,,Mamo, próbuję, próbuję o nim
zapomnieć, z całych sił, ale nie umiem. Jest osobą, której nie da się tak po
prostu wymazać z pamięci. Ostatnia próba była okropna. Uświadomiłam sobie jak
bardzo go zraniłam. Przez moje niezdecydowanie, głupie wybory. I to uczucie
bezsilności... Nie wiem jak zniosę dystans, który dzieli nas w tym momencie. Najgorsze,
że to wszystko moja wina. Sama siebie nienawidzę, nie potrafię sobie tego
wybaczyć. Czy można być aż tak okropną osobą, nie będąc tego zupełnie
świadomym? Najwyraźniej tak. Nigdy na niego nie zasługiwałam, to jest prawdą.
Jednak dlaczego pomimo to tak bardzo pragnę jego bliskości, dotyku? To wszystko
nie ma sensu... - zamknęła pamiętnik, po czym pogładziła dłonią wierzch jego
okładki. Spojrzała przez okno. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Słońce
właśnie znikało za horyzontem, żeby ustąpić miejsca swojemu następcy. Czasami
potrzebowała samotności, bo w końcu lepiej być samotnym tylko i wyłącznie w
swojej obecności, niż przy innych. A tak właśnie się czuła w ostatnim czasie.
Nawet wśród przyjaciół. Nienawidziła tego uczucia, ale w żaden sposób nie
umiała mu zaradzić. Bez niego jej świat tracił sens i barwy. Stawał się szary. Podemos pintar, colores al alma... - te
słowa najlepiej odzwierciedlały jego rolę w jej życiu. Nic zresztą dziwnego. To
właśnie on napisał tę piosenkę i napisał ją właśnie dla niej.
Od miejsca, do którego podążała
dzieliło ją zaledwie kilka przecznic. Jednak biorąc pod uwagę jej tępo,
dotarcie tam mogło zabrać jej dobrą godzinę. Wciąż się cofała, zastanawiała,
czy w ogóle powinna tam iść. Stanie przed jej drzwiami i powie...? No właśnie,
co powie? Po tym wszystkim co razem z Ludmiłą jej zrobiły, właściwie blondynka
jej zrobiła. Ale Natalia też nie była bez winy, pomagała jej. Mogła się jej przeciwstawić,
powiedzieć dziewczynie o planach ,,przyjaciółki" lecz tego nie zrobiła. Dlaczego?
Dlatego, że się bała. Tak bardzo nie chciała zostać sama, że nie była w stanie
obiektywnie ocenić rzeczywistości. Wiec niby z jakiego powodu Violetta miałaby
teraz jej pomóc? Przecież ona nigdy nie wysunęła do niej pomocnej dłoni. Problem
polegał jednak na tym, że tylko ona była w stanie jej pomóc, do Ludmiły nie
mogła się teraz zwrócić, nie po tym wszystkim, a ona była jednym z najlepszych
głosów w Studio, miała największe doświadczenie sceniczne. W końcu nie bez
przyczyny dostawała główne role w prawie każdym szkolnym przedstawieniu.
Nawet nie zorientowała się, gdy
stanęła przed domem państwa Castillo. Powolnym ruchem otworzyła bramkę. Znajdowała
się zaledwie kilka metrów od drzwi budynku. Teraz nie było już odwrotu,
poświęciła tyle czasu, aby się tu znaleźć. Musiała to zrobić. Pokonanie
dystansu zajęło jej około dziesięciu minut. Raz
kozie śmierć - pomyślała. Nacisnęła dzwonek. Usłyszała kroki. Poczuła jak
serce podchodzi jej do gardła. Drzwi się otworzyły. Jednak ku jej wielkiemu
zdziwieniu, wcale nie ujrzała za nimi Violetty.
- Federico! - krzyknęła rzucając
się chłopakowi na szyję.
