poniedziałek, 2 września 2013

Capítulo tercero - ,,Piensalo en color es hoy" (,,Ven y canta")

Rozdział dedykuję Xeni,
która cały czas o mnie pamiętała ;*

,, Bez względu na konsekwencje, wiem jedno. Muszę wyjaśnić wszystko Leonowi. Nie umiem znieść dystansu, który nas dzieli. Nawet jeśli już nigdy nie będziemy razem, chcę żeby znał prawdę. Jest dla mnie bardzo ważny i wiem, że na zawsze już będzie obecny w moim sercu. Wiem też, że chociaż namiastka jego bliskości, jego uśmiech, każde słowo wypowiedziane przez niego pod moim adresem jest lepsze od braku jakiegokolwiek kontaktu z nim.  Jeśli jest szczęśliwy z Larą, zrozumiem to. Nie pozostanie mi nic innego jak cieszyć się razem z nim..."
- Witaj Violu! - powiedziała Włoszka, na co dziewczyna odruchowo zamknęła pamiętnik i włożyła go do torby.
- Cześć! - zawtórowała jej ruda.
- Hej dziewczyny! Chodźcie tu do mnie, niech Was przytulę... - Violetta objęła je tak, jakby bała się, że za chwilę straci je już na zawsze. Tak po części było. Francesca lada moment miała wyjechać. Zostało im już tak mało czasu. Co prawda znały się tylko rok, ale miały wrażenie, że znają się od urodzenia. Świetnie się dogadywały, mogły liczyć na siebie w każdej sytuacji, zawsze się wspierały. To było coś więcej niż przyjaźń, były dla siebie jak siostry, to właśnie dlatego rozstanie było takie trudne.
- To co, idziemy na te zakupy, czy będziemy tutaj tak stały jak idiotki? - obydwie bardzo lubiły poczucie humoru Camili.
- Jasne! - odparły zgodnie. Spojrzały na siebie, po czym wybuchły gromkim śmiechem. Były tak różne, ale właśnie to trzymało je razem. Każda wnosiła do tej relacji coś od siebie, coś co sprawiało, że nigdy nie nudziły się w swoim towarzystwie i rozumiały najlepiej na świecie.

Dochodziło południe. Promienie słońca wpadały przez niewielkie okienko ogrzewając posadzkę. Dziewczyna powolnym krokiem weszła do łazienki. Ręcznik zakrywał jej długie nogi nie dalej niż do połowy uda. W powietrzu unosił się charakterystyczny aromat. Wanilia. - pomyślała, zamykając za sobą drzwi. Na jej twarzy momentalnie zagościł uśmiech. Ten zapach przypominał jej mamę. Dlaczego? Albowiem jej mama od lat używała tych samych perfum. Ludmiła dobrze o tym wiedziała, gdyż co roku właśnie te perfumy stanowiły prezent, którym obdarowywała panią Ferro podczas urodzin. To już była ich taka niepisana tradycja. Zanim jej rodzice otworzyli drugą firmę spędzali razem mnóstwo czasu. Później to się zmieniło, zaczęli poświęcać jej znacznie mniej uwagi. Nie miała im tego jednak za złe. Niektórym mogłoby się wydawać, że jest ona tylko pustą blondynką, jednak nic bardziej mylnego. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że żeby zapewnić jej taki standard życia do jakiego przywykła, muszą pracować przez długie godziny. Jednak pomimo tylu obowiązków nigdy jej nie zaniedbywali, zawsze znaleźli dla niej chwilę.  Wiedziała, że bardzo ją kochają, przypominali jej o tym, przy każdej nadarzającej się okazji. Byli dla niej autorytetem. Chciała być taka jak oni, dlatego zawsze tak bardzo zależało jej na tym by być najlepszą. Prawda, robiła to też dla siebie, ale przede wszystkim dla nich. Najszczęśliwsza była wtedy, gdy w ich oczach oprócz ogromnej miłości widziała też dumę. Państwo Ferro zawsze byli świadomi talentu córki i nigdy nie kryli podziwu wobec niego. Była ich księżniczką, zawsze dostawała to czego chciała. Ludmiła podeszła do dużej wanny stojącej na przeciwko drzwi. W tym momencie była już pełna. Dziewczyna zakręciła wodę i zrzuciła z siebie ręcznik. Gorąca kąpiel to to czego mi teraz trzeba. - w tym momencie zapomniała o otaczającym ją świecie i w całości oddała się rozkoszy.

