niedziela, 29 września 2013

Capítulo quinto - ,,Te hace feliz" (,,Habla si puedes")



,,Mamo, próbuję, próbuję o nim zapomnieć, z całych sił, ale nie umiem. Jest osobą, której nie da się tak po prostu wymazać z pamięci. Ostatnia próba była okropna. Uświadomiłam sobie jak bardzo go zraniłam. Przez moje niezdecydowanie, głupie wybory. I to uczucie bezsilności... Nie wiem jak zniosę dystans, który dzieli nas w tym momencie. Najgorsze, że to wszystko moja wina. Sama siebie nienawidzę, nie potrafię sobie tego wybaczyć. Czy można być aż tak okropną osobą, nie będąc tego zupełnie świadomym? Najwyraźniej tak. Nigdy na niego nie zasługiwałam, to jest prawdą. Jednak dlaczego pomimo to tak bardzo pragnę jego bliskości, dotyku? To wszystko nie ma sensu... - zamknęła pamiętnik, po czym pogładziła dłonią wierzch jego okładki. Spojrzała przez okno. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Słońce właśnie znikało za horyzontem, żeby ustąpić miejsca swojemu następcy. Czasami potrzebowała samotności, bo w końcu lepiej być samotnym tylko i wyłącznie w swojej obecności, niż przy innych. A tak właśnie się czuła w ostatnim czasie. Nawet wśród przyjaciół. Nienawidziła tego uczucia, ale w żaden sposób nie umiała mu zaradzić. Bez niego jej świat tracił sens i barwy. Stawał się szary. Podemos pintar, colores al alma... - te słowa najlepiej odzwierciedlały jego rolę w jej życiu. Nic zresztą dziwnego. To właśnie on napisał tę piosenkę i napisał ją właśnie dla niej.

Od miejsca, do którego podążała dzieliło ją zaledwie kilka przecznic. Jednak biorąc pod uwagę jej tępo, dotarcie tam mogło zabrać jej dobrą godzinę. Wciąż się cofała, zastanawiała, czy w ogóle powinna tam iść. Stanie przed jej drzwiami i powie...? No właśnie, co powie? Po tym wszystkim co razem z Ludmiłą jej zrobiły, właściwie blondynka jej zrobiła. Ale Natalia też nie była bez winy, pomagała jej. Mogła się jej przeciwstawić, powiedzieć dziewczynie o planach ,,przyjaciółki" lecz tego nie zrobiła. Dlaczego? Dlatego, że się bała. Tak bardzo nie chciała zostać sama, że nie była w stanie obiektywnie ocenić rzeczywistości. Wiec niby z jakiego powodu Violetta miałaby teraz jej pomóc? Przecież ona nigdy nie wysunęła do niej pomocnej dłoni. Problem polegał jednak na tym, że tylko ona była w stanie jej pomóc, do Ludmiły nie mogła się teraz zwrócić, nie po tym wszystkim, a ona była jednym z najlepszych głosów w Studio, miała największe doświadczenie sceniczne. W końcu nie bez przyczyny dostawała główne role w prawie każdym szkolnym przedstawieniu.
Nawet nie zorientowała się, gdy stanęła przed domem państwa Castillo. Powolnym ruchem otworzyła bramkę. Znajdowała się zaledwie kilka metrów od drzwi budynku. Teraz nie było już odwrotu, poświęciła tyle czasu, aby się tu znaleźć. Musiała to zrobić. Pokonanie dystansu zajęło jej około dziesięciu minut. Raz kozie śmierć - pomyślała. Nacisnęła dzwonek. Usłyszała kroki. Poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Drzwi się otworzyły. Jednak ku jej wielkiemu zdziwieniu, wcale nie ujrzała za nimi Violetty.
- Federico! - krzyknęła rzucając się chłopakowi na szyję.
- Ciebie też miło widzieć Naty! - chłopak odwzajemnił uścisk. - Co tu robisz? - wypuścił ją z objęć. Nie krył zdumienia, jakie wzbudziła w nim wizyta Natalii. Z tego co pamiętał, dziewczyny nigdy za sobą nie przepadały. Czy coś zmieniło się po jego wyjeździe?
- Przyszłam do Violi, chciałam prosić ją o pomoc. - brunetka poczuła zakłopotanie, opuściła wzrok i wbiła go w czubki swoich butów. Ostatnio zdarzało jej się to tak często.
- Wybacz, gdzie się podziały moje maniery? - zgiął się w pół i wykonał ręką ruch, który miał zachęcić dziewczynę do wejścia.
- Dzięki. Długo tu jesteś? Kiedy przyjechałeś? - roześmiała się, po czym przekroczyła próg. Miała do niego tak wiele pytań. Była ciekawa jego trasy. Przecież teraz był gwiazdą. Osiągnął już tak wiele, a niedawno, był jeszcze zupełnie zwykłym chłopakiem. Jak wiele może zmienić się w tak krótkim czasie. - to stwierdzenie samo pojawiło się w jej głowie.
- Przyjechałem jakiś tydzień temu, miałem się z Wami zobaczyć, ale byłem tak pochłonięty sprawami związanym z domem, że... - jednak nie dane było mu dokończyć.
- To znaczy, że zostaniesz tu na dłużej?
- Tak, tak myślę. Mama dostała tu posadę.  Niedługo ma przyjechać. - w oczach chłopaka zagościły ogniki.
Pogrążyli się w rozmowie. Opowiadał jej jak wyglądała trasa, kogo poznał, gdzie występował. Nie ma co tu kryć. Reality dało mu szansę, jaką dostaje niewielu. Szansę jedną na milion. A on ją wykorzystał, wykorzystał w stu procentach. Co w jego przypadku nie było trudne. Fedrico miał niesamowity głos. Natalia nie znała wielu osób, które by taki posiadały. Był tak melodyjny i czysty. Do tego jego charyzma, umiejętność porywania publiczności i pewność siebie, które niezwykle ułatwiały mu zadanie. Pewność siebie, której jej natomiast tak bardzo brakowało. W tym momencie uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Chcesz posłuchać piosenki, którą przygotowałem na jutrzejsze przesłuchanie w Studio? - zauważył tę zmianę. Nie chciał, żeby była smutna. Lubił, gdy się śmiała, wyglądała wtedy tak uroczo.
- Jasne!
Po odpowiedzi dziewczyny szybko podniósł się z kanapy, na której siedzieli i podszedł do fortepianu. Ona uczyniła to samo. Już po chwili jego sprawne palce zaczęły poruszać się po klawiszach instrumentu.

