,,Teraz wszystko się zmieni,
wszystko będzie inne, prostsze. Pozbawione trudnych wyborów, decyzji,
cierpienia. Takie jak powinno być od początku. Nie mam zamiaru już dłużej
rozpamiętywać przeszłości. To co było, już minęło. Stało się wspomnieniami,
które na zawsze pozostaną w mojej pamięci, w moim sercu, jednak tylko
wspomnieniami. Ważne jest tu i teraz. Teraźniejsza rzeczywistość, niekoniecznie
idealna, ale prawdziwa. Muszę bardziej doceniać to co mam, a nie to co mogłam
mieć lecz straciłam przez własne niezdecydowanie i błędy. Przecież mam tak
wiele. Kochającego ojca, ciotkę, przyjaciół, wspaniałego chłopaka, który tak
bardzo o mnie dba. Diego jest naprawdę cudowny. Bardzo dobrze mnie traktuje,
zależy mu na mnie. Na wczorajszym spotkaniu świetnie się bawiłam,
dopóki...dopóki w mojej głowie nie pojawił się on, Leon. Mimo wszystko nie
potrafię tak po prostu wymazać go z pamięci, usunąć z mojego serca. Nie zmienia
tego nawet to co mi powiedział. Jednak skoro tak myśli, muszę wreszcie
odpuścić. To jedyny sposób, aby w końcu być szczęśliwym..." - Odpuścić. - to słowo jeszcze na długi
czas pozostało w jej głowie. Odłożyła pamiętnik na szafkę, po czym podeszła do
okna. Ostatnie promienie zachodzącego słońca delikatnie muskały jej
twarz. Uśmiechnęła się sama do siebie. Świat
jest taki piękny, a my, zagubieni w naszych problemach i troskach, często nie
potrafimy tego docenić. - pomyślała.
Obiecała sobie, że od tego momentu będzie dostrzegała te wszystkie, mogłoby się
wydawać drobne, szczegóły, które czasami mogą dawać tyle radości. Drobny gest,
jeden uśmiech, jedno spojrzenie, mogą tyle zmienić, dodać pewności siebie. Jej
uwagę przykuły dzieci bawiące się po drugiej stronie ulicy. Były takie
beztroskie, szczęśliwe. Przypomniała sobie siebie w ich wieku. Razem z tatą popołudniami
spacerowali po plaży. Natomiast kiedy tylko słońce znikało za horyzontem,
kładli się na jeszcze ciepłym piasku i obserwowali pierwsze gwiazdy pojawiające
się na niebie. Uwielbiała to robić. Wtedy wszystko było inne. Zawsze gdy
tęskniła za mamą, właśnie to wspomnienie dodawało jej otuchy, sprawiało, że na
jej twarzy pojawiał się uśmiech.
Pewnym krokiem weszła do Studio. Oczy
wszystkich skierowane były prosto na nią. Wyglądała nieziemsko. Ubrana była w
białą bluzkę i czarną, dopasowaną spódniczkę. Burza blond włosów upięta została
w gruby warkocz opadający na jej lewe ramię. Cały efekt dopełniały jedne z jej
ulubionych czarnych botków na wysokim obcasie. Niektóre dziewczyny patrzyły na
nią z podziwem, chciały być takie jak ona, pozostałe natomiast najzwyczajniej w
świecie jej zazdrościły. Miała wszystko, o czym one mogły tylko pomarzyć. Była
piękna, miała ogromny talent, pieniądze. Bez najmniejszych problemów mogła
zdobyć większość chłopaków w szkole. Tak, wystarczyło, że tylko do któregoś
podeszła, uśmiechnęła się bądź zatrzepotała swoimi długimi rzęsami, a gotowy
był rzucić jej do stóp cały świat. Jednak dla większości z nich była niemalże
nieosiągalna, przez co wydawała się tak intrygująca i pociągająca. Lubiła taka
być. Nie przeszkadzało jej to, że wszyscy śledzą jej każdy ruch. Uwielbiała być
w centrum uwagi. Czuła się wtedy jak gwiazda, którą w swoim mniemaniu,
niewątpliwie była. Destinada Brilliar!