- Ciebie też miło widzieć Naty! -
chłopak odwzajemnił uścisk. - Co tu robisz? - wypuścił ją z objęć. Nie krył
zdumienia, jakie wzbudziła w nim wizyta Natalii. Z tego co pamiętał, dziewczyny
nigdy za sobą nie przepadały. Czy coś zmieniło się po jego wyjeździe?
- Przyszłam do Violi, chciałam
prosić ją o pomoc. - brunetka poczuła zakłopotanie, opuściła wzrok i wbiła go w
czubki swoich butów. Ostatnio zdarzało jej się to tak często.
- Wybacz, gdzie się podziały moje
maniery? - zgiął się w pół i wykonał ręką ruch, który miał zachęcić dziewczynę
do wejścia.
- Dzięki. Długo tu jesteś? Kiedy
przyjechałeś? - roześmiała się, po czym przekroczyła próg. Miała do niego tak
wiele pytań. Była ciekawa jego trasy. Przecież teraz był gwiazdą. Osiągnął już
tak wiele, a niedawno, był jeszcze zupełnie zwykłym chłopakiem. Jak wiele może zmienić się w tak krótkim
czasie. - to stwierdzenie samo pojawiło się w jej głowie.
- Przyjechałem jakiś tydzień
temu, miałem się z Wami zobaczyć, ale byłem tak pochłonięty sprawami związanym
z domem, że... - jednak nie dane było mu dokończyć.
- To znaczy, że zostaniesz tu na
dłużej?
- Tak, tak myślę. Mama dostała tu
posadę. Niedługo ma przyjechać. - w
oczach chłopaka zagościły ogniki.
Pogrążyli się w rozmowie.
Opowiadał jej jak wyglądała trasa, kogo poznał, gdzie występował. Nie ma co tu
kryć. Reality dało mu szansę, jaką dostaje niewielu. Szansę jedną na milion. A
on ją wykorzystał, wykorzystał w stu procentach. Co w jego przypadku nie było
trudne. Fedrico miał niesamowity głos. Natalia nie znała wielu osób, które by
taki posiadały. Był tak melodyjny i czysty. Do tego jego charyzma, umiejętność
porywania publiczności i pewność siebie, które niezwykle ułatwiały mu zadanie. Pewność
siebie, której jej natomiast tak bardzo brakowało. W tym momencie uśmiech
zniknął z jej twarzy.
- Chcesz posłuchać piosenki,
którą przygotowałem na jutrzejsze przesłuchanie w Studio? - zauważył tę zmianę.
Nie chciał, żeby była smutna. Lubił, gdy się śmiała, wyglądała wtedy tak
uroczo.
- Jasne!
Po odpowiedzi dziewczyny szybko
podniósł się z kanapy, na której siedzieli i podszedł do fortepianu. Ona uczyniła
to samo. Już po chwili jego sprawne palce zaczęły poruszać się po klawiszach
instrumentu.
Jest
potrzebne, by móc ryczeć
Nieuniknione, by umieć krzyczeć
Jest ważne żeby poczuć
Niezbędne żeby śpiewać
Leczy gorączkę i ci służy
Na scenie i przy korzystaniu
Rusz miednicą, w jej kołysaniu
Włącz zawroty i przy tańczeniu.
Nieuniknione, by umieć krzyczeć
Jest ważne żeby poczuć
Niezbędne żeby śpiewać
Leczy gorączkę i ci służy
Na scenie i przy korzystaniu
Rusz miednicą, w jej kołysaniu
Włącz zawroty i przy tańczeniu.
Słowa płynęły z jego ust, niczym
rzeka, rzeka melodii. Muzyka bezapelacyjnie była jego żywiołem. Kiedy śpiewał
czuł się jak ryba w wodzie. Wtedy mógł być sobą. Nie przejmował się nikim, ani
niczym innym. Liczyła się tylko ona. Była jego największą pasją.
Światło,
kamera i akcja
Światło, kamera i akcja
Bardzo cenne ruchy
Ze stopami podnosi się podłoga
Światło, kamera i akcja
Światło, kamera i akcja
Niczym księżyc, chcę błyszczeć
Nawet kamienie chcą tańczyć.
