wtorek, 24 grudnia 2013

Capítulo once - ,,Ilora si quieres" (,,Ven y canta")

,,Znajduję się w jakimś pomieszczeniu. Wszystko spowite jest nieograniczonym, bezkresnym mrokiem. Nie widzę nic. Zupełnie nic. Zaczynam się bać. Nasłuchuję. Pragnę usłyszeć jakiś dźwięk, oznakę czyjejś obecności. Nie słyszę nic. Zupełnie nic. Strach staje się coraz większy. Moje serce przyspiesza. Nerwowo się obracam. Szukam jakiegokolwiek punktu odniesienia. Jednak nic z tego. Lęk wciąż narasta. Boję się, bardzo się boję. Wytężam każdy mój zmysł. Napinam wszystkie mięśnie. Każda komórka mojego ciała zaczyna pracować. Staram się cokolwiek poczuć. Odgłos, dźwięk, zapach... Nie czuję nic. Zupełnie nic. Zupełnie tak jak gdybym znajdowała się w próżni. Próżni, z której nie sposób się wydostać. Kompletnie odizolowana od świata. Odizolowana od wszystkiego. Podejmuję kolejną próbę. Ostatkami sił staram się dostrzec jakiś, choćby najmniejszy, znak. Biegnę. Biegnę przed siebie. Coraz szybciej, ale zwalniam. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zatrzymuję się. Staję w miejscu. Rozglądam się. Nic. Nic poza ciemnością. Mam wrażenie, że przenika moje ciało. Czuję ból. Doświadczam go podświadomie. Przeszywa mnie na wskroś. Jednak po chwili przeistacza się w inne uczucie. Uczucie niezaprzeczalnie gorsze. Bezsilność. Łzy same zaczynają spływać po moich policzkach. Najpierw powoli, jedna za drugą. Później coraz szybciej i szybciej. Teraz to już nie są pojedyncze łzy. Spływają strumieniami. Moja twarz jest wilgotna. Nagle już wcale nie czuję łez. Przestaję czuć cokolwiek. Próbuję dotknąć dłońmi twarzy. Nie mogę. Zaczynam tracić zmysły. Nie mogę się ruszyć. Coś mnie blokuje. Blokuje każdy mój gest, nawet najdrobniejsze drgnięcie. Nie wiem co się dzieje. Tracę kontrolę, tracę świadomość. Moje powieki mimowolnie opadają. Kończyny stają się bezwładne. Wszystko wokoło zaczyna się obracać. Czuję jak gdybym za chwilę miała osunąć się na ziemię. Boję się. Coraz bardziej się boję. Serce zachowuje się jakby miało zaraz wyskoczyć. Puls staje się coraz szybszy. Grunt pod moimi stopami zaczyna się chwiać. Odpływam. Jednak wtedy słyszę głos.

Zdradzę ci, że bez ciebie nie mogę żyć.
Światłem na drodze jesteś dla mnie.
Odkąd moja dusza cię zobaczyła.
Twoja słodycz mnie opanowała.
Kiedy jestem z tobą zatrzymuje się zegar.

Jest w nim coś takiego. Przyjemne ciepło, które od niego bije, sprawia, że zaczynam odzyskiwać kontrolę. Czuję czyjeś dłonie na swoich ramionach. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po całym moim ciele. To jak gorąca fala przyjemności. Teraz już się nie boję. Czuję się bezpieczna. Otwieram oczy. Światło. Delikatnie je mrużę. Mój wzrok jest nieprzyzwyczajony. Po chwili już otwieram je zupełnie. Widzę. Widzę drzewa, kwiaty, trawę. Widzę kolory. Całą gamę najróżniejszych barw. Czuję zapach kwiatów, ich woń, która unosi się w powietrzu. Słyszę. Słyszę śpiew ptaków. To zupełnie jak cicha melodia. Melodia, którą stworzyła natura. Jest też on. Przede wszystkim on. Był, jest i będzie. Wiem to na pewno. Siedzi tuż koło mnie. Obejmuje ramieniem. Zupełnie tak, jak gdyby chciał bronić mnie przed całym złem tego świata, jednocześnie dając mi wolność. Opieram głowę na jego ramieniu. Czuję się bezpieczna. On daje mi największe poczucie bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa i swobody.

Tyle czasu chodząc z tobą.
Pamiętam dzień w którym cię poznałam.
Miłość we mnie urodziła się.
Twój uśmiech mnie nauczył,
Że za chmurami zawsze będzie słońce.

Unoszę lekko głowę. Tak, żeby moje usta znalazły się tuż koło jego ucha. Słowa same przychodzą. Wypływają z moich ust, niczym strumień.

Czujemy to oboje...

Patrzy na mnie.

...serce nam to mówi.

Pogrążam się w jego pięknych, zielonych oczach.

Ucho słyszy delikatny nasz szept.

Jesteśmy coraz bliżej siebie.

Chcę patrzeć na ciebie
Chcę śnić o tobie
Przeżyć z tobą...

Nasze usta dzielą centymetry.

...każdą chwilę.

To stwierdzenie przychodzi samo. Zupełnie jak gdyby było oczywiste. Tak jest.

Chcę cię przytulić
Chcę cię pocałować
Chcę cię mieć blisko mnie.
Przecież miłość jest tym co czuję.
Jesteś wszystkim dla mnie.