Jest potrzebne, by móc ryczeć
Nieuniknione, by umieć krzyczeć
Jest ważne żeby poczuć
Niezbędne żeby śpiewać

Leczy gorączkę i ci służy
Na scenie i przy korzystaniu
Rusz miednicą, w jej kołysaniu
Włącz zawroty i przy tańczeniu.

Słowa płynęły z jego ust, niczym rzeka, rzeka melodii. Muzyka bezapelacyjnie była jego żywiołem. Kiedy śpiewał czuł się jak ryba w wodzie. Wtedy mógł być sobą. Nie przejmował się nikim, ani niczym innym. Liczyła się tylko ona. Była jego największą pasją.

Światło, kamera i akcja
Światło, kamera i akcja
Bardzo cenne ruchy
Ze stopami podnosi się podłoga

Światło, kamera i akcja
Światło, kamera i akcja
Niczym księżyc, chcę błyszczeć
Nawet kamienie chcą tańczyć.

Jednym sprawnym ruchem wstał i porwał ja do tańca. Chciała się temu oprzeć, ale nie mogła, była zbyt zaskoczona i rozbawiona. Wirowali po salonie przez kolejne zwrotki piosenki. Oczywiście Federico nie mógł pozwolić sobie na nic innego jak wielkie zakończenie. Jego głos ucichł. Obrócił dziewczynę kilka razy wokół jej osi, po czym klęknął przed nią na jedno kolano, delikatnie muskając jej dłoń swoimi ustami. Po chwili, usłyszeli brawa. Spojrzeli w górę schodów. Stała na nich Violetta, uśmiechnięta od ucha do ucha. Cała ta sytuacja musiała wyglądać przekomicznie. Obydwoje szybko się od siebie oderwali. Brunet zaczął się kłaniać, zaś na jej policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce.
- Nie zwracajcie na mnie uwagi, wezmę szklankę soku i już zmykam na górę. - szatynka była już w kuchni. Wyjęła z szafki karton nektaru pomarańczowego. Znowu spojrzała na dwójkę stojącą w salonie, puszczając do nich przy tym oko.
- Ja właściwie przyszłam do Ciebie... - odparła nieśmiało Naty.
- Do mnie?
- Tak, mam taką małą prośbę. - jej spojrzenie było na tyle niewinne, że Violetta postanowiła nie zadawać więcej pytań.
- W takim razie chodźmy do mojego pokoju. - pociągnęła dziewczynę za sobą. Natalia nie mogła uwierzyć w to co się właśnie działo. Mimo tego wszystkiego, co spotkało ją z jej strony, ona wcale nie żywiła do niej urazy. Chciała jej pomóc, bezinteresownie. Najzwyczajniej w świecie pomóc, o nic przy tym nie pytając. Zrobiło jej się głupio. Jednak to uczucie wdzięczności było silniejsze. Musiała się mocno powstrzymywać, żeby się nie rozpłakać. Całe jej ciało ogarnęło dziwne, ale przy tym niezwykle przyjemne ciepło. To samo, które poczuła wtedy, gdy Maxi obronił ją przed Ludmiłą. Czy tak zachowują się prawdziwi przyjaciele? - zapytała sama siebie.