Światło, kamera i akcja
Bardzo cenne ruchy
Ze stopami podnosi się podłoga
Światło, kamera i akcja
Światło, kamera i akcja
Niczym księżyc, chcę błyszczeć
Nawet kamienie chcą tańczyć.
Jednym sprawnym ruchem wstał i
porwał ja do tańca. Chciała się temu oprzeć, ale nie mogła, była zbyt
zaskoczona i rozbawiona. Wirowali po salonie przez kolejne zwrotki piosenki. Oczywiście
Federico nie mógł pozwolić sobie na nic innego jak wielkie zakończenie. Jego
głos ucichł. Obrócił dziewczynę kilka razy wokół jej osi, po czym klęknął
przed nią na jedno kolano, delikatnie muskając jej dłoń swoimi ustami. Po
chwili, usłyszeli brawa. Spojrzeli w górę schodów. Stała na nich Violetta,
uśmiechnięta od ucha do ucha. Cała ta sytuacja musiała wyglądać przekomicznie. Obydwoje
szybko się od siebie oderwali. Brunet zaczął się kłaniać, zaś na jej policzkach
momentalnie pojawiły się rumieńce.
- Nie zwracajcie na mnie uwagi,
wezmę szklankę soku i już zmykam na górę. - szatynka była już w kuchni. Wyjęła
z szafki karton nektaru pomarańczowego. Znowu spojrzała na dwójkę stojącą w
salonie, puszczając do nich przy tym oko.
- Ja właściwie przyszłam do
Ciebie... - odparła nieśmiało Naty.
- Do mnie?
- Tak, mam taką małą prośbę. - jej
spojrzenie było na tyle niewinne, że Violetta postanowiła nie zadawać więcej
pytań.
- W takim razie chodźmy do mojego
pokoju. - pociągnęła dziewczynę za sobą. Natalia nie mogła uwierzyć w to co się
właśnie działo. Mimo tego wszystkiego, co spotkało ją z jej strony, ona wcale
nie żywiła do niej urazy. Chciała jej pomóc, bezinteresownie. Najzwyczajniej w
świecie pomóc, o nic przy tym nie pytając. Zrobiło jej się głupio. Jednak to
uczucie wdzięczności było silniejsze. Musiała się mocno powstrzymywać, żeby się
nie rozpłakać. Całe jej ciało ogarnęło dziwne, ale przy tym niezwykle przyjemne
ciepło. To samo, które poczuła wtedy, gdy Maxi obronił ją przed Ludmiłą. Czy tak zachowują się prawdziwi przyjaciele?
- zapytała sama siebie.
Wieczór był ulubioną porą doby
Angie. Miała wtedy chwilę tylko dla siebie. Nie musiała przejmować się sprawami
i trudami życia codziennego. Kochała Studio, wszyscy jego uczniowie byli dla
niej niemalże jak rodzina, jednak czasami chciała odpocząć też od wszystkiego
co było związane z jej pracą. Szczególnie teraz, gdy jubileusz był tak blisko.
Miała przez to na głowie tyle spraw. Wszystko musiało pójść perfekcyjnie,
wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Nie mogli pozwolić sobie na
żaden, nawet najdrobniejszy błąd. To był wielki dzień dla szkoły, dla Antonio.
Antonio... Był dla niej jak ojciec. Po śmierci jej taty bardzo pomógł jej i jej
matce. Zaopiekował się nimi. Był wspaniałym człowiekiem. Na myśl o nim, na
twarzy Angeles pojawił się promienny uśmiech. Wtedy jednak w jej głowie pojawił
się inny obraz, dokładniej dwa obrazy. Każdy przedstawiał innego mężczyznę.
