sobota, 14 września 2013

Capítulo cuarto - ,,Ahora te toca a ti" (,,Euforia")



,,Teraz wszystko się zmieni, wszystko będzie inne, prostsze. Pozbawione trudnych wyborów, decyzji, cierpienia. Takie jak powinno być od początku. Nie mam zamiaru już dłużej rozpamiętywać przeszłości. To co było, już minęło. Stało się wspomnieniami, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci, w moim sercu, jednak tylko wspomnieniami. Ważne jest tu i teraz. Teraźniejsza rzeczywistość, niekoniecznie idealna, ale prawdziwa. Muszę bardziej doceniać to co mam, a nie to co mogłam mieć lecz straciłam przez własne niezdecydowanie i błędy. Przecież mam tak wiele. Kochającego ojca, ciotkę, przyjaciół, wspaniałego chłopaka, który tak bardzo o mnie dba. Diego jest naprawdę cudowny. Bardzo dobrze mnie traktuje, zależy mu na mnie. Na wczorajszym spotkaniu świetnie się bawiłam, dopóki...dopóki w mojej głowie nie pojawił się on, Leon. Mimo wszystko nie potrafię tak po prostu wymazać go z pamięci, usunąć z mojego serca. Nie zmienia tego nawet to co mi powiedział. Jednak skoro tak myśli, muszę wreszcie odpuścić. To jedyny sposób, aby w końcu być szczęśliwym..." - Odpuścić. - to słowo jeszcze na długi czas pozostało w jej głowie. Odłożyła pamiętnik na szafkę, po czym podeszła do okna. Ostatnie promienie zachodzącego słońca  delikatnie muskały jej twarz. Uśmiechnęła się sama do siebie. Świat jest taki piękny, a my, zagubieni w naszych problemach i troskach, często nie potrafimy tego docenić.  - pomyślała. Obiecała sobie, że od tego momentu będzie dostrzegała te wszystkie, mogłoby się wydawać drobne, szczegóły, które czasami mogą dawać tyle radości. Drobny gest, jeden uśmiech, jedno spojrzenie, mogą tyle zmienić, dodać pewności siebie. Jej uwagę przykuły dzieci bawiące się po drugiej stronie ulicy. Były takie beztroskie, szczęśliwe. Przypomniała sobie siebie w ich wieku. Razem z tatą popołudniami spacerowali po plaży. Natomiast kiedy tylko słońce znikało za horyzontem, kładli się na jeszcze ciepłym piasku i obserwowali pierwsze gwiazdy pojawiające się na niebie. Uwielbiała to robić. Wtedy wszystko było inne. Zawsze gdy tęskniła za mamą, właśnie to wspomnienie dodawało jej otuchy, sprawiało, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech.

Pewnym krokiem weszła do Studio. Oczy wszystkich skierowane były prosto na nią. Wyglądała nieziemsko. Ubrana była w białą bluzkę i czarną, dopasowaną spódniczkę. Burza blond włosów upięta została w gruby warkocz opadający na jej lewe ramię. Cały efekt dopełniały jedne z jej ulubionych czarnych botków na wysokim obcasie. Niektóre dziewczyny patrzyły na nią z podziwem, chciały być takie jak ona, pozostałe natomiast najzwyczajniej w świecie jej zazdrościły. Miała wszystko, o czym one mogły tylko pomarzyć. Była piękna, miała ogromny talent, pieniądze. Bez najmniejszych problemów mogła zdobyć większość chłopaków w szkole. Tak, wystarczyło, że tylko do któregoś podeszła, uśmiechnęła się bądź zatrzepotała swoimi długimi rzęsami, a gotowy był rzucić jej do stóp cały świat. Jednak dla większości z nich była niemalże nieosiągalna, przez co wydawała się tak intrygująca i pociągająca. Lubiła taka być. Nie przeszkadzało jej to, że wszyscy śledzą jej każdy ruch. Uwielbiała być w centrum uwagi. Czuła się wtedy jak gwiazda, którą w swoim mniemaniu, niewątpliwie była. Destinada Brilliar! - pomyślała. Zawsze wszystko przychodziło jej z taką łatwością, zawsze dostawała to czego chciała...zawsze dopóki w Studio nie pojawiła się ta mała Castillo. Wtargnęła w jej życie z tym swoimi niecnymi zamiarami odebrania jej tego wszystkiego na co Ludmiła tak długo pracowała Nienawidziła jej od pierwszego momentu, w którym ją zobaczyła. Najpierw odebrała jej Leona, co prawda blondynka nigdy go nie kochała, ale świetnie razem wyglądali. To był pierwszy błąd, który popełniła Violetta, kolejnym natomiast było to, że pokonała ją w rywalizacji o serce Tomasa. Uczuć do tego chłopaka nigdy nie była do końca pewna, sama nie wiedziała co tak naprawdę do niego czuła. Kiedy się nad tym głębiej zastanawiała, dochodziła do wniosku, że to też nie była miłość, fascynacja, zwykłe zauroczenie - tak, ale nie miłość.  Ludmi już taka była, żeby zasłużyć na jej uczucie trzeba było się naprawdę napracować, trzeba było mieć w sobie to coś, coś co ona w sobie miała. Nigdy dotąd jednak nie spotkała takiej osoby, albo po prostu jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Aczkolwiek tym za co dziewczyna najbardziej nienawidziła szatynki był jej talent, jej niesamowity głos. Tylko ona w Studio mogła jej ,,zagrozić", odebrać to czego najbardziej chciała. A to, czego najbardziej chciała Ludmiła to być najlepszą.

