi. Byli dla
siebie najważniejsi. Dlaczego więc wszystko musiało się popsuć? Dlaczego
wszystkie jej marzenia, plany i zamiary musiały prysnąć, zupełnie jak mydlana
bańka? Przecież tak długo szukała swojego księcia. A teraz, gdy wreszcie go
odnalazła, musiała wyjechać. Dzwonek telefonu przerwał jej ciche łkanie.
Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił już siódmy raz, a ona nie odważyła się
odebrać. Nie dała rady, nie mogła pozwolić, żeby usłyszał jak płacze. Dobrze
wiedziała, że dla niego jest to równie ciężkie jak dla niej, dlatego nie mogła
rozmawiać z nim w takim stanie. Musiała być dla niego oparciem. Przybierać
dobrą minę do złej gry. Bo jeśli kogoś naprawdę kochamy, jego dobro jest dla
nas ważniejsze, nawet od własnego.
Kolejna nieudana próba. Zrezygnowany brunet wsunął
telefon do tylniej kieszeni ciemnych, lekko wytartych jeansów. Spojrzał na
księżyc odbijający się w gładkiej tafli jeziora. Lubił tutaj przebywać. W
szczególności o tej porze. Przecież właśnie tu pierwszy raz się pocałowali.
Wciąż czuł smak jej ciepłych delikatnych warg, zapach jej włosów, dotyk jej
skóry. Doskonale pamiętał te słodkie rumieńce, które zagościły na jej twarzy,
kiedy się od siebie oderwali. Mimowolnie się uśmiechnął. Powracał do tej chwili
zawsze, gdy za nią tęsknił, zawsze kiedy nie było jej blisko niego. Każdy dzień
bez niej, był dniem straconym. Bo to właśnie ona nadawała jego życiu sens. Ona
ze swoim wybuchowym, włoskim temperamentem i nieugiętością, ale również
dobrocią i chęcią pomocy innym. Z pozoru, mogłoby się wydawać twarda i
niezależna, w środku jednak krucha i delikatna. Jej osobowość wciąż stanowiła
dla niego zagadkę, fascynowała go, a jego jedynym marzeniem było móc zagłębiać
się w jej wnętrzu, odkrywać nowe, niepoznane dotąd, przez niego, zakamarki jej
duszy. To trochę tak jakby odkrywał nowe
lądy. - tak, podczas każdej wspólnej rozmowy, czuł nutę ekscytacji,
podniecenia, fascynacji...
Dawała mu siłę. Sprawiała, że
każdego dnia, zasypiał z nadzieją na nowe, lepsze jutro i budził się z szerokim
uśmiechem na twarzy. Dzięki niej odnalazł swoje miejsce i sens życia. Sens,
którym była ta drobna, śliczna Włoszka.
Wciąż nie mógł zrozumieć tego, co
się wydarzyło. Dlaczego właśnie teraz? Teraz, gdy próbował na nowo ułożyć sobie
życie. Nie chciał o niej zapomnieć. Nie, taka myśl nawet nie przyszła mu do
głowy. Nie po tym wszystkim, co razem przeżyli. Nie po tych wszystkich wspólnie
spędzonych chwilach, prześmianych godzinach, przegadanych nocach. Razem
dorastali, razem przeżywali wszystkie trudne chwile, stawiali czoła wszystkim
przeciwnościom losu, które pojawiały się na ich drodze. Zawsze byli bardzo
blisko, a po śmierci jej ojca jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Wtedy go
potrzebowała, a on przy niej był. Wiedział, że musi ją wspierać, służyć jej
pomocną dłonią, ramieniem. Tak bardzo bolało go, gdy cierpiała, ale zdawał
sobie sprawę z tego, że musi być silny. Musi być silny dla niej. Chciał być dla
niej chociaż w połowie tak ważny, jak ona była dla niego. Angeles. Anioł. Tak,
niezaprzeczalnie była jego aniołem. Już w momencie, gdy po raz pierwszy
pojawiła się w jego życiu, wniosła w nie światło. Światło i radość. Wartości
tak rzadkie i tak unikalne w ówczesnym świecie. Chociaż znał ją tak długo,
zawsze, gdy na nią patrzył, zdumiewał go bijący od niej blask. Było w niej coś
innego, coś, czym zyskiwała sobie sympatię ludzi, coś czym zaskarbiała sobie
miejsce w ich sercach. Zdecydowanie nie była zwyczajna. Była wyjątkowa. Z nią,
nawet najbardziej szary i nieciekawy dzień, stawał się kolorowy, nabierał barw.
To właśnie za to ją pokochał. Za jej cudowną osobowość. Za to jaką była osobą. Ciepłą,
dobrą, uczynną, pełna pozytywnej energii, pragnącą nieść innym pomoc. Nie
umiała przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia. Nigdy nikogo nie oceniała.