Jednym z nich był German, jej szwagier, ojciec Violetty. Niewątpliwie był dla
niej ważną osobą. Po jego przyjeździe do Buenos Aires była do niego uprzedzona
lecz z każdym dniem poznawała go na nowo. To co widziała było dla niej miłym
zaskoczeniem. Wbrew pozorom wcale nie był okrutnym człowiekiem bez skrupułów,
za jakiego miała go do tamtej pory. Był po prostu zagubiony. Bardzo przeżył
śmierć Marii. Tak bardzo ją kochał, że nie umiał sobie poradzić z faktem, że ją
stracił. W pewnym sensie rozumiała jego decyzję, przecież przeżywała to samo.
Maria był jej siostrą. Były ze sobą tak blisko. Choć, gdy była mała niechętnie
się do tego przyznawała, siostra była dla niej autorytetem, podziwiała ją. To
był jeden z powodów, dla którego nie była z Germanem. Kolejnym był... Dzwonek
do drzwi przerwał jej rozmyślania, przywrócił do rzeczywistości. Wysunęła nogi
spod koca, którym była przykryta. Szybko podniosła się z kanapy. Była niezwykle
ciekawa kto to może być. Nie spodziewała się przecież żadnych gości. Kiedy
otworzyła drzwi ujrzała jego...
- Zaczynam się o Ciebie martwić.
Nie sprawdziłaś nawet kto to. Co jeśli byłby to jakiś seryjny morderca? -
mężczyzna próbował przybrać poważny ton. Poczucie humoru była cechą, którą
zawsze tak bardzo w nim ceniła. Zawsze potrafił ją rozśmieszyć, poprawić jej
humor. Sprawiał, że najgorszy dzień nabierał barw.
- Daj spokój, jestem wykończona. -
oparła się o drewnianą framugę.
- To znaczy, że nie masz ochoty
na moje towarzystwo dzisiejszego wieczoru? - wyjął zza siebie butelkę jej
ulubionego czerwonego wina. Tak dobrze ją znał.
- No nie wiem sama... - zaczęła
się z nim droczyć.
- Skoro nie chcesz to nie, nic na
siłę. Najwyżej wypiję je w samotności. - nadal starał się zachować ten sam ton.
- Dobrze, już dobrze. Będę tak
wielkoduszna i zlituję się nad Tobą. Wejdź. - to właśnie on był kolejnym i
najważniejszym powodem, dla którego nie była z Germanem. Przyjaźnili się odkąd
tylko pamiętała, Pablo zawsze był przy niej. Kochała go, jednak, czy tylko jak
przyjaciela? Czy to było coś więcej? Ostatnio miała w głowie coraz większy
mętlik. Chciałaby, żeby wszystko było prostsze, nie tak bardzo skomplikowane. Ale
życie nie było wcale usłane różami. Przekonywała się o tym coraz częściej.
Wpatrywała się w sufit już dobre
pół godziny. Próbowała zasnąć, nie mogła doczekać się kolejnego dnia, tego by
móc znów go zobaczyć. Jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Lara
zawsze była nocnym Markiem. Zawsze chodziła spać bardzo późno. Należała do tych
ludzi, którzy twierdzili, że nie warto marnować ani chwili, wykorzystywać dzień
na tyle, na ile było to możliwe. Jej organizm był jeszcze pobudzony, kompletnie nie potrzebował
w tym momencie snu. Przekręciła się na lewy bok i wsunęła głębiej pod kołdrę.
Zamknęła oczy. Jedna owieczka, druga owieczka,
trzecia owieczka... - zaczęła wymieniać kolejne numery. Zrezygnowała po
pięciu minutach, gdy zobaczyła, że liczenie owiec wcale w niczym jej nie
pomoże. Jej myśli krążyły tylko wokół niego. Jego ciemnych włosów i zielonych
oczu. Wpadła jak śliwka w kompot. Nie mogła nic na to poradzić. Uwielbiała
przebywać w jego towarzystwie, czuć zapach jego perfum, jego bliskość. Zapominała
wtedy o całym otaczającym ją świecie. Liczył się tylko on. A ona wcale nie
chciała tego zmieniać. Czuła się przy nim swobodnie, bezpiecznie. Był tylko
jeden problem. Castillo - pomyślała. W
sumie, gdyby nie to, że nie była pewna uczuć Leona co do jej osoby, mogłaby ją
nawet polubić. Jednak zaistniała sytuacja diametralnie zmieniała postać rzeczy.