Wszystko wokoło było takie piękne. Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Śpiew ptaków był jak cicha muzyka stworzona przez naturę. Przemierzała teraz jedną z ulic prowadzących do Studio. Miała tutaj wszystko czego potrzebowała,  wszystko co tak bardzo kochała - przyjaciół, szkołę, no i oczywiście jego. Nie mogła pogodzić się z myślą, że wkrótce to wszystko straci. Ścisnęła mocniej dłoń chłopaka. Nie uszło to jego uwadze. Spojrzał na nią, a w jego spojrzeniu ujrzała tyle miłości, ciepła... Nie wytrzymała, łzy same napłynęły jej do oczu. W tym momencie odwróciła się i już miała zacząć biec, ale on nie zamierzał jej na to pozwolić. Chwycił ją za ramię i ponownie obrócił w swoją stronę. Mocno się w niego wtuliła.
- Fran, co się dzieje? - w głosie bruneta wyraźnie słychać było troskę i niepokój. Była dla niego niezwykle ważna. Dobrze o tym wiedziała i właśnie dlatego tak bardzo nie chciała go opuszczać.
- Marco, ja nie chcę...ja nie mogę... - jej słowa były ledwie słyszalne. Nadal łkała, chociaż jego bliskość nieco ją uspokoiła.
- Spokojnie, wszystko się ułoży, zobaczysz. Obiecuję Ci to. - uniósł jej podbródek w taki sposób, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry. Był dla niej taki dobry, znalazła w nim wszystko, czego tak długo szukała, wszystko o czym marzyła. Tak długo na to czekała. Czekała właśnie na niego.

Próba trwała już dobrą godzinę. Angie i Pablo wciąż ją przerywali, poprawiając bezustannie mylących się uczniów. Po wyrazie twarzy mężczyzny można było stwierdzić, że jest już zmęczony i sfrustrowany niepoważnym podejściem  swoich podopiecznych do tak ważnej uroczystości, jaką był dla Studio jubileusz. Co chwila albo zapominali tekstu, albo zaczynali się wygłupiać. Jak oni mogą nie zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji? - to pytanie cały czas nasuwało mu się na myśl. Rozumiał, że są jeszcze młodzi, niedoświadczeni, ale to wcale nie zmieniało stanu rzeczy. Spojrzał na przyjaciółkę. Ona też nie wyglądała na zachwyconą. Co chwila łapała się za głowę bądź tłumaczyła coś uczniom, wymachując przy tym rękoma.
- Dość tego! ,,On beat" będziemy ćwiczyć jutro, dzisiaj wcale nie jesteście skupieni na tym co robicie, więc to nie ma sensu. - Galindo nie wytrzymał. - Violetta, Leon zostańcie, przećwiczymy wasz duet. Reszcie dziękujemy.
Dziewczyna niepewnym krokiem podeszła na środek sceny. Unikała jego wzroku przez cały dzień. Nie chciała znów zobaczyć tej pustki. To było zbyt bolesne. Próbowała o nim zapomnieć, ale nie umiała. Założyła więc, że lepiej będzie go unikać. To było teraz jedyne rozwiązanie. Chłopak ustał jakieś trzy metry od niej, ale nawet na nią nie spojrzał. Jego oczy skierowane były w stronę nauczycieli.
- Zaczynajcie. - usłyszeli słowa Angeles, gdy w sali pozostała już tylko ich czwórka.