Już prawie czuję dotyk jego ciepłych warg. Pragnę jego bliskości. Pożądam go. Każda komórka mojego ciała, chce być blisko niego. Sekunda, ułamek sekundy... - w tym momencie otwieram oczy. To był tylko sen. Kolejny sen. Nie mogę przestać o nim myśleć. Pojawia się wszędzie. W mojej głowie, moich myślach, moich snach... Tak bardzo za nim tęsknię, tak bardzo go potrzebuję. Tylko przy nim wiem, że jestem, że istnieję. Sprawił, że odnalazłam swoje miejsce. Przy nim nie czuję się zagubiona, ani niepewna. Przy nim jestem sobą. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że Twoje miejsce jest tam, gdzie jest twoje serce... Teraz to wiem, ale to niestety za późno... Sama do tego doprowadziłam. Przez swoje niezdecydowanie, brak szczerości, zaufania. Dokonałam kilku niewłaściwych wyborów. A przecież teraz, wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Leon zawsze przy mnie był, wspierał, pocieszał. Był dla mnie. A ja? Kiedyś nie potrafiłam tego docenić. A teraz jest już za późno..." - Violetta wstała z łóżka i podeszła do okna. Zamknęła oczy. Promienie słońca, które właśnie chowało się za horyzontem, delikatnie pieściły jej twarz. Uwielbiała to. Wtedy przenosiła się do własnego świata. Świata, w którym nie było żadnych ograniczeń, a wszystkie marzenia i pragnienia stawały się rzeczywistością. Tam nie musiała się niczego obawiać, nie było cierpienia, kłamstw, tęsknoty. Była tylko ona i on. On. Szatyn o zielonych oczach i olśniewającym uśmiechu. Leon. Jej Leon. Kiedyś... - pomyślała. Ale szybko odegnała od siebie tę myśl. Los jest niezwykle przewrotny, a życie pisze różne scenariusze. Czasami osoby, które, mogłoby się wydawać, nie odegrają w naszym życiu żadnej istotnej roli, staja się jego sensem. Przewracają nasz świat do góry nogami. Bo nikt, tak naprawdę, nie wie, co go czeka. Kto pojawi się na jego drodze. Czy jego życie będzie jak prosta ścieżka, wiodąca do celu, bez żadnych większych przeszkód. Czy wręcz na odwrót. A może jego życie będzie niczym labirynt, pełne przeciwności i trudnych wyborów. Jedno jest pewne. Każdy jest kowalem własnego losu. Kształtujemy go podejmując, z pozoru nic nieznaczące decyzje, które w rzeczywistości mogą wpłynąć na jego bieg. Ona teraz wszystko zrobiłaby inaczej. Nie zastanawiałaby się nad niczym. Zawsze wybrałaby jego. Jednak, teraz już było za późno...
Życie to nieustanna walka. Cały czas mierzymy się z różnymi przeszkodami. Czasami są one małe, a czasami przybierają postać ogromnego muru, którego, zdawałoby się, nie można pokonać. Jednak jak się okazuje, z każdej sytuacji, można znaleźć wyjście. Najważniejsze to nie poddawać się. Iść do przodu, nie zwracając uwagi na drobne niepowodzenia. Po każdym upadku należy szybko wstać i wyciągnąć z niego wnioski. Bo prawda jest taka, że zwycięstwo uczy nas wiele, ale porażka jeszcze więcej. Jak to mówią - trening czyni mistrza. Dlatego właśnie, ten kto raz upadł, jeśli się podniesie, wie więcej od tego, który wciąż jest jeszcze przed upadkiem. Cała sztuka polega na tym, aby umieć powstać i wciąż walczyć. Jeśli czegoś pragniemy, dążmy do tego, starajmy się to osiągnąć. Jeśli natomiast kogoś kochamy, róbmy wszystko, aby zagwarantować mu bezpieczeństwo i miłość, jednakże dając mu przy tym wolność. Bądźmy dla nie niego, bez względy na wszystko.
On tak właśnie postąpił. Był przy niej. Zawsze, gdy go potrzebowała. Nigdy nie naciskał, chociaż tak bardzo chciał, aby to właśnie jego wybrała. Odkąd pojawiła się w jego życiu, stał się lepszym człowiekiem. Odnalazł samego siebie. Prawdziwego Leona. Tego, który potrafi się zaangażować, poświęcić, który daje z siebie wszystko, ale przede wszystkim potrafi kochać. Szczerze kochać. Tak bezinteresownie, nie oczekując w zamian niczego, poza odwzajemnieniem uczucia. Przecież niejednokrotnie powtarzał jej, że może na niego liczyć, bez względu na to, jaką podejmie decyzję, kogo wybierze. A dlaczego? Dlatego, że ją kochał. Była dla niego najważniejsza, a jej szczęścia pragnął bardziej niż swojego. Bo na tym właśnie polega miłość. Pragnął już zawsze być przy niej, móc ją chronić, czuć jej zapach, dotyk jej delikatnych dłoni, głaszczących jego policzek, móc z bliska podziwiać te piękne czekoladowe oczy. Chciał czuć smak jej ciepłych pełnych warg. Było tyle rzeczy, które tak bardzo w niej cenił. Począwszy właśnie od oczu. Mógł w nie patrzeć godzinami. Podziwiać głębię ich koloru. Rozpływać się pod wpływem jej wzroku. Nosek - lekko zadarty, który uroczo się marszczył, zawsze kiedy się złościła bądź cieszyła. Poprzez usta, włosy, delikatne rysy twarzy, długie nogi... Ale tym co najbardziej go w nim urzekło, był jej niesamowity charakter. Była niczym anioł. Dobra, bezinteresowna, pragnąca pomagać innym. No i ten głos. Aksamitny. Uwielbiał słuchać, gdy śpiewała. Wtedy wydawała mu się najpiękniejsza. Była spełnieniem jego wszystkich marzeń. Pojawił się tylko jeden problem. A właściwie dwa problemy. Heredia i Hernandez, którzy zawzięcie próbowali zniszczyć to wszystko, nad czym on tak długo pracował. To, co stworzył od podstaw. Bezczelnie wtargnęli z brudnymi buciorami w jego życie i sprawili, że stracił równowagę. Nie mógł już tak dłużej. Chciał wreszcie zaznać szczęścia. Nie musieć martwić się każdego dnia. Toczyć walki. Próbował zapomnieć, osunąć się na bok, ale nie umiał. Nie potrafił być z dala od niej, znieść tego dystansu. Pragnął być blisko niej, bo tylko ona potrafiła dać mu szczęście.
Nacisnął dzwonek. Po chwili usłyszał kroki. Delikatne, lekkie. Wiedział, że to ona. Poruszała się z taką gracją i lekkością jak nikt inny. Zupełnie jakby unosiła się nad podłożem.
- Tak...? - drzwi uchyliły się, wypuszczając przy tym światło na zewnątrz. Dziewczyna zamarła. Nie spodziewała się zobaczyć właśnie jego, nawet jeśli tak bardzo tego chciała. Stanęła jak wryta. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Wiedziała, ze jeśli zacznie mówić, jej głos może się załamać, a po jej policzkach mogą zacząć płynąć łzy. A na to na pewno nie mogła sobie pozwolić.
- Możemy porozmawiać? - podrapał się lekko po karku. Był niepewny. Obwiał się jej reakcji, po ostatnim zdarzeniu. Bo nawet jeśli było to najlepszą rzeczą, która spotkała go po ich rozstaniu, nie wiedział przecież, ile to znaczyło dla niej.
- Wejdź. - przesunęła się, umożliwiając tym samym chłopakowi, wejście do środka. - Jestem sama. - zajęła miejsce na krzesełku, które stało przy stole. Nogi same się pod nią uginały. Nie ufała im.
- Chciałem cię przeprosić... No wiesz, za tamto wtedy. Nie powinienem był... - zrobił to samo. Teraz siedzieli na przeciw siebie. Atmosfera stawała się tak gęsta, że jeszcze trochę, a można byłoby ją kroić nożem.
- Nie ma za co. Naprawdę. To ja nie powinnam była...
- Daj spokój. - bezwiednie dotknął jej dłoni. Wtedy oboje znów poczuli ten przyjemny dreszcz, ciepło, które ogarniało ich całe ciało. - Wybacz. - zabrał rękę.
- Leon...
- Nie Violu. Ja już tak dłużej nie mogę, nie umiem. Nie umiem być daleko od ciebie. Jesteś dla mnie zbyt ważna. Nie chcę cię stracić. Potrzebuję cię. - wstał. - Przepraszam cię za wszystko. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj, zawsze. Bez względu na wszystko, będę dla ciebie. - teraz czekał na jej ruch.
- Ja też cię potrzebuję. - w mgnieniu oka znalazła się tuż obok niego. Spojrzała mu w oczy. Czuła teraz jego ciepły oddech, na swojej twarzy. I zapach jego perfum, które tak bardzo uwielbiała. - Przytul mnie. - tego nie musiała drugi raz powtarzać. Chłopak zamknął ją w swoich silnych ramionach. Czuła się wolna, po raz pierwszy od tak długiego czasu. On gwarantował jej bezpieczeństwo. Schowała głowę w zagłębieniu na jego szyi. Nie wytrzymała. Pojedyncze łzy spłynęły po jej policzkach. Jednak wcale nie były to łzy smutku. Razem z nimi dała upust wszystkim tym emocjom i obawom kłębiącym się w jej głowie.
- Już dobrze księżniczko, już dobrze. Jestem przy tobie. - poczuł jak cała się trzęsie. Przytulił ją mocniej. Chciał, żeby wiedziała, że ma w nim oparcie. Była jego księżniczką i nie mógł patrzeć jak cierpi. Bo gdy ona cierpiała, on cierpiał razem z nią. Chciał zapewnić jej bezpieczeństwo. Była dla niego najważniejsza. - I zawsze będę. Obiecuję  ci to. - pogładził delikatnie jej włosy. Szlochanie stawało się coraz cichsze, a oddech bardziej umiarkowany. Uspokoiła się. - to stwierdzenie wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Dziękuję. - teraz była już pewna swojego uczucia. W zupełności. Kochała go. Najbardziej na świecie. Nawet jeśli nie mogli być razem, przynajmniej miała go przy sobie. Jego bliskość dawała jej siłę. Każde z nich przy tym drugim, uczyło się na nowo żyć.