Zawsze każdego wysłuchała, każdemu służyła dobrą radą, wsparciem. W jej
uśmiechu odnajdował nadzieję. Dzięki niej wiedział, że za chmurami zawsze kryje
się słońce.
- Pablo... - głos Jackie
przywrócił go do rzeczywistości. - Mam wrażenie, że wcale mnie nie słuchasz.
Jesteś dzisiaj jakiś nieobecny. Coś się stało?
- Nie, tylko ci się wydaje. -
posłał jej promienny uśmiech, po czym delikatnie ujął jej dłoń. Nie chciał
sprawić jej przykrości. Była ostatnią osobą, którą chciałby skrzywdzić. Dawała
mu tak wiele. Obdarowywała go miłością, przyjaźnią, wsparciem. To dzięki niej
poczuł jak to jest być dla kogoś najważniejszym. Jednak, czy on był w stanie
zagwarantować to samo? Czy potrafił oddać jej całe swoje serce? Chociaż
odpowiedź na te pytania była dla niego oczywista, on wciąż starał się nie
dopuścić jej do siebie. Wiedział, że nie wróży ona nic oprócz cierpienia.
- Na pewno? - spojrzała na niego
badawczo. - Przecież widzę, że cos cię gryzie. - wstała z krzesła i stanęła tuż
za nim. Zaczęła wodzić rękoma po jego ramionach. Jej dotyk go uspokajał.
- Wybacz, to przez ten jubileusz.
Bardzo się stresuję. Nie chcę zawieść Antonio. To dla niego bardzo ważny dzień,
zresztą dla całego Studio. Wszystko pójść idealnie, musi być dopięte na ostatni
guzik...
- I jestem pewna, że tak właśnie
będzie. Wszyscy włożyliśmy w to dużo pracy i serca. Zrobiliśmy wszystko, co
było możliwe. Uwierz w siebie, uwierz w dzieciaki. One też dużo ćwiczyły. Zaufaj
im, zaufaj mi, a przede wszystkim zaufaj samemu sobie. Jesteś cudownym
dyrektorem i jeszcze lepszym nauczycielem. Musisz mieć tego świadomość. -
kucnęła tuż na przeciwko niego. - Nie jesteś sam. Nigdy o tym nie zapominaj. -
delikatnie musnęła wargami jego usta.
- Postaram się. - kąciki jego ust
uniosły się w lekkim uśmiechu. Jednak nie był on do końca szczery. Za każdym
razem, kiedy pozwolił jej się do siebie zbliżyć, wyrzuty sumienia stawały się
coraz bardziej odczuwalne. Była dla niego taka dobra, zawsze starała się dodać
mu otuchy, a on nawet nie wiedział, czy jest w stanie odwzajemnić jej uczucie.
.........................................................................................................
Moi kochani, na początek chciałabym z całego serca przeprosić Was za to, ze tak długo nie publikowałam rozdziału. Sama nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Chyba przechodzę jakiś kryzys. Brak weny bardzo daje mi się we znaki. Postaram się, żeby to się już nigdy więcej nie powtórzyło, ale nie mogę Wam niczego obiecać. Przepraszam. Pamiętajcie, że Was kocham <3
W tym jakże szczególnym okresie, życzę Wam wszystkiego najlepszego. Zdrowych, rodzinnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia, pełnych miłości, radości, serdeczności. Spędzonych w gronie najbliższych. Życzę Wam również bogatego Mikołaja i całej góry prezentów. Niech ten rok 2014 będzie dla Was okresem spełnienia marzeń, osiągania wyznaczonych celów, a przede wszystkim pełen szczęścia i radości, no i oczywiści zdrowia, bo ono jest najważniejsze ;)
Chciałabym również podziękować kilku osobom, dzięki którym każdy mój dzień staje się wyjątkowy. Wiedzcie jak bardzo Was kocham ;* Adze - mojej osobistej i najwspanialszej Violce, za to, że po prostu, najzwyczajniej na świecie, jest, zawsze mnie wspiera, pociesza i daje mi nadzieję, zawsze gdy zaczynam ją tracić. Aguś, wiedz, że zawsze będę Cię kochać. Ty jesteś moja i zawsze będziesz. Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez Ciebie <3 Mai - Leon bardzo, bardzo kochać Will, Wil być najukochańsze dziecko Leon xD Majeńko Ty moja najdroższa, jesteś cudowna, pamiętaj o tym zawsze i wszędzie. Omomomom, tak bardzo Cię kocham. Wiem, że znamy się dość krótko, ale już zdążyłaś na stałe zagościć w moim serduszku ;* Marcie - która jest moim Marcioszkiem i dzień w dzień buduje moją pewność siebie. Moje MOŚKI, tak bardzo Was kocham ;***
A, że święta to czas dawania, ja również mam dla Was małą niespodziankę - Nigdy nie trać nadziei. To ostatni klucz, który otwiera drzwi. Oto mój nowy blog. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Już wkrótce powinien pojawić się prolog ;)
Wasza Diana <3