Dzisiaj wstał wyjątkowo późno, nawet jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że nigdy nie był rannym ptaszkiem. Mozolnie zwlókł się z łóżka i udał do kuchni. Po piętnastu minutach był zupełnie innym człowiekiem. Czasami aż ciężko uwierzyć jakie cuda może zdziałać kubek gorącej kawy i miska płatków. Z Violettą był umówiony dopiero o 17. Miał więc jeszcze mnóstwo czasu. Wziął do ręki gazetę. Szybko przeleciał wzrokiem rubrykę z newsami, jednak nie było tam niczego na tyle istotnego, żeby przykuć jego uwagę. To samo w dziale sportowym. Zrezygnowany rozłożył się wygodnie na kanapie i włączył telewizję. Zaczął przerzucać kanały, jednak nie znalazł niczego ciekawego. Postanowił się nie poddawać. Przełączył na film, który wydał mu się najmniej bezsensowny. Wbrew pozorom okazał się nie być totalną porażką, co było dla chłopaka miłym zaskoczeniem.

Galindo powolnym krokiem przemierzał właśnie jedną z parkowych alejek. Na jego twarzy widać było promienny uśmiech. Tego dnia był wyjątkowo szczęśliwy. Wszystko wreszcie zaczęło się układać, wreszcie poznał osobę, której zależy na ich relacji tak samo jak jemu, osobę, która angażuje się w ich zawiązek tak samo jak on. Zawiązek? Czy to co działo  się pomiędzy nim, a Jackie można było nazwać związkiem? Tak, był tego pewien. W jej towarzystwie czuł się świetnie, dobrze się dogadywali, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Tylko, czy ja ją kocham? - ta myśl znikąd pojawiła się w jego głowie, sprawiając bezlitośnie, że jego twarz  wyraźnie posmutniała, a oczy straciły blask. W tym momencie przed oczami ujrzał obraz Angie. Wróciły te wszystkie wspólnie spędzone chwile, a było ich tak dużo. Znał Angeles praktycznie od urodzenia. Od kiedy pamiętał byli najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy byli mali wszystko wydawało się takie proste. Byli jak trzej muszkieterowie...z tą różnicą, że była ich dwójka. Byli nierozłączni, zawsze razem. Z biegiem lat niektóre rzeczy zaczęły się komplikować, ich spojrzenia na świat zaczęły się zmieniać. Pablo zaczął dostrzegać w niej dziewczynę. Dla wielu byłaby to dziewczyna jak każda inna, ale nie dla niego. To była Anigie, jego Angie. Była jego pierwszą i jedyną miłością, niczego nie był nigdy tak pewien jak swoich uczuć względem niej, które jak sądził ona odwzajemnia. Jednak wtedy pojawił się German i wszystko zniszczył. Obrócił w drobny mak coś, na co on tak długo pracował, coś co było wynikiem ich długotrwałej przyjaźni, coś co miało tak solidne fundamenty. Wiele razy zastanawiał się czy możliwe, że przegapił jakiś kluczowy moment, który zadecydował o późniejszym przebiegu spraw. Nie mógł wymyślić niczego co miałoby sens. W dodatku, po tym wszystkim wciąż był przy niej, słuchał jak mówiła o swoich uczuciach do innego. Był dla niej, pomimo tego jak wiele go to kosztowało. Nie mógł wtedy postąpić inaczej, ze względu na ich przyjaźń.
Jednak teraz chciał zamknąć za sobą ten rozdział, chciał wreszcie zaznać szczęścia, na które niewątpliwie zasługiwał. A teraz nadarzyła się ku temu okazja. Dlaczego miałby z niej nie skorzystać? Przecież Jackie była idealnym rozwiązaniem, bezpiecznym, takim, które nie narażałoby go na cierpienie. Co więc stawało na przeszkodzie? Odpowiedź była oczywista, dlatego tak bardzo starał się nie dopuścić jej do siebie.

Oczy podobno są zwierciadłem duszy. Dlaczego podobno? Ponieważ w tym przypadku to co wyrażały zupełnie nie zgadzało się z tym co mówiła ich właścicielka. Violetta wielokrotnie zapewniała dziewczyny, że wszystko jest w porządku, że z Diego jest szczęśliwa, a jedynym powodem jej rozkojarzenia i smutku jest wyjazd Francesci. Jednak one wiedziały, że to wcale nie jest prawdą. Widziały to właśnie w jej oczach.
- Cami, coś jest z nią nie tak. Coś przed nami ukrywa. - zaczęła Włoszka, gdy dziewczyna znalazła się w odległości z której nie mogła ich usłyszeć.
- Wiem Fran, ja też myślę, że nie chodzi tu tylko o Ciebie. Jest coś jeszcze i chyba wiem nawet co. - Rudowłosa spojrzała wymownie na przyjaciółkę.
- Tak, domyślam się o co, a raczej o kogo Ci chodzi. Nie mogę dłużej patrzeć jak cierpi. Musimy coś z tym zrobić. Oni nigdy sami tego nie załatwią. Nie mogą bez siebie żyć, ale żadne z nich nie chce się do tego przyznać. Dlaczego wszystko tak bardzo utrudniają? - zapytała brunetka.
- Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Ona nigdy nie będzie szczęśliwa bez niego, ani z Diego, ani z nikim innym. Nawet chociażby nie wiem jak się starała, nigdy o nim nie zapomni... Problem w tym, że nie wiem co możemy zrobić. - Camila może i była nieco wybuchowa i uparta, ale jeśli chodziło o jej przyjaciół, była w stanie zrobić dla nich wszystko.