Życie wciąż stawia na naszej drodze przeszkody, rzuca kłody pod nasze nogi. Los, swoją przewrotnością, na każdym kroku uświadamia nam, że nie możemy być niczego pewni. Wszystko, na co tak ciężko pracowaliśmy, może w jednej chwili, obrócić się w nicość. To, co wydawałoby się, jest w zasięgu naszej ręki, może stać się tak nie realne, tak nieosiągalne. W jednym momencie, cały nasz świat może lec w gruzach, stracić wszystkie swoje kolory. A wtedy otaczająca nas rzeczywistość staje się zupełnie szara, a my nie umiemy już być szczęśliwi, czerpać przyjemności. Pogrążamy się wtedy we własnym, wyimaginowanym świecie, budujemy gruby mur, którego zburzenie jest praktycznie niemożliwe. Chcemy się za nim ukryć, uciec przed cierpieniem, bólem, smutkiem... Jednak, tak naprawdę, zamykając się na innych, cierpimy jeszcze bardziej. Tworząc bariery, zamykamy się na pomoc i wsparcie. Pomoc i wsparcie, które są nam tak bardzo, w danym momencie, potrzebne. Sami stajemy się dla siebie utrudnieniem. Sami odbieramy sobie szansę.
Z impetem trzasnęła drzwiami, poczym osunęła się na ziemię. Ukryła twarz w dłoniach. Zaczęła szlochać. Łzy same spływały po jej policzkach. Już dłużej tak nie mogła, nie była w stanie. Nie chciała wyjeżdżać. To tutaj było jej miejsce. To tutaj odkryła swoją pasję, poznała przyjaciół i Marco. W tym momencie ból jeszcze mocniej ścisnął jej serce. W myślach ponownie pojawił się jego wizerunek. Ciemne włosy i piękne, brązowe oczy, które tak bardzo uwielbiała. Uwielbiała w nim wszystko. To jak się uśmiechał, jak śpiewał, jak mówił. Kochała chwile, kiedy byli tylko we dwoje. Tylko ona i on. I nikt więcej. Nie liczyło się nic poza nimi. Byli dla siebie najważniejsi. Dlaczego więc wszystko musiało się popsuć? Dlaczego wszystkie jej marzenia, plany i zamiary musiały prysnąć, zupełnie jak mydlana bańka? Przecież tak długo szukała swojego księcia. A teraz, gdy wreszcie go odnalazła, musiała wyjechać. Dzwonek telefonu przerwał jej ciche łkanie. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił już siódmy raz, a ona nie odważyła się odebrać. Nie dała rady, nie mogła pozwolić, żeby usłyszał jak płacze. Dobrze wiedziała, że dla niego jest to równie ciężkie jak dla niej, dlatego nie mogła rozmawiać z nim w takim stanie. Musiała być dla niego oparciem. Przybierać dobrą minę do złej gry. Bo jeśli kogoś naprawdę kochamy, jego dobro jest dla nas ważniejsze, nawet od własnego.