Nie jestem ptakiem, który lata,
I nie maluję obrazów.
Nie jestem rzeźbiarzem, poetą.
Jestem tylko, kim jestem.

Z gwiazd nie umiem czytać,
I księżyca nie zniżę,
Nie jestem niebem, ani słońcem...
Jestem tylko sobą.

Wyglądał tak samo jak Leon, ale wcale tak nie brzmiał. Jego głos pozbawiony był tego uczucia, które zawsze towarzyszyło mu gdy śpiewał. Wtedy był sobą, otwierał się, zatracał w muzyce. A teraz? Teraz, postawił wokół siebie mur, mur, który tylko on sam był w stanie zburzyć.

Ale są rzeczy, które wiem.
Chodź tu, a pokażę Ci.
W twoich oczach mogę zobaczyć
Co możemy osiągnąć
spróbuj sobie to wyobrazić.

Jej głos też brzmiał zupełnie inaczej, brakowało w nim pasji, którą wcześniej zawsze było słychać. Czując na sobie jego spojrzenie, pełne bólu i cierpienia,  nie była w stanie zaśpiewać tego w inny sposób. Wiedziała, że to właśnie ona jest temu wszystkiemu winna i nie mogła nic z tym zrobić. Najgorsze było to uczucie bezsilności, które teraz ogarniało jej całe ciało.
- Stop, stop! Wystarczy! - na słowa Pablo oboje ucichli. - Chyba jeszcze nigdy gorzej tego nie zaśpiewaliście. W ogóle nie było pomiędzy Wami kontaktu wzrokowego, jakiegokolwiek porozumienia, zgrania. Co się z Wami dzieje? - na to pytanie jednak nie dostał odpowiedzi. - Powiem Wam, że bardzo się na Was zawiodłem. Na dzisiaj to koniec, lepiej już idźcie. - dorzucił po chwili.
Violetta spojrzała na Angie, która dała jej wyraźny znak, żeby poszła i, że porozmawiają na ten temat później. Dziewczyna nie czekając już dłużej chwyciła torebkę, która wisiała na jednym z krzeseł, po czym wyszła z sali. Chłopak również udał się do wyjścia. Jednak nie zrobił tego tak szybko jak jego poprzedniczka. Jego krok był znacznie wolniejszy i bardziej opanowany. Ta próba dla obojga była niezwykle ciężka, uświadomiła im, że dystans, który dzieli ich w tym momencie, jest dla nich nie do zniesienia. Problem jednak w tym, że żadne nie chciało się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.