Wieczór był ulubioną porą doby Angie. Miała wtedy chwilę tylko dla siebie. Nie musiała przejmować się sprawami i trudami życia codziennego. Kochała Studio, wszyscy jego uczniowie byli dla niej niemalże jak rodzina, jednak czasami chciała odpocząć też od wszystkiego co było związane z jej pracą. Szczególnie teraz, gdy jubileusz był tak blisko. Miała przez to na głowie tyle spraw. Wszystko musiało pójść perfekcyjnie, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Nie mogli pozwolić sobie na żaden, nawet najdrobniejszy błąd. To był wielki dzień dla szkoły, dla Antonio. Antonio... Był dla niej jak ojciec. Po śmierci jej taty bardzo pomógł jej i jej matce. Zaopiekował się nimi. Był wspaniałym człowiekiem. Na myśl o nim, na twarzy Angeles pojawił się promienny uśmiech. Wtedy jednak w jej głowie pojawił się inny obraz, dokładniej dwa obrazy. Każdy przedstawiał innego mężczyznę. Jednym z nich był German, jej szwagier, ojciec Violetty. Niewątpliwie był dla niej ważną osobą. Po jego przyjeździe do Buenos Aires była do niego uprzedzona lecz z każdym dniem poznawała go na nowo. To co widziała było dla niej miłym zaskoczeniem. Wbrew pozorom wcale nie był okrutnym człowiekiem bez skrupułów, za jakiego miała go do tamtej pory. Był po prostu zagubiony. Bardzo przeżył śmierć Marii. Tak bardzo ją kochał, że nie umiał sobie poradzić z faktem, że ją stracił. W pewnym sensie rozumiała jego decyzję, przecież przeżywała to samo. Maria był jej siostrą. Były ze sobą tak blisko. Choć, gdy była mała niechętnie się do tego przyznawała, siostra była dla niej autorytetem, podziwiała ją. To był jeden z powodów, dla którego nie była z Germanem. Kolejnym był... Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania, przywrócił do rzeczywistości. Wysunęła nogi spod koca, którym była przykryta. Szybko podniosła się z kanapy. Była niezwykle ciekawa kto to może być. Nie spodziewała się przecież żadnych gości. Kiedy otworzyła drzwi ujrzała jego...
- Zaczynam się o Ciebie martwić. Nie sprawdziłaś nawet kto to. Co jeśli byłby to jakiś seryjny morderca? - mężczyzna próbował przybrać poważny ton. Poczucie humoru była cechą, którą zawsze tak bardzo w nim ceniła. Zawsze potrafił ją rozśmieszyć, poprawić jej humor. Sprawiał, że najgorszy dzień nabierał barw.
- Daj spokój, jestem wykończona. - oparła się o drewnianą framugę.
- To znaczy, że nie masz ochoty na moje towarzystwo dzisiejszego wieczoru? - wyjął zza siebie butelkę jej ulubionego czerwonego wina. Tak dobrze ją znał.
- No nie wiem sama... - zaczęła się z nim droczyć.
- Skoro nie chcesz to nie, nic na siłę. Najwyżej wypiję je w samotności. - nadal starał się zachować ten sam ton.
- Dobrze, już dobrze. Będę tak wielkoduszna i zlituję się nad Tobą. Wejdź. - to właśnie on był kolejnym i najważniejszym powodem, dla którego nie była z Germanem. Przyjaźnili się odkąd tylko pamiętała, Pablo zawsze był przy niej. Kochała go, jednak, czy tylko jak przyjaciela? Czy to było coś więcej? Ostatnio miała w głowie coraz większy mętlik. Chciałaby, żeby wszystko było prostsze, nie tak bardzo skomplikowane. Ale życie nie było wcale usłane różami. Przekonywała się o tym coraz częściej.