 Kolejna nieudana próba. Zrezygnowany brunet wsunął telefon do tylniej kieszeni ciemnych, lekko wytartych jeansów. Spojrzał na księżyc odbijający się w gładkiej tafli jeziora. Lubił tutaj przebywać. W szczególności o tej porze. Przecież właśnie tu pierwszy raz się pocałowali. Wciąż czuł smak jej ciepłych delikatnych warg, zapach jej włosów, dotyk jej skóry. Doskonale pamiętał te słodkie rumieńce, które zagościły na jej twarzy, kiedy się od siebie oderwali. Mimowolnie się uśmiechnął. Powracał do tej chwili zawsze, gdy za nią tęsknił, zawsze kiedy nie było jej blisko niego. Każdy dzień bez niej, był dniem straconym. Bo to właśnie ona nadawała jego życiu sens. Ona ze swoim wybuchowym, włoskim temperamentem i nieugiętością, ale również dobrocią i chęcią pomocy innym. Z pozoru, mogłoby się wydawać twarda i niezależna, w środku jednak krucha i delikatna. Jej osobowość wciąż stanowiła dla niego zagadkę, fascynowała go, a jego jedynym marzeniem było móc zagłębiać się w jej wnętrzu, odkrywać nowe, niepoznane dotąd, przez niego, zakamarki jej duszy. To trochę tak jakby odkrywał nowe lądy. - tak, podczas każdej wspólnej rozmowy, czuł nutę ekscytacji, podniecenia, fascynacji...
Dawała mu siłę. Sprawiała, że każdego dnia, zasypiał z nadzieją na nowe, lepsze jutro i budził się z szerokim uśmiechem na twarzy. Dzięki niej odnalazł swoje miejsce i sens życia. Sens, którym była ta drobna, śliczna Włoszka.


Wciąż nie mógł zrozumieć tego, co się wydarzyło. Dlaczego właśnie teraz? Teraz, gdy próbował na nowo ułożyć sobie życie. Nie chciał o niej zapomnieć. Nie, taka myśl nawet nie przyszła mu do głowy. Nie po tym wszystkim, co razem przeżyli. Nie po tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach, prześmianych godzinach, przegadanych nocach. Razem dorastali, razem przeżywali wszystkie trudne chwile, stawiali czoła wszystkim przeciwnościom losu, które pojawiały się na ich drodze. Zawsze byli bardzo blisko, a po śmierci jej ojca jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Wtedy go potrzebowała, a on przy niej był. Wiedział, że musi ją wspierać, służyć jej pomocną dłonią, ramieniem. Tak bardzo bolało go, gdy cierpiała, ale zdawał sobie sprawę z tego, że musi być silny. Musi być silny dla niej. Chciał być dla niej chociaż w połowie tak ważny, jak ona była dla niego. Angeles. Anioł. Tak, niezaprzeczalnie była jego aniołem. Już w momencie, gdy po raz pierwszy pojawiła się w jego życiu, wniosła w nie światło. Światło i radość. Wartości tak rzadkie i tak unikalne w ówczesnym świecie. Chociaż znał ją tak długo, zawsze, gdy na nią patrzył, zdumiewał go bijący od niej blask. Było w niej coś innego, coś, czym zyskiwała sobie sympatię ludzi, coś czym zaskarbiała sobie miejsce w ich sercach. Zdecydowanie nie była zwyczajna. Była wyjątkowa. Z nią, nawet najbardziej szary i nieciekawy dzień, stawał się kolorowy, nabierał barw. To właśnie za to ją pokochał. Za jej cudowną osobowość. Za to jaką była osobą. Ciepłą, dobrą, uczynną, pełna pozytywnej energii, pragnącą nieść innym pomoc. Nie umiała przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia. Nigdy nikogo nie oceniała. Zawsze każdego wysłuchała, każdemu służyła dobrą radą, wsparciem. W jej uśmiechu odnajdował nadzieję. Dzięki niej wiedział, że za chmurami zawsze kryje się słońce.
- Pablo... - głos Jackie przywrócił go do rzeczywistości. - Mam wrażenie, że wcale mnie nie słuchasz. Jesteś dzisiaj jakiś nieobecny. Coś się stało?
- Nie, tylko ci się wydaje. - posłał jej promienny uśmiech, po czym delikatnie ujął jej dłoń. Nie chciał sprawić jej przykrości. Była ostatnią osobą, którą chciałby skrzywdzić. Dawała mu tak wiele. Obdarowywała go miłością, przyjaźnią, wsparciem. To dzięki niej poczuł jak to jest być dla kogoś najważniejszym. Jednak, czy on był w stanie zagwarantować to samo? Czy potrafił oddać jej całe swoje serce? Chociaż odpowiedź na te pytania była dla niego oczywista, on wciąż starał się nie dopuścić jej do siebie. Wiedział, że nie wróży ona nic oprócz cierpienia.
- Na pewno? - spojrzała na niego badawczo. - Przecież widzę, że cos cię gryzie. - wstała z krzesła i stanęła tuż za nim. Zaczęła wodzić rękoma po jego ramionach. Jej dotyk go uspokajał.
- Wybacz, to przez ten jubileusz. Bardzo się stresuję. Nie chcę zawieść Antonio. To dla niego bardzo ważny dzień, zresztą dla całego Studio. Wszystko pójść idealnie, musi być dopięte na ostatni guzik...
- I jestem pewna, że tak właśnie będzie. Wszyscy włożyliśmy w to dużo pracy i serca. Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. Uwierz w siebie, uwierz w dzieciaki. One też dużo ćwiczyły. Zaufaj im, zaufaj mi, a przede wszystkim zaufaj samemu sobie. Jesteś cudownym dyrektorem i jeszcze lepszym nauczycielem. Musisz mieć tego świadomość. - kucnęła tuż na przeciwko niego. - Nie jesteś sam. Nigdy o tym nie zapominaj. - delikatnie musnęła wargami jego usta.