Lara nigdy nie była dziewczyną za którą chłopcy się uganiali, o której względy zabiegali w jakiś szczególny sposób. Z resztą nigdy nie chciała kimś takim być. Od kiedy pamiętała zamiast słodkich spódniczek i balerin wolała luźne jeansy i trampki. Zawsze stawiała na wygodę. Różnica pomiędzy nią, a jej rówieśniczkami nie dotyczyła tylko kwestii ubioru, czy makijażu. Przejawiała się w wielu aspektach jej życia. Zawsze miała więcej kolegów niż koleżanek, wcale nie dlatego, że one jej nie lubiły, było wręcz przeciwnie. To ona nie za bardzo lubiła z nimi przebywać. Nie interesowały jej tematy, które poruszały, zwyczajnie ją nudziły. Z chłopakami było zupełnie inaczej. Z nimi mogła rozmawiać na temat sportu, czy motoryzacji, która była jej pasją od najmłodszych lat. Tak, nigdy nie zapomni pierwszego wyścigu motocrossowego, na który zabrał ją ojciec. To właśnie on zaszczepił w niej miłość do motorów. Miała wtedy cztery lata. Od tej pory przynajmniej raz w tygodniu udawała się z tatą na tor. W jej pokoju miejsce lalek zajęły modele różnego rodzaju pojazdów, a ściany zaczęły przyozdabiać plakaty przedstawiające jej ulubionych kierowców. Dlatego chłopcy nigdy nie postrzegali jej jako ewentualnej dziewczyny, zawsze była kimś z kim świetnie się dogadywali, w kogo towarzystwie dobrze się czuli. Była przyjaciółką, prawdziwą przyjaciółką. Ona również nie zwracała na nich zbytniej uwagi. Do momentu, w którym w jej życiu pojawił się on, wysoki szatyn o zielonych oczach. W jednej chwili wywrócił jej świat do góry nogami. W jego obecności czuła się zupełnie inaczej. Czuła motyle w brzuchu. Było w nim coś takiego, co tak bardzo ją do niego przyciągało, coś czemu mimo najszczerszych chęci nie mogła się oprzeć. W dodatku łączyła ich wspólna pasja. Ten chłopak bezapelacyjnie spełniał jej wszystkie wymagania. Na jej drodze do szczęścia stała tylko jedna przeszkoda, a mianowicie Violetta. Lara w swoich przetartych ogrodniczkach i brudnych od oleju tenisówkach nie mogła równać się z delikatną, posiadającą anielski głos osóbką, którą była Castillo. Dlatego właśnie tak długo ukrywała swoje uczucia do Leona. Jednak wtedy stało się coś, czego wcale się nie spodziewała. Leon i Violetta rozstali się. Od tej pory razem z chłopakiem bardzo się do siebie zbliżyli. W końcu jej marzenie stało się rzeczywistością. Zostali parą. Zawsze, gdy o tym myślała, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Tak było i tym razem. Kopnęła kamyczek, który niespodziewanie znalazł się w odległości kilku centymetrów od jej buta. Przeturlał się parę metrów do przodu. W tym momencie zobaczyła zmierzającego w jej stronę chłopaka. On natomiast na jej widok odsłonił szereg swoich śnieżnobiałych zębów.

Nie wiedziała, czy sobie poradzi. Nigdy jeszcze nie dostała tak poważnego zadania. Tak bardzo nie chciała zawieść. Pragnęła pokazać, że jest kimś więcej niż tylko tą głupiutką Naty, która wiecznie kryje się w cieniu Ludmiły. Robiła to przez tyle lat. Dlaczego? Sama nie wiedziała, przecież kochała śpiewać. Uwielbiała to robić. Mogła wtedy wreszcie całkowicie się otworzyć. Muzyka była jej sposobem na wyrażenie siebie, swoich uczuć, emocji, była odskocznią od tej szarej rzeczywistości, która często nie była taka, jaką dziewczyna chciałaby ją widzieć. Teraz mogła to zrobić, mogła udowodnić wszystkim, że ma talent. To był ten moment. Problem tylko w tym, że nie wiedziała, czy jest gotowa. Ta myśl dręczyła ją już od dłuższego czasu. Od kiedy tylko zobaczyła swoje imię i nazwisko na liście wykonawców partii solowych, bezustannie ćwiczyła swoją piosenkę. Rano, gdy wstawała, podczas śniadania, w drodze do Studio, na każdej przerwie, nuciła ją pod nosem. Kiedy wracała do domu, zamykała się w pokoju, brała gitarę. Zaczynała grać, a słowa same wydobywały się z jej ust. Ust? Nie, tak naprawdę wypływały prosto z jej serca. Bo prawda była taka, że bezapelacyjnie wkładała w to całe serce. Jednak ciągle czuła niedosyt, czuła, że to nie jest jeszcze to. Chciała, żeby wszystko było idealnie, każde słowo, każda nuta. Każdy najmniejszy szczegół był dopięty na ostatni guzik. Inaczej po prostu nie mogło być.
Poczuła w ustach suchość. Nic z resztą dziwnego, ćwiczyła juz dobre trzy godziny. Wyjęła z torebki butelkę wody. Upiła łyka. Po czym wróciła do uprzednio wykonywanej czynności. Nie miała czasu do stracenia. Wciąż jeszcze się myliła, a przecież występ zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogła pozwolić sobie nawet na najdrobniejszy błąd. Ciążyła na niej wielka odpowiedzialność, odpowiedzialność, z którą wcześniej się nie zetknęła. Zamknęła oczy. Zaczęła piosenkę od nowa.

Jeśli nie ma nic do powiedzenia,
Ani nic do rozmawiania,
Nie trzeba tłumaczyć,
Jeżeli ochronisz wszystkie sekrety mojego życia,
I moje sny, to się dowiesz...