Wiedziała, że musi jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać, wyjaśnić mu wszystko lecz jej każdy kolejny krok był coraz bardziej niepewny. Bała się jego reakcji, bała się, że jej nie wysłucha. Bo przecież dlaczego miałoby być inaczej niż wtedy w sali muzycznej? Dlaczego teraz miałby chcieć z nią rozmawiać? Przecież nic się nie wydarzyło od tamtego czasu, nic co mogłoby wpłynąć na jego decyzję. Kiedy zdała sobie z tego sprawę chciała już nawet zawrócić, ale zorientowała się, że jest już na torze. W tym momencie poczuła na plecach czyjś wzrok. Ktoś bacznie obserwował jej każdy ruch. Dobrze znała to spojrzenie. Bała się odwrócić, gdyż wiedziała, że w tym momencie nie ma już odwrotu. Tak, co prawda mogła ruszyć przed siebie jakby nigdy nic, udając, że znalazła się tu niby całkiem przez przypadek, ale wtedy jeszcze bardziej straciłaby w jego oczach. Serce podeszło jej do gardła, a kolana pod nią ugięły się, jednak wreszcie zdobyła się na ten ruch. Jednym sprawnym ruchem, obróciła się o 180 stopni. On jednak ani drgnął. Wpatrywał się w nią tak wnikliwe iż miała wrażenie, że widzi jej myśli, jej emocje, które teraz sięgają zenitu. Czekała aż coś powie. On natomiast milczał. Atmosfera powoli zaczynała robić się tak gęsta, że jeszcze trochę, a można by ją było kroić nożem.
- Leon... - postanowiła przerwać niezręczną ciszę, która jak mogłoby się wydawać trwała niemiłosiernie długo, w rzeczywistości nie osiągając nawet zaledwie kilku minut. Jednak widząc brak jego jakiejkolwiek reakcji, ciągnęła dalej. - Leon, ja chciałam Ci wszystko wytłumaczyć.
- Violu, wybacz, ale wydaje mi się, że nie mamy już o czym rozmawiać. - wreszcie postanowił się odezwać.
- Proszę Cię, wysłuchaj mnie... - jej ton stawał się wręcz błagalny.
- Nie Violetto, mam już serdecznie dosyć tego wszystkiego...
- Tylko chwila, proszę. Nie ze względu na mnie, ale na nas. - teraz to ona mu przerwała.
- Nie ma już żadnych nas! Czasami się zastanawiam, czy coś takiego jak ,,my"  w ogóle istniało! Zawsze był ktoś jeszcze, najpierw Tomas, później Diego. Zawsze musiałem dzielić Twoje serce z kimś jeszcze. Zawsze musiałem o Ciebie walczyć, ale teraz już z tym koniec. Miałem już po dziurki w nosie tej bezustannej walki. Teraz znalazłem kogoś, kto w pełni mnie docenia, kogoś dla kogo jestem najważniejszy. Nie utrudniaj tego wszystkiego. - spojrzała w jego oczy, jednak w tym momencie zamarła. Jego wzrok pozbawiony był tego charakterystycznego ciepła, ciepła, które widziała za każdym razem kiedy na nią patrzył. Aż do teraz. Nie była w stanie wypowiedzieć już ani słowa. Język uwiązł jej w gardle. Zdała sobie sprawę z tego jak wiele straciła.
- Leon, wszystko w porządku? - głos Lary przywrócił ją do rzeczywistości.
- Tak, Violetta już idzie. - oschle odpowiedział chłopak.
Nie zastanawiając się, odeszła bez słowa. Nie mogła się przy nich rozpłakać. Jednak, gdy tylko zniknęła za rogiem najbliższego budynku, zaczęła biec. Nie chciała, żeby ktoś ją widział w takim stanie. Pragnęła być teraz sama. Łzy lały się po jej policzkach strumieniami. Jedyne o czym w tym momencie marzyła to zamknąć się w swoim pokoju, rzucić na łóżko i schować pod kołdrą. Chociaż mogłoby to wydawać się niemożliwe, zaczęła żałować wszystkich zmian, które zaszły w jej życiu przez ostatnie półtora roku.