Wpatrywała się w sufit już dobre pół godziny. Próbowała zasnąć, nie mogła doczekać się kolejnego dnia, tego by móc znów go zobaczyć. Jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Lara zawsze była nocnym Markiem. Zawsze chodziła spać bardzo późno. Należała do tych ludzi, którzy twierdzili, że nie warto marnować ani chwili, wykorzystywać dzień na tyle, na ile było to możliwe. Jej organizm był  jeszcze pobudzony, kompletnie nie potrzebował w tym momencie snu. Przekręciła się na lewy bok i wsunęła głębiej pod kołdrę. Zamknęła oczy. Jedna owieczka, druga owieczka, trzecia owieczka... - zaczęła wymieniać kolejne numery. Zrezygnowała po pięciu minutach, gdy zobaczyła, że liczenie owiec wcale w niczym jej nie pomoże. Jej myśli krążyły tylko wokół niego. Jego ciemnych włosów i zielonych oczu. Wpadła jak śliwka w kompot. Nie mogła nic na to poradzić. Uwielbiała przebywać w jego towarzystwie, czuć zapach jego perfum, jego bliskość. Zapominała wtedy o całym otaczającym ją świecie. Liczył się tylko on. A ona wcale nie chciała tego zmieniać. Czuła się przy nim swobodnie, bezpiecznie. Był tylko jeden problem. Castillo - pomyślała. W sumie, gdyby nie to, że nie była pewna uczuć Leona co do jej osoby, mogłaby ją nawet polubić. Jednak zaistniała sytuacja diametralnie zmieniała postać rzeczy. Violetta była jej rywalką, dobrze o tym wiedziała. Aczkolwiek Lara wcale nie zamierzała tak łatwo odpuścić, dać za wygraną. Jeśli będzie musiała, będzie walczyć. Chłopak niewątpliwie był tego wart. Była tego w pełni świadoma, dlatego nie może pozwolić sobie na to, aby go stracić. Nagle w jej myślach rozbrzmiał kawałek Voy por ti, które dla niej zaśpiewał. To wspomnienie przywołało uśmiech na jej twarzy. Chwilę po tym zmorzył ją sen, którego tak niecierpliwie wyczekiwała.

Siedziała tak już przez dłuższy czas, wpatrując się daleko w przestrzeń. Uwielbiała to robić. Lubiła czasem zostawać sama ze sobą, robiąc ,,swoje rzeczy". Od zawsze była typem indywidualistki. Zawsze chciała być inna, nigdy nie chciała wtopić się w tłum. Normalność nudzi. - tak brzmiało jedno z jej mott. Niewątpliwie jej to wychodziło. Od kiedy pamiętała miała swój styl, swoje zasady, przekonania, wartości za którymi skrupulatnie podążała. Jej największym marzeniem było to, żeby coś osiągnąć, zostawić po sobie jakiś ślad. Wiedziała, że aby spełnić swoje założenia musi ciężko pracować, musi mieć jakiś ciekawy pomysł na siebie, czymś się wyróżnić. Miała talent, niezaprzeczalnie. Problemem jednak było to, że nie do końca była pewna swoich możliwości i umiejętności. To chyba była jedna z jej największych słabości. Nigdy tak do końca nie poznała jeszcze siebie, nie miała ku temu okazji. Zawsze znajdował się ktoś kto zgarniał jej główną rolę lub solówkę sprzed nosa. Powoli zaczynało ją to irytować. Kiedy już prawie straciła nadzieję, pojawiło się jednak zielone światło. Ma zaśpiewać duet. Razem z Maxi'm. Algo se enciende, bo tak brzmiał tytuł piosenki, którą mieli razem wykonać, było piosenką napisaną przez Angie, specjalnie na potrzeby ich występu. Cieszyła się, że to właśnie ona będzie osobą, która po raz pierwszy zaśpiewa ja przed szerszym gronem publiczności. Była wdzięczna losowi, że w końcu dał jej szansę, aby się wykazać. Piosenka niezmiernie jej się podobała. Mówiła o więzi, więzi pomiędzy dwoma bliskimi sobie osobami, które mogą liczyć na siebie w każdej sytuacji, osobami, które zawsze się odnajdą , nieważne jak byłyby zagubione i, które jeśli są razem mogą wszystko. Camila była prawdziwą szczęściarą, bo w swoim życiu znalazła takie osoby. Francesca i Violetta - na samą myśl o nich na jej twarzy malował się promienny uśmiech. Były cudowne, niezawodne, w każdej sytuacji mogła na nie liczyć. Nieważne, czy jej problemy były poważniejsze, czy bardziej błahe, dotyczyły rozterek sercowych, czy może wyboru ubrań, zawsze jej wysłuchały, zrozumiały, pomogły. Kochała je. A teraz jedna z nich miała tak po prostu wyjechać. Miały się tak po prostu rozstać. Cami wiedziała, że nie może do tego dopuścić. Wiedziała, że tracąc Fran, straci cząstkę samej siebie. Tak, tak właśnie było. Dziewczyny były częścią niej, a ona była częścią nich. Razem mogły więcej. Wieź, jaka je łączyła była czymś wyjątkowym, czymś co dawało im siłę by pokonywać każdą napotkaną przeszkodę.