- pomyślała. Zawsze wszystko przychodziło jej z taką łatwością, zawsze
dostawała to czego chciała...zawsze dopóki w Studio nie pojawiła się ta mała
Castillo. Wtargnęła w jej życie z tym swoimi niecnymi zamiarami odebrania jej
tego wszystkiego na co Ludmiła tak długo pracowała Nienawidziła jej od
pierwszego momentu, w którym ją zobaczyła. Najpierw odebrała jej Leona, co
prawda blondynka nigdy go nie kochała, ale świetnie razem wyglądali. To był
pierwszy błąd, który popełniła Violetta, kolejnym natomiast było to, że
pokonała ją w rywalizacji o serce Tomasa. Uczuć do tego chłopaka nigdy nie była
do końca pewna, sama nie wiedziała co tak naprawdę do niego czuła. Kiedy się
nad tym głębiej zastanawiała, dochodziła do wniosku, że to też nie była miłość,
fascynacja, zwykłe zauroczenie - tak, ale nie miłość. Ludmi już taka była, żeby zasłużyć na jej
uczucie trzeba było się naprawdę napracować, trzeba było mieć w sobie to coś,
coś co ona w sobie miała. Nigdy dotąd jednak nie spotkała takiej osoby, albo po
prostu jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Aczkolwiek tym za co dziewczyna
najbardziej nienawidziła szatynki był jej talent, jej niesamowity głos. Tylko
ona w Studio mogła jej ,,zagrozić", odebrać to czego najbardziej chciała.
A to, czego najbardziej chciała Ludmiła to być najlepszą.
Wszystko wokoło było takie
piękne. Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Śpiew ptaków był jak cicha muzyka
stworzona przez naturę. Przemierzała teraz jedną z ulic prowadzących do Studio.
Miała tutaj wszystko czego potrzebowała,
wszystko co tak bardzo kochała - przyjaciół, szkołę, no i oczywiście
jego. Nie mogła pogodzić się z myślą, że wkrótce to wszystko straci. Ścisnęła
mocniej dłoń chłopaka. Nie uszło to jego uwadze. Spojrzał na nią, a w jego
spojrzeniu ujrzała tyle miłości, ciepła... Nie wytrzymała, łzy same napłynęły
jej do oczu. W tym momencie odwróciła się i już miała zacząć biec, ale on nie
zamierzał jej na to pozwolić. Chwycił ją za ramię i ponownie obrócił w swoją
stronę. Mocno się w niego wtuliła.
- Fran, co się dzieje? - w głosie
bruneta wyraźnie słychać było troskę i niepokój. Była dla niego niezwykle
ważna. Dobrze o tym wiedziała i właśnie dlatego tak bardzo nie chciała go
opuszczać.
- Marco, ja nie chcę...ja nie
mogę... - jej słowa były ledwie słyszalne. Nadal łkała, chociaż jego bliskość
nieco ją uspokoiła.
- Spokojnie, wszystko się ułoży,
zobaczysz. Obiecuję Ci to. - uniósł jej podbródek w taki sposób, że ich twarze
dzieliły jedynie centymetry. Był dla niej taki dobry, znalazła w nim wszystko,
czego tak długo szukała, wszystko o czym marzyła. Tak długo na to czekała. Czekała
właśnie na niego.
Próba trwała już dobrą godzinę.