- Postaram się. - kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Jednak nie był on do końca szczery. Za każdym razem, kiedy pozwolił jej się do siebie zbliżyć, wyrzuty sumienia stawały się coraz bardziej odczuwalne. Była dla niego taka dobra, zawsze starała się dodać mu otuchy, a on nawet nie wiedział, czy jest w stanie odwzajemnić jej uczucie.

.........................................................................................................

Moi kochani, na początek chciałabym z całego serca przeprosić Was za to, ze tak długo nie publikowałam rozdziału. Sama nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Chyba przechodzę jakiś kryzys. Brak weny bardzo daje mi się we znaki. Postaram się, żeby to się już nigdy więcej nie powtórzyło, ale nie mogę Wam niczego obiecać. Przepraszam. Pamiętajcie, że Was kocham <3
W tym jakże szczególnym okresie, życzę Wam wszystkiego najlepszego. Zdrowych, rodzinnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia, pełnych miłości, radości, serdeczności. Spędzonych w gronie najbliższych. Życzę Wam również bogatego Mikołaja i całej góry prezentów. Niech ten rok 2014 będzie dla Was okresem spełnienia marzeń, osiągania wyznaczonych celów, a przede wszystkim pełen szczęścia i radości, no i oczywiści zdrowia, bo ono jest najważniejsze ;) 
Chciałabym również podziękować kilku osobom, dzięki którym każdy mój dzień staje się wyjątkowy. Wiedzcie jak bardzo Was kocham ;* Adze - mojej osobistej i najwspanialszej Violce, za to, że po prostu, najzwyczajniej na świecie, jest, zawsze mnie wspiera, pociesza i daje mi nadzieję, zawsze gdy zaczynam ją tracić. Aguś, wiedz, że zawsze będę Cię kochać. Ty jesteś moja i zawsze będziesz. Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez Ciebie <3 Mai - Leon bardzo, bardzo kochać Will, Wil być najukochańsze dziecko Leon xD Majeńko Ty moja najdroższa, jesteś cudowna, pamiętaj o tym zawsze i wszędzie. Omomomom, tak bardzo Cię kocham. Wiem, że znamy się dość krótko, ale już zdążyłaś na stałe zagościć w moim serduszku ;* Marcie - która jest moim Marcioszkiem i dzień w dzień buduje moją pewność siebie. Moje MOŚKI, tak bardzo Was kocham ;***
A, że święta to czas dawania, ja również mam dla Was małą niespodziankę - Nigdy nie trać nadziei. To ostatni klucz, który otwiera drzwi. Oto mój nowy blog. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;) Już wkrótce powinien pojawić się prolog ;)

Wasza Diana <3

13 komentarzy:

  1. Diano,
    Twój blog jest jedyny w swoim rodzaju. Nie znajdę tak pięknego. To, że jest tak oryginalny, sprawia, że czytam go i czytam, a gdy docieram do końca jestem smutna, bo rozpoczyna się niecierpliwy czas czekania.
    Z pewnością wiesz, iż całkowicie Cię podziwiam. Z każdym zdaniem coraz bardziej. Z każdym słowem. Tak szybko żałuję, że umiem szybko czytać. Powinnam delektować się każdym zdaniem. Lecz tak ciekawi mnie Twe zdanie na pewne tematy, że nie umiem. Jednak później wszystko świetnie sobie układam w głowie. Potrzebuję do tego spokoju, ponieważ tematy, które poruszasz są bardzo refleksyjne.
    Nie wiem jak to robisz, ale sprawiasz, że po każdym rozdziałem czuję się mądrzejsza. Kiedyś już komuś wspominałam, że należysz do moich nauczycieli. Uczysz mnie tak nieprawdopodobnych rzeczy. Już teraz Ci dziękuję. Zazdroszczę sama sobe takiej nauczycielki. Pokazujesz mi nie tylko jak wygląda miłość, ale i jak ciężko przeżywamy popełnione błędy. Każdego, nawet nieświadomego, żałujemy. Musimy uważać, aby ich nie popełniać. Niektórzy mówią, że człowiek uczy się na swoich błędach. Ja z kolei wolę uczyć się na błędach innych, które mogę poznać także tutaj. Dziękuję Ci. Nie wiem jak mogłabym Ci się odwdzięczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (przepraszam, prze przypadek opublikowałam)
      Diano, prezent, który nam dałaś nest najwspanialszym jakim możemy otrzymać. To Twoje uczucia. Pokazujesz nam je w każdym zdaniu. To wspaniałe. Uczucia to coś tak niepowtarzalnego. Nie da się ich podrobić. Jednak Ty jesteś przykładem na to, że można je doskonale opisać. Lepiej sobie tego nie wyobrażam.
      Z okazji świąt życzę Ci, abyś spełniała marzenia, bez przerwy się się uśmiechała, robiła to co kochasz, była otaczan przez wspaniałe osoby, doceniała to co masz. Abyś po prostu była szczęśliwa.
      Bardzo Ci dziękuję.
      Hania