Trwali w tej ciszy odkąd opuścili dom Violetty. Żadne nie odezwało się nawet słowem. Co chwila zerkali na siebie ukradkiem. Jednak, gdy tylko ich spojrzenie się spotykały, natychmiast odwracali wzrok. Obydwoje czuli dziwne zakłopotanie. Dlatego dziewczyna nie chciała, żeby ją odprowadzał. Wiedziała, że tak będzie. On jednak uparł się aby to zrobić. Powiedział, że nie puści jej samej o tej porze. Na każdym kroku coraz bardziej ją oczarowywał. Od początku ceniła go za poczucie humoru, charyzmę, inteligencję... A teraz jeszcze te jego nienaganne maniery. Niewątpliwie było w nim coś wyjątkowego, coś co tak bardzo ją do niego przyciągało. Czy jej stosunek do niego mógł zmienić się w tak krótkim czasie? To pytanie cały czas siedziało w jej głowie. Czy to możliwe? Najgorsze było to, że nie umiała nic na to poradzić, a nie chciała znowu cierpieć, dlatego nie mogła myśleć o nim w ten sposób. Wiedziała, że i tak nic z tego nie wyjdzie. W jej przypadku zawsze tak było. Chłopcy rzadko okazywali jej zainteresowanie. Kiedy ,,przyjaźniła" się z Ludmiłą, większość z nich skupiała się właśnie na blondynce, nie zauważając przy tym Naty, która przez cały czas pozostawała tylko w jej cieniu. A jeśli zdarzało się już tak, że któryś zwrócił na nią uwagę, Ferro skutecznie go odstraszała, psując jej każdy potencjalny związek. Dlatego też hiszpanka nie chciała robić sobie żadnych większych nadziei. Dopiero co jej życie wracało na właściwy tor, nie mogła teraz pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko. Chciała, żeby wszystko było teraz prostsze, łatwiejsze.
- To już tutaj. - rzuciła, gdy byli już na miejscu. Jednak wcale na niego nie patrzyła. Już kolejny raz tego dnia utkwiła swój wzrok na czubkach balerin. Tak bardzo chciała być chociaż o drobinę bardziej pewna siebie.
- Miło było Cię zobaczyć. Będę już leciał.- chłopak posłał jej promienny uśmiech, po czym obrócił się na pięcie.
- Federico...
- Tak?
- Dzięki za odprowadzenie. - jej głos nadal był ledwo słyszalny. Jednak jemu to wystarczyło. Podszedł do niej i uniósł jej podbródek, w taki sposób, że chcąc lub nie chcąc, musiała spojrzeć mu w oczy.
- Nie ma za co. Uwierz. Cała przyjemność po mojej stronie. - w tym momencie delikatnie musnął jej policzek, który natychmiast zalał się rumieńcem. - Kolorowych snów.
Dziewczyna uśmiechnęła się, żeby już po chwili zniknąć za drzwiami. Kiedy już była pewna, że chłopak nie może jej zobaczyć, ujęła dłonią miejsce, w którym kilkadziesiąt sekund temu, znalazły się jego wargi. Poczuła przyjemne mrowienie, a jej ciało ogarnęło, dziwne, niespotykane ciepło. Na pewno będą kolorowe. - była tego w stu procentach pewna.

W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynym światłem było to bijące z niewielkiej lampki nocnej. Gdzieś w tle można było dosłyszeć cichą muzykę, którą zagłuszały śmiech i żarty. Można było rozpoznać, że jeden z głosów należał do kobiety. Był niezwykle melodyjny i miły dla ucha. Posiadaczem drugiego natomiast był mężczyzna. Po ich zachowaniu nie trudno było zauważyć, że oboje świetnie się bawią i czują w swoim towarzystwie. I taka też była prawda. Znali się od najmłodszych lat, wiedzieli o sobie wszystko, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, rozumieli się bez słów. Jednak dzisiejszy wieczór był pierwszy, od dłuższego czasu, który mogli spędzić razem. Ostatnio coraz rzadziej mieli ku temu okazję.
Siedzieli przy kanapie, opierając się o nią. Upiła kolejny łyk wina, po czym położyła głowę na jego ramieniu. Już zapomniała jak bardzo to lubi, jak bardzo lubi zagłębienie na jego szyi. On natomiast oparł swoją głowę o jej i delikatnie pogłaskał jej włosy. Kochała gdy to robił, zawsze ją to uspokajało, było lekarstwem nawet na najgorsze zmartwienie. Zapominała wtedy o całej otaczającej ją rzeczywistości. Czuła się wtedy jak gdyby znowu była małą dziewczynką, bez tej masy problemów, która nie musiała podejmować trudnych decyzji i dokonywać wyborów. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Angie uwielbiała powracać wspomnieniami do tamtych czasów.
- Pablo, co się z nami stało? -  w jej głosie słychać było rozczarowanie i uczucie bezsilności.
- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu gdzieś po drodze się zagubiliśmy. Sam nie wiem kiedy, ale musieliśmy w pewnym momencie coś przeoczyć, jakiś szczegół... - uwielbiała w nim to, że nigdy jej za nic nie obwiniał, nie osądzał. Nawet wtedy, kiedy wina niezaprzeczalnie leżała po jej stronie, tak jak teraz. Zawsze próbował ją zrozumieć.
- Nie mam już siły. - zrezygnowanie było kolejnym uczuciem które coraz częściej jej towarzyszyło.
- Nie przejmuj się, wszystko się ułoży. Obiecuję Ci to... - w tym momencie poczuła impuls, który kazał jej to zrobić. Nie mogła się powstrzymać, to było silniejsze od niej. Pocałowała go. A pocałunek nie był zwyczajny, był pełen namiętności, tęsknoty, uczucia. On również się nie opierał, już po chwili odwzajemnił gest przyjaciółki.