Angie i Pablo wciąż ją przerywali, poprawiając bezustannie mylących się
uczniów. Po wyrazie twarzy mężczyzny można było stwierdzić, że jest już
zmęczony i sfrustrowany niepoważnym podejściem
swoich podopiecznych do tak ważnej uroczystości, jaką był dla Studio
jubileusz. Co chwila albo zapominali tekstu, albo zaczynali się wygłupiać. Jak oni mogą nie zdawać sobie sprawy z
powagi sytuacji? - to pytanie cały czas nasuwało mu się na myśl. Rozumiał,
że są jeszcze młodzi, niedoświadczeni, ale to wcale nie zmieniało stanu rzeczy.
Spojrzał na przyjaciółkę. Ona też nie wyglądała na zachwyconą. Co chwila łapała
się za głowę bądź tłumaczyła coś uczniom, wymachując przy tym rękoma.
- Dość tego! ,,On beat"
będziemy ćwiczyć jutro, dzisiaj wcale nie jesteście skupieni na tym co robicie,
więc to nie ma sensu. - Galindo nie wytrzymał. - Violetta, Leon zostańcie,
przećwiczymy wasz duet. Reszcie dziękujemy.
Dziewczyna niepewnym krokiem
podeszła na środek sceny. Unikała jego wzroku przez cały dzień. Nie chciała znów
zobaczyć tej pustki. To było zbyt bolesne. Próbowała o nim zapomnieć, ale nie
umiała. Założyła więc, że lepiej będzie go unikać. To było teraz jedyne rozwiązanie.
Chłopak ustał jakieś trzy metry od niej, ale nawet na nią nie spojrzał. Jego
oczy skierowane były w stronę nauczycieli.
- Zaczynajcie. - usłyszeli słowa Angeles,
gdy w sali pozostała już tylko ich czwórka.
Nie jestem
ptakiem, który lata,
I nie maluję obrazów.
Nie jestem rzeźbiarzem, poetą.
Jestem tylko, kim jestem.
I nie maluję obrazów.
Nie jestem rzeźbiarzem, poetą.
Jestem tylko, kim jestem.
Z gwiazd nie
umiem czytać,
I księżyca nie zniżę,
Nie jestem niebem, ani słońcem...
Jestem tylko sobą.
I księżyca nie zniżę,
Nie jestem niebem, ani słońcem...
Jestem tylko sobą.
Wyglądał tak samo jak Leon, ale
wcale tak nie brzmiał. Jego głos pozbawiony był tego uczucia, które zawsze
towarzyszyło mu gdy śpiewał. Wtedy był sobą, otwierał się, zatracał w muzyce. A
teraz? Teraz, postawił wokół siebie mur, mur, który tylko on sam był w stanie
zburzyć.
Ale są rzeczy,
które wiem.
Chodź tu, a pokażę Ci.
W twoich oczach mogę zobaczyć
Co możemy osiągnąć
spróbuj sobie to wyobrazić.
Chodź tu, a pokażę Ci.
W twoich oczach mogę zobaczyć
Co możemy osiągnąć
spróbuj sobie to wyobrazić.
Jej głos też brzmiał zupełnie inaczej,
brakowało w nim pasji, którą wcześniej zawsze było słychać. Czując na sobie
jego spojrzenie, pełne bólu i cierpienia,
nie była w stanie zaśpiewać tego w inny sposób. Wiedziała, że to właśnie
ona jest temu wszystkiemu winna i nie mogła nic z tym zrobić. Najgorsze było to
uczucie bezsilności, które teraz ogarniało jej całe ciało.
- Stop, stop! Wystarczy! - na
słowa Pablo oboje ucichli. - Chyba jeszcze nigdy gorzej tego nie
zaśpiewaliście. W ogóle nie było pomiędzy Wami kontaktu wzrokowego, jakiegokolwiek
porozumienia, zgrania. Co się z Wami dzieje? - na to pytanie jednak nie dostał
odpowiedzi. - Powiem Wam, że bardzo się na Was zawiodłem. Na dzisiaj to koniec,
lepiej już idźcie. - dorzucił po chwili.