Pora kolacji zbliżała się nieubłagalnie. Dziewczyna spojrzała w lustro. To co ujrzała niezaprzeczalnie jej się podobało. Jej długie blond włosy opadały swobodnie na ramiona, twarz pokrywał dość mocny makijaż, natomiast śliczna pomarańczowa sukienka, którą ostatnio dostała od ojca wspaniale podkreślała duże, brązowe oczy, niewątpliwe będące jej atutem. Teraz brakowało już tylko butów. Udała się do garderoby. Kiedy z  niej wyszła jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe za sprawą złotych botków na wysokim obcasie. Jeszce raz poprawiła włosy. Perfekcyjnie! - pomyślała. Była gotowa.

Wysokie mahoniowe schody prowadziły prosto do salonu. Dziewczyna stanęła na ich szczycie, po czym spokojnym lecz pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Każdy kolejny stopień pokonywała z niezwykłą gracją i elegancją. Kiedy znalazła się na dole podeszła do rodziców obdarowując ich promiennym uśmiechem. Zajęła miejsce przy stole. Sobotnia kolacja była kolejną tradycją w domu państwa Ferro. Ludmiła cały tydzień czekała na ten moment. Wtedy to rodzice całą swoją uwagę poświęcali tylko i wyłącznie jej. Co prawda codziennie znajdowali dla niej chwilę, ale przy tak wielu obowiązkach, nie mieli zbyt dużo czasu. Zdawała sobie sprawę, że jest im ciężko lecz czasami najzwyczajniej w świecie jej ich brakowało, potrzebowała ich, tęskniła za nimi jak każde dziecko. Może gdyby miała rodzeństwo sprawa wyglądałby nieco inaczej. W trudnych sytuacjach, gdy nie mogli być przy niej, nie miała się do kogo zwrócić, nie było kogoś kto przeżywałby i czuł to samo co ona. Wszystko to nauczyło ją, że w życiu trzeba być twardym i silnym, nigdy nie można się poddawać, bez względu na to jakie przeszkody los stawiałby na naszej drodze. Dzięki przestrzeganiu tych zasad zawsze otrzymywała to co chciała...no może prawie zawsze. Tej wytrwałości i determinacja nauczyła się właśnie od nich.
- Pięknie wyglądasz gwiazdko. Czy to sukienka, którą dostałaś ode mnie na urodziny? - ojciec zawsze tak się do niej zwracał, była jego gwiazdką, najcenniejszym skarbem jaki posiadał. Miała tego pełną świadomość.
- Tak tatku, dziękuję. - odparła, a na jej twarzy zagościł piękny uśmiech.
- Tata ma rację, z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza. Niedawno byłaś małym dzieckiem, któremu trzeba było zmieniać pieluchy, a teraz jesteś już prawie dorosła... - w oku pani Ferro zakręciła się łezka na wspomnienie dawnych czasów.
- Mamo, nie przy jedzeniu... - zaśmiała się.
- Chcę przez to powiedzieć, że razem z ojcem podjęliśmy pewną decyzję. Nasza firma prosperuje już na tyle dobrze, że możemy pozwolić sobie na to, żeby zatrudnić kogoś innego, kto zajmie się rozliczeniami. Ja natomiast zajmę się teraz domem, będziemy spędzać razem więcej czasu. - spojrzała na córkę, a jej wzrok przepełniony był miłością.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę! - rzuciła się obojgu na szyję.
- Dobrze, już dobrze kochanie, zaraz nas udusisz. Powiedz nam lepiej jak w szkole? Co z Natalią? Dawno jej u nas nie było. - pytanie mężczyzny zbiło dziewczynę z tropu.
- Mamy ostatnio dużo zajęć i jeszcze do tego jubileusz studio. - odpowiedziała po dłuższe chwili namysłu. Była świetna aktorką, ale to kłamstwo zupełnie jej nie wyszło. Sama się sobie dziwiła. Przecież po tym jak Naty perfidnie zgarnęła jej solówkę sprzed nosa nie powinna mieć jakichkolwiek oporów, aby opowiedzieć rodzicom jaką to ona jest okropną przyjaciółką, która to nie liczy się z jej talentem i ciężką pracą. Tymczasem wolała skłamać, gdyż nie chciała poruszać tego tematu. Czy istniała może jednak mikroskopijna szansa, że zerwanie ich przyjaźni przez Natalię w jakimś stopniu dotknęło ją bardziej niż na początku myślała? Nie, to niemożliwe. Przecież jestem Ludmiła Ferro i nie potrzebuję nikogo, ani niczego. Zwłaszcza kogoś tak niezdarnego i nic nieznaczącego jak Naty.- w jej oku znowu pojawił się błysk.
- Rozumiem. - pan Ferro był osobą niezwykle inteligentną, więc od razu zauważył, że nie powinien dalej drążyć tego tematu . - Może nam coś zaśpiewasz perełko, dawno tego nie robiłaś.
- Bardzo chętnie. - po tych słowach wstała i podeszła do fortepianu. Zaczęła grać. Całkowicie oddała się muzyce. To była ta chwila, gdy Ludmiła świeciła najjaśniej. Czuła się wtedy jak prawdziwa gwiazda. Nic, ani nikt nigdy nie mogło jej tego odebrać, ponieważ poprzez muzykę wyrażała siebie. Jej rodzicom nie pozostało nic innego jak tylko podziwiać swoją córkę. Spojrzała na nich. W ich spojrzeniu znowu ujrzała tę dumę, którą tak bardzo uwielbiała.