      Usuń
  2. Diano,
    najpierw chciałabym podziękować za miły gest, jakim jest podarowanie nam tego cudownego, pełnego emocji rozdziału właśnie w Wigilię. Czytając poczułam takie dziwne, przyjemne ciepło na sercu. Kochany Leon... Mimo wszystko wciąż jest przy Violettcie, chce ją wspierać i sprawiać by się uśmiechała każdego dnia. Marco i Francesca... Oboje cierpią, bo tak naprawdę nie potrafią bez siebie żyć. Pablo... kocha Angie i to widać. Jest rozdarty, nie wie co ma zrobić. W końcu wie, jakim uczuciem darzy go Jackie...
    Tyle o rozdziale, bo przecież i tak wszyscy dobrze wiemy, że jest wspaniały, piękny i ogólnie przecudowny ;) Nic dodać, nic ująć
    Teraz chyba czas na życzenia świąteczne :)
    Życzę Ci wesołych świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze, w radości i szczęściu. Życzę Ci dużo weny, bo wiem jak bardzo potrafi być zdradliwa. Życzę Ci spełnienia najskrytszych marzeń i aby pod pięknie udekorowaną choinką znalazła się górka prezentów ;)
    Na koniec chciałabym podziękować... Podziękować za te piękne opowiadania, historie które dla nas piszesz. Za to jak prawdziwie i szczerze opisujesz wszystkie uczucia towarzyszącym bohaterom Twojego opowiadania. Za to, że się uśmiecham kiedy czytam Twoje rozdziały. Za wszystko. Naprawdę ;)
    Nowy blog zapowiada się naprawdę ciekawie, bardzo zaintrygował mnie jego tytuł. Dołączam do obserwatorów i z niecierpliwością oczekuje prologu! :)
    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz bardzo bardzo wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Diano, cudowna, wspaniała, niezastąpiona Diano!
    Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi przykro.
    Niezmiernie żałuję tego, że ostatnio w ogóle nie zostawiałam po sobie śladu, aczkolwiek nie miałam na to czasu, naprawdę.
    Wracałam ze szkoły, odrabiałam lekcje.
    Czasu wolnego pozostała mi minimalna ilość.
    Przepraszam. Zawiodłam cię, wiem.
    Mam nadzieję, że będziesz w stanie mi to wybaczyć.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. Diano, Natalko, Mikołaju.
    Rozdział jak zwykle cudowny, Will byłby z Ciebie dumny ^^ Moja kochana, ja cie podziwiam. Zawsze potrafisz wszystko tak dokładnie opisać a mało kto tak potrafi. I po raz kolejny wpadam w kompleksy, cóż chyba powinnam się zabrać za siebie i za swój marny blog, na którym każdy chce się zdradzić. Podla bieganina hormonów, ekhem. A nawiasem mówiąc powinnam dodać rozdział, ja powolna, znów pewnie będzie za 2 lata. Dobra w wracając znów do ciebie, chce Ci powiedzieć dziękuje. Bo jest za co i zawsze będzie. JA zostałam wymieniona? Jak milo, Marcioszek się ciszy i lata wraz ze skowronkami, których nie ma bo gdzieś odleciały, zła zima, której również nie ma, boże xD
    KOCHAM PABLO U CIEBIEEEEEEEE!
    Dobra a teraz życzenia ode mnie. Ja Ci kochanie chciałabym życzyć kochanej weny, chociaż ty masz jej dużo, bardzo dużo. Uśmiechu na tej cudnej twarzyczce i radości. No i żebyś Ci się śniła nocami, chociaż i tak wiem, że wolisz Willa, męska płeć wygra. Szczęścia jak i w miłości tak i w życiu, bo najważniejsze jest nasze samopoczucie a mając pecha coś czarno to widzę. Och, i żebyś w szybszym tępię robiła szablony hyhy, nasza szablonarnia marzeń powstanie, kiedyś tam xD Spełnienia marzeń, tych najskrytszych. Zdrowia, pogody ducha i więcej Leona w Leonie.
    Kocham Cie, Aj loff ju, Te kiero, Ti amo, Is libie dis, kochom cie.
    Głupi Marcioszek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział- przepiękny, cudowny, no brak mi słów
    Czekam na next'a

    Wesołych Świąt i wspaniałego Nowego Roku
    Zdrówka, szczęścia, uśmiech i weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. LEOŚ <