..............................................................................................................



Jest i rozdział numer pięć. Byłby wcześniej, gdyby nie ten natłok nauki, szkoła odbiera mi całą radość życia xD Po raz kolejny raz bardzo Was przepraszam, że dodaję go tak poźno, ale naprawdę się nie wyrabiam. Dopada mnie też chyba jakaś jesienna chandra, ta pogoda jest dobijająca. Muszę jednak przyznać, że takie nastawienie sprzyja pisaniu, ta melancholia w pewnym sensie pozwala lepiej skupić się na emocjach i uczuciach. 

P.S.1. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nie obrazicie się na mnie, że trochę namieszałam, ale ostatnio mam pewną wizję, której staram się trzymać. Chcę, żeby ta historia była moja od początku do końca ;) Mam jednak nadzieję, że się podobało.

P.S.2. Chciałabym też poruszyć jeszcze jeden temat. W dodatku bardzo ważny. Ostatnio Xenia, Maddy, Ag. i Maja spotkały się z pewną nieprzyjemnością. Tak, zapewne dobrze wiecie, o co mi chodzi. Wszyscy jesteśmy jedną wielką społecznością, każdy z nas chce zachować swoją niepowtarzalność i indywidualność. Pozwólmy mu na to. Wszyscy w prowadzenie naszych blogów, niezależnie, czy jest to pisanie opowiadań, tworzenie grafiki, przekazywanie informacji, czy coś zupełnie innego, wkładamy dużo pracy, czasu, a przede wszystkim serca. Spróbujmy zrozumieć drugą osobę, uszanujmy jej wysiłek. Zachęcam wszystkich do tego. To naprawdę ważne. 

Wasza Diana <3

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czy ty planujesz połączyć Federico i Naty? xD
    Piszesz rewelacyjnie i już to pisałam, lecz wciąż będę to robić.
    Pozdrawiam! :)
    P.S : Zapraszam do siebie, na pierwszy rozdział. Liczę na szczerą opinię:
    violetta-and-her-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Diano ! :*
    Uwielbiam czytać twoje rozdziały, opisujesz wszystko idealnie
    co do sytuacji, czytając taki twój rozdział czuje się jakbym była i brała udział w życiu bohaterów. Hmmm.. czyzby Naty i Fede? połączenie nie spotykane jak dotąd i coś oryginalnego, widze ich w roli przyjaciół jedynie, ale jak pisałaś masz wizję i napiszesz to tak jak będziesz chciała a ja będę to czytac bo podoba mi się to jak piszesz ;). I w wspianiały sposób opisany pocałunek Pabla i Angie, rozpływałam się czytając ten fragment.
    I co do sprawy z nie miłym incydentem, zgadzam się z tobą i podpisuje, nie chodzi tylko o to co nam sie przydarzyło ale o to że kazdemu może się takie coś przytrafić, to przykre naprawdę, bo każdy z nas wkłada dużo serducha w swoje blogi i pomysły a potem ktoś je kopiuje i cały wysiłek idzie na marne.
    Dziękuję ;*
    I jeszcze raz wspaniały rozdział ;) życzę weny i do VI rozdziału ;)*

    Całuję:
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację :) Rozdziały są cudowne, a ten fragment z Pablangie był ... <3
      Jestem za Germangie, ale tutaj zdecydowanie wybieram wersję z Pablo.
      Fede i Naty ? Ja tam widzę ich razem nawet w serialu :* Zwłaszcza jak razem tańczą, ale to nie zmienia faktu, że nie zastąpią mi uroczej Fedemily.
      Ja lecę czytać dalej rozdziały, a tym czasem zapraszam do mnie :
      nleonyvilu.blogspot.com