Violetta była jej rywalką, dobrze o tym wiedziała. Aczkolwiek Lara wcale nie
zamierzała tak łatwo odpuścić, dać za wygraną. Jeśli będzie musiała, będzie
walczyć. Chłopak niewątpliwie był tego wart. Była tego w pełni świadoma,
dlatego nie może pozwolić sobie na to, aby go stracić. Nagle w jej myślach
rozbrzmiał kawałek Voy por ti, które
dla niej zaśpiewał. To wspomnienie przywołało uśmiech na jej twarzy. Chwilę po tym
zmorzył ją sen, którego tak niecierpliwie wyczekiwała.
Siedziała tak już przez dłuższy
czas, wpatrując się daleko w przestrzeń. Uwielbiała to robić. Lubiła czasem
zostawać sama ze sobą, robiąc ,,swoje rzeczy". Od zawsze była typem
indywidualistki. Zawsze chciała być inna, nigdy nie chciała wtopić się w tłum. Normalność nudzi. - tak brzmiało jedno z
jej mott. Niewątpliwie jej to wychodziło. Od kiedy pamiętała miała swój styl,
swoje zasady, przekonania, wartości za którymi skrupulatnie podążała. Jej
największym marzeniem było to, żeby coś osiągnąć, zostawić po sobie jakiś ślad.
Wiedziała, że aby spełnić swoje założenia musi ciężko pracować, musi mieć jakiś
ciekawy pomysł na siebie, czymś się wyróżnić. Miała talent, niezaprzeczalnie.
Problemem jednak było to, że nie do końca była pewna swoich możliwości i
umiejętności. To chyba była jedna z jej największych słabości. Nigdy tak do
końca nie poznała jeszcze siebie, nie miała ku temu okazji. Zawsze znajdował
się ktoś kto zgarniał jej główną rolę lub solówkę sprzed nosa. Powoli zaczynało
ją to irytować. Kiedy już prawie straciła nadzieję, pojawiło się jednak zielone
światło. Ma zaśpiewać duet. Razem z Maxi'm. Algo
se enciende, bo tak brzmiał tytuł piosenki, którą mieli razem wykonać, było
piosenką napisaną przez Angie, specjalnie na potrzeby ich występu. Cieszyła
się, że to właśnie ona będzie osobą, która po raz pierwszy zaśpiewa ja przed
szerszym gronem publiczności. Była wdzięczna losowi, że w końcu dał jej szansę,
aby się wykazać. Piosenka niezmiernie jej się podobała. Mówiła o więzi, więzi
pomiędzy dwoma bliskimi sobie osobami, które mogą liczyć na siebie w każdej
sytuacji, osobami, które zawsze się odnajdą , nieważne jak byłyby
zagubione i, które jeśli są razem mogą wszystko. Camila była prawdziwą
szczęściarą, bo w swoim życiu znalazła takie osoby. Francesca i Violetta - na samą myśl o nich na jej twarzy malował
się promienny uśmiech. Były cudowne, niezawodne, w każdej sytuacji mogła na nie
liczyć. Nieważne, czy jej problemy były poważniejsze, czy bardziej błahe,
dotyczyły rozterek sercowych, czy może wyboru ubrań, zawsze jej wysłuchały,
zrozumiały, pomogły. Kochała je. A teraz jedna z nich miała tak po prostu
wyjechać. Miały się tak po prostu rozstać. Cami wiedziała, że nie może do tego
dopuścić. Wiedziała, że tracąc Fran, straci cząstkę samej siebie. Tak, tak
właśnie było. Dziewczyny były częścią niej, a ona była częścią nich. Razem
mogły więcej. Wieź, jaka je łączyła była czymś wyjątkowym, czymś co dawało im
siłę by pokonywać każdą napotkaną przeszkodę.