On poszedł na przód, wykonał następny krok, pozostawiając przeszłość za sobą. Ona wiedziała, że musi postąpić tak samo. Była świadoma, że jeśli tego nie zrobi, będzie cierpieć. Nie mogła już dłużej rozczulać się nad tym co było. Takie postępowanie wszystko tylko utrudniało, a Violetta już tak dłużej nie mogła. Jeśli Ci na kimś zależy, daj mu odejść. - wiedziała, że tak będzie lepiej dla nich obojga. Tak. - postanowiła. Od teraz nie będzie mu się już narzucać, naruszać jego przestrzeni. Jeśli to jest tym czego naprawdę chce, ona to zaakceptuje. Jest tyle osób, które w ostatnim czasie zaniedbała. Francesca, Camila, tata, Angie, Federico, Diego...Chwila! Diego! Przecież miała się dzisiaj z nim spotkać. Spojrzała na zegarek. Pozostało jej tylko piętnaście minut. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą. Nie chciała, żeby wiedział, że płakała. Pytałby wtedy o powód, a lepiej byłoby, gdyby nigdy go nie poznał. Za bardzo by go to zraniło, a ona nie chciała już więcej nikogo ranić. I tak za długo to robiła. Od teraz jej życie będzie wyglądało zupełnie inaczej, bez zbędnych zawirowań, trudnych wyborów. Tego jej było trzeba. Nałożyła delikatny makijaż i rozczesała włosy. Była gotowa. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. W samą porę. - pomyślała. Zeszła na dół i otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się przystojny brunet.
- To dla Ciebie. - wypowiadając te słowa wyciągnął zza pleców piękny bukiet czerwonych róż.
- Dziękuję, są cudowne. Poczekaj chwilę. Wstawię je do wazonu i możemy iść. - szatynka wzięła kwiaty i udała się do salonu. Tak bardzo kochała róże, przypominały jej o mamie. Tata wielokrotnie wspominał, że były to jej ulubione kwiaty. Czynność nie zajęła jej zbyt wiele czasu. Kilka minut później można było zobaczyć dwie sylwetki znikające za rogiem jednego z budynków.