      Usuń
  3. Świetny jak zwykle ;) Uwielbiam te opisy i uczucia bohaterów, to naprawdę piękne! Bardzo podobała mi się 'scena' z udziałem Angie i Pablo ;) Ciekawy jest również wątek Natalii i Federa. Podoba mi się ta nutka tajemniczości, którą wyczuwam w każdym rozdziale. Nie wiemy co się wydarzy dalej i to jest wspaniałe ;) Długie czekanie na rozdział jest zdecydowanie warte tego wszystkiego <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego twoje rozdziały są nadzwyczajne będąc całkiem zwyczajne?
    Odpowiedź jest prosta. Ba! Aż za bardzo.
    Nie wiem...
    Dzisiaj chciałabym ci podziękować.
    Nigdy się nie spodziewałam, że ktoś może czytać w moich myślach i lubić to, co ja.
    Bo ty kochasz uczucia... Kochasz pisać o nich tak samo jak ja i to nie z taką zwyczajnością, tylko z taką kruchością. Sama nie umiem tego nazwać, ale rozumiem, co robisz. Zawsze znajdziesz złoty środek, w którym kryje się ból. uwielbiam to, upajam się tym, choć może wydawać się to bardzo dziwne. Ale ja uwielbiam, gdy moi bohaterowie są zagubieni. Jesteś bardzo podobna do mnie.
    Przeczytałam perspektywę Naty, gdy Federico odprowadzał ją do domu.
    Kolejne zdziwienie. Potem lekki uśmiech, a później zadowolenie.
    Nawet nie wiesz, jak długo czekałam, by ktoś zobaczył uczucie wiążące się między Naty a Federico. Jakoś zawsze do siebie pasowali i uważałam, że to byłaby ciekawa sytuacja, gdyby byli razem. I może coś nie wypalić, ale... Zawsze pozostaje wiara.
    Liczyłam na Femiłę, bo mam takie skryte marzenie związane z Si es por amor, ale co tam. :)
    Wiem, że będzie walka... Maxi vs. Federico.
    To byłoby bardzo do ciebie podobne...
    Diano, uwielbiam cię, serio. I dziękuję ci, że ubarwiasz to moje szare gimnazjalne życie. :)
    Czekam na następny, bo twoje rozdziały czyta się... jak fajnie się czyta. :)

    Bardzo ci dziękuję za pomoc w sprawie kopiowania. :) Mam nadzieję, że już nie powtórzą się takie nieprzyjemne sytuacje.
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  5. cudownie! jak dla mnie możesz rzucić szkołę i pisać książki. kupiłabym taką w ciemno ;p mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej :)
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Diana, Diana, Diana.
    I co ja tym razem mam Ci powiedzieć, co? :)
    A ja cholera nie lubię się powtarzać. A synonimów też za bardzo nie chce mi się szukać ( Tak, w tym momencie, Aga ma Wielkiego Lenia. Wybaczysz mi to?) Wiec może gadać, to znaczy pisać bez sensu, skomentuje Twój rozdział?:)

    Violetta. Ja zawsze powtarzałam, że ona straciła Leona przez własną głupotę, niezdecydowanie, brak asertywności i swoją naiwność. (Tak, nie lubię Violetty) Gdyby ona umiała powiedzieć stanowcze nie, to by nie straciła Leona i była z nim szczęśliwa. A tak? Teraz jest nieszczęśliwa i tęskni za nim. Niby Leon jej powiedział, że nie chce mieć już z nią nic wspólnego, ale to nie była prawda. Doskonale wiemy, że Leon nadal ją kocha. Więc panna Violetta zamiast pisać w pamiętniczku jak za nim tęskni, jak go kocha powinna wziąć się w garść i walczyć o niego nie patrząc na to, co jej powiedział. Jeśli naprawdę go kocha, to powinna walczyć, a nie siedzieć i użalać się nad sobą. Jedynym plusem jest to, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że straciła go przez własną głupotę, że to tylko wyłącznie jej wina i może za to pluć sobie w twarz. Ale jak już pisałam. Jesli naprawdę go kocha, to niech o niego walczy, tak jak Leon walczył o nią.