    Wiesz, nie wiem, czy jest sens, abym pisała Ci, jak bardzo mi się podoba ten rozdział. Dobrze wiesz, że on jest dla mnie jednym z lepszych, jakie do tej pory się pojawiły. I wkurza mnie słoneczko Ty moje to, że Ty siebie tak nie doceniasz, że prawie ciągle mi piszesz, że nie warto komentować i nie warto. Tak nie może być, bo musisz w siebie uwierzyć.
    Wiesz czym dla mnie jest Twój blog? Miodem na moje serce. Serce, które bardzo często się gubi i potrzebuje kogoś, kto go naprowadzi. Wtedy wchodzę tutaj i odnajduje odpowiednią ścieżkę. Każde Twoje słowo jest szczere i prawdziwe. Jak ja to mówię - Piękno tkwi w prostocie. Kocham tą Twoją prostotę u Ciebie, pojedyncze gesty Leona, w strone Violi, które sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. W ogóle, co ja piszę? Kocham wszystko, co jest związane z tym, co ty piszesz. I jak wiesz, Kocham też Ciebie i nigdy nie przestanę.

    Tak bardzo czekałam na ten moment. Tak bardzo czekałam na kolejne ich zbliżenie i się doczekałam. I wiem jedno. Było warto. Fragment z Violettą i Leonem, mimo że był na początku odcinka, to dla mnie on był '' Wisienką na torcie'' Dla mnie niezaprzeczalnie najlepszy moment. I się nawet ze mną nie kłóć.
    Violetta i Leon - kochają się, żyć bez siebie nie mogą, a jednak los na drodze do ich miłości ustawił ciężką kłodę, którą muszą pokonać, aby znowu być razem. Potrzebują siebie nawzajem. Leon potrzebuje Violetty, a Violetta Leona. Razem tworzą jedność. Gdy ich połączysz, będą jeszcze silniejsi, gdy są osobno. Kiedy są osobno - cierpią, a to sprawia, że ich moc zanika, a pozostaje tylko ból. Ból, który zabija serce i duszę.Ból, który sprawia, że nie mogą bez siebie oddychać, normalnie funkcjonować. Ale tak się dzieje, kiedy zabierze się człowiekowi, osobę, którą się kocha.
    Violetta, tylko w ramionach Leona czuje się bezpiecznie i swobodnie. Dla mnie nawet German nie daje jej tyle bezpieczeństwa, co daje jej Leon. Bo Violetta, wszystko, co do tej pory zasmakowała, zawdzięcza głównie Leonowi. To on ją nauczył kochać i to on z dnia na dzień, będzie ją kochał jeszcze mocniej. Leon, bez Violetty też nie daje rady. On musi chociaż mieć ją przy sobie. Niby blisko, ale jakże daleko. Tak jak jest właśnie teraz. Będzie przy niej. Będzie dla niej oparciem i jej nie zostawi. Ale tak naprawdę, to nie jest do końca, to czego on chce. On pragnie, aby ona była Jego. Niby jej serce należy do niego, ale nie może go złapać i sprawić, aby już nigdy nie uciekło.
    Wierzę, że teraz między tą dwójką będzie już tylko lepiej, że dnia na dzień, przeszkoda, która pojawiła się na ich drodze będzie pokonywana, a co za tym idzie będzie coraz mniejsza, aż pewnego dnia zniknie i już nigdy nie wróci. A wtedy będą mieli siebie już na zawsze.

    Pablo, wiesz, że jak go uwielbiam w połączeniu z Angie. Oni są dla siebie stworzeni tak jak Leon i Violetta. Nie ma innego wyjścia. Oni nie uciekną przed przeznaczeniem nawet jeśli będą chcieli. Co z tego, że Pablo jest z Jackie, skoro sam czuje, że to nie jest to, że to nie miłość? Rani Jackie i może ją zranić jeszcze bardziej. Naprawdę będzie lepiej, jeśli z nią zerwie, wtedy sprawi jej mniejszy ból. Bo nie ma nic gorszego niż kochanie kogoś na siłę. Pablo musi wziąć przykład z Leona. Dać Angie, taki sam znak, jak Leon dał Violi.
    I najważniejsze. Pablo i Angie muszą zawalczyć o swoją miłość, tak jak Leon i Violetta.

    Fran, wierzę, że ona zostanie, że nie zostawi przyjaciół i Marco. Przecież nie ma sytuacji bez wyjścia. Jestem pewna, że można zrobić, coś aby ona została. Przecież teraz Argentyna, to jej dom. To tutaj ma wszystko, co kocha. A wiara może zdziałać cuda.

    Leosiu, pamiętaj, że Cię Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie...
    Biedna Francesca :(
    Na bloga postaram się wpaść :)
    <33333

    OdpowiedzUsuń
  8. Dianko, kochanie.
    Strasznie cię przepraszam za ten poślizg, a wytłumaczenie jest tylko jedno - święta. Pewnie wiesz, ile to roboty, a czasu brak, więc chyba mi wybaczysz ostatnią nieobecność.
    Przechodzę wobec tego do obowiązkowych zachwytów. Ach, Pablo. On musi być na pierwszym miejscu, obowiązkowo, jako że ostatnio pokochałam tego faceta. Pablo, czemuś ty jest z Jackie? A Angie czeka, dobrze wiedząc, że nie kocha Germana. Pablo i Angie, nawet ich imiona tak pięknie współgrają. Mam marzenie, że ta para wreszcie się zejdzie, tak definitywnie i na zawsze. Jeśli nie w serialu, to tutaj. No czekam! :D
    Marcesca. Serce mi się ściska, jak czytam ich sceny. I gdyby nie to, że rzadko zdarza mi się płakać, nawet nad takimi cudeńkami (wbrew mojemu nickowi, wiem), to uroniłabym łzę nad tą historią, której dramat polega na całkowitym braku winy z czyjejkolwiek strony. To ten los tak namieszał, że oderwał od siebie dwie dusze, które są sobie przeznaczone z całą pewnością. A może nie? Może jeszcze coś drgnie, zmieni się w ostatniej chwili, kto wie? Może tym razem nie będzie bólu? Nie wiem, pozostaje mi czekać.