Trwali w tej ciszy odkąd opuścili
dom Violetty. Żadne nie odezwało się nawet słowem. Co chwila zerkali na siebie
ukradkiem. Jednak, gdy tylko ich spojrzenie się spotykały, natychmiast
odwracali wzrok. Obydwoje czuli dziwne zakłopotanie. Dlatego dziewczyna nie
chciała, żeby ją odprowadzał. Wiedziała, że tak będzie. On jednak uparł się aby
to zrobić. Powiedział, że nie puści jej samej o tej porze. Na każdym kroku
coraz bardziej ją oczarowywał. Od początku ceniła go za poczucie humoru,
charyzmę, inteligencję... A teraz jeszcze te jego nienaganne maniery. Niewątpliwie
było w nim coś wyjątkowego, coś co tak bardzo ją do niego przyciągało. Czy jej
stosunek do niego mógł zmienić się w tak krótkim czasie? To pytanie cały czas
siedziało w jej głowie. Czy to możliwe? Najgorsze
było to, że nie umiała nic na to poradzić, a nie chciała znowu cierpieć,
dlatego nie mogła myśleć o nim w ten sposób. Wiedziała, że i tak nic z tego nie
wyjdzie. W jej przypadku zawsze tak było. Chłopcy rzadko okazywali jej
zainteresowanie. Kiedy ,,przyjaźniła" się z Ludmiłą, większość z nich skupiała się
właśnie na blondynce, nie zauważając przy tym Naty, która przez cały czas
pozostawała tylko w jej cieniu. A jeśli zdarzało się już tak, że któryś
zwrócił na nią uwagę, Ferro skutecznie go odstraszała, psując jej każdy
potencjalny związek. Dlatego też hiszpanka nie chciała robić sobie żadnych
większych nadziei. Dopiero co jej życie wracało na właściwy tor, nie mogła
teraz pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko. Chciała, żeby wszystko było teraz
prostsze, łatwiejsze.
- To już tutaj. - rzuciła, gdy
byli już na miejscu. Jednak wcale na niego nie patrzyła. Już kolejny raz tego
dnia utkwiła swój wzrok na czubkach balerin. Tak bardzo chciała być chociaż o
drobinę bardziej pewna siebie.
- Miło było Cię zobaczyć. Będę już
leciał.- chłopak posłał jej promienny uśmiech, po czym obrócił się na pięcie.
- Federico...
- Tak?
- Dzięki za odprowadzenie. - jej
głos nadal był ledwo słyszalny. Jednak jemu to wystarczyło. Podszedł do niej i
uniósł jej podbródek, w taki sposób, że chcąc lub nie chcąc, musiała spojrzeć
mu w oczy.
- Nie ma za co. Uwierz. Cała
przyjemność po mojej stronie. - w tym momencie delikatnie musnął jej policzek,
który natychmiast zalał się rumieńcem. - Kolorowych snów.
Dziewczyna uśmiechnęła się, żeby
już po chwili zniknąć za drzwiami. Kiedy już była pewna, że chłopak nie może
jej zobaczyć, ujęła dłonią miejsce, w którym kilkadziesiąt sekund temu,
znalazły się jego wargi. Poczuła przyjemne mrowienie, a jej ciało ogarnęło,
dziwne, niespotykane ciepło. Na pewno będą
kolorowe. - była tego w stu procentach pewna.
W pomieszczeniu panował półmrok.
Jedynym światłem było to bijące z niewielkiej lampki nocnej. Gdzieś w tle można
było dosłyszeć cichą muzykę, którą zagłuszały śmiech i żarty. Można było
rozpoznać, że jeden z głosów należał do kobiety. Był niezwykle melodyjny i miły
dla ucha. Posiadaczem drugiego natomiast był mężczyzna. Po ich zachowaniu nie
trudno było zauważyć, że oboje świetnie się bawią i czują w swoim towarzystwie.