Violetta spojrzała na Angie,
która dała jej wyraźny znak, żeby poszła i, że porozmawiają na ten temat
później. Dziewczyna nie czekając już dłużej chwyciła torebkę, która wisiała na
jednym z krzeseł, po czym wyszła z sali. Chłopak również udał się do wyjścia.
Jednak nie zrobił tego tak szybko jak jego poprzedniczka. Jego krok był
znacznie wolniejszy i bardziej opanowany. Ta próba dla obojga była niezwykle
ciężka, uświadomiła im, że dystans, który dzieli ich w tym momencie, jest dla
nich nie do zniesienia. Problem jednak w tym, że żadne nie chciało się do tego
przyznać, nawet przed samym sobą.
Lara nigdy nie była dziewczyną za
którą chłopcy się uganiali, o której względy zabiegali w jakiś szczególny
sposób. Z resztą nigdy nie chciała kimś takim być. Od kiedy pamiętała zamiast
słodkich spódniczek i balerin wolała luźne jeansy i trampki. Zawsze stawiała na
wygodę. Różnica pomiędzy nią, a jej rówieśniczkami nie dotyczyła tylko kwestii
ubioru, czy makijażu. Przejawiała się w wielu aspektach jej życia. Zawsze miała
więcej kolegów niż koleżanek, wcale nie dlatego, że one jej nie lubiły, było
wręcz przeciwnie. To ona nie za bardzo lubiła z nimi przebywać. Nie
interesowały jej tematy, które poruszały, zwyczajnie ją nudziły. Z chłopakami
było zupełnie inaczej. Z nimi mogła rozmawiać na temat sportu, czy motoryzacji,
która była jej pasją od najmłodszych lat. Tak, nigdy nie zapomni pierwszego
wyścigu motocrossowego, na który zabrał ją ojciec. To właśnie on zaszczepił w
niej miłość do motorów. Miała wtedy cztery lata. Od tej pory przynajmniej raz w
tygodniu udawała się z tatą na tor. W jej pokoju miejsce lalek zajęły modele
różnego rodzaju pojazdów, a ściany zaczęły przyozdabiać plakaty przedstawiające
jej ulubionych kierowców. Dlatego chłopcy nigdy nie postrzegali jej jako
ewentualnej dziewczyny, zawsze była kimś z kim świetnie się dogadywali, w kogo
towarzystwie dobrze się czuli. Była przyjaciółką, prawdziwą przyjaciółką. Ona
również nie zwracała na nich zbytniej uwagi. Do momentu, w którym w jej życiu
pojawił się on, wysoki szatyn o zielonych oczach. W jednej chwili wywrócił jej
świat do góry nogami. W jego obecności czuła się zupełnie inaczej. Czuła motyle
w brzuchu. Było w nim coś takiego, co tak bardzo ją do niego przyciągało, coś
czemu mimo najszczerszych chęci nie mogła się oprzeć. W dodatku łączyła ich
wspólna pasja. Ten chłopak bezapelacyjnie spełniał jej wszystkie wymagania. Na
jej drodze do szczęścia stała tylko jedna przeszkoda, a mianowicie Violetta.
Lara w swoich przetartych ogrodniczkach i brudnych od oleju tenisówkach nie
mogła równać się z delikatną, posiadającą anielski głos osóbką, którą była
Castillo. Dlatego właśnie tak długo ukrywała swoje uczucia do Leona. Jednak
wtedy stało się coś, czego wcale się nie spodziewała. Leon i Violetta rozstali się. Od tej
pory razem z chłopakiem bardzo się do siebie zbliżyli. W końcu jej marzenie
stało się rzeczywistością. Zostali parą. Zawsze, gdy o tym myślała, na jej
twarzy pojawiał się uśmiech. Tak było i tym razem. Kopnęła kamyczek, który
niespodziewanie znalazł się w odległości kilku centymetrów od jej buta.