Jesteś jedyną piosenką,
Która zawsze opisuje,
Jak moje serce bije,
Każde słowo, każdy zapisek, który mi dajesz
Sprawia, że czuje, że jestem razem z tobą.

Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wcześniej nie zastanawiała się nad tekstem. Teraz dopiero zauważyła jak piękne są te słowa, jak prawdziwe. Mówią o tym, jak jedna osoba może być ważna dla drugiej. Ile może dla niej znaczyć. Ile szczęścia może jej dawać.

Między nami jest chemia,
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki

To jest przeznaczenie,
Jestem jaki jestem jeśli tu jesteś.

Jednak z każdym kolejnym słowem refrenu, wyraz jej twarzy diametralnie się zmieniał. Już nie tryskała szczęściem. Oczy straciły blask. Jego miejsce zajął smutek. Poczuła pustkę. Dotarło do niej, że w jej życiu nie ma takiego kogoś, kogoś kto byłby dla niej, w każdym wersie, akordzie, rytmie. To ją naprawdę zabolało. Przez tyle czasu była tak zaabsorbowana Ludmiłą, że zupełnie zapomniała o sobie, o swoim szczęściu. Bliskość drugiej osoby jest potrzebna każdemu.
- Cudownie...- nawet nie zauważyła, kiedy Angie pojawiła się w sali. Tak bardzo zatraciła się w muzyce, że zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.
- Nie ma za co. Włożyłaś w to tyle uczucia. Jestem zachwycona. Teraz zmykam. Nie będę Ci już przeszkadzać. Ćwicz dalej. - nauczycielka wzięła z biurka jakieś kartki z nutami, po czym skierowała się w stronę wyjścia.
- Angie, zaczekaj... - dziewczyna zaczęła niepewnym głosem. Była tak bardzo nieśmiała i niepewna siebie. Dawało to o sobie znać w jak najmniej odpowiednich momentach.
- Tak?
- Jesteś pewna, że dobrze wybrałaś? Może jednak lepiej byłoby dać tę partię Ludmile, albo Violetcie. One lepiej by sobie z tym poradziły. - jej spojrzenie zatrzymało się na czubkach granatowych balerin, które miała dzisiaj na sobie.
- Tak, jestem w stu procentach pewna swojego wyboru. Naty, masz wielki talent, zrozum to wreszcie. Jedynym co Cię ogranicza, jesteś Ty sama. Znieś barierę, uwolnij swój głos. Wystarczy, że w siebie uwierzysz, tak jak ja w Ciebie uwierzyłam.  - kobieta podeszła do brunetki i chwyciła jej dłoń. Tak jak ja uwierzyłam w Ciebie. - to stwierdzenie wciąż rozbrzmiewało w głowie Natalii. Tak bardzo było jej potrzebne, tak wiele dla niej zanczyło.

Wystarczyło jej to, że mogła na niego patrzeć, czuć jego bliskość, jego oddech na swojej skórze, zapach jego perfum. Kochała sposób w jaki ją przytulał, całował. Wtedy zapominała o całym otaczającym ją świecie, każdym problemie, trosce. Czuła się bezpieczna. Czuła, że może wszystko. Gdy się budziła i zasypiała, był pierwszą bądź ostatnią osobą, której wizerunek pojawiał się przed jej oczami. Tak bardzo go kochała. Co prawda byli razem niedługo, ale ten czas wystarczył, żeby kompletnie straciła dla niego głowę. On nie pozostawał jej dłużny. Była dla niego najważniejsza. Nie była jak inne dziewczyny. Była wyjątkowa, unikatowa, jedyna w swoim rodzaju. Nawet w beznadziejnej sytuacji potrafiła  znaleźć jakieś pozytywy. Zawsze starała się postrzegać świat w dużo piękniejszych barwach. Gotowa była nieść pomoc i zmieniać go na lepsze. To tylko dwie z jej licznych zalet.
Byli sobie przeznaczeni, dopełniali się. To było pewne. Dlaczego więc los postanowił ich rozdzielić? Zabrać każdemu z nich to co najbardziej kochał, a mianowicie siebie.  Dlaczego wystawiał ich na taką próbę? Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?  Chociaż żadne nie chciało nic mówić, obydwoje zadręczali się tymi pytaniami. Trwali w tej ciszy już od dłuższego czasu, a nic nie zapowiadało, aby coś miał się zmienić. Wieczór zbliżał się nieubłagalnie. Właśnie mijał kolejny z dni, które im pozostały, które mogli spędzić razem. Już niedługo ona wyjedzie. Wszystko się skończy. Pryśnie, jak ogromna mydlana bańka. Wiedział, że nie może do tego dopuścić, nie może dać jej odejść. Musi wymyślić jakiś sposób, aby ją tu zatrzymać. Jednak problem polegał na tym, że nie miał żadnego pomysłu.
Marco spojrzał na dziewczynę. Była taka piękna, była spełnieniem jego marzeń. W tym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się. Wyrażały więcej niż tysiąc słów.