I taka też była prawda. Znali się od najmłodszych lat, wiedzieli o sobie
wszystko, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, rozumieli się bez słów. Jednak
dzisiejszy wieczór był pierwszy, od dłuższego czasu, który mogli spędzić razem.
Ostatnio coraz rzadziej mieli ku temu okazję.
Siedzieli przy kanapie, opierając
się o nią. Upiła kolejny łyk wina, po czym położyła głowę na jego ramieniu. Już
zapomniała jak bardzo to lubi, jak bardzo lubi zagłębienie na jego szyi. On
natomiast oparł swoją głowę o jej i delikatnie pogłaskał jej włosy. Kochała gdy
to robił, zawsze ją to uspokajało, było lekarstwem nawet na najgorsze
zmartwienie. Zapominała wtedy o całej otaczającej ją rzeczywistości. Czuła się
wtedy jak gdyby znowu była małą dziewczynką, bez tej masy problemów, która nie
musiała podejmować trudnych decyzji i dokonywać wyborów. Wtedy wszystko
wydawało się takie proste. Angie uwielbiała powracać wspomnieniami do tamtych
czasów.
- Pablo, co się z nami stało?
- w jej głosie słychać było
rozczarowanie i uczucie bezsilności.
- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu
gdzieś po drodze się zagubiliśmy. Sam nie wiem kiedy, ale musieliśmy w pewnym
momencie coś przeoczyć, jakiś szczegół... - uwielbiała w nim to, że nigdy jej
za nic nie obwiniał, nie osądzał. Nawet wtedy, kiedy wina niezaprzeczalnie
leżała po jej stronie, tak jak teraz. Zawsze próbował ją zrozumieć.
- Nie mam już siły. -
zrezygnowanie było kolejnym uczuciem które coraz częściej jej towarzyszyło.
- Nie przejmuj się, wszystko się
ułoży. Obiecuję Ci to... - w tym momencie poczuła impuls, który kazał jej to
zrobić. Nie mogła się powstrzymać, to było silniejsze od niej. Pocałowała go. A
pocałunek nie był zwyczajny, był pełen namiętności, tęsknoty, uczucia. On
również się nie opierał, już po chwili odwzajemnił gest przyjaciółki.
..............................................................................................................
Jest i rozdział numer pięć. Byłby
wcześniej, gdyby nie ten natłok nauki, szkoła odbiera mi całą radość życia xD
Po raz kolejny raz bardzo Was przepraszam, że dodaję go tak poźno, ale naprawdę
się nie wyrabiam. Dopada mnie też chyba jakaś jesienna chandra, ta pogoda jest dobijająca. Muszę jednak przyznać, że takie nastawienie sprzyja pisaniu, ta melancholia w pewnym sensie pozwala lepiej skupić się na emocjach i uczuciach.
P.S.1. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nie obrazicie się na mnie, że trochę namieszałam, ale ostatnio mam pewną wizję, której staram się trzymać. Chcę, żeby ta historia była moja od początku do końca ;) Mam jednak nadzieję, że się podobało.
P.S.2. Chciałabym też poruszyć jeszcze jeden temat. W dodatku bardzo ważny. Ostatnio Xenia, Maddy, Ag. i Maja spotkały się z pewną nieprzyjemnością. Tak, zapewne dobrze wiecie, o co mi chodzi. Wszyscy jesteśmy jedną wielką społecznością, każdy z nas chce zachować swoją niepowtarzalność i indywidualność. Pozwólmy mu na to. Wszyscy w prowadzenie naszych blogów, niezależnie, czy jest to pisanie opowiadań, tworzenie grafiki, przekazywanie informacji, czy coś zupełnie innego, wkładamy dużo pracy, czasu, a przede wszystkim serca. Spróbujmy zrozumieć drugą osobę, uszanujmy jej wysiłek. Zachęcam wszystkich do tego. To naprawdę ważne.
Wasza Diana <3