    Naty. Ah. Czemu mi to zrobiłaś i nie zdradziłaś nam w jakiej sprawie Naty przyszła do Violetty? ( Jeśli to było, a moja ślepota to ominęła, to ja bardzo przepraszam). Uwielbiam Naty i cieszę się z tego, co zrobiła. Że poszła do Violetty i nie bała się poprosić o pomoc. Zawsze znajdzie się ktoś kto ją wysłucha. Jednak bardziej zaskoczył mnie wątek z Federem. Czyżby szykowało się coś na lini Feder-Naty? Hm. To byłby ciekawy zabieg, bardzo ciekawy. Nie ukrywam. Być może u Ciebie Włoch zamiast do Lu bedzie zarywał do Naty? Nie ukrywam, bardzo mnie ciekawi, jak ty rozwiniesz ten wątek, bo nie ukrywam, bardzo mnie to ciekawi. I jeszcze jest kwetsia Maxiego, który nie daje mi spokoju.Jak u Ciebie będzie to wszystko wyglądało? :)

    Pablo i Angie!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego, co tutaj wydarzyło się między nimi. Zawsze uważałam, że Angie powinna być z Pablo, a nie Germanem.
    Wydaje mi się, że Angie czuje do Pablo coś więcej, że kocha go nie tylko jako przyjaciela, ale także jako mężczyznę. Gdyby tak nie było, chyba by go nie pocałowała. Takie jest moje skromne zdanie, ale mogę się mylić. Jednak jak już pisałam. Bardzo bym chciała, aby ta dwójka była razem, ale nie mogę zapomniec, że jest German, który też chodzi po głowie Angie.
    Pablo zna Angie, wie o niej wszystko, a tak mi się wydaje, że German nie do końca odkrył jej duszę, że jeszcze o niej wszystkiego nie wie..
    No nic, moja Droga. Ja czekam na kolejny rozdział i przepraszam za mój nudny komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia Ja !
      Dziękuje za interwencję w sprawie kopiowania. To dla mnie i dziewczyn wiele znaczy.
      Jesteś fantastyczna, niesamowita, i wspaniała :*.

      Usuń
  7. Ponieważ mam straszne zaległości, oto zaczynam nadrabianie, poczynając od mojej wiernej czytelniczki :) Żadne słowa nie wyrażą, jak mi głupio z tego powodu, że tak zaniedbałam tego bloga. Bo to jeden z brylantów wśród violettowych fanficków, które wyrosły jak grzyby po deszczu, a te naprawdę dobre mogę policzyć na palcach. Więc postaram się o jak najdłuższy komentarz, jako że dotąd nie dawałam wyrazów mojego uznania, dlatego też odniosę się do całości, nie tylko do tego rozdziału. Wiem, że od "więc" nie zaczyna się zdania, przepraszam. ;) Dobra, muszę się ogarnąć. Już piszę na temat.

    Jako że uwielbiam się czepiać, czyhałam na jakiś błąd, który mogłabym skrytykować, niemniej... nie doczekałam się. Piszesz naprawdę dobrze pod względem stylistycznym, interpunkcyjnym, no bez zarzutu. Co dalej? Opisy. Genialne opisy. Na tym polega magia książek i ich miażdżąca przewaga nad filmami - nawet najlepsza ekranizacja nie jest w stanie pokazać wszystkich uczuć bohaterów, ich myśli, zamiarów. Zwłaszcza romans, jako dość specyficzny gatunek, nie może być dobry bez przemyśleń bohaterów, a wiele autorek blogów niestety o tym zapomina. A u ciebie to jest, wszystko to, co siedzi w głowach postaci, które w serialu są dla nas pewną niewiadomą. Za to bardzo duży plus.

    Co jeszcze? Postać Ludmiły. Pokazana z całkiem innej strony, nie jako jędza, a jako, o dziwo, dobra dziewczyna. Córeczka rodziców, wpatrzonych z nią z uwielbieniem, rozpieszczona, ale sympatyczna. Nikt dotąd nie wpadł na ukazanie tego aspektu jej osobowości.

    Naty i Fede? Cudo. Mimo mojej ogromnej miłości do Naxi, czytałam te fragmenty z niezwykłym, nawet jak na mnie, przejęciem. Zapis uczuć jest tak prawdziwy, tak piękny, no czy można więcej żądać?

    Pablangie, ach... Ta scena jest wisienką, wieńczącą szczyt smakowitego deseru. Wieczorna cisza, wino, trudno o bardziej romantyczną scenerię. A wyjątkowo plastyczny opis uruchamia wyobraźnię jak mało który. Można sobie dopowiedzieć resztę, zobaczyć całą scenę w głowie. Cienie biegające po twarzy kobiety, blask jej oczu...

    Powiem ci coś jeszcze. Z każdą dziedziną sztuki jest tak, że nadmiar szkodzi wyostrzeniem zmysłów. Jeżeli słucha się dużo naprawdę dobrej muzyki, później już mało co potrafi wywołać ciary. Jeżeli, jak ja, przeczyta się pół biblioteki, potem wymaga się za dużo od opowiadań, a niektóre słabsze w ogóle nie wzruszają.
    A twoje mnie poruszyło. Bardzo. I za to ci stokrotne dzięki.

    Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Serdecznie pozdrawiam, życząc za razem weny i czasu, bez których żaden pisarz nie da rady :) Buziaki od Zuzy! ;*

    OdpowiedzUsuń