Przeturlał się parę metrów do przodu. W tym momencie zobaczyła zmierzającego w
jej stronę chłopaka. On natomiast na jej widok odsłonił szereg swoich śnieżnobiałych
zębów.
Nie wiedziała, czy sobie poradzi.
Nigdy jeszcze nie dostała tak poważnego zadania. Tak bardzo nie chciała zawieść.
Pragnęła pokazać, że jest kimś więcej niż tylko tą głupiutką Naty, która
wiecznie kryje się w cieniu Ludmiły. Robiła to przez tyle lat. Dlaczego? Sama
nie wiedziała, przecież kochała śpiewać. Uwielbiała to robić. Mogła wtedy
wreszcie całkowicie się otworzyć. Muzyka była jej sposobem na wyrażenie siebie,
swoich uczuć, emocji, była odskocznią od tej szarej rzeczywistości, która
często nie była taka, jaką dziewczyna chciałaby ją widzieć. Teraz mogła to
zrobić, mogła udowodnić wszystkim, że ma talent. To był ten moment. Problem
tylko w tym, że nie wiedziała, czy jest gotowa. Ta myśl dręczyła ją już od
dłuższego czasu. Od kiedy tylko zobaczyła swoje imię i nazwisko na liście
wykonawców partii solowych, bezustannie ćwiczyła swoją piosenkę. Rano, gdy
wstawała, podczas śniadania, w drodze do Studio, na każdej przerwie, nuciła ją
pod nosem. Kiedy wracała do domu, zamykała się w pokoju, brała gitarę.
Zaczynała grać, a słowa same wydobywały się z jej ust. Ust? Nie, tak naprawdę
wypływały prosto z jej serca. Bo prawda była taka, że bezapelacyjnie wkładała w
to całe serce. Jednak ciągle czuła niedosyt, czuła, że to nie jest jeszcze to.
Chciała, żeby wszystko było idealnie, każde słowo, każda nuta. Każdy
najmniejszy szczegół był dopięty na ostatni guzik. Inaczej po prostu nie mogło
być.
Poczuła w ustach suchość. Nic z
resztą dziwnego, ćwiczyła juz dobre trzy godziny. Wyjęła z torebki butelkę
wody. Upiła łyka. Po czym wróciła do uprzednio wykonywanej czynności. Nie miała
czasu do stracenia. Wciąż jeszcze się myliła, a przecież występ zbliżał się
wielkimi krokami. Nie mogła pozwolić sobie nawet na najdrobniejszy błąd.
Ciążyła na niej wielka odpowiedzialność, odpowiedzialność, z którą wcześniej
się nie zetknęła. Zamknęła oczy. Zaczęła piosenkę od nowa.
Jeśli nie ma nic do powiedzenia,
Ani nic do rozmawiania,
Nie trzeba tłumaczyć,
Jeżeli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...
Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz
Sprawia, że czuje, że jestem razem z tobą.
Ani nic do rozmawiania,
Nie trzeba tłumaczyć,
Jeżeli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...
Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz
Sprawia, że czuje, że jestem razem z tobą.
Na jej twarzy pojawił się
uśmiech. Wcześniej nie zastanawiała się nad tekstem. Teraz dopiero zauważyła
jak piękne są te słowa, jak prawdziwe. Mówią o tym, jak jedna osoba może być
ważna dla drugiej. Ile może dla niej znaczyć. Ile szczęścia może jej dawać.
Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki
To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem jeśli tu jesteś.
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki
To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem jeśli tu jesteś.
Jednak z każdym kolejnym słowem
refrenu, wyraz jej twarzy diametralnie się zmieniał. Już nie tryskała
szczęściem. Oczy straciły blask. Jego miejsce zajął smutek. Poczuła pustkę.
Dotarło do niej, że w jej życiu nie ma takiego kogoś, kogoś kto byłby dla niej,
w każdym wersie, akordzie, rytmie. To ją naprawdę zabolało. Przez tyle czasu była
tak zaabsorbowana Ludmiłą, że zupełnie zapomniała o sobie, o swoim szczęściu.