..................................................................................................

Dzisiaj wypada miesięcznica mojego bloga. Z tej okazji chciałabym Wam serdecznie podziękować za to, że cały czas ze mną jesteście i czytacie moje wypociny. Jestem Wam za to ogromnie wdzięczna. Dziękuję Wam również za wszystkie pozostawione komentarze. Są dla mnie bardzo ważne, motywują mnie do dalszej pracy (a raczej przyjemności, bo pisanie dla Was  niewątpliwie jest przyjemnością). Jesteście wspaniali. Kocham Was <3
P.S.1. Chciałabym też bardzo, bardzo serdecznie podziękować Nathalii Verdas, z szabloniarni ,,Szablony na Wesoło", za wykonanie fantastycznego szablonu na mojego bloga. Niezmiernie mi się podoba, jest idealny, zupełnie taki, o jaki  mi chodziło. Dziewczyna ma ogromny talent.
P.S.2. Chciałabym, aby rozdziały pojawiały się częściej,  jednak jest to niemożliwe. Przy takim natłoku nauki nie mam w ogóle czasu, czasami cudem uda mi się znaleźć jakieś pół godziny, żeby coś sklecić.
                                                                                                      
Wasza Diana ;***


5 komentarzy:

  1. Nie wiem, co napisać. Dobrze wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania. Ten rozdział, jest wyjątkowy, zresztą jak każdy. Czekam z niecierpliwością na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie perspektywy są świetne, bo wyrażają wszystkie najistotniejsze informacje. :)
    Najbardziej podobało mi się, gdy Leon i Violka śpiewali Podemos. Ten brak uczuć był świetny i nie mogę się doczekać, jak to się wszystko zakończy. :)
    Perspektywa Naty tak samo idealna. :) Myślałam, że wejdzie Maxi, ale Angie bardzo jej pomogła, więc to świetne rozwinięcie. :)
    Hmmm... Ludmiła... Mam dziwne przeczucie, że ktoś się w jej życiu pojawi i zmieni ją diametralnie. Bardzo bym chciała by był to Fede, ale to ty tu decydujesz. :)
    Wszystkie rozdziały były cudowne i bardzo Ci dziękuję za podzielenie się twoim talentem z nami. :)
    X. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia co tu napisać... Bo to przecież oczywiste, że bardzo mi się podobało... Jak mogłoby być inaczej? Twój styl pisania jest piękny... Jestem strasznie ciekawa jak to się potoczy.Mam cichą nadzieję, że będzie Leonetta. Bo przecież oni nie mogą bez siebie żyć... Mi ta samo jak Xeni najbardziej podobał się duet Leonetty...To wszytko takie smutne... I perspektywa owej pary, i Naty, Fran i Marco... Dlaczego im to robisz? Mam nadzieję, że w każdym przypadku nastąpi happy end ;)) Czekam z niecierpliwością, na Twój następny, cudowny rozdział. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się duet był wyjątkowo smutny :/
      Jeszze na dodatek zaczeło lecieć " Te esperare " w wykonaniu Jorge, a ja przy tej piosence nie umiem się powstrzymać i w połączeniu z problemami Leonetty popłakałam się.
      Dziewczyna ma talent :)
      Zapraszam do mnie -> ncleonyvilu.blogspot.com

      Usuń
  4. to jakaś totalna masakra. dopiero dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że kompletnie mnie rozwaliłaś. nie mam pojęcia jakich słów użyć, żeby opisać to, jak bardzo mi się podoba Twoja historia. po prostu coś niesamowitego! chylę czoła! i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    ściskam mocno ;)

    OdpowiedzUsuń