Buenos Aires po zmroku było jeszcze piękniejsze niż za dnia, dopiero wtedy tak naprawdę budziło się do życia. Ludzie pozostawiali za sobą trudy i problemy dnia codziennego, aby móc chociaż przez chwilę się zrelaksować. Okoliczne restauracje i kawiarnie zaczynały wtedy tętnić życiem. Słychać było śmiechy, rozmowy, muzykę. Tak, to właśnie muzyka nadawała miastu ten niesamowity klimat, którego nie sposób  było zapomnieć. Każdy, kto chociaż raz zasmakował uroku tego miejsca, chciał tam wracać jak najczęściej. Kiedy dołączyć do tego jeszcze blask księżyca i światła latarni, można by stwierdzić, że przypominało Nowy Orlean, z lat 20. XX wieku. Można by rzec - raj na ziemi. Dziewczyna rozejrzała się wokoło. Nie mogła uwierzyć, że przez tak długi czas było ono dla niej nieosiągalne. Dopiero od niedawna mogła cieszyć się jego dobrodziejstwami. Przez te półtora roku tyle się wydarzyło, tyle się zmieniło. Poznała tak wielu fantastycznych ludzi, przeżyła tyle pięknych chwil, w pewien sposób odkryła samą siebie. Jednak nie wszystko było takie kolorowe, jakby się mogło wydawać. Los postawił na jej drodze kilka naprawę trudnych do pokonania przeszkód. Nie zawsze wtedy dokonywała właściwych wyborów. Zdarzało się, że swoimi decyzjami raniła naprawdę ważne dla niej osoby, a w szczególności jedną, która zawsze przy niej była, zawsze ją wspierała. Może byłoby lepiej, gdyby nigdy mnie nie poznał? - ta myśl sprawiła, że uśmiech, który gościł na jej twarzy przez cały wieczór, momentalnie znikł. Szkoda, że nie mogła wiedzieć jak bardzo się myli.
- Coś nie tak? - ta zmiana nie uszła uwadze Diego.
- Nie, wszystko w porządku. Tylko trochę mi przykro, że ten wspaniały wieczór już się kończy. - skłamała. Zatrzymali się przed posiadłością państwa Castillo .
- Mi też. Musimy powtórzyć to w najbliższym czasie. - wypowiadając te słowa nachylił się, aby ją pocałować, jednak ona odkręciła głowę w taki sposób, że jego wargi musnęły jej policzek. Taki obrót sytuacji wcale mu się nie podobał. Dobrze wiedział, że jeśli jego plan ma się powieść, musi zbliżyć się do niej tak blisko, na ile jest to możliwe.
- Zgadzam się, ale teraz muszę już iść, jeśli tata się zdenerwuje, możemy nie mieć okazji. Do zobaczenia  w szkole! - rzuciła, po czym skierowała się w stronę domu.
- Zaraz Violu, zaczekaj... - jednak tego już nie usłyszała, gdyż zniknęła za drzwiami.

.....................................................................................................

Dzisiaj zacznę nietypowo, ponieważ dzisiejszy dzień jest dla mnie ważny. Wcale nie chodzi mi tu o początek roku, który swoją drogą jest niezwykle dołujący. Kiedy zorientowałam się, że mam małe (no może wcale nie takie małe) opóźnienie, postanowiłam, że rozdział pojawi się właśnie dzisiaj. Dlaczego? Już wyjaśniam. Otóż dzisiaj mam urodziny (nie zdradzę jednak które ^.^) i chciałam podarować Wam z tej okazji prezent. Mam nadzieję, że trafiony ;*

P.S.1. W związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym, rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu, przeważnie będą to weekendy. Nie mogę jednak obiecać, że nie zdarzy się tak, iż na któryś będziecie musieli poczekać dłużej niż tydzień, jednak w takim przypadku postaram się Was o tym poinformować ;)

P.S.2. Jeszcze raz przepraszam, że rozdział tak długo się nie pojawiał. Kocham Was <3

Buziaki, Diana ;***

17 komentarzy:

  1. Rozdział, oczywiście bardzo mi się spodobał. Świetnie piszesz!
    Wszystkiego najlepszego, oraz dużo odwiedzin na blogu.
    Zapraszam również do siebie, na dziewiąty rozdział. :
    violetta-and-her-world.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :D Dziękuję za życzenia ;*
    Diana ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy! :)

      Usuń
    2. Jestem tu nowa i wiem, że komentarze dodaję z opóźnieniem ( dosyć sporym trzeba przyznać :P ), ale i tak muszę ci pogratulować. Rozdziały są długie i wciągające. Muzyka w tle <3 Umila mi czytanie jak nie wiem <3
      Zapraszam również do siebie -> ncleonyvilu.blogspot.com