    Na koniec - choć nie najmniej ważni - León i Violetta. Nie wiem, czy jakikolwiek komentarz jest odpowiedni, by wyrazić to, co jest między nimi. Oni sami nie do końca to wiedzą, błądzą we mgle, a za każdym razem trafiają na siebie. To coś znaczy, czemu oni tego nie widzą? Nie widzą, że każda droga prowadzi ich do siebie nawzajem? Pozostaje również czekać - a nuż wreszcie się ogarną?

    Bez sensu, wiem. Ale po każdym twoim rozdziale mam tyle pytań, tyle wątpliwości, tyle nowych uczuć... Sama nie wiem, co myśleć, wiem tylko tyle, że uwielbiam to i uwielbiać będę. A nowego bloga też mam zamiar czytać, innej opcji nie ma.
    Pozdrawiam cię serdecznie. Twoja Zuza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Diano,
    Ostatnio zaniedbałam Tego bloga i nie zostawiłam komentarzy. Wiedz jednak, że przeczytałam każdy rozdział od początku do końca. Postanowiłam, że sobie nie odpuszczę i ten rozdział skomentuję na sto procent.
    Długo mogłabym Cię wychwalać, jak bardzo jesteś uzdolniona pisarsko. Nie mam słowa na dobre określenie, to jest coś... niepowtarzalnego. W każdym rozdziale zakochuję się na nowo, czytając nic mi nie może przerwać. Tak bardzo mnie pochłania.
    Uwielbiam, kiedy zaczynasz od wpisu Violetty do jej pamiętnika. Kocham to czytać. Jest w tym coś urzekającego. Viola nadal kocha Leona. Niezdecydowanie zniszczyło wszystko, co zbudowała. Wiedziała, że ciężko będzie naprawić szkody, które wyrządziła. Miała świadomość, że raniła chłopaka, a ten wciąż był przy niej i nie opuszczał. Nie naciskał, by to właśnie wybrała jego. Przypomina mi się pierwszy sezon, gdzie właśnie tak było. Kochał ją szczerze i nie błagał, by z nim była. Chciał, by sama do tego doszła. Teraz cierpi, każda cząstka jej ciała potrzebuje Go. Chce, by było jak dawniej, by znów żyli w zgodzie.
    Francesca musi opuścić kraj. Wiem, że trudno jest jej rozstawać się ze znajomymi, szkołą, a co najważniejsze - Marco. Odnalazła wreszcie swoją miłość i chciała, by była wieczna, a tymczasem los daje próbę ich miłości. Widać, że Marco także cierpi. Czy ona przetrwa? Czy jednak dziewczyna nie wyjedzie i wszystko będzie w porządku? Wierzę, że tak.
    Pablo w głębi serca nadal kocha Angie i nic tego nie zmieni. Znają się wiele lat i wiedzą o sobie praktycznie wszystko. Ciężko jest zapomnieć o kimś, kto pojawił się w Twoim życiu i zagościł w nim na dobre. Jackie jest dla niego dobra, kocha go, a on za każdym razem się boi. Bo czy między nimi naprawdę jest prawdziwe uczucie? Być może mężczyzna tak myśli, ale prawda jest zupełnie inna.
    Diano, nigdy nie wątp w siebie. Bądź zawsze dobrej myśli, nawet w momentach załamania. Wiara zawsze pomoże. Wiem, że już po świętach, ale był Nowy Rok, więc życzę Ci, żeby wena zawsze się pojawiała, byś już nie mówiła, że coś Ci nie wychodzi, bo zawsze wychodzi, oraz, by nowy, 2014 rok był znacznie lepszy od poprzedniego.
    Na nowego bloga, którego prowadzisz z Marcią wejdę w najbliższym czasie :)
    Pozdrawiam,
    Caro (teraz Scarlett) xx

    OdpowiedzUsuń
  10. To co piszesz to tzw. magia <33
    Bravo talentu.
    Bravo pomysłu.
    Zapraszam ; http://my-story-fedemila.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten rozdzial, cala historia, w ogole caly blog... ja po prostu sie zakochalam <3 Diano, masz ogromny talent. Piszesz niesamowicie. Bardzo podoba mi sie Twoj lekki, a zarazem tak dopracowany styl. Nie jest to jedna z wielu opowiesci o tematyce zwiazanej z Violetta, ktorych nie da sie wrecz czytac. Twoje opowiadanie moglabym czytac bez konca. Genialnie opisujesz uczucia. Za kazdym razem kiedy konczylam czytac rozdzial pierwsze co czulam (oprocz zachwytu oczywiscie) to jakiegos rodzaju smutek, smutek, ze to juz koniec. Teraz dobrnelam do konca i dopiero teraz mam depresje...
    Ale poczekam tyle ile bedzie trzeba na kolejny rozdzial, bo na prawde warto. Twoj blog jest perelka. Cudownym prezentem od losu jest to, ze tutaj trafilam. Zycze Ci duzo weny, bo jesli ona bedzie Ci sprzyjac, to kazde kolejne cudo wychadzace spod Twoich palcow bedzie coraz lepsze, o ile to w ogole mozliwe. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wciaz zachwycac sie Twoim geniuszem i z niecierpliwoscia czekac... Nie bede sie rozpisywac, bo to nie ma sensu, chce tylko zebys wiedziala, ze jestes naprawde uzdolniona pisarsko i ciesze sie, ze zaszczycilas nas swoim geniuszem ;))


    Dulce

    OdpowiedzUsuń