Bliskość drugiej osoby jest potrzebna każdemu.
- Cudownie...- nawet nie zauważyła,
kiedy Angie pojawiła się w sali. Tak bardzo zatraciła się w muzyce, że
zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się
lekko.
- Nie ma za co. Włożyłaś w to
tyle uczucia. Jestem zachwycona. Teraz zmykam. Nie będę Ci już przeszkadzać.
Ćwicz dalej. - nauczycielka wzięła z biurka jakieś kartki z nutami, po czym
skierowała się w stronę wyjścia.
- Angie, zaczekaj... - dziewczyna
zaczęła niepewnym głosem. Była tak bardzo nieśmiała i niepewna siebie. Dawało
to o sobie znać w jak najmniej odpowiednich momentach.
- Tak?
- Jesteś pewna, że dobrze
wybrałaś? Może jednak lepiej byłoby dać tę partię Ludmile, albo Violetcie. One
lepiej by sobie z tym poradziły. - jej spojrzenie zatrzymało się na czubkach granatowych
balerin, które miała dzisiaj na sobie.
- Tak, jestem w stu procentach
pewna swojego wyboru. Naty, masz wielki talent, zrozum to wreszcie. Jedynym co
Cię ogranicza, jesteś Ty sama. Znieś barierę, uwolnij swój głos. Wystarczy, że
w siebie uwierzysz, tak jak ja w Ciebie uwierzyłam. - kobieta podeszła do brunetki i chwyciła jej
dłoń. Tak jak ja uwierzyłam w Ciebie. - to
stwierdzenie wciąż rozbrzmiewało w głowie Natalii. Tak bardzo było jej
potrzebne, tak wiele dla niej zanczyło.
Wystarczyło jej to, że mogła na
niego patrzeć, czuć jego bliskość, jego oddech na swojej skórze, zapach jego
perfum. Kochała sposób w jaki ją przytulał, całował. Wtedy zapominała o całym
otaczającym ją świecie, każdym problemie, trosce. Czuła się bezpieczna. Czuła,
że może wszystko. Gdy się budziła i zasypiała, był pierwszą bądź ostatnią
osobą, której wizerunek pojawiał się przed jej oczami. Tak bardzo go kochała.
Co prawda byli razem niedługo, ale ten czas wystarczył, żeby kompletnie
straciła dla niego głowę. On nie pozostawał jej dłużny. Była dla niego
najważniejsza. Nie była jak inne dziewczyny. Była wyjątkowa, unikatowa, jedyna
w swoim rodzaju. Nawet w beznadziejnej sytuacji potrafiła znaleźć jakieś pozytywy. Zawsze starała się
postrzegać świat w dużo piękniejszych barwach. Gotowa była nieść pomoc i
zmieniać go na lepsze. To tylko dwie z jej licznych zalet.
Byli sobie przeznaczeni,
dopełniali się. To było pewne. Dlaczego więc los postanowił ich rozdzielić?
Zabrać każdemu z nich to co najbardziej kochał, a mianowicie siebie. Dlaczego wystawiał ich na taką próbę? Dlaczego
wszystko musi być tak skomplikowane? Chociaż
żadne nie chciało nic mówić, obydwoje zadręczali się tymi pytaniami. Trwali w
tej ciszy już od dłuższego czasu, a nic nie zapowiadało, aby coś miał się
zmienić. Wieczór zbliżał się nieubłagalnie. Właśnie mijał kolejny z dni, które
im pozostały, które mogli spędzić razem. Już niedługo ona wyjedzie. Wszystko
się skończy. Pryśnie, jak ogromna mydlana bańka. Wiedział, że nie może do tego
dopuścić, nie może dać jej odejść. Musi wymyślić jakiś sposób, aby ją tu
zatrzymać. Jednak problem polegał na tym, że nie miał żadnego pomysłu.