      Usuń
  3. Jejciu! Życzę ci wszystkiego najlepszego, Diano! Weny, weny, weny! Takiego chłopaka jak Leoś bądź Marco albo ktoś jeszcze inny. :D No i życzę ci, żebyś cały czas dla nas pisała! :*
    Rozdział przeboski.
    Momenty Ludmiły bardzo przypadły mi do gustu. W domu, wśród rodziny wydaje się zupełnie inną osobą i to jest piękne. Oni też ją inaczej spostrzegają.
    Powiem Ci, że uwielbiam postać Ludmiły. Kochałam ją od początku. Moja miłość do tej postaci pogłębiła się jeszcze bardziej w 80 odcinku pierwszego sezonu, gdy powiedziała, że muzyka jest dla niej najważniejsza i bez niej nie umie żyć. Muszę przyznać, że się wtedy popłakałam. M<am wielki sentyment do Ludmi i nawet jeżeli byłaby zła, bądź dobra, ja dalej ją uwielbiam.
    Podoba mi się zachowanie Leona. Tak, potrzebuje kogoś kto będzie uważał go za ważnego. Jestem tylko ciekawa czy ta miłość dla Lary nie jest podziękowaniem za to. Jeżeli tak, to nie jest kochanie.
    No i cóż. Oczekuję rozdziału czwartego.
    Dziękuję ci za dedykację! Jest mi bardzo miło! :*
    Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
    X. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Diana, Diana, tyle czekałam na ten rozdział i się wreszcie doczekałam! :D
    Tak w ogóle, to wszystkiego najlepszego, kochana! :* Mnóstwo radości, wspaniałych przyjaciół, dobrych ocen w szkole i weny ci życzę. :D
    A co do rozdziału - kocham fragmenty o Ludmile <3
    Ona jest całkiem inna w domu, to mi się strasznie podoba. Widzimy inną Ludmiłę, ale wiemy, że tak naprawdę to ciągle ta sama dziewczyna.
    Co do Leona - rozumiem w pełni, co on czuje. Właściwie, to on ma rację. Zawsze musiał dzielić serce Violetty z kimś innym.
    Ogólnie rozdział boski, wspaniały i w ogóle :D
    To tyle.
    Wszystkiego najlepszego, jeszcze raz :)
    Buziaki,
    M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest świetny, ale najpierw złożę ci najserdeczniejsze życzenia
    Dużo zdrowia, szczęścia, wytrwałości w tym nowym roku szkolnym i dużo weny.
    Najbardziej jednak, spodobał mi się fragment o Ludmile, jest całkiem inna w domu, co mi się bardzo spodobało
    Jednak i tak cały rozdział był przepiękny
    Twoje opowiadania czytam już od dawna, ale dopiero teraz zaczęłam komentować, gdyż dopiero teraz założyłam konto, a to co innego niż z anonima
    Zapraszam cię na mojego bloga, mam nadzieje że wejdziesz
    marceska.blogspot.com
    Jeszcze raz wszystkiego dobrego
    Pozdrawiam i przesyłam buziaczki;*
    LuLu

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny<333 Widzę, że mamy tu kolejną Xenie. :) Zapraszam cię tradycyjnie na mojego bloga: http://mundo-violetty.blogspot.com/ i na mojego DRUGIEGO BLOGA: http://mundo-violetty2.blogspot.com/ Na drugim blogu chciałam upodobnić swój styl pisania do twojego. Nie zamierzam kraść pomysłów! Po prostu nie będzie narracji osobowej tak, jak u Ciebie. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe. Chciałam tylko wypróbować swoje umiejętności... Zawsze pisałam w narracji osobowej, a na drugim blogu chciałabym tego uniknąć. Wytrwałości w nowym roku szkolnym i chęci do odrabiania pracy domowej!!! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diana to moja siostra bliźniaczka, tylko o tym nie wie. :D
      X. <3

      Usuń
  7. Tak się cieszę, że w końcu znalazłam chwilę na przeczytanie tego rozdziału!

    Pierwsza sprawa: chylę czoło za fragmenty z Ludmiłą, zwłaszcza scenę z rodzicami. Idealne ujęcie charakteru tej postaci, odwzorowanie zachowań na szóstkę z plusem. Czasami mam wrażenie, że ta dziewczyna sama już nie wie, co jest w niej prawdziwe, a przede wszystkim, czy jakiekolwiek jej uczucia są prawdziwe - chociażby ta "nienawiść", czy raczej pogarda, z którą odnosi się niemal do wszystkich wokół. Nawet przy rodzicach nie potrafi być sobą. Ale chwila, moment. Sobą, czyli kim? No właśnie - w tym tkwi problem Ludmi.

    A teraz to, co najbardziej mnie urzekło, wręcz chwyciło za serce.
    Leon.
    Jego zachowanie.
    Ta gra pozorów.
    To cholernie smutne, ale naprawdę dobrze ukazane. I mimo że Violetta to wciąż Violetta, trochę mi jej szkoda. Próbuje zrobić jakiś krok, coś wyjaśnić, chce zmienić obecny - nie oszukujmy się - beznadziejny stan rzeczy. A Leon, mimo wszystko, odwraca się plecami. Fakt faktem - wiele wycierpiał, a ona dawała mu masę powodów do wątpliwości i zazdrości. To wszystko prawda. Ale nie da się od tak odkochać. Nie da się od tak zapomnieć, wszystko przekreślić i ruszyć dalej z zamazanymi wspomnieniami, a co gorsza nazwać te wspomnienia bezwartościowymi. Tak się po prostu nie da, dlatego to takie przykre.
    Ale te przemyślenia, te wtrącenia - genialne. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem tego rozdziału. Jeśli następne będą na tym samym poziomie (a jestem pewna, że jedynie mogą być tylko lepsze), to prawdopodobnie zamiast dawać jakieś rady Tobie, Ty będziesz dawała je mnie!