Marco spojrzał na dziewczynę.
Była taka piękna, była spełnieniem jego marzeń. W tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały
się. Wyrażały więcej niż tysiąc słów.
..................................................................................................
Dzisiaj wypada miesięcznica
mojego bloga. Z tej okazji chciałabym Wam serdecznie podziękować za to, że cały
czas ze mną jesteście i czytacie moje wypociny. Jestem Wam za to ogromnie
wdzięczna. Dziękuję Wam również za wszystkie pozostawione komentarze. Są dla
mnie bardzo ważne, motywują mnie do dalszej pracy (a raczej przyjemności, bo
pisanie dla Was niewątpliwie jest
przyjemnością). Jesteście wspaniali. Kocham Was <3
P.S.1. Chciałabym też bardzo,
bardzo serdecznie podziękować Nathalii Verdas, z szabloniarni ,,Szablony na
Wesoło", za wykonanie fantastycznego szablonu na mojego bloga. Niezmiernie
mi się podoba, jest idealny, zupełnie taki, o jaki mi chodziło. Dziewczyna ma ogromny talent.
P.S.2. Chciałabym, aby rozdziały
pojawiały się częściej, jednak jest to
niemożliwe. Przy takim natłoku nauki nie mam w ogóle czasu, czasami cudem uda
mi się znaleźć jakieś pół godziny, żeby coś sklecić.
Wasza Diana ;***
Nie wiem, co napisać. Dobrze wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania. Ten rozdział, jest wyjątkowy, zresztą jak każdy. Czekam z niecierpliwością na kolejny! <3
OdpowiedzUsuńWszystkie perspektywy są świetne, bo wyrażają wszystkie najistotniejsze informacje. :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się, gdy Leon i Violka śpiewali Podemos. Ten brak uczuć był świetny i nie mogę się doczekać, jak to się wszystko zakończy. :)
Perspektywa Naty tak samo idealna. :) Myślałam, że wejdzie Maxi, ale Angie bardzo jej pomogła, więc to świetne rozwinięcie. :)
Hmmm... Ludmiła... Mam dziwne przeczucie, że ktoś się w jej życiu pojawi i zmieni ją diametralnie. Bardzo bym chciała by był to Fede, ale to ty tu decydujesz. :)
Wszystkie rozdziały były cudowne i bardzo Ci dziękuję za podzielenie się twoim talentem z nami. :)
X. <3
Nie mam pojęcia co tu napisać... Bo to przecież oczywiste, że bardzo mi się podobało... Jak mogłoby być inaczej? Twój styl pisania jest piękny... Jestem strasznie ciekawa jak to się potoczy.Mam cichą nadzieję, że będzie Leonetta. Bo przecież oni nie mogą bez siebie żyć... Mi ta samo jak Xeni najbardziej podobał się duet Leonetty...To wszytko takie smutne... I perspektywa owej pary, i Naty, Fran i Marco... Dlaczego im to robisz? Mam nadzieję, że w każdym przypadku nastąpi happy end ;)) Czekam z niecierpliwością, na Twój następny, cudowny rozdział. ;**
OdpowiedzUsuńZgadzam się duet był wyjątkowo smutny :/
UsuńJeszze na dodatek zaczeło lecieć " Te esperare " w wykonaniu Jorge, a ja przy tej piosence nie umiem się powstrzymać i w połączeniu z problemami Leonetty popłakałam się.
Dziewczyna ma talent :)
Zapraszam do mnie -> ncleonyvilu.blogspot.com
to jakaś totalna masakra. dopiero dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że kompletnie mnie rozwaliłaś. nie mam pojęcia jakich słów użyć, żeby opisać to, jak bardzo mi się podoba Twoja historia. po prostu coś niesamowitego! chylę czoła! i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńściskam mocno ;)