    Chciałabym jeszcze złożyć Ci spóźnione, ale takie prosto z serduszka, życzenia urodzinowe. Przede wszystkim, żebyś zawsze miała masę wspaniałych pomysłów, no i żeby Twój talent pisarski rozwijał się w dobrym kierunku!

    Czekam na czwóreczkę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monesso, dziękuję Ci bardzo za życzenia i tyle miłych słów ;* Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie fakt, że ktoś taki jak Ty nie tylko czyta, ale także komentuje rozdziały mojego opowiadania. To niezwykle motywujące :D Cieszę się, że ten rozdział Ci się podobał. Postaram się, żeby następny nie był gorszy ;) Jednak do Ciebie jeszcze bardzo dużo mi brakuje.
      Cieszę się też, że mogę się od Ciebie uczyć, bo Twój styl jest naprawdę genialny. W połączeniu z Twoimi świetnymi pomysłami daje nieziemski efekt ;)
      Ja również z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział twojego opowiadania :D
      Buziaki, Diana ;***

      Usuń
  8. Witaj, Diano! :)
    Miałam napisać komentarz już bardzo dawno, ale moja skleroza + lenistwo, wielkie lenistwo mi na to nie pozwoliło. Mam nadzieję, że wybaczysz mi mój wielki poślizg.
    Swoim obszernym komentarzem postaram się nadrobić, brak komentarzy pod poprzednimi rozdziałami. Ostrzegam, jestem dość wymagająca, więc uważaj xD
    A teraz do rzeczy.
    Ja po prostu jestem zauroczona Twoimi opowiadaniem. Zaciekawiło mnie już od prologu, a rzadko kiedy, coś mi się podoba od pierwszego rozdziału naprawdę. Urzekłaś mnie swoim stylem. Jest prosty, lekki, a zarazem ma coś takiego w sobie, co sprawia, że czytelniki chce tylko więcej i więcej. I tak jest w moim przypadku. Plus, wielki plus dla Ciebie za to, od jakiego momentu rozpoczęłaś swoje historię Violetty.
    \Problemy Violetty z głosem, plus nadal niewyjaśnione sytuacje z Leonem. Nie wiem czemu, ale jak jest dobra pisarka/bloggerka i pisze opowiadanie o Violettcie, to lubię czytac, gdy Viola nie jest z Leonem, bo wtedy wiem, że to będzie coś dobrego, a nie na odwal się. Na wielu blogach rozstanie Leonnety spowodowane jest jakimś przerobionym zdjęciem, następuje kłótnia, a na drugi dzień już się kochają. Strasznie mnie to irytuje. U Ciebie jest inaczej, i to mi się bardzo, ale to bardzo podoba! I to, że Violetta próbuje w jakiś sposób zbliżyć się do Leona, bo jak dla mnie serialowa Viola, swoim zachowaniem powoduje tylko, że Leon się jeszcze bardziej oddala. Chociaż nie powiem zaskoczyła mnie w odcinku, gdy przyszła do domu Leona, ale w kolejnych odcinkach wróciła stara Viola.
    Zachowanie Leona, w tym odcinku.Jedno jest pewne. Leon kocha Violę i tylko ją, ale jak już powiedział. Ma dość tego, że ciągle musiał z kimś dzielić jej serce, jak nie Tomas, to teraz Diego. Chłopak po prostu stracił cierpliwość. I nie ma co mu się dziwić. Woli być z dziewczyną, która go docenia niż z tą, która ciągle jest niezdecydowana i nie wie czego chce od życia. Dlatego Leon Violi być u boku Lary - dziewczyny, która go nie zwodzi.

    To chyba na razie na tyle. Obiecuje, że z odcinka na odcinek będę się poprawiała z komentarzami.
    Aha i plus, duży plus dla Ciebie, że masz pojęcie o interpunkcji i ortografii.
    Pozdrawiam Ag.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na kolejny, bo ten bardzo mnie wciągnął. Na prawdę wspaniale piszesz! Bardzo wciągający jest ten rozdział.
    http://violettadisneypoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny czekam na następne:D
    Mam pytanie pojawi się Tomas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic takiego do tej pory nie przewidywałam, więc w sumie to sama nie wiem. Ale zobaczymy z czasem. Jednak na razie nie mam zamiaru wprowadzać tej postaci ;)
      Diana ;)

      Usuń